2010-10-19 02:45:30
ANDRZEJ BIŃKOWSKI
KUBA, CASTRO, REWOLUCJA
ISBN 83-203-1184-5
RSW „Prasa—Książka-Ruch"
Młodzieżowa Agencja Wydawnicza
Warszawa 1981 r. Wydanie I.
s.17-33
Dlaczego armia nie wspiera nowego prezydenta? Jej zachowanie jest dziwne, można by rzec: zagadkowe, wymaga więc wyjaśnienia.
Carlos Manuel de Cespedes
Wbrew pozorom, nie udzielenie przez armię poparcia Céspedesowi nie było jednak ani dziwne, ani zagadkowe. Nie można bowiem wyobrazić sobie kryzysu państwa, który nie byłby związany z kryzysem armii, ani też kryzysu armii, który nie byłby odbiciem kryzysu państwa. Armia wraz z jej hierarchią, w ogólnym zarysie odpowiadającą klasowej stratyfikacji społeczeństwa, pozostaje zawsze częścią „cywilnego społeczeństwa", nawet jako organizacja w znacznym stopniu z niego wyobcowana. Tak więc odpowiednikiem występującego w „cywilnym społeczeństwie" konfliktu między rządzonymi a rządzącymi jest w armii konflikt między masą żołnierską oraz podoficerami i oficerami niższych stopni a wyższym korpusem oficerskim, zaś odpowiednikiem sprzeczności wewnątrz klas panujących są w armii tarcia wewnątrz korpusu oficerskiego. W 1933 r. główny konflikt w armii kubańskiej wyraził się w konfrontacji „sierżantów", tj. podoficerów i oficerów niższych stopni, z wyższym korpusem oficerskim. Znalazł on zrazu ujście w żądaniach czysto ekonomicznych, niemniej szybko objął żądania ogólniejsze, mimo że formalnie nie wykraczające poza sprawy żołnierskiej egzystencji.
4 września, późnym wieczorem, w koszarach Columbia w Hawanie doszło do doniosłych wydarzeń, nazwanych później „rewolucją sierżantów". Grupa sierżantów w asyście uzbrojonych po zęby żołnierzy wtargnęła do pokojów oficerów — wielu zaskoczywszy w łóżkach jak ich Pan Bóg stworzył, bo noc była gorąca — i zaleciła im grzeczne zachowanie; aresztowano i uwięziono tylko niektórych; innym polecono nie opuszczać koszar; ale nie brak było i takich, którzy mogli spokojnie udać się do domów. Jeszcze przed świtem do rebeliantów przyłączyła się załoga stojącego w porcie hawańskim okrętu „Patria". Podobnie jak w Columbii, nie padł tu nawet jeden strzał — bosman załatwił wszystko, przy jego rozmowie z oficerami nie było nawet marynarzy. Hawana znalazła się w rękach powstańców.
Jak mogło do tego dojść? Gdzie był prezydent? A zwłaszcza: gdzie był szef sztabu? Otóż szef sztabu, płk Sanguily, był w szpitalu, bo musiał się poddać zabiegowi chirurgicznemu. Natomiast zastępujący go gen. Montes, jak również prezydent Céspedes wrócili właśnie dopiero co z wizytacji prowincji Las Villas i Matanzas, które 1 września spustoszył cyklon, i zupełnie nie spodziewali się czegoś tak dziwacznego, jak rebelia sierżantów. Nim zdążyli cokolwiek przedsięwziąć, przywódcy rebelii — Rodriguez, Pedraza, López i Batista, czterej niemal nikomu nie znani sierżanci — przedsięwzięli już wszystko, aby stać się panami sytuacji.
Na wiadomość o rebelii, w koszarach Columbia jeszcze w nocy zjawiają się liczni członkowie Dyrektoriatu. Ściągają, też z miasta przyjaciół politycznych, m.in. dra Graua, profesora fizjologii, który już w 1927 r. miał odwagę wystąpić publicznie przeciw Machado, a w kwietniu 1933 r. wszedł do utworzonej w Miami, na Florydzie, antymachadowskiej Junty Rewolucyjnej. Studenci i sierżanci bez trudu porozumiewają się ze sobą.
