Oś konfliktu jest w tym sporze dosyć jasna. Po jednej stronie stoją apologeci tradycyjnego porządku opartego na uprzywilejowanej pozycji heteroseksualnych mężczyzn, po drugiej obrońcy pluralistycznego społeczeństwa, w którym dyskryminacja ze względu na płeć i preferencje seksualne jest niedopuszczalna.
W tym sporze, zwanym światopoglądowym, umykają kwestie społeczno-ekonomiczne. Zarazem zagadnienia związane z dyskryminacją kobiet lub modelem rodziny uważa się za sprawy obyczajowe i przeciwstawia je kwestiom gospodarczym. To błędna diagnoza. Jednym z głównych wymiarów polityki społecznej jest bowiem kwestia płci. Innymi słowy gender stanowi ważny wymiar w stanowieniu budżetu, polityki rodzinnej czy polityki rynku pracy.
Polityka społeczna długo była ślepa na kwestie płci i w ogóle nie uwzględniała różnic w sytuacji kobiet i mężczyzn. Nie istniał wyodrębniony dział polityki społeczno-ekonomicznej podejmujący problematykę nierówności płci. A przecież politykę społeczną można analizować również ze względu na to, w jakim stopniu wspiera ona równouprawnienie, względnie w jakiej mierze umacnia istniejące nierówności między kobietami i mężczyznami.
Mało kto dzisiaj dostrzega, że kryzys gospodarczy w największym stopniu dotknął kraje o najbardziej tradycyjnym modelu rodziny. Najwyższe bezrobocie jest obecnie w krajach, gdzie dominuje klasyczny model macho, czyli w Hiszpanii i Grecji. Kryzys dotknął też konserwatywne Włochy i Maltę, a wcześniej Irlandię. We wszystkich tych krajach polityka społeczna jest stosunkowo mało rozwinięta, a jeśli chodzi o świadczenia społeczne, to w wielu jej wymiarach rodzina zastępuje państwo. W tych krajach jest również bardzo duża rozpiętość między odsetkiem pracujących mężczyzn i kobiet, a ponadto kobiety zarabiają o wiele mniej niż mężczyźni i to nawet wtedy, gdy są o lepiej wykształcone (jak w Polsce). Kobiety są tam często poza rynkiem pracy i poświęcają karierę zawodową na rzecz zajmowania się dziećmi. Takiemu modelowi rynku pracy towarzyszy konserwatywny model edukacji i wychowania, zgodnie z którym kobieta to matka i gospodyni domowa, a rynek pracy, szczególnie odnośnie zawodów cieszących się najwyższym prestiżem i najlepiej opłacanych, to domena mężczyzn.
Taki model rynku pracy dezaktywizuje zawodowo znaczną część społeczeństwa. Konsekwencjami są małe wpływy do budżetu, strukturalny kryzys systemu emerytalnego (mniej osób pracuje i mniej wpłaca składki), brak rozwiniętego, zinstytucjonalizowanego sektora usług opiekuńczych. Model ten zaczyna się chwiać, ponieważ coraz więcej miejsc pracy powstaje właśnie w sektorze takich usług. Jednocześnie dochodzi do liberalizacji etyki seksualnej i podejścia do rozwodów. Gdy oba te procesy zachodzą jednocześnie – dezaktywizacja zawodowa kobiet i liberalizacja seksualna - rodzina przestaje spełniać funkcje opiekuńcze, a osoby wypadające poza nią popadają w ubóstwo. W konsekwencji rośnie skala wykluczenia społecznego.
Wraz z procesami demokratyzacji rosną też aspiracje kobiet, dlatego różnica między dochodami kobiet i mężczyzn na tym samym stanowisku budzi ich coraz większy sprzeciw. Warto zwrócić uwagę, że to właśnie różnice w poziomie płac między płciami często decydują o tym, że przy braku instytucjonalnej opieki kobieta zostaje z dziećmi. Nie jest to jej własny wybór, tylko efekt kalkulacji ekonomicznej między opiekunami dziecka. Ponadto niskie dochody kobiet, a niekiedy ich brak sprawiają, że kobiety są w małżeństwach ekonomicznie zależne od mężczyzn. W konsekwencji często nawet w rodzinach dysfunkcjonalnych, w których mężczyźni stosują przemoc, trudno kobietom odejść, ponieważ nie mają środków do samodzielnego prowadzenia gospodarstwa domowego (tym bardziej z dzieckiem).
Wzrost aspiracji kobiet doprowadził do tego, że w obrębie polityki społecznej powstało pojęcie defamilizacji, czyli materialnej niezależności jednostek od ich sytuacji rodzinnej. Z tej perspektywy miarą emancypacji kobiet jest ich zdolność do tworzenia i utrzymywania autonomicznego gospodarstwa domowego. Prawo do rozwodu bez lęku o bezpieczeństwo materialne stanowi jeden z istotnych elementów polityki gender.
Od wielu lat w najlepszej sytuacji społeczno-ekonomicznej są kraje skandynawskie, w których funkcjonuje nakreślona powyżej genderowa polityka społeczno-ekonomiczna. We wszystkich tych państwach rozwinięte zostały systemy darmowej opieki przedszkolnej, z których korzystają prawie wszyscy rodzice. Są tam także posiłki dla dzieci w szkołach, uniwersalne świadczenia wychowawcze niezależne od dochodu, wysokie zasiłki dla bezrobotnych, dodatki mieszkaniowe, wysoki poziom aktywności zawodowej obydwojga płci. W polityce społecznej tych krajów chodzi między innymi o to, co tak bardzo nie podoba się polskiej prawicy i Kościołowi, czyli o zniwelowanie hierarchizujących różnic między kobietami i mężczyznami i o to, by płeć nie miała znaczenia w życiu rodzinnym i zawodowym.
Niestety w Polsce daleko do standardów Szwecji czy Danii. Wciąż istnieją tu duże różnice między kobietami i mężczyznami odnośnie aktywności zawodowej i poziomu zatrudnienia, kobiety zajmują mniej prestiżowe stanowiska niż mężczyźni, opieka przedszkolna należy do najmniej rozwiniętych w Unii Europejskiej, nie ma żadnych uniwersalnych świadczeń wychowawczych, zasiłki są niskie i bardzo selektywne, media i programy rządowe powielają seksistowskie stereotypy umacniające tradycyjne relacje między płciami.
Utrzymanie tradycyjnego modelu płci nie tylko generuje przemoc i mizoginię, ogranicza rosnące aspiracje kobiet, pomija nowe formy życia rodzinnego i seksualnego. Brak polityki gender grozi też długotrwałym regresem ekonomicznym, zapaścią finansów publicznych, kryzysem systemu emerytalnego, wysokim poziomem bezrobocia, biedy i wykluczenia społecznego. Pod tym względem w interesie całego społeczeństwa jest domaganie się od rządu, aby wdrażał politykę gender na każdym poziomie życia: od edukacji przedszkolnej, przez promowany model rodziny i system świadczeń społecznych po funkcjonowanie rynku pracy i gospodarki.
Piotr Szumlewicz
Artykuł pochodzi z najnowszego numeru kwartalnika "Bez Dogmatu".