Netokracja a religijny fundamentalizm (część II)
2016-05-30 18:59:11
Zdjęliśmy co prawda żupany,
odpięliśmy karabele, zrzuciliśmy żupany,
ale mentalność, umysły pozostały
sarmacko-kontrreformacyjne.

Radosław S. CZARNECKI

Trzeba jasno powiedzieć, kontynuując rozważania z I części tego tekstu, że w Polsce to elity wyrosłe z „Solidarności” umożliwiły poprzez swoją netokrację i formę narracji publicznej, a także przez efekty transformacji ustrojowej i jej powszechnie społeczny odbiór, dzisiejsze sukcesy religijnych fanatyków i klasycznych fundamentalistów. Ale jeśli hołduje się niedemokratycznym, anty-wolnościowym, plemiennym uprzedzeniom i takiemu też myśleniu czego najlepszym przykładem jest stwierdzenie (mimo ponad 40 % głosów oddanych na tę formacje w wyborach AD’2001) prominentnej przedstawicielki obozu demo-liberalnego iż „lewicy w Polsce mniej wolno” (tym samym innym – tu: swoim, post-solidarnościowcom obojętnie z jakiego obozu przychodzą, kim byliby „styropianowi” - wolno więcej) efekty inne być nie mogą. Ten właśnie passus jest najlepszym świadectwem jaka mentalność królowała i króluje nadal w wielkiej części elit i mainstreamu traktującego siebie jako metr z Sevres jeśli chodzi o pryncypia demokracji, wolności obywatelskich i swobód demokratycznych.
Używanie w dyskusjach na tego typu tematy – czyli; polityka, kultura, zagadnienia społeczne - moralnych i etycznych „ozdobników”, mających jakoby uwiarygodnić tak pouczającego lud retora, odnosi zazwyczaj przeciwny skutek. I to z kilku powodów. W Polsce nawet owi „libo-demokraci”, niby (jak dziś widać) zwolennicy reguł społeczeństwa obywatelskiego, otwartego, pluralistycznego, prezentować mogą poglądy jakie w cywilizowanych krajach Europy Zachodniej jeszcze niedawno uchodziłyby pewnie wyłącznie za klasycznie prawicowe, konserwatywne, a nawet w pewnych wypadkach – za ultra-prawicowe.
Warto jest przypomnieć dwie przeciwstawne sobie tezy o sparaliżowaniu społeczeństwa i odebraniu mu wolności. To poglądy Georga Orwella i Aldousa Huxleya. Podczas gdy Orwell prezentował teorię „Wielkiego Brata”, który inwigiluje, kontroluje, narzuca określone ograniczenia itd. całej populacji, Huxleya uważał, że to nadmiar informacji skuteczniej niźli zakazy i bariery „Wielkiego Brata” odetnie społeczeństwo od informacji, powodując jego totalną infantylizację. Czyli pospolite zidiocenie, niedorozwój intelektualny, pospolite bezhołowie. Taka sytuacja zrodzi z kolei ludzi biernych, czystych odbiorców przede wszystkim taniej rozrywki i gadżetów technologicznych (reagujących na nie jak autochtoni w Afryce gdy przybywali do nich biali, cywilizowani zdobywcy – czyli kolonizatorzy - z perkalem i garściami świecidełek) , egoistów i zamkniętych w sobie introwertyków zapatrzonych na swe utylitarne, indywidualne interesy. Przestających się interesować sprawami publicznymi, obywatelskimi, zagadnieniami wspólnoty w jakiej żyją.
Taką sytuację obserwujemy od lat w Polsce, a frekwencja wyborcza oraz udział Polaków w różnorodnych przedsięwzięciach jakie cechują dojrzałe społeczeństwa obywatelskie są gorzej niż mierne.
W takiej przestrzeni – kiedy postępująca infantylizacja oraz jednoczesne wycofanie się ludzi do sfery prywatności demolują ideę tzw. społeczeństwa otwartego, obywatelskiego, pluralistycznie i wspólnotowo bogatego – pokaźną władzę sprawować poczynają (i ich znaczenie musi rosnąć) właśnie netokraci. Infantylizacja i nadmiar informacji przy jednoczesnym chaosie i zagubieniu intelektualnym coraz większej ilości jednostek sprzyjają pojawianiu się wszelkiego rodzaju guru, mesjaszów, przewodników duchowych, charyzmatyków, uzdrawiaczy dusz i umysłów. Pewność, dogmat, wszelkiego typu aksjomaty - stają się pożądanymi wartościami jako antidotum na zagrożenia niesione przez chaotyczną realność i brak poczucia bezpieczeństwa. Na zgubienie i intelektualną gnuśność coraz szerszych grup społeczeństwa.