Ramon Grau San Martin
Sierżanci bratają się z członkami Dyrektoriatu, wraz z nimi uchwalają odezwę do ludności, która mówi, że oto żołnierze i cywile utworzyli Rewolucyjne Zjednoczenie Kubańskie, że celem Zjednoczenia jest wypełnienie najpilniejszych zadań narodowych, i że Rewolucyjne Zjednoczenie Kubańskie przejmuje ster władzy w charakterze Rządu Rewolucyjnego. Wśród osób, które składają pod tą odezwą podpisy, są przyszli prezydenci i jest też przyszły dyktator, który przedstawia się tu następująco: Sierżant, Rewolucyjny Szef wszystkich Sil Zbrojnych Republiki.
Batista ( w srodku ). Pierwszy z lewej Grau
Autorzy odezwy tworzą tzw. pentarchię, tj. pięcioosobową juntę rewolucyjną, pierwszy na Kubie rząd, który powstał bez udziału ambasadora USA w Hawanie i który był dziełem studentów. Jego pięciu członków, w otoczeniu studentów, zjawia się wkrótce w Pałacu Prezydenckim, aby powiadomić Céspedesa, że przejmują władzę. Céspedes nie może niemal tego pojąć. Studenci, sierżanci, profesor fizjologii? Nawet nie składa formalnej rezygnacji, opuszcza Pałac Prezydencki i żeby uniknąć, jak się wydaje, jajek na bekonie, którymi groziłby mu azyl u Sumnera Wellesa, zaszywa się w ambasadzie francuskiej.
Człowiekiem, który zdobył przywództwo w „rewolucji sierżantów", był 32-letni radiotelegrafista i stenograf sztabowy, sierżant Fulgencio Batista y Zaldivar (urodził się 16 stycznia 1901 r. w Benes w prowincji Oriente). Człowiekiem, który stanął na czele pentarchii — a następnie 10 września zosstał prezydentem — był znany ze swych śmiałych wystąpień przeciw dyktaturze Machado lekarz, profesor fizjologii na uniwersytecie hawańskim, 51-letni Ramón Grau San Martin (urodził się 13 września 1882 r. w La Palma w prowincji Pinar del Rio). Ci dwaj ludzie mieli stać się w ciągu następnych 20 lat — aż do pojawienia się na scenie politycznej Fidela Castro — centralnymi figurami historii Kuby.
Dyrektoriat zaproponował Batiście wejście do rządu, ale Batista wolał się nie rozstawać z mundurem. W ten sposób sierżant Batista, na wniosek Sergio Carbó, ministra spraw wewnętrznych, wojny i marynarki w Rządzie Pięciu, podniesiony niemal z dnia na dzień do rangi pułkownika za niezbyt jasne zasługi wojenne, a także wybitne usługi oddane ojczyźnie, został szefem sztabu, a tym samym uzyskał faktycznie nieograniczoną kontrolę nad armią.
W oficjalnym życiu politycznym Kuby ujawniły się w tym czasie dwie zasadnicze tendencje. Pierwsza wyrażała dążenie do radykalizacji rewolucji. Druga — do jej powstrzymania. Rzecznikiem pierwszej był Antonio Guiteras Holmes, zrazu minister spraw wewnętrznych, a następnie także minister wojny i marynarki w rządzie sformowanym przez Graua po objęciu urzędu prezydenta, najmłodszy członek tego gabinetu. Rzecznikiem drugiej — płk Carlos Mendieta y Montefur, jeden z głównych przywódców konserwatywnej opozycji antymachadowskiej, który w osobie Batisty miał znaleźć już wkrótce wpływowego protektora.
