2010-10-12 03:16:29
Opowieść o dziejach Kuby, w wersji jaką zaprezentował znający związaną z nią problematykę Andrzej Bińkowski zaczyna się podczas rządów jednego z najbardziej bezwzględnych i uzależnionych od USA dyktatorów tej doby, jakim był Gerardo Machado, postać obecnie niemal kompletnie zapomniana, choć nawet na tle innych przywódców latynoamerykańskich był uważany w swojej epoce za wyjątkowego degenerata.
Być może opowieść ta jest warta poszerzenia w niektórych wątkach i będzie warto w tym celu sięgnąć do moich notatek z czasu studiów, które zawdzięczam uczęszczaniu na seminarium magisterskie prof. Marcina Kuli. Jeśli poczuję, że należy uzupełnić nimi niniejszy materiał, uczynię to.
Będzie to także opowieść o przedwojennej partii komunistycznej - opowieść, która z niebywałą wprost szczerością, odsłania kulisy degeneracji partii, która w dobie walki z Machado była partią honoru i przyzwoitości i walki z tą degeneracją, jaką zmuszony był przeprowadzić Fidel Castro.
Również nie zabraknie w niej wątku taktyki rewolucyjnej, jaką obrał Fidel Castro. Kontekst zawarty w ostatnio wydanym tomie jego wspomnień, zatytułowanych "Strategiczne zwycięstwo" w dużej mierze pokrywa się z wiedzą zaprezentowaną przez Bińkowskiego.
ANDRZEJ BIŃKOWSKI
KUBA, CASTRO, REWOLUCJA
ISBN 83-203-1184-5
RSW „Prasa—Książka-Ruch"
Młodzieżowa Agencja Wydawnicza
Warszawa 1981 r. Wydanie I.
s.5-16
CZĘŚĆ I
1933-1952
Iskrą, która roznieciła rewolucję, był pucz.
Jest w tym coś z paradoksu.
Pucz z 10 marca 1952 r., o którym tu mowa, zmierzał do zniesienia demokracji burżuazyjnej i umocnienia panowania klas posiadających. Inaczej jednak niż inne reakcyjne pucze, pucz z 10 marca nie tylko tego celu nie osiągnął — bo osiągnął go jedynie na krótko i w gruncie rzeczy pozornie — lecz przeciwnie, dzięki pojawieniu się na Kubie pewnych nieobecnych tu uprzednio czynników, wpłynął na rozwinięcie walki rewolucyjnej, która doprowadziła do podważenia władzy klas posiadających, a następnie do całkowitego usunięcia ich ze sceny. Związek między puczem z 10 marca 1952 r., który konstytucyjną formę państwa burżuazyjnego zastąpił faktyczną dyktaturą, a zwróconą przeciw tej dyktaturze rewolucją, która 1 stycznia 1959 r. zastąpiła państwo burżuazyjne państwem ludowym, aby następnie rozwinąć je w państwo socjalistyczne, jest jedną z najbardziej fascynujących ilustracji dialektyki historii naszego stulecia.
Opowiedzmy więc najpierw o puczu. I nie tylko o nim, także o jego scenie.
Pucz Batisty — autorem zamachu stanu z 10 marca był generał o tym nazwisku — uderzył w Kubę niby piorun. Stosownie do kalendarza karnawałowego, który każdemu większemu miastu na wyspie wyznacza osobną datę, dzień wcześniej, w niedzielę, Hawana inaugurowała swój doroczny el carnaval. Dla mieszkańców stolicy, od wielu tygodni przygotowujących się do karnawału, niedziela ta była dniem szalonego, kolorowego festynu. Hawana zapomniała o swoich codziennych troskach i wirowała zaplątana w konfetti. Biali i ciemnoskórzy habaneros śpiewali i tańczyli tak, jak to oni tylko potrafią. Mężczyźni — w ciemnych spodniach i białych plisowanych koszulach, kobiety — w barwnych, obcisłych sukienkach, pod którymi można było domyśleć się gorsetów nadających biodrom kształt mandoliny, instrumentu służącego akompaniowaniu piosenkom o miłości. Ci, którzy wyciskali pieniądze z trzciny cukrowej, weselili się w klimatyzowanych salonach hotelu „Hilton", w „Capri" i „Nacionalu", w „Tropicanie" i w willach przy Quinta Avenida, natomiast lud wypełniał tamie bary i ulice. Ale na ulicach i w barach habaneros nie tylko śpiewali, tańczyli i pili rum z coca-colą lub liściem mięty.
