2012-08-30 00:33:10
Od czasów gdy zatrzymano, a następnie, zgodnie z przyjętą w Nowym Świecie praktyką, usmażono pewnego biednego jak mysz kościelka niemieckiego imigranta, posądzonego o porwanie syna Lindbergha, nie skierowano tylu oskarżeń pod adresem jednej osoby. W tym wypadku posądzonym jest czcigodny W. (kontynujemy republikańską tradycję) Mitt Romney, były gubernator stanu Massachusetts i kandydat partii republikańskiej w tegorocznych wyborach prezydenckich.
Romneyowi zarzucono już chyba wszystko, no może poza udziałem w zamachach z 11 września. Słyszeliśmy, że jest cyborgiem (zupełnie jak inny współczesny mąż stanu, Waldemar Pawlak), bezdusznym kapitalistą lubującym się w wyrzucaniu ludzi na bruk, sadystą, który przewiózł swego psa przywiązanego do dachu samochodu, człowiekiem bez poglądów, gotowym przysięgać w biały dzień, że słońce nie istnieje, aby nazajutrz opiewać jego piękno, nudziarzem, którego najgłębszą do tej pory myślą było stwierdzenie, że drzewa w Michigan są wysokie, itd., itd...
Ktoś musi wreszcie stanąć w obronie wielokrotnie spotwarzonego wielokrotnie gubernatora. To nie żaden potwór. To po prostu rozpieszczony chłopak z bogatej rodziny, który przez sześćdziesiąt pięć lat jakoś nie wpadł na pomysł, że może warto by było wyjrzeć na chwilę poza klosz.
Takie już są rozpieszczone, wieczne dzieci. To nie potwory ani roboty. Po prostu nie należy powierzać im nawet chomika, o bardziej skomplikowanych sprawach nie wspominając.
Romneyowi zarzucono już chyba wszystko, no może poza udziałem w zamachach z 11 września. Słyszeliśmy, że jest cyborgiem (zupełnie jak inny współczesny mąż stanu, Waldemar Pawlak), bezdusznym kapitalistą lubującym się w wyrzucaniu ludzi na bruk, sadystą, który przewiózł swego psa przywiązanego do dachu samochodu, człowiekiem bez poglądów, gotowym przysięgać w biały dzień, że słońce nie istnieje, aby nazajutrz opiewać jego piękno, nudziarzem, którego najgłębszą do tej pory myślą było stwierdzenie, że drzewa w Michigan są wysokie, itd., itd...
Ktoś musi wreszcie stanąć w obronie wielokrotnie spotwarzonego wielokrotnie gubernatora. To nie żaden potwór. To po prostu rozpieszczony chłopak z bogatej rodziny, który przez sześćdziesiąt pięć lat jakoś nie wpadł na pomysł, że może warto by było wyjrzeć na chwilę poza klosz.
Takie już są rozpieszczone, wieczne dzieci. To nie potwory ani roboty. Po prostu nie należy powierzać im nawet chomika, o bardziej skomplikowanych sprawach nie wspominając.