Rząd Graua reprezentował różne siły społeczne i polityczne, zespolone wspólną walką przeciw dyktaturze. Z jednej strony: dysydencką frakcję narodowej burżuazji, która odmówiła w ostatnich latach dyktatury poparcia rządowi i opowiadała się za ustanowieniem autentycznej demokracji parlamentarnej, będąc jednocześnie przeciwna jakimkolwiek strukturalnym przeobrażeniom społecznym. Z drugiej: żywioły rewolucyjnego drobnomieszczaństwa — będące awangardą rewolucji, które pragnęły postępowych reform społecznych w duchu nowoczesnego, oświeconego kapitalizmu oraz uwolnienia kraju od dławiącej go zależności od Stanów Zjednoczonych. Grau San Martin usiłował jako szef rządu występować w roli pośrednika między tymi dwiema siłami.
Poza rządem znajdowała się specyficzna „trzecia siła" — armia. Postawa armii ułatwiła rozwój rewolucji po załamaniu się dyktatury Machado. Tej postawy nie określały jednak żadne ideologiczne czy moralne pryncypia. Dla oficerów nowej elity armijnej — wywodzących się z represyjnej siły dyktatury, a zatem obciążonych politycznie i moralnie swym rodowodem — rewolucja sprowadzała się do usunięcia skompromitowanej ekipy rządzącej wraz z wiernymi jej do końca ludźmi we wszystkich ogniwach państwa i do wydźwignięcia ku władzy z dnia na dzień tych, którzy się do tego przyczynili, tj. właśnie ich, dotychczasowych „sierżantów". Ograniczoność ideowej motywacji działania „sierżantów", a stąd: dążenie do zdobycia władzy, przywilejów, korzyści materialnych jako główna, samoistna motywacja — sprawiły, że nowa elita armii nie opowiadała się, przynajmniej jawnie, ani za tendencją zachowawczą, ani przeciw tendencji rewolucyjnej. Czekała, sama jeszcze nie dość mocna, aż obie tendencje nawzajem się osłabią w nieuniknionych starciach. Zamierzała — kiedy okrzepnie, a konkurenci nie będą się już mogli jej przeciwstawić, wystąpić samodzielnie na scenie, aby stać się główną osią państwa.
„Czwartą siłą" rewolucji 1933 roku, jednocześnie — jej najważniejszą siłą, mógł stać się ruch robotniczy. Mógł, o ile by uznał wspólnotę interesów warstw średnich i proletariatu w rewolucji burżuazyjno-demokratycznej i włączył się do wysiłków rządu rewolucyjnego, radykalizując go i modelując kształt państwa.
Stosownie jednak do utrzymujących się jeszcze wówczas w ruchu komunistycznym objętym przez III Międzynarodówkę tendencji uważano, że interesy klasy robotniczej są przeciwne w każdej sytuacji interesom burżuazji, a wewnątrz burżuazji nie dostrzegano zróżnicowania sił i interesów bądź je ignorowano.
Komunistyczna Partia Kuby cieszyła się znacznymi wpływami w kubańskim ruchu robotniczym objętym przez związki zawodowe. Tak więc strategia komunistów miała w decydującym stopniu określić stosunek proletariatu kubańskiego do rewolucji 1933 roku.
Na posiedzeniu KC KPK w dniu 26 sierpnia, a więc dokładnie dwa tygodnie po ucieczce Machado, przywódcy partii przyznali, że w dniach kryzysu sierpniowego nie docenili siły ludowej rebelii, i postanowili wyciągnąć wnioski z popełnionego błędu. Stwierdzili, że doświadczenie sierpniowe wykazało, iż hasła partii powinny wyprzedzać rozwój wydarzeń, i że w aktualnej sytuacji, kiedy reakcyjny rząd Céspedesa pozbawiony jest właściwie realnej władzy, partia powinna wezwać masy do tworzenia rad robotniczych i chłopskich, które byłyby — jak to formułuje opracowana przez zarząd polityczny armii kubańskiej i wydana w Hawanie w 1967 r. Historia de Cuba — organami władzy mającymi stać się narzędziem generalnego przejęcia władzy.
