2020-04-28 08:05:35
niewątpliwie Chińczycy. Wynaleźli
druk – ale nie gazety, proch – ale
tylko do sztucznych ogni. Wynaleźli
wreszcie kompas – ale powstrzymali
się przed odkryciem Ameryki.
Charles CHAPLIN
Wraz z rezygnacją Bernie Sandersa z wyścigu po nominację Partii Demokratycznej w listopadowych wyborach prezydenckich jedynym, naturalnym kandydatem pozostaje 77 letni Joe Biden, były vice-prezydent USA w czasie kadencji Baraca Obamy. Stało się więc tak, jak sądziło wielu komentatorów na świecie i jak sobie życzył Trump ze swoim sztabem.
Czołową rozgrywką w takim wypadku staną się oprócz gospodarki i rynku akcji - które cierpią niebywale katusze w związku z pandemią COV-19 lecz jeśli Trumpowi uda się wyjść z tego zakrętu w miarę bezboleśnie będzie to dla niego niebywały handicap - więc korupcyjne powiązania rodziny Bidena z ukraińskimi oligarchami. A także uczestnictwo w grabieży i malwersacjach związanych z pomocą amerykańską dla Ukrainy (chodzi o sumę ok. 5,5 mld. dolarów) i niedyplomatycznymi zachowaniem nominata demokratów podczas jego pobytów w Kijowie. Jest to też część walki jaką toczy Trump i republikanie z tzw. „globalistami” (utożsamianymi z czołówką Partii Demokratycznej) oraz ich głównym sponsorem i promotorem jakim jawi się Georg Soros (i jego finansowo-medialne otoczenie).
Poparcie jakie rezygnujący z wyścigu Sanders udzielił Bidenowi (w imię fałszywej mimo wszystko jedności partyjnej) absolutnie nie musi się przełożyć na automatyczne przelanie głosów najbardziej lewicowego skrzydła (czyli zwolenników Sandersa) na powiększenie elektoratu Bidena. Takie zjawisko zaobserwowano już 4 lata temu gdy Hillary Clinton rywalizująca z Trumpem o Biały Dom nie zdołała przekonać do siebie sporej grupy stronników Sandersa, którzy pozostali w domach lub oddali swe głosy reprezentantowi Republikanów.
Podczas ostatniego pobytu nad Dnieprem (na przełomie stycznia i lutego 2020) Sekretarz Stanu USA Mike Pompeo wedle nieoficjalnych przekazów, ku zaskoczeniu i nieskrywanemu przerażeniu Prezydenta Zełeńskiego doradzał mu porozumienie z Moskwą w temacie Donbasu. A problem Krymu odłożyć ad calendas graecas. O co chodzi administracji Trumpa ? Otóż Biały Dom i elita Republikanów zgromadzona wokół Trumpa jest zdecydowanie przeciwna roli takich międzynarodowych gremiów jak Międzynarodowy Fundusz Walutowy czy Bank Światowy. Tego typu, pro-globalistyczne w dotychczasowej formie struktury, zorientowane i powiązane z „wierchuszką” Partii Demokratycznej i admirowane przez środowiska których emanacją i symbolem jest wspomniana osoba Georga Sorosa nie leżą w przestrzeni politycznych zainteresowań Trumpa. Jest on zwolennikiem międzypaństwowych uzgodnień i rywalizacji, najlepiej między „możnymi” tego świata. Państwami, nie ponad narodowymi strukturami. I tu, oprócz utrącenia konkurencji w ramach cywilizacji Zachodu, tkwi niechęć establishmentu amerykańskiego wobec Unii Europejskiej i Brukseli jawnie już manifestowana przez ekipę Trumpa. I to tu – oprócz walki ze znanym filantropem i miliarderem oraz jego światową, pro-globalistyczną i mega-korporacyjną kamarylą powiązaną niezliczonymi interesami z „wierchuszką” Partii Demokratycznej w USA – są pola dla cichej współpracy i sojuszu (mimo retoryki i ostrej rywalizacji w różnych punktach świata) Białego Domu i Kremla. Zniszczenie (czy ograniczenie