Stany Zjednoczone, po wydarzeniach z 11 września 2001 r., skupiły się tylko na walce z terroryzmem. Od 2008 roku Waszyngton zmaga się z kryzysem finansowym. Przez ostatnią dekadę Ameryka zaniedbała stosunki z różnymi regionami na świecie. W tym samym czasie Chiny rozszerzają swoje wpływy na całym świecie. Instytuty Konfucjusza, czyli sieć organizacji non-profit, która propaguje język i kulturę chińską, znajdują się już niemalże w każdym zakątku świata, a będzie ich jeszcze więcej.
Największe państwo Azji, potrzebuje coraz więcej surowców. W tym celu Pekin zacieśnia stosunki z Afryką, Ameryką Łacińską czy z Bliskim Wschodem. Jeszcze nigdy relacje między Państwem Środka a państwami afrykańskimi, czy latynoskimi nie były aż tak bliskie. Do tego obie strony są zainteresowane, aby coraz bardziej zacieśnić te stosunki. Dla wielu stolic afrykańskich czy latynoamerykańskich, Chiny już są najważniejszym partnerem strategicznym. Przyjrzyjmy się zatem jak Chińczycy skorzystali na osłabieniu potęgi Stanów Zjednoczonych.
Zdobywcy Czarnego Lądu
Jednym ze spektakularnych przejawów roli Chin na arenie międzynarodowej, jest wejście Chińczyków do Afryki. Czarny kontynent, który przez wieki był wykorzystywany przez zachodnich mocodawców, nagle został zapomniany. Stany Zjednoczone, jak i Europa Zachodnia (może za wyjątkiem Francji) i Rosja straciły zainteresowanie wydawaniem pieniędzy na tym obszarze. Afryka jako region bogaty w surowce a jednocześnie będący ogromnym rynkiem zbytu, stał się idealnym miejscem dla Pekinu. Od roku 2000 mają tam miejsce regularne szczyty, z udziałem chińskiego premiera oraz wielu afrykańskich szefów państw. To wszystko dzięki Forum Współpracy Chin i Afryki.
W 2006 r., w Pekinie, odbył się trzy dniowy szczyt chińsko-afrykański, na który przybyło aż 48 przywódców z 53 krajów Czarnego Lądu. W trakcie ostatniego V szczytu (który odbył się w lipcu 2012 r.), chiński przywódca Hu Jintao zapowiedział, że jego rząd udzieli pożyczki na sumę 20 mld USD, oczywiście w zamian za dostęp do surowców. Kredyty mają wesprzeć budowę infrastruktury, rolnictwo, produkcję oraz rozwój małych i średnich przedsiębiorstw. Największe państwo Azji wybudowało ponad 800 projektów infrastrukturalnych. M.in. w Angoli intensywnie inwestuje w tamtejszy sektor energetyczny i w odbudowę infrastruktury, zdewastowanej 27-letnią wojną domową (zakończoną w 2002 r.). Dzięki chińskiej pomocy zbudowano kolej Benguela, łączącą port morski Lobi z kongijską kopalnią w Lubumbashi. W Mozambiku, czy w Ugandzie wybudowano siedziby ministerstw spraw zagranicznych, a w Zimbabwe pałac prezydencki. Ponadto budowane są stadiony, szkoły, szpitale, drogi, mieszkania, centra konferencyjne i nowe fabryki a nawet... kościoły dla chrześcijan w Afryce. Jednak prawdziwą perełkę i symbolem chińskich wpływów w Afryce jest wybudowanie nowej siedziby Unii Afrykańskiej w Addis Abebie, która całkowicie została sfinansowana przez Pekin.
Chińczycy nie obawiają się lokować pieniędzy także w krajach ogarniętych wojnami lub konfliktami wewnętrznymi np. w Somalii, Sudanie czy w Czadzie. W tym ostatnim państwie, największy chiński koncern paliwowy CNPC (China National Petroleum Corporation) w 2009 r. rozpoczął prace nad budową potężnego rurociągu naftowego i rafinerii. Wcześniej już, bo w 2006 r. ten sam koncern naftowy podpisał umowę z Nigerią, dotyczącą eksploatacji nigeryjskich pól naftowych. W zamian strona chińska zobowiązała się do zainwestowania w infrastrukturę Nigerii 4 mld USD. Inny naftowy koncern CNOOC stał się udziałowcem (42%) pól naftowych, położonych na wybrzeżu tego państwa. Największe państwo azjatyckie nie tylko importuje ropę naftową ale także inne surowce, takie jak platyna (głównie z Zimbabwe) czy miedź z RPA. Do tego cała Afryka jest zalewana tanimi produktami "Made in China". Na kontynencie funkcjonuje prawie 2000 chińskich firm.