Apel o tworzenie rad robotniczych i chłopskich, skierowany przeciw rządowi Céspedesa, zwracał się po „rewolucji sierżantów"',która ów rząd obaliła, przeciw rządowi Graua. Mimo że oba były rządami burżuazyjnymi, powstały jednak po dwóch stronach barykady: rząd Céspedesa miał powstrzymać rewolucję (rewolucję burżuazyjno--demokratyczną), a rząd Graua — podjąć ją i rozwinąć. Czy komuniści powinni byli zatem po 4 września 1933 r. wycofać się z linii powstańczej, czy też pozostać przy niej?
Z tego co już wcześniej powiedzieliśmy wynika, że zastąpienie jednego rządu burżuazyjnego przez inny nie mogło wpłynąć na zmianę strategii partii komunistycznej. Kontynuowanie przez KPK akcji na rzecz tworzenia rad, nawiązującej do doświadczeń rewolucji rosyjskiej — w tym czasie nie tylko świeżych, lecz także jedynych, było na pozór trafne. Jeśli bowiem Grau San Martin był „Kiereńskim", linia komunistów, tj. „bolszewików", winna była zmierzać do przyspieszenia rozwoju rewolucji przez odmówienie rządowi Graua poparcia, tworzenie rad robotniczych i chłopskich i wreszcie — obalenie rządu, zniesienie państwa burżuazyjnego i zastąpienie go państwem robotniczo-chłopskim.
Rzeczywistość społeczna Kuby nie mieściła się jednak w tym schemacie. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że imperializm amerykański podporządkował sobie Kubę już w czasach, kiedy w kraju tym jeszcze nie dokonała się rewolucja burżuazyjno-demokratyczna, i że Stany Zjednoczone właśnie dzięki temu mogły przekształcić Kubę w swą półkolonię, dojdziemy do wniosku, że rewolucja, od której zależał ekonomiczny i społeczny rozwój kraju, musiała równocześnie wyzwolić Kubę spod zależności od Stanów Zjednoczonych. Nic więc dziwnego, że zmiany dokonujące się od pojawienia się na scenie rządu Graua wywołały sprzeciw imperializmu amerykańskiego, a także tej burżuazji kubańskiej, którą imperializm amerykański wciągnął w orbitę swej polityki. Rewolucja burżuazyjno-demokratyczna na Kubie była rewolucją burżuazji narodowej, tj. tej części burżuazji, której interesy identyfikowały się z dążeniem do osiągnięcia niezależności narodowej a także rewolucją radykalnie i patriotycznie nastrojonych żywiołów drobnomieszczańskich, które szczególnie dotkliwie odczuwały zarówno bezpośrednie, jak i pośrednie skutki zależności Kuby od Stanów Zjednoczonych.
A więc: Grau nie był „Kiereńskim". A więc: komuniści nie znajdowali się — i to niezależnie od politycznego nieprzygotowania proletariatu kubańskiego do podjęcia walki o rewolucję proletariacką — w sytuacji bolszewików po rewolucji lutowej. Dla kubańskiej burżuazji narodowej cele rewolucji burżuazyjno-demokratycznej były jej celami historycznymi, dla kubańskiego proletariatu — celami doraźnymi. Wobec faktu, że każda z tych klas była zbyt słaba, aby móc sama urzeczywistnić swoje cele historyczne, przyłączenie się proletariatu do burżuazji narodowej oznaczałoby stworzenie szansy osiągnięcia przez burżuazję jej celów historycznych, a przez proletariat — jego celów doraźnych, zaś jego nieprzyłączenie się — zaprzepaszczenie tej szansy. Taka właśnie była, w najzwięźlejszym ujęciu dialektyka 1933 roku. W groźbie, że nie zostanie ona odczytana przez głównych aktorów, drzemał dramat rewolucji.
Rewolucja rozwijała się zrazu w dwóch płaszczyzn ach. Jedna — to płaszczyzna polityki rządu Graua, druga — to płaszczyzna akcji tworzenia rad.
