Po chamsku - bez dumy i wstydu
2011-11-12 12:45:24
Jako cham, taki jak ten z powieści Kruczkowskiego, nie czuję dumy, że jestem Polakiem. Nie czuję wstydu, niczego nie czuję. Nie dociera do mnie pojęcie” interesu narodowego”. Jest mi absolutnie wszystko jedno, kto będzie mnie wyzyskiwał i mną pomiatał. Obecnie wyzyskuje mnie kapitał podobno polski. Nie polepsza to mojego samopoczucia, że nie jest koreański. Jak za peerelu tak i teraz mam gówno do powiedzenia. Głos chama nie dotrze nigdy do opinii publicznej. Kiedy zaatakuje mnie ktoś bezpośrednio za to, że jestem Polakiem, przyjmę postawę zdrowo nacjonalistyczną i postaram się wroga unicestwić. Ale to już nie byłaby moja wina, tylko głupka, który z przynależności narodowej czyni pretekst do ataku, lub kapitału, który cynicznie wykorzystuje narodowe antagonizmy. Tyle wynika dla mnie z faktu mojej narodowości.

Nie jestem dumny z bycia Polakiem, bo jest to zupełnie ode mnie niezależne. Przypadek sprawił że urodziłem się tutaj a nie gdzie indziej. Mogłem co prawda trafić gorzej. Do USA albo do Somalii. Ale nie da się ukryć, że można i lepiej np. do Kanady czy Norwegii, a jak ktoś lubi ciepło, do Australii. Rozumiem, że ktoś jest dumny, że zbudował dom, posadził drzewo i spłodził dzieci. Że skończył szkołę czy studia. Coś stworzył. Ale co to za satysfakcja, że ślepy los rzuca nami gdzie chce? Wystarczy tylko pomyśleć, że w nocy z 8 na 9 listopada, w odległości 330 tys. kilometrów od nas, przeleciało rozwiązanie wszystkich problemów Ziemi. Asteroid. Jakby przypieprzył, to nie byłoby czasu poczuć dumy, że się jest Ziemianinem. Niewykluczone, że są lepsze miejsca we wszechświecie gdzie asteroidy nie fruwają. Póki co, siedzimy tutaj i nie bardzo możemy się ruszyć.


Dzień 11 listopada stał się niestety takim dniem, kiedy zaczyna się licytacja na „polskość”. Zawsze myślałem, że chodzi tu o świętowanie wyzwolenia spod ucisku narodowego, niepodległości, która dała nawet nam, chamom, szanse na nowe życie. Zmarnowanej bo zmarnowanej. Ale ta niepodległość miała być prawdziwa, ludowa i demokratyczna. Walczyli o nią robotnicy i chłopi, socjaliści i ludowcy. Nagle okazuje się, że twórcą niepodległości był Dmowski. W jego imieniu maszerują ludzie, którymi ten człowiek gardził. Łebki z blokowisk, zwyczajny plebs nafaszerowany poczuciem „dumy narodowej”. Na ich czele przywódcy ONR i MW, którzy głoszą hasła o naturalnej nierówności ludzi, o rządach silnych nad słabymi. Wśród wodzirejów jest Janusz Korwin Mikke, który pod przykrywką „wolnościowca” głosi faszystowskie hasła o kulcie siły, segregacji niepełnosprawnych, odebraniu praw obywatelskich kobietom, chwali państwo policyjne oraz metody Pinocheta i Jaruzelskiego.

Media będą się podniecać wyczynami chuliganów, którzy dołączyli do marszu, wyrwali kilka płytek chodnikowych i spalili dwa samochody. Nie zadadzą sobie trudu, żeby zdemaskować prawdziwe, dzisiejsze oblicze faszyzmu. A nie jest to hailowanie ogolonych na łyso łebków. Ich nikt nie bierze na poważnie. Niebezpieczni są ci, którzy nawołują do wzięcia za mordę związków zawodowych, ograniczenia demokracji dla „zbyt głupich by ja pojąć” . Niebezpieczni są tacy ludzie jak ci, których zaproszono dwa tygodnie temu do programu w TVP 1 – „Pytanie na śniadanie”. Było dwoje młodych, jak się określili, „pracodawców”. Opowiadali, że pracodawca powinien być socjopatą, umieć manipulować i wykorzystywać. Mówili jak to robić na miękko i z uśmiechem. Dzisiejszy faszyzm ma kulturalną twarz studenta. Słyszałem od córki, jak na zajęciach, w dyskusji, pewien student powiedział, że bieda na świecie jest potrzebna, bo dzięki niej dobrze funkcjonuje gospodarka oparta na wyzysku. Że musi istnieć Trzeci Świat. Powiedział to w sposób wartościujący, uzasadniający pozytywnie biedę, żeby nie było wątpliwości. Połowa grupy go poparła.

To tacy ludzie potrafią wykorzystać masy, lecząc ich kompleksy i tęsknotę do bycia kimś hasłami dumy narodowej, wyższości rasy, czy jakiejś elitarnej odrębności. To tego należy się bać. Bo znamienne jest, że na marsze narodowców przychodzą tysiące, a na demonstracje związkowe, kiedy związki zawodowe są słabe i w głębokiej defensywie, o wiele mniej.


poprzedninastępny komentarze