wpływów i znaczenia) Sorosa oraz pogrążenie procesów globalizacyjnych kryło się zawsze za hasłem Trumpa „America first”. Soros ze swoimi fundacjami i przedsięwzięciami został już wyrugowany z terenu Rosji co jest powodem dla cichego zadowolenia Białego Domu. Przynajmniej czasowy pokój na Ukrainie Trumpowi jest potrzebny do rozwinięcia ofensywy przeciwko Bidenowi. Wspomniane występy Bidenów nad Dnieprem (Biden jr. jest oskarżany o udział w mega skandalach korupcyjnych związanych z holdingiem BURISMA), haniebne zachowanie Joe Bidena polegające na ostentacyjnym bezczelnym i publicznym zwalnianiem generalnego prokuratora Ukrainy Wiktora Szokina oraz uzależnianie od tej decyzji pomocy finansowej tak z USA jak i MFW, jak również sprzeniewierzenie dolarów pochodzących od podatników z USA dla Ukrainy (w czym ochoczo uczestniczył Biden jr.) będą na pewno kluczowymi argumentami przytaczanymi przez obóz Trumpa na finiszu kampanii wyborczej. Dlatego m.in. wymuszono na Zełeńskim i Ukrainie zmianę na stanowisku Premiera i Generalnego Prokuratora. Poprzednicy – odpowiednio: Gonczaruk i Riaboszapka – byli utożsamiani z interesami Partii Demokratycznej oraz MFW (określa się ich w Kijowie mianem „sorosiata”). Byli oskarżani o sabotowanie i zaniechanie w sprawach skandali korupcyjnych, głównie jeśli chodzi o holding BURISMA. Ale wewnątrz Ukrainy są również liczne głosy domagające się śledztw i wyroków w sprawach byłego Prezydenta Piotra Poroszenki, którego prywatny kapitał podczas prezydentury powiększył się kilkakrotnie. Zwłaszcza w przedmiocie handlu bronią i toczonej na wschodzie Ukrainy wojny domowej. Piotr Poroszenko kojarzony jest jednoznacznie z politycznym kierownictwem Demokratów zza Oceanu i znaczną częścią technokratów urzędujących w Brukseli.
Ruch ze zmianami na czołowych stanowiskach politycznych nad Dnieprem jaki miał miejsce w lutym i marcu br. wymuszony został przez dyplomację amerykańską na Zełeńskim – duża rola tu Rudolfa Giulianiego, osobistego doradcy i pełnomocnika Trumpa, wielokrotnie bawiącego nad Dnieprem - aby umożliwić teraz szerokie wykorzystanie „ukraińskiego śladu” dla pogrążenia Bidena. Nie do pozazdroszczenia jest tym samym pozycja Kijowa, siłą rzeczy stającego się rozgrywką w amerykańskim wyścigu wyborczym.
Warto też jest przypomnieć, iż sieć powiązań między fundacjami Sorosa, czołówką partii Demokratycznej z jednej strony, a Międzynarodowym Funduszem Walutowym i Bankiem Światowym jest atakowana z wielu stron – nie tylko z pozycji Kremla i „White House”. To starcie ma wymiar światowy i toczy się zarówno na arenie międzynarodowej jak i wewnątrz poszczególnych krajów. Elity polityczne podzieliły się bowiem nie wedle politycznych sympatii czy poglądów jak to miało miejsce w Europie do tej pory, ale wedle amerykańskiego modelu sceny politycznej; duopolu który nie pozostawia żadnych innych sfer dla publicznej debaty i niuansów. Jest to stosunek do globalizacji w wersji mega-korporacyjnej i światowej finansjery, albo modelu konserwatywno-tradycjonalistycznego, opartego o tzw. państwa narodowe ze wszystkimi tego konsekwencjami. Zmiana może nastąpić wyłącznie po przełamaniu hegemonii amerykańskiej, która jak widać rozciągnęła się też na sferę poglądów i politycznej działalności. A świat jest po prostu bardziej skomplikowany i nie tak jednoznaczny jak jankeska wizja polityki.