Co się tyczy polityki rządu:
Rząd Grau San Martina — czytamy w wydanej w Moskwie w 1975 r. pracy Emilii A. Griniewiczowej Kuba: put'k pobiedie rewolucii — dokonał wielu ważnych posunięć prawodawczych w życiu politycznym i gospodarczym. Rozwiązał partie, które popierały dyktaturę, skonfiskował majątki ziemskie i przedsiębiorstwa należące do urzędników Machado. Przyjął liczne ustawy zmierzające do poprawy położenia pracujących, m. in. ustawy o ośmiogodzinnym dniu pracy, o minimum płacy roboczej, o ubezpieczeniach socjalnych itd. Ustanowił kontrolę nad wielkimi towarzystwami zagranicznymi Cubana de Electricidad, Cuban--American Sugar Company, centralami cukrowniczymi Chaparra, Delicias itd., a także podjął wiele innych przedsięwzięć.
Co się zaś tyczy akcji tworzenia rad: Akcja ta nie dała żadnych wyników w Hawanie i innych większych miastach, przyniosła natomiast sformowanie się pewnej liczby rad na plantacjach trzciny cukrowej i w cukrowniach w prowincjach Oriente, Camagüey i Las Villas. Tu i ówdzie rady zdołały nawet zdobyć silną pozycję, jak choćby w Mabey, gdzie doszło do powstania miniaturowego państwa proletariackiego, które administrowało skonfiskowanymi gruntami, organizowało produkcję i posiadało własną milicję. Niemniej te izolowane sukcesy apelu „Cała władza w ręce rad!", ponowionego 10 listopada 1933 r., nie były w stanie doprowadzić do zwrotu ku rewolucji robotniczo-chłopskiej.
Ściślej — nie były to dwie płaszczyzny jednej i tej samej rewolucji, lecz poniekąd dwie rewolucje zainicjowane sierpniowym strajkiem powszechnym, rewolucje rozwijające się w tym samym czasie, lecz zdążające do różnych celów.
W tych okolicznościach położenie rządu Graua stawało się coraz trudniejsze. Burżuazja agrarna, amerykańskie towarzystwa cukrowe oraz rząd USA atakowały go z prawa. Część proletariatu kubańskiego — ta, która była skupiona w regionach pozamiejskich i związana z najważniejszym sektorem gospodarki na Kubie — wytwarzaniem cukru — politycznie go zwalczała. Warstwy średnie były coraz bardziej zaniepokojone rządowym programem reform socjalnych,mimo że program ten wyrażał ich obiektywne interesy historyczne, i coraz bardziej znużone brakiem stabilizacji gospodarczej i politycznej sytuacji kraju.
Tymczasem zbliżała się zafra, żniwa trzciny cukrowej, które na Kubie rozpoczynają się z początkiem roku, nie później niż w połowie stycznia. Jakikolwiek rząd kubański — postępowy czy reakcyjny, który dopuściłby do załamania się zafry, wydałby na siebie wyrok śmierci. Dlatego też rząd Graua musiał zadbać o stworzenie niezbędnych warunków dla kampanii cukrowniczej. Guiteras próbował nawiązać rozmowy z Cesarem Vilarem, przywódcą centrali związkowej CNOC, jednakże Vilar odmówił kontaktów z człowiekiem nazywanym w ulotkach KPK „konkurentem Zubizaretty" (wyjaśnijmy, że Zubizaretta był ministrem spraw wewnętrznych w rządzie Machado). Dla komunistycznych przywódców związkowych rząd Graua — który rzekomo dążył, jak to formułowała jedna z odezw Młodzieżowej Ligi Komunistycznej, do pokazania się swoim panom, bankierom z Wall Street, jako rzeczywisty strażnik ich interesów — był śmiertelnym wrogiem mas, wskutek czego i rząd zaczął się do ruchu rad i do komunistów odnosić wrogo. Skoro dialog nie wchodził w rachubę, nieunikniona stała się konfrontacja.
