Wypisywanie się z narodu
2017-01-16 14:25:22
Czy deklaracja o przestaniu bycia członkiem jakiejś wspólnoty – tu narodowej i to bardzo znaczącej na mapie światowej; narodu żydowskiego – w tak dramatycznej i spektakularnej formie jak ogłoszenie jej książką może (i czy powinna) zwrócić uwagę opinii publicznej na świecie, elit intelektualnych, ludzi refleksyjnych i tzw. mainstreamu ? Wg nadwiślańskich mniemań pojęcie Żyd to wieczny stygmat – obojętnie jak go się klasyfikuje, niezmienny kusiciel „ku złemu”, naturalny agent bądź szkodnik, zwłaszcza działający na szkodę Polaka-katolika, chrześcijanina, nadwiślańskiego patriotyzmu. I trzymający się zawsze razem w swej anty- „gojowskiej” wspólnocie. A tu nagle znany, światowej sławy Żyd wypisuje się z narodu wybranego (wedle ich, judaistycznego, oglądu świata), ze wspólnoty opisanej jako niezwykle w swej szkodliwości zwartej, spójnej i stale się popierającej.

Być Żydem w Izraelu oznacza być obywatelem uprzywilejowanym.
bo tylko Żyd może kupować ziemię, a obywatel nie-żydowski
nie ma prawa jej nabyć. Tylko Żyd, nawet jeśli przebywa
w Izraelu tymczasowo i kiepsko posługuje się hebrajskim,
może zarządzać narodowym bankiem Izraela. Tylko Żyd
nie będzie torturowany, nikt nie będzie przeszukiwać
nocą jego domu, nie stanie się przez pomyłkę celem
strzału, nie ujrzy ruin swego domostwa zburzonego
przez pomyłkę. To bowiem los Arabów.

