2010-06-23 15:28:30
Wzrost pozycji przewodniczącego SLD jest faktem. Nieoczekiwany wynik Grzegorza Napieralskiego sprawił, że dotychczas niedoceniany, wyszydzany lub po prostu obdarzany sceptycyzmem (również przeze mnie) szef SLD, stał się chwilowo centralną postacią polskiej polityki. To wielka szansa dla niego, dla SLD i przede wszystkim – dla całej polskiej lewicy. Napieralski może tę szansę wykorzystać do umocnienia jej pozycji lub efektownie minąć otwarte na oścież drzwi i widoczny aczkolwiek dość umiarkowany (jak na kandydata socjaldemokracji) sukces zamienić w ostateczna klęskę swojej formacji. Zegar tyka, a czasu na decyzję niewiele. To co wypłynie z ust nowomianowanego szefa lewicy w najbliższym czasie, zaważy na jego i jej przyszłym losie.
Od kilku dni jesteśmy świadkami przykrego festiwalu hipokryzji partii prawicy. Jarosław Kaczyński jeszcze w 2005 roku twierdził, że Sojusz jest organizacją przestępczą, nadającą się jedynie do likwidacji. W 2007 roku prorokował, że ewentualny udział we władzy koalicji Lewica i Demokraci będzie niczym kolejny 13 grudnia 1981 roku. Termin „postkomunizm” był odmieniany przez wszystkie osoby i przypadki. Teraz postkomunizm jest już nieaktualny, a z w politycznym słownika Prezesa PiS słowo lewica wraca do łask. Józef Oleksy jest już okey, podobnie jak socjaldemokratyczna wizja świata. Prezes przecież zawsze był i nadal jest po części socjaldemokratą. Nie prowadził wcale neoliberalnej polityki gospodarczej i nie drążył przepaści mentalnościowej między swoim środowiskiem a lewą stroną. To wszystko nieprawda, a w najlepszym razie pieśń przeszłości. Ręka do góry – kto wierzy Prezesowi. Opcja numer jeden dla Grzegorza Napieralskiego, czyli jasna deklaracja o poparciu Jarosława Kaczyńskiego w II turze wyścigu prezydenckiego, z tych i innych powodów jest nierealna i niepożądana. Rzeczywiście, pewne lody zostały przełamane, niemniej to jeszcze nie czas i miejsce na poważne rozważanie sojuszu PiS-lewica. Być może Kaczyński na poważnie myśli o reorientacji swojej formacji politycznej w stronę europejskiej chadecji, niemniej pewien okres kwarantanny jest nie do uniknięcia.
Opcja numer dwa jest o wiele bardziej problematyczna. Zapewne w kuluarach Sojuszu toczy się debata na temat otwartego poparcia Bronisława Komorowskiego przed II turą. To poparcie ogłosili już Ryszard Kalisz i Wojciech Olejniczak z partyjnej prawicy (zgodnie ze światopoglądem i wciąż w opozycji do Napieralskiego) Komorowski jako pragmatyczny technokrata nie splamił się nigdy antylewicową wrogością. Zasadniczo nie splamił się żadnym większym zestawem poglądów, ani głębszą myślą polityczną w ogóle. Marszałkowi Sejmu zależy na poparciu Napieralskiego. Z powodu terminu II tury i umiarkowanego sukcesu w pierwszej, zależy mu na nim bardzo. Bajki o tece wicepremiera i dwóch resortach dla SLD w tej kadencji należy odłożyć na półkę. Nie jest to na rękę nikomu. Wycofanie wojsk z Afganistanu, parytety i in vitro to jak dotąd najbardziej konkretny pakiet oferowany Napieralskiemu w zamian za support. W debacie komentatorów, polityków, dziennikarzy wokół różnych opcji dla lewicy przed 4 lipca - przewijają się dwie teorie. Pierwsza mówi o tym, że Napieralski powinien rozważyć poparcie marszałka Komorowskiego w zamian za pakiet lewicowych ustaw. Druga z nich, przestrzega lidera