Przysłuchiwali się również mówcom politycznym, którzy korzystając z karnawału reklamowali swoje partie. Już bowiem za 12 tygodni, 1 czerwca, miały się odbyć wybory prezydenckie, oczekiwane przez większość Kubańczyków z nadzieją, że położą one kres rządom kamaryli prezydenta Prio Socarrasa, że Partia Ortodoksyjna pokona Partię Autentyczną, a więc że tych, którzy byli przeżarci przez korupcję, zastąpią politycy o czystych rękach.
Aż wreszcie zapadła noc i zmęczeni karnawałową zabawą hawańczycy wracali do swoich domów. Nikt z nich nie zdawał sobie sprawy, że dzień, który właśnie minął, był ostatnim dniem wolności obywatelskich z trudem przywróconych Kubie w 1940 roku. Któż mógł bowiem wiedzieć, domyślać się, przeczuwać, że w ciemnościach i ciszy tej nocy, zachęcającej, zdawałoby się, jedynie do wzięcia iw ręce mandoliny i zanucenia piosenki o miłości grupa spiskowców, mających poparcie rządu USA gotuje się do sięgnięcia po władzę?...
Krótko po północy — był więc to już 10 marca — do koszar Columbia w Hawanie przybył w towarzystwie kilku cywilów i wojskowych Fulgencio Batista.
Ten krępy metys, Kubańczykom znany aż nadto dobrze, był w owym czasie senatorem, a więc na pozór człowiekiem niewiele znaczącym w życiu publicznym kraju. Odpowiedzieć na pytanie, dlaczego mógł on 10 marca 1952 r. dokonać wojskowego zamachu stanu, można, znając jego przeszłość.
W 1933 r. na Kubie wybuchła rewolucja skierowana przeciw dyktaturze generała Machado. Gerardo Machado y Morales był wypróbowanym przyjacielem USA. Jego rządy, brutalne i krwawe, wyróżniały się nawet na tle innych reżimów dyktatorskich owych czasów.
Rewolucja miała w swej pierwszej fazie wszystkie właściwości rebelii przeciw władzy państwowej w społeczeństwie sterroryzowanym. Rozpoczęła się od wydarzeń mało znaczących; eksplodowała nagle, niemal z dnia na dzień; podobna do lawiny poruszonej obsunięciem się jednego kamienia, rozwinęła się w masowy ruch protestu. Zajrzyjmy do jej kroniki:
2 sierpnia 1933 r.: Ten dzień jest pierwszym dniem rewolucji. Ściślej — stanie się nim, bo wówczas nikt jeszcze nie wie, że zaczęła się rewolucja. W jednej z hawańskich zajezdni autobusowych przystępują do strajku kierowcy, którzy od dawna domagali się podwyżki płac. Czy kilkudziesięciu szoferów może jednak zagrozić rządowi chronionemu m.in. przez policję i armię?
3 sierpnia 1933 r.: Rozpoczyna się strajk kolejarzy, drukarzy, zwijaczy cygar. Oni też chcą wyższych płac. Prezydent Gerardo Machado przerwał łowienie ryb — donosi 4 sierpnia z Hawany korespondent „The New York Herald Tribune" — i spiesznie powrócił do domu, aby zapanować nad sytuacją i nie dopuścić do sparaliżowania życia gospodarczego całej wyspy.
4 sierpnia 1933 r.: Rozpoczyna się strajk powszechny, życie gospodarcze całej wyspy zostaje sparaliżowane. Strajk przyjmuje od razu — napisze o nim po latach historyk Lew J. Sljozkin — charakter polityczny, a żądanie: „Precz z Machado!" staje się głównym żądaniem strajkujących. Ambasador USA iw Hawanie, Sumner Welles, spotyka się z Machado i prosi go, aby ustąpił z urzędu pod (pretekstem chwilowego urlopu zdrowotnego. Machado ignoruje tę prośbę, osiem lat władzy już całkiem odebrało mu rozum.
5 sierpnia 1933 r.: Machado próbuje ratować się przez wystąpienie w nowej roli — obrońcy honoru narodowego. Oskarża ambasadora Wellesa o mieszanie się w wewnętrzne sprawy Kuby i zgłasza wniosek o uznanie go za persona non grata. Strajk powszechny oczywiście trwa nadal.