Dlaczego Afryka tak bardzo i tak chętnie otwiera się na Chińczyków?
Według Deborah Brautigam, autorki książki "The Dragon's Gift: The Real Story of China in Africa", która przez wiele lat obserwowała stosunki między czarnym lądem a państwem środka, twierdzi że Chiny są bardzo pragmatyczni w podejściu do Afryki. Są gotowe robić interesy bez stawiania warunków, a rząd komunistyczny podkreśla, że pomoc i współpraca gospodarcza powinna przynieść korzyści obu dwóm stronom, a nie tylko jednej. W podobnym tonie publikuje China Daily. Największy anglojęzyczny dziennik wydawany w CHRL napisał, że wzajemny szacunek i zaufanie, stanowią podstawę do świetnych relacji. Zwraca uwagę także, że Pekin i państwa afrykańskie mogą mieć różne systemy polityczne, czy różnić się kulturowo, ale to nie przeszkadza w robieniu interesów. Ponadto druga gospodarka świata nigdy nie pouczała przywódców afrykańskich, jak powinni gospodarować własnymi państwami. Obie strony mogą wymieniać poglądy i mogą różnić się w pewnych kwestiach, ale nadal są równorzędnymi partnerami. To właśnie sprawa że Chiny i państwa na afrykańskim kontynencie cieszą się wzajemnym zaufaniem – twierdzi China Daily.
Warto jednak zwrócić uwagę, że chińska ekspansja w Afryce posiada zarówno dobre, jak i złe strony. Import tanich chińskich towarów zagraża miejscowym producentom. Afrykańscy drobni wytwórcy nie wytrzymują konkurencji z chińskimi firmami, które często nie zwracają uwagi na ochronę środowiska i prawa pracowników. Miejscowa ludność nie dostaje pracy na chińskich budowach. Ale i są też pozytywne skutki – kraje afrykańskie, dzięki współpracy z Chińczykami, przeżywają prawdziwy boom gospodarczy. Rozwój gospodarek afrykańskich sprawia, że coraz więcej światowych koncernów, jak i mocarstw (USA, Indie, Brazylia czy Turcja) zaczęło ponownie interesować się zapomnianym kontynentem. Rozwijająca się współpraca między azjatyckim mocarstwem a Afryką otwiera tym samym nowe horyzonty dla obu stron.
Azjatycki smok spogląda na Amerykę
Jak zauważa chilijski ekspert Fernando Reyes Matta (były ambasador Chile w ChRL), współpraca gospodarcza, polityczna i kulturowa między Chinami a krajami Ameryki Łacińskiej szybko rozwinęła się w ostatniej dekadzie. W 2004 r. prezydent Hu Jintao niepewnie przypuszczał, że do końca dekady wymiana handlowa pomiędzy Chińczykami a Latynosami wzrośnie do 100 mld USD, ale ten pułap został osiągnięty już w 2007 roku. W 2011 roku handel między Państwem Środka a latynoamerykańskim kontynentem wyniósł prawie 242 mld USD. Pierwszym latynoskim państwem, które nawiązało bliskie stosunki z największym państwem azjatyckim, była komunistyczna Kuba. Hawana już w 1960 roku, zawarła oficjalne stosunki z Pekinem. Co prawda Fidel Castro bardziej zaciskał związki z ZSRR niż z ChRL (za to bardziej Chinami fascynował się rewolucjonista Ernesto "Che" Guevara), nie mniej jednak relacje między oba państwami były dość bliskie i takie też pozostają do dziś. Ich przywódcy dość często i regularnie się odwiedzają. Hu Jintao odwiedził Kubę trzykrotnie (w 1997, 2005 i w 2008 r.). W 2012 r. Raul Castro, odwiedzając Chiny, podpisał osiem umów i porozumień o współpracy dwustronnej. Chiński Bank Rozwoju ma udzielić stronie kubańskiej m.in. kredyty na rozwój służby zdrowia i różnych sektorów gospodarki. Część z tych pożyczek jest nieoprocentowana. Bilans handlowy między Kubą a Chinami sięga obecnie 800 mln USD.