Shlomo SAND

Warto polecić wszystkim Czytelnikom Portalu, zainteresowanym – i nie tylko – problematyką Bliskiego Wschodu, a zwłaszcza stosunkami wewnątrz Izraela, książkę Shlomo Sanda pt. „DLACZEGO PRZESTAŁEM BYĆ ŻYDEM. SPOJRZENIE IZRAELCZYKA”. I nie ważne, że wydano ją już w roku 2013 (w Polsce – 2014), bowiem zagadnienia poruszane przez Sanda, profesora historii z Uniwersytetu w Tel Awiwie, są nadal niezwykle aktualne. Przyśpieszenie toku wydarzeń w ostatnim czasie na terenach współczesnego Lewantu, gdzie mają się „zmieścić” dwa państwa – Izrael i arabska Palestyna, manifest Sanda czyni tym bardziej aktualnym i wartym lektury.
Także zagadnienia tożsamości, narodu - a przede wszystkim narodowo-twórczej ideologii, manipulującej narodową tożsamością, w kontekście zagadnień mistyczno-religijnych - winne być dla Polsków nader bliskimi. Ideologia narodowa nie tylko w Izraelu zdominowała historię (a ten proces obserwować można także u nas nad Wisłą, Odrą i Bugiem), ale przede wszystkim adoptując ją do patriotycznych potrzeb, często wedle wczorajszych bądź przedwczorajszych wyzwań, stawia tym samym przed zbiorowością jednoznacznie określone cele i wyzwania. Tak mityczne, mętne i quasi-religijne uzasadnienia ziemskim i dzisiejszym potrzebom – niby narodu, niby całego społeczeństwa bądź wspólnoty - służą zazwyczaj określonym, utylitarnym potrzebom wąskich kręgów władzy.
Takie spojrzenie na społeczeństwo państwa Izrael jest nieznane Polakom en bloc. Zarówno tym z „lewej” jak i z „prawej”, nacjonalistyczno-ksenofobicznej, ortodoksyjno-katolickiej strony polskiej przestrzeni publicznej. Taki też obraz prezentowany jest polskiemu odbiorcy przez nadwiślański mainstream – obraz niepełny, wyprany z istoty życia codziennego, zwykłych Izraelczyków – nie Żydów, Arabów, Druzów, Maronitów, ale obywateli państwa Izrael. Są w nim albo żołnierze potężnej i nowoczesnej armii izraelskiej, albo islamistyczni terroryści. No czasami pojawiają się dzieci, zdesperowani młodzieńcy, rzucający kamieniami w izraelskich żołnierzy bądź policja tłumiąca zamieszki protestujących Arabów.
Mało kto dowie się z medialnego przekazu w jakim stopniu życie Izraela zdominowała (nawet wobec formalnie uznanych za Żydów) religia mojżeszowa – i to w jedynej, ortodoksyjnej denominacji, jednego, zadekretowanego prawnie rabinatu. Mało kto się orientuje jakie trudności oraz prawne perturbacje dotykają małżeństwa mieszane, jakie problemy mają ich dzieci, czy ludzie chcący się rozwieść. O Izraelczykach innej narodowości – bo to państwo jest wielonarodowościowe, multi-kulturowe, wielorasowe i różnorodno-językowe (np. uważający się za Żydów a pochodzący z obszaru byłego Związku Radzieckiego ludzie tworzą w miastach swoiste enklawy, gdzie porozumiewają się językiem rosyjskim, oglądają rosyjskojęzyczne kanały TV, słuchają takich też stacji radiowych, korzystają z rosyjskojęzycznej prasy, kultywują tamtejszą kuchnię, preferują tamtejsze smaki itd.).
Na kanwie tych wszystkich problemów i złożoności sytuacji w państwie Izrael, Sand próbuje pokazać tym niezwykłym gestem jakim jest negacja swojej „żydowskości”, niezwykle zróżnicowanej wspólnoty – którą na swój sposób kocha i chce jej ewolucji w stronę cywilizowanych, zachodnich standardów (bo z tym nie jest w Izraelu najlepiej) - targanej wieloma sporami, sprzecznościami, skłóconej i do końca nie znającej swej właściwej tożsamości do której powinni Izraelczycy zmierzać. Na pewno nie może to być droga ku tożsamości opartej na religijnym, talmudyczno-purytańskim, nacjonalistyczno-ksenofobicznym rozumieniu swojej historii i homogenicznie traktowanym kwantyfikatorze.
Podobnie jak ma to miejsce we współczesnej Polsce, ofensywa klerykałów i religiantów pod sztandarami ultra-ortodoksyjnych rabinów i flirtujących z nimi dla doraźnych celów polityków (różnych opcji) doprowadziła Izrael – kraj który wg założycieli-syjonistów, laików zorientowanych socjalistycznie i sekularnie (taką wizję państwa żydowskiego zakładali Ze’ev Żabotyński, Theodor Hertzl, Dawid Ben Gurion) – do quasi-religijnego kraju (o konstytucji opartej na demokracji oraz liberalnych zapisach dot. wolności obywatelskich, ale gdzie decydujący głos ma duchowieństwo – i to jednej tylko denominacji - zaś rządy dusz pełnią rabini).
Idee fixe Sanda jest utopia (bo tak na podstawie współczesnych wydarzeń i sytuacji w Palestynie, dawnym Kanaanie trzeba jego tezy traktować, choć są one ze wszech miar humanistyczne i cywilizowane), aby Palestyno-Izraelczyk mógł się czuć w Tel-Awiwie jak amerykański Żyd, obojętnie jakiej proweniencji i denominacji, w Nowym Jorku. Tym samym Izraelczyk wyznania muzułmańskiego, w tym samym Tel Awiwie, mógłby w swoim życiu cywilnym poczuć się jak wyznawca religii mojżeszowej w laickiej Francji.
No i oczywiście dla Sanda należy „odstąpić od przeklętej i niekończącej się okupacji, która prowadzi do czeluści piekieł”. Oparcie granic państwa o kanony religijne, niezwykle wątpliwej jakości i nie oparte o żadne racjonalne czy logiczne argumenty, jest zdaniem Sanda potężną przeszkodą w unormowaniu całej sytuacji w tym rejonie świata. Bo każde uzasadnienie umotywowane religijnie, zwłaszcza na tych terenach, tak istotnych z punktu widzenia historii bądź tożsamości dla trzech monoteistycznych religii światowych, musi się spotkać z kontrreakcją, opartą o emocje i afekty. A to są źli doradcy, zwłaszcza w polityce.
Historia Europy przyniosła wiele przykładów, kiedy to starcia na tle religijnym, ciągnęły się w nieskończoność, pociągając za sobą rzesze ofiar, dramaty, prześladowania, przeradzające się niekiedy w ludobójstwa. Manifest Shlomo Sanda jest dramatycznym wołaniem o powrót do źródeł Oświecenia bo w dzisiejszym świecie ponownie dominować zaczynają nacjonalistyczne, szowinistyczne, religijnie fanatyczne emocje i afekty. A to źle wróży całemu, naszego gatunkowi.
Należy zachęcić do przeczytania tej książki i refleksji nad przesłaniem izraelskiego historyka.

Shlomo Sand, DLACZEGO PRZESTAŁEM BYĆ ŻYDEM. SPOJRZENIE IZRAELCZYKA, Wyd. Akademickie DIALOG, ss. 140

poprzedninastępny komentarze