T. Jakubowska: Nie dla podatku liniowego!
[2005-04-19 14:58:57]
W mediach, prawie całkowicie opanowanych przez prawicę, uporczywie lansuje się podatek liniowy. Począwszy od wersji księżycowej 3 x 10 %, skrajnej 3 x 15 %, a na docelowej 3 x 18 % w roku 2008 proponowanej przez min. Gronickiego skończywszy, zjednuje on elity dla Platformy Obywatelskiej, a ludziom niezamożnym mąci w głowach. Oznacza on stawkę procentową identyczną dla wszystkich podatników bez względu na wysokość dochodu i identyczną dla trzech podatków: PIT od dochodów osób fizycznych, CIT od przedsiębiorstw i VAT płacony przez ostatecznego konsumenta towaru. Liniowy PIT 15% ani 18% nie jest w ogóle możliwy do wprowadzenia bez znacznego zmniejszenia wpływów do budżetu. Trzeba wziąć pod uwagę, że aktualnie podatnicy w drugim 30% i trzecim 40% progu podatkowym, którzy stanowią tylko ok. 4% wszystkich podatników, dostarczają połowę dochodów budżetu z tego tytułu. Z matematyki wynika, że przy niezmienionych wpływach do budżetu, jednolita stawka podatku liniowego musi być znacznie wyższa od aktualnej najniższej stawki podatku. Z grubsza licząc musiałby on wynosić ok. 22%. Jasno widać, że dla podatników pierwszego progu podatkowego oznaczałoby to prawie 10% podwyżkę podatku w stosunku do aktualnie płaconego, który realnie wynosi ok. 13%. Dla podatników drugiego i trzeciego progu podatkowego stawka 22% oznaczałaby oczywiście obniżenie podatków. Natomiast dla najbogatszych obywateli oznacza to oczywiście znaczne obniżenie podatków. Nawet przy założeniu obniżenia wpływów do budżetu – na co chyba żadna ekipa rządząca nie pójdzie – podatek liniowy przy bardzo dużym zmniejszeniu podatków bogatym musi oznaczać bardzo poważne podwyższenie podatków najbiedniejszym, a więc dalsze osłabienie popytu krajowego na dobra podstawowe, co musi się odbić negatywnie na poziomie inwestycji, bezrobocia, powiększy strefy biedy i pogłębi przepaść między wąską grupą elit a resztą społeczeństwa. Aktualna skala podatku dochodowego od osób fizycznych w Polsce, wbrew temu, co się nam wmawia, jest bardzo spłaszczona, nieskomplikowana i już teraz bardzo obciąża najbiedniejszych [bardzo niska kwota wolna od podatku]. Usiłowania sejmu wprowadzenia dodatkowej stawki 50% dla najbogatszych zostały storpedowane przez prezydenta Kwaśniewskiego, który – o ironio – miał konsolidować lewicę. Podatek został ośmieszony w prasie i zakłamany. Można było usłyszeć i przeczytać: chcą zabrać połowę dochodów bogatym, a przecież jak się zostawia więcej w kieszeniach bogatych, to i biednym jest lepiej! Wyliczyłam ile podatku więcej zapłaciłby ktoś, kto zarabia 650 tys. rocznie, czyli od 50 tys. zapłaciłby nie 40% jak teraz, ale 50%. Otóż dziś płaci ok. 249 tys. podatku, a po wprowadzeniu nowej stawki płaciłby 253 tys. czyli 4000 zł więcej rocznie (330 zł miesięcznie). Wzrost podatku wyniósłby 0,6% dochodu. Znacząco więcej zapłaciłby np. prezes Kott, który ma pensję 400 tys. miesięcznie, czyli 4,8 mln rocznie, nie licząc innych dochodów. Zapłaciłby podatku więcej o ok. 410 tys. rocznie, czyli zamiast 1,9 mln zapłaciłby 2,3 mln. Zostałoby biedakowi z pensji tylko 2,5 mln złotych rocznie zamiast dotychczasowych 2,9 mln. Na szczęście ma jeszcze inne dochody. Jeszcze do niedawna mówiło się, że prezes Kott ma najwyższą pensję w Polsce. Okazuje się, że to nieprawda. Niedawno otrzymaliśmy informację, że prezes Wróbel [Orlen] zarobił w zeszłym roku 1 milion złotych miesięcznie. W dysproporcji wynagrodzenia między robotnikiem a menedżerem jesteśmy w absolutnej czołówce światowej. W przypadku wprowadzenia 18% podatku liniowego prezes Wróbel zapłaciłby zamiast ok. 400 tys. zł podatku miesięcznie jak teraz – tylko 180 tys. zł. Moja przyjaciółka mówi, że słusznie, bo bogatemu więcej brakuje! W dodatku, jak się spojrzy na wynagrodzenia pracowników banków, to widać, że w bankach, w których zarząd ma wynagrodzenia najwyższe, średnia reszty personelu jest niska i odwrotnie, tam, gdzie zarząd ma wynagrodzenia niższe, średnia pozostałego personelu jest wyższa. Państwowa Inspekcja Pracy sygnalizuje częste łamanie praw pracowniczych w bankach, gdzie najniższemu personelowi nie płaci się za godziny nadliczbowe. Mamy więc kapitalizm w najbardziej obrzydliwej formie. Głównym argumentem przeciwko stawce 50% było, że „oni i tak podatków nie płacą”. Rozumowanie rozbrajające, bo rzeczywiście najpewniejsi podatnicy to emeryci i tu urzędy skarbowe wykazują się wielką sprawnością. Tymczasem bardziej sprawiedliwa społecznie i efektywna ekonomicznie skala podatkowa PIT powinna mieć przynajmniej jeszcze dwie stawki: - 10 % stawkę z progiem 18.512.