Head & Shoulders
2016-05-16 22:35:16
Bóg to jest coś co się was nie boi
i da wam do wiwatu, że aż zgłupiejecie.

Dobry Wojak Szwejk

Head & Shoulders (H&S) to marka szamponu przeciw-łupieżowego (produkowanego od 1961 roku przez amerykańską firmę Procter & Gamble), reklamującego się jako „dwa w jednym”: czyli środek do mycia i pielęgnacji włosów oraz medykament niezbędny dla kuracji anty-łupieżowej. W polskiej wersji reklamy tego produktu brał wielokrotnie udział celebryta Krzysztof Ibisz.
Z Bogiem fundamentalistów i purytańskich teistów jest jak z szamponem Head & Shoulders. W tym pojęciu, przez nich prezentowanym z nieskrywanym i aroganckim przekonaniem o absolutnej prawdzie swych wyobrażeń o swoim Bogu, zawiera się bowiem to co doskonale opisuje we wstępie reklama wspomnianego produktu: „dwa w jednym” (dwa, a może i więcej). Dwa (a może więcej) chciejstwa tych ludzi. Dwie (tu tylko i aż dwie), dychotomicznie funkcjonujące wizje świata:
- nasz świat dobra, szlachetności, człowieczeństwa i wartości prawdziwych – bo nasz Bóg jest z nami, on dał nam ten świat do zagospodarowania i zlecił misję panowania nad nim, ujednolicenia go wg jego/naszych recept („Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi” – Pismo św. Starego i Nowego Testamentu, Ks. Rdz. 1/9, 1-3)
- i świat Innego, świat zła, porubstwa, cywilizacji śmierci, sodoma i gomora, świat do nawrócenia (lub do zniszczenia).
Tak jak szampon Head & Shoulders sprawia, iż włosy po umyciu są piękne, puszyste, lśnią i mienią się swą wesołością i szczęśliwością, a odpowiednie amalgamaty niszczą, eliminują, rugują z włosów łupież tak funkcjonować ma świat Boga fundamentalistów, purytanów i ortodoksów religijnych. Ta wizja świata, świata misji, dogmatu, bieli i czerni oraz zero-jedynkowych opinii (bezwzględnie religijnej, judeochrześcijańskiej proweniencji) zakaziła swym nietolerancyjnym oddechem kulturę hellenistyczną, a potem przeniesiona została wraz z nauką (i władzą) Kościoła rzymskiego – na zasadzie indoktrynacji - do cywilizacji Europy i Zachodu.
Ataki coraz to agresywniejszego ciemnogrodu, fundamentalizmu, nietolerancji, obskurantyzmu i bigoterii w polskiej przestrzeni publicznej (już nie tylko werbalne i retoryczne, ale będące zagrożeniem dla zdrowia, a przy dalszej eskalacji manifestacji owej siły zapewne i dla życia Innego) zmuszają do zastanowienia się nad wizerunkiem owego Boga tkwiącej w świadomości i religijnej projekcji wszechrzeczy większości polskich katolików. Jest to, tak można domniemać, wizja wybitnie tradycjonalistyczno-konserwatywna, feudalno-średniowieczna i zdecydowanie anty-modernistyczna. Oto, zdawać się może, wg przeciętnego (niezwykle głośnego, agresywnego i totalitarnego w swym oglądzie świata) Polaka-katolika, że gdzieś w niebiosach, może na chmurze, może na Marsie czy jakiejś gwieździe, siedzi okrakiem dobrotliwy – z wyglądu (jak na obrazach Michała Anioła), z siwą brodą i laską w ręku, Bóg-Ojciec, Patriarcha, Pan i władca, zarządzający „tym światem” niczym Georg Soros, Bill Gates, Rothschild bądź inny Rockefeller – czyli: Pan. W Polsce może to być jeszcze np. ziemianin, magnat, przedsiębiorca, gdyż z taką mityczną sytuacją mamy w naszym kraju nadal do czynienia. Folwark funkcjonuje w przestrzeni sacrum tak samo jak w realu.
Lud” w takiej sytuacji musi się identyfikować „ze swoim Panem”, potrzebuje tego Pana i władcy, korzy się przed władzą (bo pochodzi ona od Boga). To jest właśnie echo feudalnego i średniowiecznego systemu społeczno-politycznego, kodowane za pomocą religii chrześcijańskiej i przekazu idącego ze strony polskiego Kościoła powszechnego. Na potwierdzenie tak krojonej wizji świata, funkcjonującego po dziś dzień w Polsce, niech będzie fakt przytoczony w książce pt ONEGDAJ W KRAKOWIE przez Berenikę Kluczykowską-Sienkiewicz (żonę Bartłomieja Sienkiewicza, prawnuka Henryka Sienkiewicza). Otóż jeszcze w początkach lat 70-siątych czyli „za głębokiej komuny”, stare kobiety ze wsi świętokrzyskich, podczas pobytu kilkunastoletniego Bartłomieja S. (rocznik 1961) na kielecczyźnie, w Oblęgorku – czyli gnieździe sienkiewiczowskim i ich dawnych włościach – zwracały się do niego „per paniczu”.