Sojuszu przed wikłaniem się w niejasne targi i ustawianiem się w roli petenta/przystawki (niepotrzebne skreślić) przed drzwiami dominującej polską politykę Platformy. Nie do końca zgadzam się z nimi, przychylam się do ich syntezy. Jeżeli Numer 3 wyborów prezydenckich na poważnie rozważa przywrócenie lewicy do I ligi, powinien uważnie przyjrzeć się dotychczasowym propozycjom PO. Wycofanie wojsk z Afganistanu i parytety to postulaty które Platforma sprytnie przejęła już przed 20 czerwca. Nie są to już stricte lewicowe propozycje. Trudno będzie - po tak jasnych deklaracjach- nadal zamiatać te sprawy pod dywan, niezależnie od wyniku rozmów Napieralski-Komorowski. Jeśli chodzi o in vitro, jest to jednak kwestia z bocznego toru, w świadomości społecznej niekoniecznie łącząca się wyłącznie z programem lewicy (w związku z niejasną postawą PO). Ewentualne poparcie Komorowskiego powinno zostać okupione naprawdę poważnymi deklaracjami, jak zresztą słusznie sugeruje w jednym z wywiadów Sławomir Sierakowski. Wyobrażam sobie, że korzystny dla elektoratu lewicy i przyszłej pozycji samej formacji, byłby taki pakiet który nie tylko załatwiłby kilka wybranych elementów programowych (w dodatku z tej postmodernistycznej strony programu) ale w sposób widoczny i na stałe przesunął dyskurs polityczny. Obietnica dofinansowania służby zdrowia i zarzucenie pomysłów prywatyzacyjnych raz i na zawsze, zwiększenie pensji minimalnej i upowszechnienie nauczania przedszkolnego. Żądania Grzegorza Napieralskiego powinny być tej wagi, bo tylko spełnienie postulatów ważnych i kluczowych, mogłoby na serio zrewitalizować szybko lewicę w Polsce. Wątpię jednak by Platforma zdecydowała się na tak duże ustępstwa, a więc w ten sposób dochodzimy do opcji numer trzy – nie poparcia nikogo
Osobiście uważam, że to jedyna w pełni uczciwa, realna i perspektywiczna politycznie opcja. Wygrana kandydata PiS-u oznacza de facto podtrzymanie sporu na linii PiS-PO, a więc: straszenie IV RP przez jedyną racjonalną siłę zdolną zatrzymać autorytaryzm, ciemnogród czy co tam jeszcze. Lewica będzie nadal izolowana, a jej jedynym pocieszeniem może się stać ewentualny konflikt w PiS po utracie charyzmatycznego lidera. Nie wiązałbym jednak wielkich nadziei z tą opcją. Wielu komentatorów wieszczyło kres tej formacji, a przeniesienia jej lidera do Pałacu Prezydenckiego bynajmniej nie uznawałbym za jej największe dotąd wyzwanie. Z programowego punktu widzenia Kaczyński jest dla lewicy lepszą opcją, jako zwolennik społecznej gospodarki rynkowej. To jasne i nie wymagające wyjaśnień.
Poparcie Bronisława Komorowskiego będzie skuteczne tylko wtedy gdy odbędzie się w stu procentach na warunkach Napieralskiego. Aby takie poparcie mogło realnie przyczynić się do wzmocnienia lewej nogi, musiałoby oznaczać wyrzeczenie się przez Komorowskiego części poglądów własnego środowiska. Każda inna ewentualność czyli np. ustępstwa w marginalnych kwestiach; spowoduje ostatecznie roztrwonienie szansy jaką daje chwilowe ustawienie lewicy w blasku reflektorów. Sprawi również, że lewica przez kolejna 5 lat będzie współodpowiedzialna, za każdą podpisaną przez prezydenta ustawę. Jeżeli Napieralski przehandluje poparcie w zamian za drobne ustępstwa, ustawi się w roli przystawki i zdecydowanie utrudni swojej formacji misję poszerzenia poparcia w wyborach 2011.