-zł dochodu rocznego, - 50 % stawkę z progiem 148.096.-zł dochodu rocznego. Te proponowane przeze mnie kwoty wynikają z tego, że w polskiej skali podatkowej każdy kolejny próg jest podwojeniem poprzedniego. Tej 5-progowej skali podatkowej i tak byłoby daleko do 8, a nawet 10-progowej skali istniejącej w niektórych krajach zachodnich. Należałoby jednocześnie wprowadzić opodatkowanie uzależnione od ilości osób bez dochodu w rodzinie, nie tylko dla osób samotnie wychowujących dzieci. Trzeba też podkreślić, że z wyjątkiem Rosji, tak naprawdę nigdzie nie ma podatku liniowego PIT w czystej postaci. Myślę jednak, że Rosja to nie jest najlepszy wzór do naśladowania. W propozycji min.Gronickiego [3 x 18] dla uzupełnienia luk wpływów do budżetu, które sygnalizowałam wyżej, ma być wprowadzony podatek katastralny i opodatkowanie rolników. Podatek katastralny – czyli opodatkowanie nieruchomości podatkiem od ich wartości – sam w sobie jest logiczny i prawidłowy. Boję się jednak, że w wersji min. Gronickiego będzie to znowu sięganie do kieszeni niezamożnych, a oszczędzanie bogatych jak to jest w podatku liniowym. Tak było przecież w przypadku akcji min. Kołodki, kiedy pod hasłem podatku od luksusu chciano opodatkować cały stan posiadania nawet ludzi o skromnych dochodach. Nawiasem mówiąc podatek od zewnętrznych znamion luksusu funkcjonuje z powodzeniem w niektórych krajach. Np. we Francji działa pod nazwą podatku solidarnościowego, dotyczy dóbr naprawdę luksusowych i opiera się na deklaracji własnej podatnika określającej wartość dóbr ruchomych i nieruchomych bez względu na ich położenie. Nasz podatek katastralny zupełnie pominie np. posiadłości naszych obywateli za granicą, a przede wszystkim taki podatek pomija całkowicie dobra luksusowe ruchome. Kolejne rządy, w tym ten, który miał lewicowość w nazwie, obniżyły i dalej dążą do obniżenia podatków od przedsiębiorstw CIT bez żadnych warunków. Usiłowania Unii Pracy wprowadzenia takich rozwiązań, aby ulgi podatkowe przysługiwały tylko wtedy, gdy się inwestuje i tworzy nowe miejsca pracy – spełzły na niczym. Obniżono stawkę podatku do 19% nawet bankom. Ponieważ są one głównie w rękach wielkich międzynarodowych korporacji finansowych, zwolnione z podatku kwoty wypływają za granicę [kilka mld złotych rocznie] i jest to ewidentna strata dla Polski. A przecież przy tak kolosalnej 8 procentowej obniżce podatków powinniśmy mieć obniżone co najmniej o parę procent kredyty. Mogłoby to stymulować tworzenie nowych miejsc pracy, zwłaszcza przez małe i średnie przedsiębiorstwa. Ale po co sobie zawracać głowę kredytami obciążonymi ryzykiem, skoro otrzymuje się kosztem polskiego społeczeństwa krociowe zyski bez żadnego wysiłku i ryzyka? Udziela się chętnie tylko kredytów hipotecznych w pełni zabezpieczonych. Oprocentowanie depozytów też praktycznie się nie zmieniło. W krajach odnoszących sukcesy ekonomiczne nie ma tak niskich stawek podatków CIT, natomiast prawie wszędzie kwoty zainwestowane są całkowicie zwolnione z podatku, przy czym w koszty można wliczyć nawet elegancki garnitur czy suknię, jeżeli wiąże się to bezpośrednio z wykonywanym zawodem. W efekcie realnie płacone podatki są niskie. W Polsce państwo pozbawia się jednego z istotnych instrumentów wpływania na tworzenie miejsc pracy. Niskie, ale automatyczne podatki od przedsiębiorstw nie gwarantują sukcesu ekonomicznego. Przykład stawianej nam jeszcze niedawno za wzór Słowacji, gdzie bezrobocie sięga już 17 %, jest tu bardzo wymowny. Nieprawdą jest powtarzane w prasie