Ameryka Łacińska jest dla Chin przede wszystkim źródłem produktów rolnych i surowców. Region ten może zapewnić Azjatom m.in. kukurydzę, soję czy ryby a z bogactw naturalnych – przede wszystkim miedź, nikiel, żelazo, gaz i ropę naftową. W kwestii tego ostatniego surowca, Chińczycy świetnie dogadują się z Wenezuelczykami. Od wielu lat CNPC (China National Petroleum Corporation) współpracuje z wenezuelskim naftowym gigantem państwowym PDVSA (Petroleos de Venezuela). W 2007 r. Wenezuela i Chiny podpisały umowę, na mocy której utworzony został fundusz inwestycyjny wysokości 6 mld USD, finansujący wspólne projekty energetyczne. Cztery lata później chiński rząd zgodził się udzielić Wenezueli nowego kredytu, w wysokości 4 mld USD, na inwestycje w wydobycie ropy naftowej. Dotychczas Pekin wsparł Caracas pożyczkami na łączną kwotę 32 mld USD. Obecnie to południowoamerykańskie państwo eksportuje do Chin 410 tys. baryłek ropy dziennie. Chińczycy chętnie także zbroją Hugo Chaveza. Jego rząd ma zamiar kupić od Chińczyków czołgi-amfibie za kwotę ponad 500 mln USD.
Innym ważnym partnerem ekonomicznym i politycznym w regionie jest Brazylia. W ostatnich latach to Pekin stał się największym partnerem handlowym dla Brazylijczyków. Oba mocarstwa zawarły około 20 wielkich kontraktów. Wśród nich, wartą 12 mld umowę na inwestycję Foxconn, największego na świecie producenta iPadów. Podpisano także dziesięcioletni pakt: porozumienie o współpracy strategicznej. Umowa obejmuje stworzenie stałego, stabilnego i zróżnicowanego planu gospodarowania zasobami naturalnymi, wzmocnienie współpracy w dziedzinie infrastruktury, w sektorze walutowym, finansowym, w obszarze rozwoju nowych, innowacyjnych technologii oraz dalszej wymiany w dziedzinie kultury i edukacji. Brazylijczycy mają zamiar zwiększyć obecność Embraera (brazylijska wytwórnia lotnicza, która produkuje samoloty cywilne i wojskowe) w Chinach. Oba kraje ustaliły sprzedaż 35 samolotów typu Legacy dwóm chińskim liniom lotniczym – China Southern Airlines oraz Hebei Airlines. Petrobras, brazylijska państwowa spółka naftowa, zawarła umowy dotyczące wydobycia i produkcji ropy naftowej z Sinopec – największą azjatycką rafinerią – oraz przedsiębiorstwem petrochemicznym Sinochem.
Mimo coraz bliższych relacji pomiędzy Państwem Środka a Brazylią, dotychczasowa współpraca, korzystniejsza jest dla tego pierwszego. Chińczycy uzyskali dostęp do brazylijskich zasobów naturalnych, takich jak rudy żelaza, stal czy bawełna. Ponadto chińskie przedsiębiorstwa dokonały ekspansji na rynek brazylijski. Doprowadziło to do gwałtownego spadku udziału rodzimych producentów na krajowym rynku. Jak alarmuje CEPAL (Komisja Ekonomiczna dla Ameryki Łacińskiej i Karaibów), przemysł brazylijski został dotknięty przez substytucję produktów krajowych przez towary importowane. Co gorsze dla Brazylijczyków, Pekin eksportuje także coraz więcej do krajów Ameryki Południowej i Środkowej, konkurując z przedsiębiorstwami brazylijskimi, dla których rynek innych krajów Ameryki Łacińskiej stanowi główny cel eksportu. Na szczęście prezydent największego państwa latynoamerykańskiego Dilma Rousseff dawała do zrozumienia władzom chińskim, że taki obrót spraw jest niewłaściwy. Dzięki porozumieniu o zacieśnianiu strategicznej współpracy, w latach 2012–2022 i coraz bliższych relacji między mocarstwami jest szansa, że nierówności we wzajemnej wymianie handlowej zostaną zniwelowane, zaś państwa będą łączyć prawdziwie partnerskie relacje.
Chińczycy utrzymują także świetne relacje z Peru. Jedne z największych na świecie firm handlowych metali, żelaza i aluminum, czyli China Minmetals i Chinalco inwestują w peruwiańską miedź. Już od 1993 r. CNPC podpisała umowę z władzami Peru na zarządzanie złożami ropy z pól naftowych Talara. Z Chile w 2005 r., Chiny podpisały swoje pierwsze porozumienie o wolnym handlu z państwem Ameryki Południowej. W 2011 r. dwustronna wymiana wyniosła wartość 29 mld USD. Chilijczycy sprzedają Azjatom głównie miedź, surowce mineralne oraz miazgę celulozową. Obecnie trwają negocjacje, aby Chile zaczęło eksportować żywność. Pekin skutecznie wypełnia lukę po Stanach Zjednoczonych, które za rządów G. W. Busha mało co interesowały się tym regionem. Chińska Republika Ludowa może w dużej mierze przyczynić się do przełamania hegemonii USA na tym kontynencie.