7 sierpnia 1933 r.: W Hawanie rozchodzi się pogłoska — będąca pomysłem samego Machado, a puszczona w obieg przez jego słynną armię kobiecych szpiegów — o zrezygnowaniu przez Machado z urzędu prezydenta. Pan prezydent życzy sobie zobaczyć, kto się będzie z tego cieszył. I kiedy wiwatujące tłumy ruszają, jak to było do przewidzenia, pod Pałac Prezydencki, każe strzelać — rannych i zabitych jest około stu pięćdziesięciu. Ludzie na Kubie powinni wiedzieć, że on trwa, jak od lat, krzepko na posterunku.
Nazajutrz Machado ukazuje niespodziewanie inną twarz. Czy chciał więc najpierw być okrutny, a potem łaskawy? Czy raczej: pojął, że przeholował i usiłuje ratować się przez ustępstwa? Dość, że 8 sierpnia zwraca się do tych, których dotychczas najbezlitośniej prześladował, tj. do komunistów. Ażeby być całkiem ścisłym: zwraca się do centrali związkowej CNOC i jej komitetu strajkowego, ale przecież dobrze wie, jak silna jest pozycja komunistów we władzach CNOC i jak znaczne są ich wpływy w komitecie strajkowym.
Jak mają się odnieść do propozycji Machado komuniści?
Przypomnijmy, że komuniści od pierwszych dni rządów Machado — partia komunistyczna powstała zresztą w tym samym czasie, kiedy doszedł on do władzy, czyli w 1925 r. — walczyli niestrudzenie o poprawę niezwykle ciężkich warunków życia proletariatu. Gdyby nie wysiłki komunistów, także w sierpniu 1933 r. nie doszłoby zapewne ani do strajków kierowców i kolejarzy, ani do strajku powszechnego, którego oficjalnym celem było udzielenie poparcia żądaniom pracowników transportu publicznego. Zarówno komuniści, jak i niekomuniści z CNOC uważali, że oferta Machado daje szansę zaspokojenia ekonomicznych żądań strajkujących. Dlaczego więc miano by z niej nie skorzystać?
Otóż, w owej chwili należało ofertę jednak odrzucić i uznać, że pertraktacje z prezydentem Machado nie wchodzą w rachubę. To, że komuniści nie wykorzystali swych pozycji w CNOC i komitecie strajkowymi i nie wpłynęli na odrzucenie oferty Machado, miało się okazać ich błędem — poddanym zresztą przez nich później, w grudniu 1933 r., surowej samokrytycznej ocenie. Należy zwrócić uwagę, że do tego błędu doszło w szczególnej sytuacji: Machado był wprawdzie przyciśnięty do muru, zaś Sumner Welles zdawał się go już nie osłaniać, niemniej 30 okrętów US Navy czekało u wybrzeży Kuby na wynik kontaktów Machado ze związkowcami i na dalszy rozwój wydarzeń. Historia jest jednak bezlitosna: premiuje tylko tych, którzy potrafią należycie mierzyć jej puls, natomiast tym, którym się to nie udaje, udziela nagany w zasadzie bez wnikania w okoliczności łagodzące. Mimo że strajkujący nie zgłaszali żadnych nowych żądań, które mogłyby być dla CNOC i komitetu strajkowego ostrzegawczym sygnałem, ich wzburzenie od kiedy polała się krew przed Pałacem Prezydenckim było tak wielkie, że można było domyśleć się, iż nie chodzi już o wymuszenie podwyżek płac dla pracowników transportu publicznego, lecz o coś zupełnie innego, co najzwięźlej wyrażały pojawiające się na murach napisy: „Precz z Machado". Kto w owej chwili podejmował negocjacje z Machado w sprawie płac, ten dawał poznać, że nie sądzi, iż dyktator już jutro spadnie ze swego stołka, i że powinien, że musi spaść, i chcąc nie chcąc pozwalał się wciągnąć w jego grę.
Machado oczywiście łatwo przystał na podwyżki. Odnotujmy:
9 sierpnia 1933 r. — koncesje Machado.
Nazajutrz César Vilar, jeden z czołowych działaczy partii komunistycznej, podpisuje w imieniu CNOC i komitetu strajkowego wezwanie do przerwania strajku powszechnego. Termin powrotu do pracy: 11 sierpnia, godz. 12.00.
Jednakże w południe 11 sierpnia nie ruszają maszyny, koleje, autobusy, dźwigi portowe. Nie działa poczta, nie wychodzą gazety. Ta cisza jest wspaniała, podniosła. Cisza, która już jest rewolucją.