Te (i podobne) fantomy tkwią nadal w świadomości Polaka-katolika, w jego mentalności i sposobie patrzenia na świat (oraz interpretacji zjawisk w nim zachodzących).
Widzimy wyraźnie, że istnieje wielka potrzeba istnienia w polskim imaginarium Pana, opiekuna, władcy, wymuszająca jednoczesne ukorzenie się, ugięcie, wyzbycie krytycyzmu i własnego Ja przed tak skonstruowanym Autorytetem, nadziemskiego pochodzenia i proweniencji. O tych procesach, immanentnych społeczeństwom, wspólnotom czy grupom ludzi muśniętych jedynie modernizmem, konserwatywnych i nieoświeconych piszą tak różni twórcy czy myśliciele jak Erich Fromm ([w]: UCIECZKA OD WOLNOŚCI), Daniel de Beavois ([w]: MIT KRESÓW WSCHODNICH i POLACY W OCZACH FRANCUZÓW W LATACH 1793-1914), Harriete B. Stowe ([w]: CHATA WUJA TOMA), Ludwik Stomma ([w]: POLSKIE ZŁUDZENIA NARODOWE) jak i zaświadczają życiem oraz dorobkiem np. Fredrick Douglass (wybitny abolicjonista amerykański). Stąd też, z takiej potrzeby rodzi się określona wizja Boga. Stwórcy, Pana wszechświata i wszechrzeczy, nad-bytu porządkującego wszystkie zagadnienia i wszystkie sprawy. Nad-bytu będącego utożsamianego z miłosierdziem i sprawiedliwością (często bezwzględną) – co jest niemożliwe w życiu potocznym (John S. Mill: „Albo Bóg jest wszechmocny, a wtedy nie jest dobrotliwy, albo jest dobrotliwy, a wtedy nie jest wszechmocny”). Nad-bytu będącego sędzią, prokuratorem i katem, czyli synonimem dobra i zemsty (tu widać że Bóg Polaków jest bardziej bóstwem Żydów ze Starego Testamentu, mściwym bożkiem plemiennym stosującym w praktyce zasadę „oko za oko” Chaldejczyka Hammurabiego niż Najwyższym Bytem europejskiego – pluralistycznego i tolerancyjnego - chowu). Bardziej zakazującym, karzącym, mszczącym się, zabijającym, stosującym przemoc i agresję – właśnie poprzez swoich gorących wyznawców i zwolenników. Bo im dał władzę do opinii i oceny wszystkiego co tu na tej ziemi istnieje. Bo ich uczynił nowym narodem wybranym.
Tu tkwią uległość, poddaństwo, pańszczyźniane ukorzenie i zgoda na wyzysk ze strony Pana -pracodawcy – zarówno w sferze praktycznej jak i w przestrzeni inteligenckich uzasadnień takich niewolniczo-folwarcznych sytuacji: polskich, wolnych po 1989 (ponoć) pracobiorców. Czyli - prekariuszy, robotników i wyrobników ze „śmieciówek”.
Napady na dzieła sztuki, na ludzi związanych z Innym niźli światopogląd religijny, nie wpisujących się w polsko-katolicką i nacjonalistyczno-ksenofobiczną tożsamość, nie przystające wg sądów środowisk fundamentalistycznych religiantów do paradygmatu patrioty i Polaka-katolika, są tego najlepszą egzemplifikacją. Zniszczenie w 2000 roku obelisku Jana Pawła II przygniecionego głazem (dzieło Mauricio Cattelona pt. La Nona Ora) stanowiącej eksponat wystawy w warszawskiej Zachęcie przez posła Witolda Tomczaka czy ataki na kompozycje Katarzyny Kozyry, teatralne spektakle Jana Klaty itd. są tych zjawisk adekwatną egzemplifikacją. Takich działań cenzorsko-inkwizytorskich (mimo zapewnień o wolności, swobodzie tworzenia i artykulacji myśli ze strony władz i konstytucyjnych zapisów) w dzisiejszej Polsce liczyć można rokrocznie w dziesiątki i setki. Entourage całej tzw. „dobrej zmiany” jest po prostu kontynuacją tego co poprzednie ekipy w tej mierze przygotowały.
