2008-08-24 21:13:55
Niszczyciel rakietowy Amerykańskiej Marynarki Wojennej USS McFaul wpłynął do gruzińskiego portu w Batumi, wioząc ładunek pomocy humanitarnej.
Zaraz też, na zasadzie luźnych skojarzeń przypomniał mi się szereg wydarzeń historycznych, kiedy to uzbrojony okręt wojenny w pokojowych celach wizytował obce porty. Wystarczy wspomnieć kurtuazyjną wizytę pancernika Schleswig-Holstein w Gdańsku pod koniec sierpnia 1939 roku.
Niektórzy mogliby powiedzieć, iż zaślepiony antyamerykańską fobią, niepotrzebnie krytykuję szlachetną pomoc dla potrzebującej ludności tylko dlatego, iż przybyła na pokładzie okrętu U.S. Navy.
Nie da się ukryć, że po dniach ciężkiej wojny, niezależnie od jej politycznych przyczyn i konsekwencji, Gruzja potrzebuje pomocy humanitarnej. Nieważnym jest też, który kraj jej udziela. Ważnym jest za to, jak się sprawa odbyła.
Pożądana pomoc mogła być bez problemu dostarczona inną drogą. Skąd konieczność ładowania jej na okręt wojenny? Czyżby chodziło o względy bezpieczeństwa?
Trudno uwierzyć, aby jednostce pływającej pod banderą Stanów Zjednoczonych, zresztą pod każdą inną też, groziło jakieś niebezpieczeństwo na wodach Morza Czarnego, także ze strony Floty Czarnomorskiej. O ile zrozumiałaby była eskorta, o tyle wysłanie ogromnej pływającej machiny wojennej w rejon niedawnego konfliktu niekoniecznie.
W rzeczywistości była to tylko demonstracja militarna. Nieodpowiedzialna demonstracja siły. Wymachiwanie banderą w rejonie niedawnego konfliktu.
Eskapada USS McFaul nie tylko bezsensownie zadrażniła stosunki na linii Moskwa-Waszyngton i podgrzała atmosferę w niespokojnym regionie. Pokazała też słabość amerykańskiej polityki, która wpierw polegała na eskalacji wojowniczych zapędów Gruzji wobec Osetii, wzmacniając je złudnym poczuciem bezpieczeństwa pod skrzydłami "wielkiego brata", aby następnie zostawić "sojusznika" z ręką w nocniku (co akurat było do przewidzenia i tylko naiwniacy, w rodzaju prezydenta Szaakaszwilego mogli w to uwierzyć), ograniczając się następnie do takich pustych gestów.
Pustych gestów, które zamieniły wzniosły akt pomocy w żałosny spektakl propagandowy. Jakże to symboliczne.
Zaraz też, na zasadzie luźnych skojarzeń przypomniał mi się szereg wydarzeń historycznych, kiedy to uzbrojony okręt wojenny w pokojowych celach wizytował obce porty. Wystarczy wspomnieć kurtuazyjną wizytę pancernika Schleswig-Holstein w Gdańsku pod koniec sierpnia 1939 roku.
Niektórzy mogliby powiedzieć, iż zaślepiony antyamerykańską fobią, niepotrzebnie krytykuję szlachetną pomoc dla potrzebującej ludności tylko dlatego, iż przybyła na pokładzie okrętu U.S. Navy.
Nie da się ukryć, że po dniach ciężkiej wojny, niezależnie od jej politycznych przyczyn i konsekwencji, Gruzja potrzebuje pomocy humanitarnej. Nieważnym jest też, który kraj jej udziela. Ważnym jest za to, jak się sprawa odbyła.
Pożądana pomoc mogła być bez problemu dostarczona inną drogą. Skąd konieczność ładowania jej na okręt wojenny? Czyżby chodziło o względy bezpieczeństwa?
Trudno uwierzyć, aby jednostce pływającej pod banderą Stanów Zjednoczonych, zresztą pod każdą inną też, groziło jakieś niebezpieczeństwo na wodach Morza Czarnego, także ze strony Floty Czarnomorskiej. O ile zrozumiałaby była eskorta, o tyle wysłanie ogromnej pływającej machiny wojennej w rejon niedawnego konfliktu niekoniecznie.
W rzeczywistości była to tylko demonstracja militarna. Nieodpowiedzialna demonstracja siły. Wymachiwanie banderą w rejonie niedawnego konfliktu.
Eskapada USS McFaul nie tylko bezsensownie zadrażniła stosunki na linii Moskwa-Waszyngton i podgrzała atmosferę w niespokojnym regionie. Pokazała też słabość amerykańskiej polityki, która wpierw polegała na eskalacji wojowniczych zapędów Gruzji wobec Osetii, wzmacniając je złudnym poczuciem bezpieczeństwa pod skrzydłami "wielkiego brata", aby następnie zostawić "sojusznika" z ręką w nocniku (co akurat było do przewidzenia i tylko naiwniacy, w rodzaju prezydenta Szaakaszwilego mogli w to uwierzyć), ograniczając się następnie do takich pustych gestów.
Pustych gestów, które zamieniły wzniosły akt pomocy w żałosny spektakl propagandowy. Jakże to symboliczne.