Machado nagle pojmuje, że sytuacja jest poważniejsza niż wydawało się to nie tylko jemu, lecz również samym przywódcom strajkowym, co więcej: tak poważna, że nawet CNOC utraciła nad nią kontrolę, skoro jej wezwanie do przerwania strajku zostało przez strajkujących zignorowane, i zdaje sobie sprawę, że dotarł nieoczekiwanie do Rubikonu.
Strategia każdej dyktatury jest prymitywna, sprowadza się w gruncie rzeczy do niewielkiej liczby znanych manewrów, tak więc następny ruch Machado to albo poddać się, albo zgnieść rewolucję przez zmasowane użycie fizycznej siły. Generał wybiera to drugie i zwraca się o pomoc do armii. Armia nie zamierza jednak dłużej go wspierać. W Pałacu Prezydenckim zjawiają się wyżsi oficerowie z koszar Columbia w Hawanie — wśród nich płk Sanguily, który wcześniej spotkał się z Wellesem — i proszą Machado, aby ustąpił. Nie wiadomo na co jeszcze licząc, Machado próbuje się wyśliznąć jak piskorz, zabiega przynajmniej o dwudniową zwłokę. Ale wojskowi są uparci: jeśli pan prezydent nie złoży dymisji, w kraju wybuchnie rewolucja, a następstwa rewolucji mogą być nieobliczalne, i domagają się ustąpienia Machado, nie później niż do godziny dwunastej 12 sierpnia.
Teraz już akcja toczy się według dobrze znanego w Ameryce Łacińskiej scenariusza:
Machado przekazuje urząd prezydenta ministrowi obrony;
Machado pakuje w pośpiechu walizki;
Machado opuszcza Pałac Prezydencki, aby następnie opuścić chyłkiem kraj.
Gwoli ścisłości: Usunięty dyktator nie udaje się, jak to się zazwyczaj dzieje w takim wypadku, do którejś z ambasad bądź wprost na lotnisko, lecz do swej rezydencji w Rancho Boyeros — położonej w każdym razie w pobliżu lotniska, z którego odleci 12 sierpnia po południu. Jest to jednak stosunkowo nieznaczna niezgodność ze scenariuszem.
Reżim prezydenta Gerardo Machado y Moralesa, który dławił Kubę przez z górą 8 lat, pada pod ciosami strajku powszechnego, który trwał 8 dni. Dodajmy: strajk nie obaliłby Machado, jeśli Machado korzystałby w tym czasie z poparcia USA i armii, ale też gdyby nie strajk, Machado nie zostałby obalony w sierpniu 1933 r., a może
nawet nie doszłoby do rewolucji 1933 roku. Tak więc siłę uderzeniową strajku określiło także to, że wybuchł on we właściwym czasie, ale gdyby strajk nie wybuchł, natarcie na Machado byłoby nie tylko nieporównanie słabsze, lecz rozwinęłoby się również w innym kierunku.
Co teraz?...
To pytanie — jako pytanie: „Co po Machado?" — ambasador Sumner Welles rozważał oczywiście już wcześniej. Dziwna rzecz, wydawałoby się, że po odejściu Machado Stanom Zjednoczonym potrzebny był na Kubie całkiem nowy człowiek, którym nie mógł być żaden z ministrów dyktatora, ale Wellesowi odpowiadało właśnie rozwiązanie, do którego doszło, tj. przejęcie urzędu prezydenta przez gen. Alberto Herrerę, dotychczasowego sekretarza wojny i marynarki w rządzie Machado. Kilkanaście godzin wcześniej, nim Machado podpisał odpowiedni dekret, Welles sugerował w depeszy do Waszyngtonu, że Herrera — jedyny minister, z którym w ostatnich czasach mógł znaleźć wspólny język, i żeby nie było wątpliwości: uległy wobec sugestii odzwierciedlających interesy rządu USA — byłby właściwym człowiekiem na fotelu prezydenckim. Dowiedziawszy się rankiem 12 sierpnia, że Herrery nie chcą ani politycy oficjalnej opozycji, ani wyżsi oficerowie, Welles wpadł w złość. Co się tyczy samego Herrery, rozumiał on niezręczność sytuacji i nie zamierzał trzymać się kurczowo powierzonego mu przez Machado mandatu. Chętnie zgodził się być prezydentem jedynie przez parę godzin, chciał dowiedzieć się tylko jednego: komu ma przekazać zaszczytny urząd prezydenta republiki? Welles to już wkrótce wiedział: Céspedesowi. Około południa ambasador USA spotkał się w rezydencji gen. Herrery z Cosme de la Torriente, politykiem Unii Nacjonalistycznej, który od 1 lipca 1933 r. przewodniczył tzw. rozmowom mediacyjnym mającym doprowadzić pod auspicjami USA do pokojowego usunięcia Machado, oraz z Céspedesem, który był 'wysuwany przez uczestniczące w mediacjach konserwatywne siły opozycji jako kandydat na prezydenta. I właśnie podczas tego spotkania Welles podjął decyzję: skoro jego kubańscy partnerzy mieli określone zastrzeżenia do Herrery, tym samym nie powinni byli mieć ich do Cespedesa, a poza tym ewentualny zarzut, że prezydent Carlos Manuel de Céspedes y Quesada został wydobyty z teczki ambasadora USA, rząd amerykański mógł względnie łatwo odeprzeć przez przypomnienie decyzji spotkań mediacyjnych. I tak oto Welles postanowił, nie tracąc więcej czasu, zastąpić Herrerę Cespedesem.