Warto tu przypomnieć skandal jaki wybuchnął w czerwcu ub. roku w związku z zaplanowanym spektaklem Golgota Picnic Rodrigo Gracii w Poznaniu. Został on odwołany z „….. powodu bardzo dużego zagrożenia zamieszkami, których skala i forma mogłyby być niebezpieczne dla naszych widzów, aktorów, postronnych osób, a także mogłyby prowadzić do dewastacji obiektów użyteczności publicznej miasta Poznania zmuszeni jesteśmy do odwołania przedstawienia Golgota Picnic”. Zapadła ta skandaliczna i nosząca znamiona klasycznej cenzury prewencyjnej decyzja po kilku tygodniach protestów ze strony m.in. ab-pa Stanisława Gądeckiego, metropolity poznańskiego i przewodniczącego polskiego Episkopatu. Uznał on spektakl za bluźnierczy i obrazoburczy. Oburzenie hierarchy było zdecydowane i skuteczne. Poparł je gorąco również ówczesny Prezydent Poznania Ryszard Grobelny. Udział w planowanych zamieszkach i ulicznych protestach w chwili inscenizacji Golgota Picnic zapowiadały środowiska chuliganów-kiboli kilku klubów futbolowych z całego kraju. Zaiste przednia to koalicja na rzecz bonum communae.
Rzecz w demokratycznym, nowoczesnym, XXI-wiecznym kraju, państwie-członku ekskluzywnego (tak zapewniają rządzące elity) związku jakim jest Unia Europejska, niebywała, niesłychana, kompromitująca. Porównanie z fatwą (i wyrokiem śmierci) rzuconą na Salmana Rushdiego przez ajatollaha Chomeiniego po opublikowaniu SZATAŃSKICH WERSETÓW ciśnie się sama na usta (tylko reakcja elit Wielkiej Brytanii i rządu JKM była diametralnie inna niźli miało to miejsce w Polsce).
Jeśli więc w taki sposób można „obrazić Boga”, byt najwyższy i absolutny to czymże tak na prawdę On jest ? Jak należy Go traktować i czym w takim razie jest sacrum ? Jak można zmaterializować ową obrazę czegoś co jest – ponoć - Bytem Najwyższym i Absolutem ? Czy nie jest to pokłosie owego, wspomnianego „wybrania” – jakie czują w sobie religianci różnej maści (bo muzułmanie w kwestii karykatur Mahometa w duńskim piśmie satyrycznym zareagowali podobnie jak polsko-katoliccy fundamentaliści w kwestii Golgota Picnic) – i w posiadaniu przez to, na zasadzie plenipotencji, prawa do egzekucji Boskich Prawd Absolutnych ? Czy nie jest to klasyczny totalitaryzm (religianci uważają, że „czynią dobro” i są jego uosobieniem, ale podobno „dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane”) ? I czy jednocześnie można być dobrotliwym, miłosiernym, wybaczającym i karzącym, dręczącym, opresyjnym ? I być uznanym jak metr z Sevres za synonim i egzemplifikację wszelkiego dobra !
Znakomity psycholog amerykański Philip Zimbardo zauważył, że współczesna kultura charakteryzuje się myśleniem w kategorii JA, redukując do minimum kategorię MY (i immanentny takiemu myśleniu pluralizm). Sądzę, że w opisywanym przypadku jednostkowe JA (silnie pobudzone i egotyczne) zastępuje się zbiorowym JA-MY (tak samo pobudzonym i egotycznym), ale traktowanym jako jedność, homogeniczność, niedopuszczającą do egzystencji innego JA-MY. Nasza personalna świadomość, nasze przekonania (w tym wiara religijna) są zglajchszaltowane z grupą, ze wspólnotą, z klanem, z plemieniem czy narodem. Im słabsza psychicznie i mentalnie jednostka tym większej potrzebuje identyfikacji z grupą, w tym większej przestrzeni ona musi nastąpić, tym radykalniejsze są zachowania takiej jednostki, bo atak na podstawowe wartości identyfikacyjne grupy (np. w przedmiocie wierzeń religijnych) odbiera jako atak na siebie.
Karen Armstrong, znakomitość światowego religioznawstwa, mówi: „… Wszyscy się dziwią, gdy im mówię że nie można nazywać Boga Najwyższym Bytem bo wcale nie jest bytem i tak naprawdę nie bardzo wiemy, co mamy na myśli, kiedy mówimy Bóg jest dobry, mądry czy roztropny”. Antropomorfizacja bóstw następowała zawsze w procesach religio-twórczych. Miało to miejsce w czasach prehistorycznych, w Antyku, w średniowiecznej Europie, w Ameryce czy Polinezji (opisali to dokładnie i wyczerpująco m.in. Malinowski, Frazer czy Freud). Popularność (czy raczej – nawrót) i szeroki zasięg tego typu zachowań i postaw w dzisiejszym świecie świadczyć może jedynie o zagrożeniu nazywanym umownie powrotem średniowiecza.














poprzedninastępny komentarze