2014-03-05 13:03:19
Robotnicy nie mają ojczyzny.
Karol MARKS (Manifest komunistyczny)
Krytycy koncepcji Filozofa z Trewiru zarzucali i zarzucają mu dziś również, passus o braku ojczyzny przez robotników (czyli współcześnie powiedzielibyśmy – przez ludzi pracy najemnej). Stąd bowiem wyprowadza się pojęcie internacjonalizmu, który jest jawnym zaprzeczeniem starego porządku, opartym na konserwatywnych i tradycjonalistycznych koncepcjach państwa, narodu, społeczeństwa - a przede wszystkim; człowieka i jego wytworów (zwłaszcza kultury). Owi krytycy nie zauważali (bo nie chcieli i nie mogli), i nadal nie potrafią zauważyć, znaczenia i okoliczności powstania tej myśli. Internacjonalizm utożsamiono i cały czas to się stronniczo czyni, wąsko, jako oręż hegemonii Związku Radzieckiego, koniec końców kraju gdzie rewolucja proletariacka osiągnęła zwycięstwo. Tak pojmowany internacjonalizm (i tak tłumaczony przez dyżurnych egzegetów marksizmu przez dekady i tak atakowany przez jego zaciekłych przeciwników politycznych) nie ma jednak nic wspólnego z zasadniczym pojęciem określonym przez Karola Marksa w Manifeście Komunistycznym.
Bo gdy dziś patrzymy na rzesze imigrantów zarobkowych włóczących się po świecie za pracą jak ćmy za światłem to co brodacz z Trewiru napisał w Manifeście Komunistycznym, (a co użyto jako motto do niniejszego tekstu) nabiera realnego – ponownie – i rzeczywistego wymiaru. No, chyba że za ojczyznę człowieka uznamy cały świat. Ale to i tak jawnie przeczy wszelkiej maści konserwatystom, miłośnikom tradycji przaśnej i ustabilizowanej, niezmiennej od wieków, hierarchii wartości i ułożonego od wieków porządku sprawowania władzy (klas i elit uświeconych przez niebiosa oraz posiadany kapitał). Kleru – różnych wyznań i denominacji – który jest zawsze elementem establishmentu każdej władzy. Bo jest po prostu jej nieodłączną ostoją (z przyczyn przede wszystkim ekonomicznych, kulturowych i społecznych).
Polska rzeczywistość (tak podobno przesycona etyką solidarności, wolności i miłości do praw człowieka), kraju gdzie wszyscy – jak zapewniają tzw. autorytety – oddychają naukami Jana Pawła II (które przez sam fakt, że on je stworzył muszą być krynicą wysublimowanej etyki i zdrowej moralności) jest w tym przedmiocie klasyką samą w sobie. Zwłaszcza w kontekście takich wypowiedzi czy idei jak słowa niezrównanego w swoistej poetyce apologety koneksji na rzecz biznesu ze strony państwa, pracobiorców, prawa (i jak widać - etyki) Jeremiego Mordasiewicza, medialnego biznesmana, doradcy Zarządu Konfederacji Pracodawców LEWIATAN i jej reprezentanta w Trójstronnej Komisji ds. Społeczno-Gospodarczych, piewcy etosu pracodawców i propagatora zasad panujących w polskiej prywatnej przedsiębiorczości rodem z czasów wiktoriańskich, czasów które zrodziły myśli Karola Marksa: „Dobrobyt rozleniwia i sprawia, że ludzie rozbudzają w sobie nieracjonalne oczekiwania”. Znając nadwiślańskie realia i skalę emigracji – ponad 2,5 mln obywateli - sens zacytowanej wypowiedzi zarówno poraża (w swej brutalności, cynizmie i nihilizmie) jak i rozśmiesza (merytorycznie - wobec skali biedy i wykluczenia).