N.Postman („Zabawić się na śmierć”) pokazuje jak telewizja (ale ów problem dotyczy wszystkich mediów elektronicznych bazujących na przekazie i informacji obrazem) stała się „ośrodkiem dowodzenia” który jest dokonywany na różne sposoby. To w ten sposób kreuje się rzeczywistość, mody, trendy, sympatie i antypatie. Po prostu „…..Telewizja aranżuje nam nasze środowisko komunikowania się” - tak pisał Postman ponad 30 lat temu. Dziś sytuacja w tej mierze posunęła się o wiele dalej niźli amerykańskiemu autorowi mogło się wydawać.
Potwierdzeniem tych zjawisk niech będą przykłady licznych manipulacji medialnych jakich dokonywano w czasie (i po) ataku na Afganistan, Irak czy Libię, a wcześniej – w trakcie trwania wojen podczas rozpadu byłej Jugosławii. O tych manipulacjach, kłamstwach, propagandzie i agitacji mających de facto utrzymywać społeczeństwa w stanie anomii i infantylnego zapyzienia, godnych „Folwarku zwierzęcego” Georga Orwella pisali m.in. Jürgen Elsȁsser („Jak dżihad przybył do Europy”) czy Al. Gore („Zamach na rozum”). O stanie powodującym, że zbiorowości nie myślą samodzielnie, nie zależnie i wierząc w wiadomości uchodzące za mainstreamowe i pewne (bo tak uważają wszyscy czyli mityczna opinia publiczna).
Aktualnie analogicznie przedstawia się współcześnie zagadnienie imigracji z krajów tzw. III Świata i uchodźców syryjskich, irackich, libijskich, jemeńskich, erytrejskich itd. (czyli pochodzących z krajów gdzie toczą sie krwawe konflikty, rozpętane często przez nieodpowiedzialną i irracjonalną politykę Zachodu), gdzie media i elity wytworzyły żyzne podglebie dla rozwoju ksenofobii, nacjonalizmów, rasizmu czy nawet nazizmu (o islamofobii nawet nie wspominając, gdyż gros materiałów poświeconych tej tematyce ociera się o nienawiść do religii Mahometa i jej wyznawców traktowanych en bloc).
Celnie, choć współcześnie wolność czytania książek jest tylko elementem innej, szerszej kategorii w przestrzeni dostępu do wiadomości i informacji (można rzec – niezależnej i nie-zmanipulowanej), na ten temat wypowiedział się Jean-Edouard Villard (1868-1940) konkludując, iż „….Ci którzy chcą zabrać ci wolność, najpierw zabiorą ci książki”.
Ale netokracja i jej rozrost, często już na zasadzie perpetuum mobile (choć mega-kapitałowi jest to jak najbardziej na rękę), zerwana z wędzideł jakie na nie (i na ów kapitał) nakładało państwo, postępuje zgodnie ze stymulującą ją przyjemnością ze sprawowania władzy (każdej i każdym wymiarze władzy), która to przyjemność „…nieuchronnie korumpuje racjonalne osądy i źle wpływa na wolność” (Immanuel Kant). Co przy fanatycznej wierze (każdej i w każdym wymiarze – tu jest jak z każdym wymiarem władzy) i raz poślubionej nieprawdzie – kogokolwiek to czyni - i nie podlegającej żadnej (tu najlepiej – społecznej) kontroli, trzymać się musi jej już do końca. Nieprawda, manipulacja, agitacja i kłamstwo stają się tym samym paradygmatem netokracji.
I czym różnią się pseudo-demokratyczni netokraci, demo-liberalni i topowi ponoć żurnaliści i publicyści tak ochoczo krytykujący fundamentalistów religijnych – dziś; głównie islamistów – dający mądre rady i perorujący o demokratycznych i wolnościowych wartościach, kiedy to oni przez swoją praktykę i służbę kapitałowi (najszerzej pojętemu) utorowali drogę temu właśnie zagrożeniu demokracji ? Współczesny fundamentalizm religijny – w każdym wydaniu (chrześcijańskim, islamskim, judaistycznym, hinduistycznym itd.) – jest dzieckiem właśnie tak funkcjonującego świata, świata kapitału i mediów. I za Stagirytą winniśmy powtórzyć – kiedy dyskutować chcemy o popularność i zarazem zagrożeniach niesionych przez owo zjawisko: „nie poznamy prawdy nie zgłębiając przyczyn”.

poprzedninastępny komentarze