twierdzenie, że obniżenie stawki CIT do 19 % było wielkim sukcesem, bo spowodowało zwiększenie wpływów do budżetu. Wpływy w 2004 roku z podatku CIT były znacząco niższe niż w roku 2003 (o 1,3 mld zł). Były natomiast wyższe od przewidywanych, co wskazuje rzeczywiście na ujawnienie się części szarej strefy, jednak zaoszczędzone kwoty przez przedsiębiorstwa nie spowodowały istotnego wzrostu inwestycji i zmniejszenia bezrobocia. Żeby przedsiębiorcy inwestowali muszą mieć pewność, że znajdą nabywców na wyprodukowane przez siebie dobra, tymczasem to nabywcy o stosunkowo niskich dochodach przede wszystkim tworzą popyt masowy. Przypomina się powiedzenie Henry Forda, który wprowadzając w latach 20-tych taśmową produkcję niedrogich samochodów twierdził: „robotnicy muszą dobrze zarabiać, bo inaczej kto będzie kupował moje samochody?” Niektórzy nasi pracodawcy, wyzyskując pracowników, zdają się zupełnie nie rozumieć, że podcinają gałąź, na której siedzą. Najważniejszym podatkiem w punktu widzenia wpływu do budżetu jest VAT. Liniowy 15% czy 18% VAT na wszystko zamiast dzisiejszych stawek 3, 7 i 22 % to kolejna idea neoliberałów. Pierwsze kroki w tym kierunku usiłował poczynić premier Hausner. Jest oczywiste, że ceny żywności – podstawowy wydatek biedaków – przy takim rozwiązaniu wzrosłyby, o lekach nie wspominając. Spadłby natomiast VAT na jachty czy złoto z 22 na 15%. Pewnie – niech bogatym więcej zostanie w kieszeni. Tyle, że ich oszczędności w minimalnym stopniu przyczyniają się do wzrostu popytu i tworzenia nowych miejsc pracy, bo wolą oni inwestować w nieruchomości, akcje, obligacje skarbu państwa i towary luksusowe. Jest też jasne, że pora najwyższa wprowadzić podatki dla wielkich towarowych gospodarstw rolnych. Mamy przecież latyfundia, o których ludziom na Zachodzie nawet się nie śniło [połowa dopłat z Unii Europejskiej trafi tylko do 6% rolników]. Jeżeli sobie uświadomimy, że bogactwo polskich i zachodnich elit działających w Polsce powstało w ogromnej mierze z przejęcia za grosze majątku narodowego, dorobku kilku pokoleń Polaków, to widać jasno, że nie tylko względy efektywności gospodarczej, ale i zwykłej sprawiedliwości przemawiają za podatkami progresywnymi. Tymczasem państwo, którego podstawową rolą jest niwelowanie różnic społecznych nie wywiązuje się i nie ma zamiaru wywiązywać się z tego zadania w najbliższej przyszłości. Mam nadzieję, że dla czytelnika jest jasne, dlaczego podatek liniowy jest bardzo niebezpieczny dla osób nisko zarabiających i dlaczego my – ludzie lewicy – jesteśmy za podatkami progresywnymi. Niestety celem przyszłej ekipy rządzącej, o ile wybory będą zgodne z sondażami, będzie kontynuacja robienia z Polski kraju typu latynoskiego: wąskiej elity i milionów biedaków. Np. Meksyk ma bardzo niski stopień fiskalizmu – tylko 16% - ideał, do którego, zgodnie z zapowiedziami, będzie dążyć polska prawica. |
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Syndrom Pigmaliona i efekt Golema
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Mury, militaryzacja, wsobność.
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Manichejczycy i hipsterzy
- Pod prąd!: Spowiedź Millera
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Wolność wilków oznacza śmierć owiec
- Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
- Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
- od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
- Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
- Kraków
- Socialists/communists in Krakow?
- Krakow
- Poszukuję
- Partia lewicowa na symulatorze politycznym
- Discord
- Teraz
- Historia Czerwona
- Discord Sejm RP
- Polska
- Teraz
- Szukam książki
- Poszukuję książek
- "PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
- Lca
24 listopada:
1957 - Zmarł Diego Rivera, meksykański malarz, komunista, mąż Fridy Kahlo.
1984 - Powstało Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych (OPZZ).
2000 - Kazuo Shii został liderem Japońskiej Partii Komunistycznej.
2017 - Sooronbaj Dżeenbekow (SDPK) objął stanowiso prezydenta Kirgistanu.
?