Antonio Guiteras, rewolucyjny demokrata i jeden z przywódców rewolucyjnej młodzieży studenckiej, jak go przedstawia cytowana wyżej Emilia Griniewiczowa, autentyczny wódz duchowy radykalnego skrzydła rewolucji i autor jej najbardziej postępowych przedsięwzięć, który mógłby być sojusznikiem komunistów, inicjuje więc jako minister spraw wewnętrznych oraz minister wojny i marynarki akcje represyjne przeciw radom robotniczym i chłopskim oraz strajkom organizowanym przez komunistów, którzy mogliby być jego sojusznikami.
Batista — niezwykle chętny, jak się okazuje, do realizacji takich przedsięwzięć — przystępuje do rozpędzania rad. W tym samym czasie uderza też w starą, machadowską prawicę w armii: 2 października inscenizuje „bitwę o hotel Nacional", krwawą masakrę, w której zostają zlikwidowani oficerowie związani z reżimem Machado, a 9 listopada — masakrę w opanowanym przez grupę zbuntowanych oficerów forcie Atarés. Jak przypomni w 1953 r. Fidel Castro, w dniu bitwy o hotel Nacional niektórzy oficerowie zostali zamordowani po złożeniu broni, zaś po kapitulacji fortu Atarés karabiny maszynowe napastników wystrzelały cały rząd jeńców. Udając, że występuje w obronie rewolucji, Batista ćwiczył w ten sposób armię w bestialstwie, aby uczynić z niej siłę ślepo mu posłuszną i wolną od skrupułów moralnych, a oficerów związanych ze starym reżimem mordował przede wszystkim jako ludzi, którzy mogliby zagrozić jego karierze oraz skrycie przezeń formowanemu nowemu reżimowi.
W ciągu niespełna dwóch miesięcy Batista przebył drogę od niebytu do występów w teatrze historii. Jeszcze wczoraj sierżant, a już dziś pułkownik i szef sztabu, wchodził w rolę jednego z owych populistycznych bohaterów chwili, wywodzących się niemal zawsze z szeregów armii, w jakich obfitują dzieje Ameryki Łacińskiej. Prawdę mówiąc, spełniał związane z tą rolą wymogi. Czy nie wypłynął na powierzchnię życia publicznego na fali rewolucyjnej? I czy nie stał się tym, kim się stał, dzięki udziałowi w przewrocie wolnościowym? Wszystko to zapewniało moi uznanie, poparcie i sympatię wśród żołnierzy i „sierżantów", jak i w (masach przenikniętych odwieczną tęsknotą za plebejskimi przywódcami. Ale jako wychowanek armii stworzonej przez system społeczny będący fundamentem reżimu Machado, Batista był sam produktem tego systemu. Oczywiście byłoby nonsensem twierdzić, że w 1933 r. przesądzona już była rola, jaką później odegrał, i że odegranie przezeń innej roli nie było możliwe. Odczytywanie wydarzeń wspak nie ma nic wspólnego z materialistycznym pojmowaniem historii. Jeśli rewolucja zdołałaby podważyć stare państwo i podciąć jego społeczne korzenie, Batista i inni „sierżanci" — pod których rozkazami znalazła się armia jako najważniejsza część składowa dotychczasowego państwa — znaleźliby się w innej sytuacji i prawdopodobnie by się jej poddali już choćby dlatego, że woleliby
płynąć z prądem niż przeciw prądowi. Jednakże taka perspektywa nie pojawiła się.
Rządowi Graua, wziętemu w dwa ognie i rozdzieranemu przez wewnętrzne sprzeczności, było coraz trudniej funkcjonować. Stany Zjednoczone go nie uznawały, zaś ambasador Welles, pozostający nadal w Hawanie, próbował go obalić za pomocą spisków, których organizowanie stało się jego głównym zajęciem. Rząd jednak nie poddawał się. Zmusił Wellesa do opuszczenia Kuby. Zażądał od działającej na Kubie amerykańskiej spółki Cubana de Electricidad zmiany zasad jej działania, a kiedy ta odpowiedziała odcięciem prądu i wody, wziął jej mienie pod zarząd państwowy. Przekreślił narzucone Kubie przez USA ograniczenia eksportowe i nakazał wszystkim cukrowniom podjęcie pracy. I wreszcie: 12 stycznia 1934 r. unieważnił długi zaciągnięte przez Machado w północnoamerykańskim Chase National Bank.
Stany Zjednoczone — nie mogąc zgnieść rządu Graua za pomocą spisków i szantażów, a nie chcąc jeszcze sięgać do interwencji zbrojnej, która postawiłaby pod znakiem zapytania proklamowaną przez Roosevelta politykę „dobrego sąsiedztwa" — sięgnęły do wypróbowanych metod mafijnych. Jafferson Caffery, wysoki urzędnik Departamentu Stanu USA, który zmieniając Wellesa przybył na Kubę 18 grudnia jako „osobisty przedstawiciel prezydenta USA" (nie mógł bowiem występować w charakterze ambasadora przy rządzie, którego Stany Zjednoczone nie uznawały), nawiązał niezwłocznie z Batistą bliską znajomość, podtrzymywaną częstymi spotkaniami nie tylko dlatego, że obaj lubili konie i długie spacery w siodle. Caffery w lot pojął, że jedyną realną podporą rządu Graua jest armia, ponieważ sympatia i popularność, jakimi cieszył się rząd w społeczeństwie, są rozproszone, nie ujęte w żadną zorganizowaną siłę polityczną, i że wystarczyłoby zatem tę podporę wytrącić, aby rząd obalić. I pojął też, że nie będzie to trudne przedsięwzięcie, jeśli nowa elita armijna otrzyma odpowiednie gwarancje amerykańskie, bo cóż ją w istocie łączy z rządem Graua poza nieco przypadkowym mariażem ze Studenckim Dyrektoriatem Uniwersyteckim po obaleniu Machado?
Czas przy tym naglił. Z jednej bowiem strony rząd Graua wyraźnie się radykalizował: 20 grudnia przejął dwie cukrownie należące do Cuban-American Sugar Company, a były to Chaparra i Delicias, jedne z największych w kraju, i jednocześnie nakazał właścicielom wszystkich innych cukrowni przystąpienie do zafry nie później niż 15 stycznia. Z drugiej zaś strony szykowała się do szturmu centrala związkowa CNOC. Kongres Jedności Związkowej, który odbył się w Hawanie na początku stycznia z udziałem ponad 3 tys. delegatów, zapowiedział podjęcie w okresie zafry nowej wielkiej batalii przeciw kapitalistom i rządowi.
Rozmowy Caffery'ego z Batistą osiągnęły najwidoczniej pożądany skutek, bo oto w sobotę 13 stycznia Batista odwiedził pułkownika Carlosa Mendietę, przywódcę partii nacjonalistycznej, i nakłonił go do objęcia urzędu prezydenta. Jako że urząd ten jeszcze sprawował Grau, tego samego dnia po południu Batista i Mendieta spotkali się z Grauem w jednym z majątków pod Hawaną. Batista nie owijał sprawy w bawełnę: wezwał Graua do złożenia dymisji, a jako człowieka, któremu Grau winien przekazać urząd prezydenta, wskazał Mendietę. Batista rozumiał, że Grau może nie zaakceptować Mendiety, dlatego też powtórzył to, co niedawno usłyszał od Caffery'ego: że rząd kierowany przez Mendietę zostanie uznany — na czym Kubie nie może nie zależeć — przez Stany Zjednoczone. Jako patriota, Grau powinien to wziąć pod uwagę.
Grau pojmuje, że Batista — mający od czterech miesięcy w ręku armię, którą w ostatnich tygodniach powiększono i nowocześnie uzbrojono, jest panem sytuacji. I z goryczą mówi — według świadectwa sekretarza stanu w jego rządzie, Manuela Marqueza Sterlinga — na zakończenie rozmowy z Batistą i Mendietą: Kiedyś w Hiszpanii pragnąc kogoś pochwalić powiadano, że to człowiek uczciwy i nie odznaczony Krzyżem Izabeli Katolickiej. O mnie można powiedzieć, że mój rząd był uczciwy, służył sprawie narodu i nie był uznany przez Stany Zjednoczone.