W końcu XX wieku politolog i ekonomista amerykański Jeremy Rifkin napisał kontrowersyjne wówczas dzieło (a dziś można uznać je za prorocze) pt. Koniec pracy. Pracy traktowanej jako stałe źródło utrzymania, pracy – jako czegoś co oprócz owego źródła jest także utożsamiana z miejscem zamieszkania, rodziną, tradycją, zakorzenieniem kulturowym, przyzwyczajeniami, obyczajami. Z tymi elementami wiązać należy też – bo to tradycja niedawna, XIX-wieczna – pojęcia takie jak naród, państwo (narodowe oczywiście), granice, narodowa armia (i wszelkie atrybuty tzw. naszości). To w takiej przestrzeni narodziła się koncepcja Forda i „przywiązania robotnika”, zatrudnionego w jego fabrykach, wytwarzającego jego samochody i pomnażającego jego zyski, niczym pańszczyźnianego chłopa do ziemi w Średniowieczu - choć odbyło się to na innych zasadach i w innej sferze świadomości – do „małych ojczyzn”, które tworzyła fabryka; zakładowe domki mieszkalne bądź lokale, szkoła i przedszkole sponsorowane przez Forda, wyjazdy na wspólne wczasy etc. Czyli związek na całe życie. To też jest pewna forma ojczyzny – w Polsce absolutnie niezrozumiała. I tu Karol Marks trafił w samo sedno.
Powszechna płynność, chaos i brak pracy dla 80 % populacji sprzyjają (ba, wręcz wymuszają) podążaniu ludzi za pracą, tam gdzie ona aktualnie jest, gdzie ją dają fetyszyzowani tzw. pracodawcy. Nie bez kozery norweski uczony Johan Galtung ukuł w XX jeszcze wieku teorię nazywającą globalną zbiorowość przyszłości społeczeństwem 20:80 – czyli: 20 % ma pracę, twórczą, rozwijającą osobowość, zapewniającą komfort życia i rozwój jednostki oraz postęp (i wszystko co z tym się wiąże), reszta czyli ponad ¾ ludzkości, kłębi się w oparach nędznych dorywczych robót sezonowych, bez jakichkolwiek zabezpieczeń i przyszłości, żyjąc w chaosie, targana niepewnością i frustracjami. Rządzenie polegać ma wtedy na zapewnieniu tej części społeczeństwa rozrywki i bez-refleksji, bezmyślności, zabawy i jakiej-takiej egzystencji (na poziomie niezbędnego minimum) czyli promowaniu infantylizacji, zdziecinnienia, rozrywki, pospolitego trwania (dojutrkowość).
Czy to nie koniec pojęć takich jak ojczyzna, tradycja, kultura (oczywiście w dotychczasowej wersji i interpretacji), zasiedzenie ? Bo jakim Hindusem jest obywatel brytyjski, mieszkający na Wyspach od dwóch czy trzech pokoleń, wyznający islam, dobrze sytuowany, nie mówiący ani słowa w hindi czy urdu, mogący w każdej chwili przenieść się np. do Brazylii czy RPA (z tytułu kapitału jaki posiada) a którego rodzice wraz z Brytyjczykami opuszczającymi w 1947 roku płw. Indyjski wyjechali do stolicy Imperium ? A kim jest robotnik z Kamerunu podążający za pracą wzdłuż Zat. Gwinejskiej – w delcie Nigru jest robotnikiem w przemyśle naftowym, potem pracuje na plantacjach w interiorze (Benin, Ghana czy Burkina Faso), w międzyczasie przystępujący do grup przemytniczych jakich w Sahelu i zachodniej Afryce są setki (przemyt ludzi, papierosów, broni, narkotyków – współpraca z rosnącymi w siłę islamistami-dżihadystami) , lądujący w końcu na plaży w Lampedusie ? O Polakach na Wyspach, w Norwegii czy Holandii nie wspominając (tam się żenią, wychodzą za mąż, rodzą się im dzieci itd.).
Tak, dziś pracobiorca nie ma ojczyzny (i proces ten się będzie pogłębiał). Ojczyzny w dotychczasowym mniemaniu. Ale taki pogląd w Polsce nie może być popularny z wielu względów: zauroczenia kapitalizmem w formie XIX-wiecznej, niskiej świadomości ogółu społeczeństwa, mizerii intelektualnej elit (zwłaszcza lewicy) oraz talmudycznego przywiązania do tradycji (tu rola Kościoła katolickiego i powszechność katolicyzmu jest nie do przecenienia).