Nie do końca jestem optymistą. Obawiam się, że sytuacja wewnętrzna w SLD może na Napieralskim wymusić złe decyzje. Złe decyzje przyniosą złe wyniki w 2011 roku a następnie złą koalicję w której junior partner będzie słaby i ubezwłasnowolniony. Nie oszukujmy się, że wynik 13 czy 14% automatycznie otwiera drzwi do sukcesu i zapewnia lepszy wynik za rok, czy dwa lata. 2 milionów głosów nie otwiera niczego, bez ciężkiej pracy i mądrych ruchów. Czy Napieralskiego stać na mądre decyzje i nowe otwarcie, również wobec dotychczasowych konkurentów po lewej stronie? Stać go na to w teorii, gdyż nie musi już niczego udowadniać w ramach aparatu SLD. Czy jego celem jest długi marsz i zaprowadzenie lewicy do I ligi i swoich rządów za parę lat? Nie jest pewne czy jest w nim aż taka wiara i chęć podjęcia kolejnego ryzyka. Do kwietnia tego roku, konsekwentnie odgrywał rolę pragmatycznego realisty. Czy okażę się wizjonerem? Zamknie się bardziej w swoim gronie czy podejmie odważne kroki? Poskromi ambicje swoich młodych zwolenników, czy ulegnie pokusie szybkiej władzy? Nie potrafię odpowiedzieć na te pytania, Grzegorz Napieralski zaskakiwał nas nie jeden raz i dla mnie osobiście jego cele długofalowe są czystą zagadką. Jego pozycja jako lidera na lewicy jest niekwestionowana, ale za jakiś czas wszystko może ulec zmianie, stąd przewrotny tytuł tego wpisu. Napieralski może wkrótce uzyskać taką pozycję, że sam będzie rozgrywać mniejszych, może też stracić to co już ma i wypaść poza nawias dużej polityki raz i na zawsze.
P.S. Zwolennikom koalicji PO-lewica, polecam poczytanie nieco o sytuacji politycznej w Niemczech. Koalicja CDU-FDP kłóci się już niemal o wszystko i to głównie z inicjatywy mniejszego partnera który stawia twarde programowe kwestie na ostrzu noża. Twarda postawa obliczona na utrzymanie pozycji przynosi wręcz odwrotny skutek od zamierzonego. Liberałowie w ciągu roku spadli z 15 procent poparcia uzyskanych w ostatnich wyborach do marnych 3 jakie dają im obecne sondaże. Straty dominującego partnera (CDU) to kilka procent poparcia. Wydawałoby się, że uległy partner koalicji zawsze traci poparcie, ale przykład niemiecki pokazuje, że również twardzi gracze mogą łatwo wypaść z gry. Wniosek? Każda koalicja z większym partnerem jest w ostatecznym rozrachunku niedobrym rozwiązaniem i powinna być absolutną ostatecznością, zwłaszcza dla formacji o socjaldemokratycznym profilu której pole rozwoju jest niemal nieograniczone. Wniosek -lewica w Polsce musi grać o I ligę...
Od kilku dni jesteśmy świadkami przykrego festiwalu hipokryzji partii prawicy. Jarosław Kaczyński jeszcze w 2005 roku twierdził, że Sojusz jest organizacją przestępczą, nadającą się jedynie do likwidacji. W 2007 roku prorokował, że ewentualny udział we władzy koalicji Lewica i Demokraci będzie niczym kolejny 13 grudnia 1981 roku. Termin „postkomunizm” był odmieniany przez wszystkie osoby i przypadki. Teraz postkomunizm jest już nieaktualny, a z w politycznym słownika Prezesa PiS słowo lewica wraca do łask. Józef Oleksy jest już okey, podobnie jak socjaldemokratyczna wizja świata. Prezes przecież zawsze był i nadal jest po części socjaldemokratą. Nie prowadził wcale neoliberalnej polityki gospodarczej i nie drążył przepaści mentalnościowej między swoim środowiskiem a lewą stroną. To wszystko nieprawda, a w najlepszym razie pieśń przeszłości. Ręka do góry – kto wierzy Prezesowi. Opcja numer jeden dla Grzegorza Napieralskiego, czyli jasna deklaracja o poparciu Jarosława Kaczyńskiego w II turze wyścigu prezydenckiego, z tych i innych powodów jest nierealna i niepożądana. Rzeczywiście, pewne lody zostały przełamane, niemniej to jeszcze nie czas i miejsce na poważne rozważanie sojuszu PiS-lewica. Być może Kaczyński na poważnie myśli o reorientacji swojej formacji politycznej w stronę europejskiej chadecji, niemniej pewien okres kwarantanny jest nie do uniknięcia.
