2013-03-07 17:34:44
Czy warto rozmawiać z prawicą, a jeśli tak, to z kim, o czym i po co?
Już jutro (piątek) na Uniwersytecie Warszawskim odbędzie się debata „KSENOFOBIA, PRZEMOC, UNIWERSYTET? Akademia wobec ruchów antydemokratycznych”, której jestem współorganizatorem.
Debata z udziałem profesorek i profesorów Uniwersytetu Warszawskiego ma być reakcją społeczności akademickiej na ostatnie wydarzenia na uczelniach wyższych w całym kraju. Od kilku dni debata jest obiektem ataku ze strony różnych osób, które twierdzą, że nie będzie to żadna debata, bo nie został na nią zaproszony żaden przedstawiciel narodowej prawicy. W związku z tym padają zarzuty o brak pluralizmu, a nawet o cenzurę, oraz groźby, że zgromadzeni na sali nacjonaliści wymuszą udział w panelu reprezentanta ich strony.
Tego rodzaju zarzuty napotykają jednak na dwojaki problem. Po pierwsze, Koło Naukowe to nie Senat UW i nie ma obowiązku dbać o to, żeby wszystkie ideologie, wszystkie wydziały czy wszyscy zainteresowani byli reprezentowani w panelu dyskusyjnym – cytując komentarz w tej sprawie na fb, „na konferencję o logice formalnej nie zaprasza się znawców późnego Heideggera”.
Po drugie – kogo tak naprawdę można by było zaprosić, by dyskutował z profesorami? Krzysztofa Bosaka, który od kilku lat próbuje zaliczyć trzeci rok na politologii, a zaledwie tydzień temu w programie Gazety Polskiej sugerował, że „może Uniwersytet Warszawski należy rozwiązać”? Właściwie dlaczego? Bo chyba nie dlatego, że napastnicy próbujący przerywać wykłady na uczelniach wyższych uważają go za swojego idola.
Zgadzam się z liderami Ruchu Narodowego: faszyzujący, skrajny nacjonalizm nie ma swojej reprezentacji intelektualnej. Ale nie ma jej nie dlatego, że uniwersytety go cenzurują, lecz dlatego, że faszyzm nie jest pozycją intelektualna, lecz afektywna – mieszanka zakompleksionej miłości do tego, co swoje i podszytej strachem nienawiści do tego, co obce. Hitler czy Mussolini czy byli może zręcznymi politykami i dobrymi mówcami, ale jako intelektualiści przedstawiali sobą poziom średnio uzdolnionego gimnazjalisty. Dlatego też faszyzujący skrajni nacjonaliści nigdy nie będą w stanie wedrzeć się do Akademii inaczej, niż za pomocą przemocy - przemocy bojówek, albo przemocy państwa.
Z drugiej jednak strony wcale nie uważam, że z prawicą rozmawiać nie warto. Ba, wręcz przeciwnie: w tym tygodniu razem z Olą Bilewicz odbyliśmy wizytę w paszczy smoka – byliśmy gośćmi w siedzibie Gazety Polskiej Codziennie, w programie „Rozmowa niezależna” rozmawialiśmy z Davidem Wildsteinem i Samuelem Rodrigo Pereirą.
Po rozmowie tej spodziewaliśmy się przede wszystkim kłótni i jatki, tymczasem, o dziwo, miała ona charakter (względnie) merytoryczny i była bardzo interesująca dla obu stron. Została również pozytywnie odebrana, i to również (a może przede wszystkim) przez mejnstrim, a nawet osoby o poglądach dalekich od lewicowych.
Jeśli można z niej wyciągnąć jakiś wniosek – to chyba taki, że, cytując pewnego telewizyjnego publicystę, warto rozmawiać. Również z Gazetą Polską. Po co? Nie po to, by sformułować wspólną linię z prawicą (nawet z hipster-prawicą). Raczej po to, by treści „lewicowe” docierały do ludzi o niekoniecznie lewicowych poglądach. Może też po to, by być w stanie skonfrontować swoje postawy i wartości z czymś zupełnie innym.
A także – w dłuższej perspektywie – po to, by walczyć o jakość debaty publicznej w mediach. Jestem bowiem absolutnie przekonany, że im wyższy poziom debaty publicznej, tym lepiej lewica będzie w niej sobie radzić. Za to we wzajemnym przekrzykiwaniu się i szczuciu, osobistych wycieczkach, szukaniu indywidualnych winnych dla problemów systemowych i odciąganiu debaty od sedna sprawy – niesprawiedliwości społecznej – prawica zawsze będzie mocniejsza.
Tutaj nagranie z rozmowy z Gazetą Polską:
***
A tu mój fejsbukowy mikroblog: