Paweł Szelegieniec: Problemy z lewicą

[2010-03-25 09:30:06]

Zarówno w Polsce, jak i w Europie, lewica przeżywa kryzys. Źródeł tego stanu rzeczy jest kilka. Lewicowość kojarzona jest ze stalinowskim autorytaryzmem, neoliberalnym reformami oraz, używając określenia I. Wallersteina, ustanawianiem tzw. "kapitalizmu peryferyjnego", polegającego na "modernizacji niedorozwoju", a nie poprawie położenia biedniejszej części społeczeństwa. Znaczący jest również brak klarownego programu. Doprowadziło to do absurdalnej sytuacji, w której bardzo trudno jest wskazać "cechy szczególne" lewicy jako takiej.

Polska lewica nie wie, do których tradycji może odwoływać się bez większych obaw, bowiem tradycje postępowych walk społecznych, z których kiedyś czerpała swoją tożsamość, zostały niemal zupełnie wyrugowane ze świadomości zbiorowej. Dzisiejsza "lewica trzeciej drogi" (termin w ramach dyskursu lewicowego co najmniej wątpliwy z faktu na jego neofaszystowskie konotacje) upodobniła się do liberalnego centrum, przyjęła jego zwyczaje i maniery, a także wcieliła się w rolę zarządcy kapitalizmem neoliberalnym, co doprowadziło do skutków odwrotnych niż zamierzone, zamiast wychodzić naprzeciw problemom "klas ludowych", pracowników najemnych, biedoty, lokatorów, partie powszechnie uważane za "lewicowe" wolą salony elit, niż "zadymy" w obronie miejsc pracy.

Wychodząc naprzeciw problemowi (re?)definicji lewicy zacznijmy od tego, czym ona na pewno być nie może. Wbrew temu, co piszą prawicowi publicyści, lewica to wcale nie więcej etatyzmu, biurokratyzmu, "odgórności", co jest przeciwstawiane "naturalnej, oddolnej (sic!)" organizacji społeczeństwa, do której ma nawiązywać prawica. Utożsamianie tych negatywnych cech, wiąże się z doświadczeniem stalinowskim oraz z brakiem dynamiki w zachodnioeuropejskich "państwach dobrobytu", choć gdy im się bliżej przyjrzeć, są to historycznie cechy raczej konserwatyzmu niż lewicy. Rozpasana biurokracja i państwowa polityka gospodarcza nie są niczym nowym na tym świecie, istniały już w czasach Sumeru i Akadu, jak i w czasach monarchii kolonialnych, choć ich formy różniły się od dzisiejszych.

Paradoksalnie, pomocne w odgruzowaniu pojęcia lewicy będzie odwołanie się do dorobku marksizmu klasycznego, który wcale nie był programem totalnej biurokratyzacji i upaństwowienia. Nie jest to obecnie modne podejście, jednakże jeśli chcemy zrozumieć choroby współczesnej lewicy, jest to lekarstwo w pewnym sensie nieodzowne.

Jakie były zalecenia dla ruchów lewicowych w marksizmie klasycznym? Przede wszystkim, stwierdzono, iż społeczeństwa są w ciągłym, "dialektycznym" ruchu, są dynamiczne, a nie statyczne. Rozwój i postęp toczy się na płaszczyźnie rozwoju sił wytwórczych i walk społecznych. Pozytywną odpowiedzią na zło kapitalizmu nie jest etatyzm i odgórne, biurokratyczne planowanie, ale "oddolna samoorganizacja ludzi pracy", pokonanie anarchii produkcji rynkowej, poprzez jej demokratyzację, tak by praca przestała być czymś oderwanym od "człowieczej istoty robotnika", a stała się twórczym i odpowiedzialnym organizowaniem życia społecznego. Taki był sens stwierdzenia, iż "wyzwolenie proletariatu musi być jego własnym dziełem"; cała rzecz dotyczy zmiany stosunków społecznych, tak by to pracujący mogli mieć realny wpływ na zaspokajanie własnych i ogólnospołecznych potrzeb. Jednocześnie zaznaczono, że samo upaństwowienie i kuratela biurokracji niczego nie zmienia, przeciwnie, "powiększa jedynie już istniejące sprzeczności" w ramach stosunków społecznych i zachowuje ich kapitalistyczny charakter. Jakże różni się to od tego, co wykładano na WUML-ach! Nacjonalizacja bez demokracji pracowniczej nie jest rozwiązaniem i tutaj krytyka etatyzmu ze strony liberalizmu jest zasadna. Społeczeństwo, które zamiast być podmiotem życia gospodarczego, jest tylko biernym zjadaczem chleba, musi upaść. Ten prosty fakt wiedział już taki komunistyczny rewolucjonista, jak Lew Trocki, co niestety nie jest dzisiaj źródłem refleksji nad dziedzictwem marksizmu, chociaż elementarna uczciwość by tego wymagała. Sprzeczność marksizmu z despotyzmem stalinizmu najlepiej uwydatniała się podczas działań robotniczych, kiedy przykładowo, w 1956 r. Chruszczow wysłał czołgi, by zdusiły Radę Robotniczą Wielkiego Budapesztu. Radę robotniczą, która deklarowała poparcie dla socjalizmu! Nie trzeba się od razu zgadzać z przekazem marksizmu, by widzieć te różnice.

Bardzo trudno jest zgodzić się z kol. Grzegorzem Piątkowskim, który charakteryzuje "samoorganizację społeczeństwa" jako "prawicową", a za pozytywny przykład do naśladowania uważa dyktaturę postmaoistowską, realizującą gospodarczy program Friedmana, co stawia go raczej w szeregach przeciwników demokracji niż wolnościowców szczerze zainteresowanych "samoorganizacją społeczeństwa". Mamy tutaj do czynienia z typową antynomią liberalizmu. "Wolny rynek", tak wielbiony przez niego, nie jest synonimem samoorganizacji, ale uzależnienia swojego życia od ślepych sił podaży i popytu, jest autorytarny, antydemokratyczny i despotyczny. Niemiecki socjolog Robert Kurz taki leseferystyczny model nazwał "czarną utopią totalnej konkrecji". Nie ma samoorganizacji, jeżeli nad ludźmi rozprzestrzenia się mechanizm ślepych sił, bowiem to te siły przejmują wtedy funkcje kierownicze życia ludności, nie zaś ci, co się organizują. Autentyczną samoorganizację można osiągnąć, kiedy załogi zakładów demokratycznie realizują swoje potrzeby w kontekście poszanowania ogólnospołecznego interesu publicznego. Bardzo ciekawie pisał na ten temat Robert Dahl w swojej książce o obronie demokracji.

Może się to wydawać paradoksem, ale stalinizm i jego mutacje najbardziej wyniszczyły lewicę, terrorem zerwały łączność partii robotniczych ze społeczeństwem i jego interesami, bardziej przypominały stare, zmurszałe monarchie niż dynamiczne społeczeństwo postkapitalistyczne. Niczym, jak za czasów konserwatyzmu, elita rządząca została wyalienowana od obywateli. Jeżeli komuś porównanie stalinowskiego totalitaryzmu z czasami królów wydaje się niedorzeczne, to powinien wiedzieć, iż większość elementów zbrodniczej polityki "ZSRR" i "demoludów" nie różniło się od ludobójczej i totalitarnej polityki mocarstw imperialnych w koloniach, które pod przykrywką niesienia "cywilizacji" zaprowadzały despotyzm namiestników i armii. Obozy koncentracyjne, rzezie całych grup ludności, praca niewolnicza, masowy głód, dyktatura – żaden z tych elementów (zawsze najkonsekwentniej potępianych, i słusznie) nie był "patentem" Stalina czy Mao. Nawet stalinowska polityka wobec chłopstwa przypominała politykę brytyjską, kiedy siłą aparatu państwowego rugowano chłopów z ziemi, tak by mogła powstać wczesnokapitalistyczna wielka własność ziemska oraz nowe kategorie społeczne: kapitalista rolny i robotnik rolny. Stalin dokonał podobnego procesu "akumulacji pierwotnej", tyle że w czasie 5 lat, a nie dwóch wieków. Na tym właśnie polegało "dogonienie Zachodu". Tak dzisiaj hołubiony Alex de Tocqueville, nie zaś Mao, był twórcą doktryny jedności "liberalizmu z dominacją totalną w koloniach", demokracji w metropolii ze stanem wyjątkowym w prowincjach (w kontekście pacyfikacji Algieru "francuskiego"), legitymizującej zbrodnie ludobójstwa.

Niestety, brak świadomości własnej "czarnej" historii, ogólna amnezja społeczeństw europejskich w tej materii sprawia, że zbrodnie stalinizmu wydają się jedynymi zbrodniami w historii (poza faszystowskimi). W ten sposób lewica traci możliwość odniesienia i przeciętnemu człowiekowi wydaje się, że mówi same dziwne abstrakcje.

