Piotr Ciszewski: Lewicowy populizm przeciw idiokracji

[2017-01-12 07:56:26]

Neoliberalny kapitalizm dominujący w świecie przez dziesięciolecia poniósł niemal ostateczną klęskę. Już chyba tylko najwięksi wolnorynkowi ekstremiści wierzą, iż wystarczy „niewidzialna ręka rynku”, a w rządach wielkich korporacji nie ma nic złego. Co więcej ostatni kryzys dowiódł w najbardziej rozwiniętych krajach, że to nieodłączne cechy kapitalizmu są odpowiedzialne za kryzysy. Wydawałoby się, iż to idealna sytuacja dla lewicy, która wreszcie będzie w stanie dotrzeć do ludzi nie wierzących już elitom. Niestety ostatnie wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych pokazały, że zyskuje raczej skrajna prawica, a raczej nurt, który można określić „idiokracją”, czyli rządami idiotów, którzy potrafią porwać lud chwytliwymi, prawicowymi hasłami. Niestety lewica jest tej sytuacji sama winna, ponieważ straciła dawną energię oraz bojowość.

Idiokracja u władzy

Idiokracja charakteryzuje się brakiem jakiejkolwiek analizy merytorycznej. Jej przedstawiciel może zmieniać zdanie, wykazywać się totalną niewiedzą, czy wręcz operować kilkoma wyuczonymi sloganami. Na polskim polu wystarczy przywołać wypowiedzi polityków ruchu Kukiz15. Ich lider Paweł Kukiz w kolejnych kampaniach pokazywał, że nie ma pojęcia o ordynacji wyborczej, zapisach konstytucji, czy stosowaniu prawa. Występował jednocześnie z postulatem jednomandatowych okręgów wyborczych, dających pełnię władzy oligarchom i domagał się wymiany elit. Podobnie prezydent USA Donald Trump kreował się na człowieka spoza układu, tak jakby miliarder, jeden z najbogatszych ludzi w kraju mógł być niezależny od establiszhmentu i przyjazny dla zwykłych obywateli. Bazował na opinii „skoro potrafił zrobić biznes, to musi być niezależny” jakby do miliardów doszedł pracą własnych rąk i inteligencją, startując od zera.

Idiokraci grają na nastrojach. Hasła mają być chwytliwe, nie sensowne. Trump obiecał „Uczynić Amerykę ponownie wielką” nie tłumacząc nawet pobieżnie jak miałby to zrobić, no może poza budową muru na granicy z Meksykiem i odesłaniem imigrantów. Większości wyborców to jednak wystarczyło, ponieważ trafiło do ich najprostszych instynktów. Wreszcie „chłop z jajami, który zrobi porządek” pomyśleli. Jednocześnie byli mu w stanie wiele wybaczyć, nie widząc w unikaniu podatków, molestowaniu kobiet, czy obrażaniu rozmówców, wielkich problemów. Trumpowi nie zaszkodziło nawet przegranie wszystkich debat przedwyborczych.

Przenosząc to na polski grunt – Kukizowcy utrzymują poparcie obiecując zatrzymanie „fali imigrantów”, której w Polsce nie widać i walcząc z „dyktatem” Unii Europejskiej, jednak już nie z płynącymi z niej dotacjami. Część wyborców wybaczyła im również iż doprowadzili do absurdalnego referendum o JOWach, które skończyło się kompromitacją, ze względu na 7% frekwencję. Nie miało znaczenie zmarnowanie na nie sporych sum z budżetu państwa.

Silni słabością przeciwnika

Idiokraci, czy jak kto woli „nowoczesna” skrajna prawica, są silni przede wszystkim słabością głównego przeciwnika, czyli liberalnych „demokratów”. Ci występują jako obrońcy „wolności” oraz „demokracji”, ale poprzez stanie na straży status quo. Głównym atutem Hillary Clinton w starciu z Trumpem miało być rzekome doświadczenie i przewidywalność. W warunkach Stanów Zjednoczonych oznaczało to kontynuowanie toczących się wojen napastniczych oraz zakulisowych interwencji w celu niesienia „demokracji” na przykład w Wenezueli czy na Ukrainie. Znaczyło także dalszą, przyjazną politykę wobec wielkich, ponadnarodowych korporacji. Trump, nie różniąc się zbytnio od Clinton pod tymi względami, umiał wykorzystać w kampanii jej słabości i wykreować się na „alternatywę”.