Kubańczycy poszli spać w piątek, 11 sierpnia, jeszcze pod rządami Machado. W sobotę, 12 sierpnia, obudzili się nie wiedząc, że w Pałacu Prezydenckim nie ma już Machado. Zaś kiedy się o tym dowiedzieli, pałeczka prezydencka zdążyła już przejść od Herrery do Céspedesa, zaś ambasador Welles po salwie oddanej z armat fortecy La Cabana na cześć nowego prezydenta już ściskał i całował go. Zdjęcie przedstawiające tę wzruszającą scenę, które pojawiło się zaraz w gazetach, zdawało się mówić Kubańczykom: Patrzcie, co zdziałał wspaniały przyjaciel Kuby! Z dnia na dzień, nie zważając ani na porę nocną, ani na rozpoczynający się weekend, pomógł usunąć tyrana, a i zadbał też, żeby nowym prezydentem został cywilny polityk, krytyk Machado, szczery demokrata!...
Dlaczego Welles zdecydował się w ostatniej chwili na wybranie Céspedesa, zaś Roosevelt, od marca 1933 r. prezydent USA, wybór ten przyjął z zadowoleniem? Céspedes spełniał bowiem trzy warunki: był wypróbowanym przyjacielem Stanów Zjednoczonych; należał do liberalizującej, godnej zaufania prawicy; dał się poznać jako umiarkowany krytyk dyktatorskich rządów Machado. No i Roosevelt, i Welles liczyli również na to, że Cespedes pozyska sympatię zrewoltowanych ziomków dzięki swemu historycznemu nazwisku — jako syn „wielkiego Céspedesa", bohatera pierwszej wojny o niepodległość Kuby w latach 1868—1878. Miało mu to ułatwić poskromienie rozgorączkowanych umysłów obietnicami, o których będzie można spokojnie zapomnieć, kiedy już opadnie fala burzowa. Nazwisko Céspedesa miało sugerować, że na Kubie następuje zwrot ku odnowie demokratycznej, w istocie zaś osłonić fundamenty dotychczasowego ładu społecznego.
Powściągnięcie rewolucji za pomocą tej prymitywnej manipulacji okazuje się jednak trudniejsze niż przekazanie „małemu Céspedesowi" Pałacu Prezydenckiego. Nikt się nie cieszy z Céspedesa, jego władza pozostaje od początku nominalna. W Hawanie mnożą się samosądy, policja chowa się po kątach, armia milczy. Directorio Estudiantil Universitario, Studencki Dyrektoriat Uniwersytecki, który działając nie tylko wśród studentów występował od lat przeciw dyktaturze, domaga się usunięcia wszystkich gubernatorów, burmistrzów i sędziów mianowanych przez Machado i postawienia przed sądem ludzi skompromitowanych współpracą z obalonym reżimem. Céspedes jest głuchy na te żądania. Odnosi się wprawdzie z niechęcią, może nawet ze wstrętem, do pasibrzuchów, łapówkarzy, pałkarzy, morderców, którzy dotychczas rządzili Kubą, ale nie chce ich karać. Bo jakże — tej samej sprawie służyli, której on służy, tyle że, niewątpliwie, zbłądzili w metodzie. Ogranicza się więc do zaprowadzenia porządków w loterii państwowej. Dyrektoriat wzywa Céspedesa do odejścia. Wzywa — ale nie może go zmusić, bo nie ma na to środków. Welles, zaniepokojony, pisze do Roosevelta: Kuba pogrąża się w kompletnym chaosie.