Opcja numer dwa jest o wiele bardziej problematyczna. Zapewne w kuluarach Sojuszu toczy się debata na temat otwartego poparcia Bronisława Komorowskiego przed II turą. To poparcie ogłosili już Ryszard Kalisz i Wojciech Olejniczak z partyjnej prawicy (zgodnie ze światopoglądem i wciąż w opozycji do Napieralskiego) Komorowski jako pragmatyczny technokrata nie splamił się nigdy antylewicową wrogością. Zasadniczo nie splamił się żadnym większym zestawem poglądów, ani głębszą myślą polityczną w ogóle. Marszałkowi Sejmu zależy na poparciu Napieralskiego. Z powodu terminu II tury i umiarkowanego sukcesu w pierwszej, zależy mu na nim bardzo. Bajki o tece wicepremiera i dwóch resortach dla SLD w tej kadencji należy odłożyć na półkę. Nie jest to na rękę nikomu. Wycofanie wojsk z Afganistanu, parytety i in vitro to jak dotąd najbardziej konkretny pakiet oferowany Napieralskiemu w zamian za support. W debacie komentatorów, polityków, dziennikarzy wokół różnych opcji dla lewicy przed 4 lipca - przewijają się dwie teorie. Pierwsza mówi o tym, że Napieralski powinien rozważyć poparcie marszałka Komorowskiego w zamian za pakiet lewicowych ustaw. Druga z nich, przestrzega lidera Sojuszu przed wikłaniem się w niejasne targi i ustawianiem się w roli petenta/przystawki (niepotrzebne skreślić) przed drzwiami dominującej polską politykę Platformy. Nie do końca zgadzam się z nimi, przychylam się do ich syntezy. Jeżeli Numer 3 wyborów prezydenckich na poważnie rozważa przywrócenie lewicy do I ligi, powinien uważnie przyjrzeć się dotychczasowym propozycjom PO. Wycofanie wojsk z Afganistanu i parytety to postulaty które Platforma sprytnie przejęła już przed 20 czerwca. Nie są to już stricte lewicowe propozycje. Trudno będzie - po tak jasnych deklaracjach- nadal zamiatać te sprawy pod dywan, niezależnie od wyniku rozmów Napieralski-Komorowski. Jeśli chodzi o in vitro, jest to jednak kwestia z bocznego toru, w świadomości społecznej niekoniecznie łącząca się wyłącznie z programem lewicy (w związku z niejasną postawą PO). Ewentualne poparcie Komorowskiego powinno zostać okupione naprawdę poważnymi deklaracjami, jak zresztą słusznie sugeruje w jednym z wywiadów Sławomir Sierakowski. Wyobrażam sobie, że korzystny dla elektoratu lewicy i przyszłej pozycji samej formacji, byłby taki pakiet który nie tylko załatwiłby kilka wybranych elementów programowych (w dodatku z tej postmodernistycznej strony programu) ale w sposób widoczny i na stałe przesunął dyskurs polityczny. Obietnica dofinansowania służby zdrowia i zarzucenie pomysłów prywatyzacyjnych raz i na zawsze, zwiększenie pensji minimalnej i upowszechnienie nauczania przedszkolnego. Żądania Grzegorza Napieralskiego powinny być tej wagi, bo tylko spełnienie postulatów ważnych i kluczowych, mogłoby na serio zrewitalizować szybko lewicę w Polsce. Wątpię jednak by Platforma zdecydowała się na tak duże ustępstwa, a więc w ten sposób dochodzimy do opcji numer trzy – nie poparcia nikogo
Osobiście uważam, że to jedyna w pełni uczciwa, realna i perspektywiczna politycznie opcja. Wygrana kandydata PiS-u oznacza de facto podtrzymanie sporu na linii PiS-PO, a więc: straszenie IV RP przez jedyną racjonalną siłę zdolną zatrzymać autorytaryzm, ciemnogród czy co tam jeszcze. Lewica będzie nadal izolowana, a jej jedynym pocieszeniem może się stać ewentualny konflikt w PiS po utracie charyzmatycznego lidera. Nie wiązałbym jednak wielkich nadziei z tą opcją. Wielu komentatorów wieszczyło kres tej formacji, a przeniesienia jej lidera do Pałacu Prezydenckiego bynajmniej nie uznawałbym za jej największe dotąd wyzwanie. Z programowego punktu widzenia Kaczyński jest dla lewicy lepszą opcją, jako zwolennik społecznej gospodarki rynkowej. To jasne i nie wymagające wyjaśnień.