Wściekły Pacyfik – zaciekła rywalizacja ChRL z USA
Najmniej harmonijne stosunki Chiny posiadają na własnym podwórku, czyli w regionie Azji i Pacyfiku. W obszarze tym występuje wiele punktów zapalnych, a Państwo Środka prowadzi dużo sporów terytorialnych m.in. wieloletni graniczny spór z Indiami czy morskie spory graniczne z Wietnamem, Filipinami i Malezją na Morzu Południowochińskim [Więcej o konflikcie: http://geopolityka.org/analizy/1500-spor-o-morze-poludniowochinskie] czy z Japonią na Morzu Wschodniochińskim. Ostatnio ten ostatni konflikt odżył, odkąd Tokio ogłosiło, że odkupiło od prywatnych właścicieli wyspy leżące na spornym akwenie, do których prawa rości sobie chiński rząd. W największym państwie azjatyckim doszło do wielkich demonstracji antyjapońskich i zamieszek. Japońskie firmy zostały zaatakowane, wiele lotów na linii Chiny-Japonia zostały odwołanych, a koncerny Honda, Toyota, Panasonic i wiele innych japońskich fabryk zostało zamkniętych. Sprzedaż japońskich samochodów w Chinach spadło prawie o 30% we wrześniu.
Poczucie nacjonalizmu jest silne wśród państw azjatyckich, może nie tylko podgrzewać nastroje ludności, ale być nawet iskrą, która doprowadzi do konfliktu. Po tych wydarzeniach Chiny nie brały udziału w obradach Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Banku Światowego tylko dlatego, że miały miejsce w Japonii. Azja i Pacyfik to region geostrategiczny, mieszka tu ponad połowa ludzkości. Tutaj znajdują się najszybciej rozwijające się gospodarki świata oraz wschodzące mocarstwa. O region ten rywalizują głównie Chiny i USA, ale także też inni gracze, jak Indie czy Japonia. Aż 6 państw posiada broń nuklearną. Są to ChRL, Stany Zjednoczone, Korea Północna, Indie, Rosja oraz Pakistan (co prawda Pakistan nie leży na Pacyfiku, nie mniej jednak ma duże znaczenie dla stosunków między Chinami i Indiami. Jak pisze magazyn Foreign Policy, wydatki na obronę w Chinach, Japonii, Indiach, Korei Południowej i na Tajwanie podwoiły się w ciągu ostatnich dziesięciu lat, osiągając poziom 224 mld USD w zeszłym tylko roku. Trudno uniknąć analogii do sytuacji w Europie z roku 1914. Amerykanie próbują blokować chińską ekspansję w Azji, chcąc zdominować szlaki morskie i realizować swoje interesy ekonomiczne. Aby to się udało, muszą utrzymać pokój i stabilność w regionie oraz utrzymać amerykańską przewagę w powietrzu i na morzu. Chińczycy natomiast szybko modernizują swoją armię. Za kilkanaście lat będą dysponować potężną flotą.
Główni sojusznicy Ameryki to Japonia, Korea Południowa, Filipiny oraz, od niedawna, Wietnam. Mimo, że Wietnam i ChRL mają taką samą ideologię, to stosunki między tymi państwami są dość chwiejne – zwłaszcza, gdy Pekinowi, jak i Hanoi, bardzo zależy na kontrolowaniu Morza Południowochińskiego. Wietnamczycy liczą na Amerykanów, jak pisze Xavier Monheard z lewicowego Le Monde Diplomatique – „Dla amerykańskiej potęgi ten kraj znów jest użytecznym pionkiem. Tym razem nie przeciw komunizmowi, ale przeciw domniemanej chińskiej ekspansji".
Mimo, że takie państwa, jak Malezja, Filipiny czy Wietnam prowadzą spór z Chińską Republiką Ludową i zaciskają współpracę wojskową ze Stanami Zjednoczonymi, trzeba jednak wziąć pod uwagę, że wszystkie wyżej wymienione państwa są jednak skazane na współpracę z Chinami. Strefa chińskich wpływów w regionie jest dość znacząca. Państwa, takie jak Tajlandia czy Wietnam, uzależniły własne gospodarki od napływu chińskiego kapitału. Azja i Pacyfik stają się nowym terenem światowej rywalizacji geopolitycznej.
Tomasz Skowronek
Artykuł pochodzi z portalu Geopolityka.org.