Braki w świadomości na polu historii społecznej mają stosunek odwrotnie proporcjonalny, jeżeli chodzi o budowę ruchów lewicowych i prawicowych. Im bardziej zamordyzm, biurokracja i zbrodnie kojarzą się z "lewicą", tym bardziej prawica może udawać niewiniątko, które jedynie chce zaprowadzenia "naturalnych praw wolnego rynku". Jak pokazało doświadczenie restytucji realnego liberalizmu w latach 80-tych, program ten prowadzi nie do dobrobytu, ale używając stwierdzenia Davida Harveya, do "odtworzenia klasowej władzy wyższych warstw społeczeństwa", co spowodowało zubożenie warstw niższych.

Funkcjonowanie neoliberalizmu w Polsce pokazuje, że lewica musi szybko znaleźć wyjście z impasu i przejść do zaprezentowania atrakcyjnego i konsekwentnie lewicowego programu. Na pewno nie może być to "komunistyczny" program w stylu Chin, gdzie partia ponoć lewicowa forsuje drastyczne środki wyzysku ludności w imię zysków dla korporacji, wysyła wojsko przeciwko strajkującym. Kiedyś to samo robili konserwatyści europejscy i tak samo byli z tego dumni przed całym światem.

Trzeba również jasno powiedzieć, że polskie partie uważające się za lewicowe z reguły nie zauważają tych faktów. Problemy społeczne, będące "środowiskiem naturalnym" rozwoju lewicy ich nie interesują. Byliśmy świadkami wielu dramatycznych walk pracowników w obronie swoich miejsc zatrudnienia, jak ostatnio w "Cegielskim", walk lokatorów przeciwko niczym nie ograniczonemu podwyższaniu czynszów ("wolny rynek" w praktyce!), czy sytuacji, w których w pogoni za zyskiem, fałszowano mierniki metanu w kopalniach. Jak w takiej sytuacji zachowują się partie ponoć lewicowe? Mówiąc najbardziej dyplomatycznie, nie robią nic, a jak już zaczną, to zajmują się drugorzędnymi sprawami, kłótniami elit, stołkami w samolotach etc. Trudno jest zobaczyć polityków SLD, SdPl, czy ultra-antyklerykalnej RACJI Polskiej Lewicy na protestach, jedyny wyjątek stanowi tutaj trockizująca Polska Partia Pracy, powołana na bazie związku zawodowego "Sierpień 80". Jeżeli mamy ocenić perspektywy lewicy w oparciu o jej zaangażowanie w walki społeczne, to mamy do wyboru albo totalną pustynię, albo bardzo długą drogę niewielkich partii w rodzaju PPP.

Pojawia się pytanie, czy obecna sytuacja będzie trwać długo. Bardzo ciężko jest sporządzić nawet zarys odpowiedzi. Na poziomie ogólnoeuropejskim kryzys neoliberalizmu bardziej poprawił wyniki ksenofobicznej prawicy niż lewicy społecznej.

Polski marazm i zniechęcenie społeczeństwa do działalności polityczno-społecznej raczej nie wróży dobrze przyszłości lewicy. Dopóki nie przełamie się impasu w zaangażowaniu społeczeństwa oraz nie odtworzy lewicowej świadomości, trudno będzie zbudować autentyczny ruch postępowy.

Paweł Szelegieniec


Tekst ukazał się w "Betonie Akademickim, Gazecie Instytut Politologii UP", nr 8/2009 s. 10-14.

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


23 listopada:

1831 - Szwajcarski pastor Alexandre Vinet w swym artykule na łamach "Le Semeur" użył terminu "socialisme".

1883 - Urodził się José Clemente Orozco, meksykański malarz, autor murali i litograf.

1906 - Grupa stanowiąca mniejszość na IX zjeździe PPS utworzyła PPS Frakcję Rewolucyjną.

1918 - Dekret o 8-godzinnym dniu pracy i 46-godzinnym tygodniu pracy.

1924 - Urodził się Aleksander Małachowski, działacz Unii Pracy. W latach 1993-97 wicemarszałek Sejmu RP, 1997-2003 prezes PCK.

1930 - II tura wyborów parlamentarnych w sanacyjnej Polsce. Mimo unieważnienia 11 list Centrolewu uzyskał on 17% poparcia.

1937 - Urodził się Karol Modzelewski, historyk, lewicowy działacz polityczny.

1995 - Benjamin Mkapa z lewicowej Partii Rewolucji (CCM) został prezydentem Tanzanii.

2002 - Zmarł John Rawls, amerykański filozof polityczny, jeden z najbardziej wpływowych myślicieli XX wieku.


?
Lewica.pl na Facebooku