Na polskim polu na rzecz rządów PiSu, czy też polityków typu Kukiza, niezmordowanie działa tak zwany Komitet Obrony Demokracji. Niby broni demokratycznych procedur i wolności, jednak obrona ta jest często podszyta przekonaniem, że lepiej było za rządów PO-PSL. Argumenty „przewidywalności” dawnej władzy czy też konieczności powrotu do technokratyzmu, skłaniają ludzi aby nadal popierali PiS lub w ogóle zignorowali politykę. Zbyt żywa jest pamięć o aferach, powiązaniach świata polityki z biznesem, reprywatyzacyjnej grabieży, czy podniesieniu wieku emerytalnego. Wypowiedzi popierających KOD celebrytów takich jak Agnieszka Holland, która chce aby wróciło to co było kiedyś, są dodatkowym argumentem przeciwko liberalnym „demokratom”. Poza tym w Polsce zwolennikami obrony „wolności” są też skrajni neoliberałowie z partii Nowoczesna. Dla niech „wolność” sprowadza się do wspierania banków, wielkich firm, obrony supermarketów przed zakazem handlu w niedzielę i podobnych „nowoczesnych” postulatów. To oferta dla wyższej klasy średniej i innych grup uprzywilejowanych. Nic dziwnego, że KOD popiera na przykład neoliberalny ekstremista, gardzący ludźmi biednymi, prezydent Nowej Soli, Wadim Tyszkiewicz. Wyzyskiwani pracownicy czy eksmitowani lokatorzy raczej oferty takich „obrońców demokracji” nie poprą.

Lewica w proszku

Lewica wydawałoby się ma w takich warunkach idealną okazję na przejęcie inicjatywy. Niestety zarówno w Polsce jak i za granicą, popełnia te same błędy, które eliminują ją z walki. Socjaldemokraci już dawno stali się częścią panującego systemu. Zamiast bronić interesów ludzi pracy, czy bezrobotnych, walczą o udział w przywilejach płynących ze sprawowania władzy. Nierzadko są też powiązani pośrednio, lub bezpośrednio z wielkim kapitałem. Gdy już dochodzą do władzy sprawują ją w interesie elit. Najświeższym przykładem są cięcia socjalne oraz zmiany prawa pracy proponowane przez francuską Partię „Socjalistyczną”.

W Stanach Zjednoczonych nadzieję stanowiła kampania kandydata w prawyborach prezydenckich Partii Demokratycznej, Berniego Sandersa, dosyć umiarkowanego socjaldemokraty, na amerykańskie warunki będącego jednak „radykałem”. Demokraci woleli jednak kandydatkę wielkiego biznesu. Sam Sanders haniebnie skapitulował popierając Hillary Clinton. Dopiero teraz część demokratów poszła po rozum do głowy i zaczyna mówić o konieczności skrętu w lewo.

W Polsce wiele środowisk lewicowych już złożyło broń, co widać między innymi w publicystyce mającej niegdyś ambicje intelektualne "Krytyki Politycznej". Obecnie jest to już głównie grupa oderwanych od rzeczywistości komentatorów, których głosy wpisują się w propagandę elit. Zaakceptowali kapitalizm, zachodnie „interwencje” zbrojne, a nawet NATOwski imperializm. W wielu sprawach społecznych, takich jak warszawska reprywatyzacja nie zabierali głosu, a czasem nawet bronili przedstawicieli elit politycznych. Sławomir Sierakowski, nieczuły na los warszawskich lokatorów, na łamach „Polityki” grzmiał w obronie Hanny Gronkiewicz-Waltz, „bo PiS przejmie Warszawę”. „Lewicowość” w wydaniu Krytyki Politycznej to głównie kwestie światopoglądowe. Jednak nawet w nich coraz mniej różni się od liberałów. KP nie oferuje przez to żadnej alternatywy dla populistów. Przyjmuje w dużej mierze salonową optykę. Sławomir Sierakowski zarzuca Trumpowi między innymi to, że zapowiedział iż Stany Zjednoczone nie będą mocniej angażować się w obronę państw europejskich, czyli de facto militarną ekspansję na wschód. Wcześniej ten sam publicysta zasłynął zresztą krytykując „lewicowych populistów” z Syrizy czy Podemos jako „lewicę Putina”.

Podobne kapitulanctwo i brak bojowości wykazuje niestety uznawana do niedawna za „nową jakość” partia Razem. Stara się być antyestablishmentowa w deklaracjach, jednak nie jest w tym kompletnie wiarygodna. Sprzeciwianie się elitom nie polega bowiem na okazjonalnych pikietach i deklaracjach, ale radykalnej walce, w tym poprzez akcje bezpośrednie. Retoryka Razem z biegiem czasu również upodabnia się do systemowej. Widać to na przykład w popieraniu militaryzmu czy imperializmu, braku mówienia o konflikcie klasowym czy czysto solidarystycznych pomysłach mało radykalnych nawet jak na socjaldemokratów. Znamienny był również ich sposób krytyki Trumpa, którego zaatakowali za to, że… to „kandydat Putina”, ponieważ zapowiedział normalizację stosunków USA z Rosją. Teraz z kolei proponuje aby Europa wzmacniała się militarnie, czyli w rzeczywistości strzegła imperialnych interesów wielkich, europejskich koncernów, zamiast uregulować stosunki ze wschodem.

Nawet część jednego z „radykalnych” związków zawodowych widzi przyszłość ruchu pracowniczego nie w akcjach bezpośrednich i zdecydowanych organizacjach zakładowych, lecz wśród artystów oraz „prekariatu” pracującego w NGOsach. Jednocześnie tropi oczywiście przejawy „komunistycznego autorytaryzmu”, na równi z prawicą, wchodząc nawet w sojusze z neoliberałami.

„Demokratyczne” sojusze

Lewica w wielu krajach zdaje się nie uczyć na swoich błędach. W sytuacji, gdy kryzys kapitalizmu tworzy warunki do przejęcia inicjatywy, wchodzi niestety w sojusze z liberalnymi obrońcami status quo. W Polsce proces ten jest bardzo widoczny. Część lewicy poparła tak zwanych obrońców demokracji spod znaku KODu, a w rzeczywistości polityków dążących do powrotu dawnej grupy trzymającej władzę. Lewicowcy robią więc za tło dla Ryszarda Petru, zarzekając się, iż o żadnym sojuszu nie może być mowy, lecz machając flagami do hasła „zjednoczona opozycja”. Przedstawiciele Razem, Zielonych czy Inicjatywy Polskiej starają się nas przekonać, że największym zagrożeniem jest łamanie wolności wypowiedzi posłów czy procedur parlamentarnych. W kraju, w którym większość obywateli zarabia znacznie poniżej średniej krajowej, a skrajna nędza utrzymuje się na stałym, dosyć wysokim poziomie, może to jedynie śmieszyć. Prawdziwe zagrożenie dla wolności to brak mieszkania czy pieniędzy na utrzymanie rodziny. Niestety PiS zręcznie wykorzystuje to w swojej propagandzie. Poprawia nieco sytuację społeczną i znacząco na tym zyskuje, podczas gdy większość lewicy nie potrafi nawet skrytykować jego posunięć z lewej strony. „Płonące Aleppo”, czyli powtarzane hasła zachodniej propagandy o Syrii oraz niezrozumiale dla ludzi zabawy w „obrońców demokracji parlamentarnej”, zastępują rzeczową analizę sytuacji. Dochodzi do tego uśmiechanie się do buntującej się „klasy średniej” z KODu i wyszukiwanie tych jej przedstawicieli Komitetu, którzy będą rozczarowani Mateuszem Kijowskim. To najlepsza droga do tego aby utrwalić wizerunek lewicy nie jako wyraziciela wściekłości ludu, lecz dodatek do elitarnego salonu uprzywilejowanych.

Lewica powinna gryźć i atakować bardziej niż populiści, operując nie tyle chwytliwymi, pustymi hasłami lecz krytyką systemu, jasną, wyraźną i kierowaną do wykluczonych. Nie bójmy się języka walki klas, czerwonych sztandarów i walki o swoje prawa na ulicach. Czas na nowoczesny, lewicowy populizm, który miałby w Polsce szansę na sukces, zwłaszcza w momencie, gdy rząd PiSu nie będzie się już mógł wywiązywać z socjalnych obietnic. Do tego potrzebne jest jednak odrzucenie haseł o obronie pozornej, kapitalistycznej „demokracji”. Demokracja zapanuje dopiero wtedy, gdy każdy będzie miał zagwarantowane godne wynagrodzenie, dach nad głową i, co najważniejsze, wpływ na kształtowanie polityki gospodarczej poprzez samorządy pracownicze. Obecne walki o procedury parlamentarne i wolność posłów są z tej perspektywy śmiesznymi tematami zastępczymi.

Piotr Ciszewski


drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


23 listopada:

1831 - Szwajcarski pastor Alexandre Vinet w swym artykule na łamach "Le Semeur" użył terminu "socialisme".

1883 - Urodził się José Clemente Orozco, meksykański malarz, autor murali i litograf.

1906 - Grupa stanowiąca mniejszość na IX zjeździe PPS utworzyła PPS Frakcję Rewolucyjną.

1918 - Dekret o 8-godzinnym dniu pracy i 46-godzinnym tygodniu pracy.

1924 - Urodził się Aleksander Małachowski, działacz Unii Pracy. W latach 1993-97 wicemarszałek Sejmu RP, 1997-2003 prezes PCK.

1930 - II tura wyborów parlamentarnych w sanacyjnej Polsce. Mimo unieważnienia 11 list Centrolewu uzyskał on 17% poparcia.

1937 - Urodził się Karol Modzelewski, historyk, lewicowy działacz polityczny.

1995 - Benjamin Mkapa z lewicowej Partii Rewolucji (CCM) został prezydentem Tanzanii.

2002 - Zmarł John Rawls, amerykański filozof polityczny, jeden z najbardziej wpływowych myślicieli XX wieku.


?
Lewica.pl na Facebooku