Poparcie Bronisława Komorowskiego będzie skuteczne tylko wtedy gdy odbędzie się w stu procentach na warunkach Napieralskiego. Aby takie poparcie mogło realnie przyczynić się do wzmocnienia lewej nogi, musiałoby oznaczać wyrzeczenie się przez Komorowskiego części poglądów własnego środowiska. Każda inna ewentualność czyli np. ustępstwa w marginalnych kwestiach; spowoduje ostatecznie roztrwonienie szansy jaką daje chwilowe ustawienie lewicy w blasku reflektorów. Sprawi również, że lewica przez kolejna 5 lat będzie współodpowiedzialna, za każdą podpisaną przez prezydenta ustawę. Jeżeli Napieralski przehandluje poparcie w zamian za drobne ustępstwa, ustawi się w roli przystawki i zdecydowanie utrudni swojej formacji misję poszerzenia poparcia w wyborach 2011.
Nie do końca jestem optymistą. Obawiam się, że sytuacja wewnętrzna w SLD może na Napieralskim wymusić złe decyzje. Złe decyzje przyniosą złe wyniki w 2011 roku a następnie złą koalicję w której junior partner będzie słaby i ubezwłasnowolniony. Nie oszukujmy się, że wynik 13 czy 14% automatycznie otwiera drzwi do sukcesu i zapewnia lepszy wynik za rok, czy dwa lata. 2 milionów głosów nie otwiera niczego, bez ciężkiej pracy i mądrych ruchów. Czy Napieralskiego stać na mądre decyzje i nowe otwarcie, również wobec dotychczasowych konkurentów po lewej stronie? Stać go na to w teorii, gdyż nie musi już niczego udowadniać w ramach aparatu SLD. Czy jego celem jest długi marsz i zaprowadzenie lewicy do I ligi i swoich rządów za parę lat? Nie jest pewne czy jest w nim aż taka wiara i chęć podjęcia kolejnego ryzyka. Do kwietnia tego roku, konsekwentnie odgrywał rolę pragmatycznego realisty. Czy okażę się wizjonerem? Zamknie się bardziej w swoim gronie czy podejmie odważne kroki? Poskromi ambicje swoich młodych zwolenników, czy ulegnie pokusie szybkiej władzy? Nie potrafię odpowiedzieć na te pytania, Grzegorz Napieralski zaskakiwał nas nie jeden raz i dla mnie osobiście jego cele długofalowe są czystą zagadką. Jego pozycja jako lidera na lewicy jest niekwestionowana, ale za jakiś czas wszystko może ulec zmianie, stąd przewrotny tytuł tego wpisu. Napieralski może wkrótce uzyskać taką pozycję, że sam będzie rozgrywać mniejszych, może też stracić to co już ma i wypaść poza nawias dużej polityki raz i na zawsze.
P.S. Zwolennikom koalicji PO-lewica, polecam poczytanie nieco o sytuacji politycznej w Niemczech. Koalicja CDU-FDP kłóci się już niemal o wszystko i to głównie z inicjatywy mniejszego partnera który stawia twarde programowe kwestie na ostrzu noża. Twarda postawa obliczona na utrzymanie pozycji przynosi wręcz odwrotny skutek od zamierzonego. Liberałowie w ciągu roku spadli z 15 procent poparcia uzyskanych w ostatnich wyborach do marnych 3 jakie dają im obecne sondaże. Straty dominującego partnera (CDU) to kilka procent poparcia. Wydawałoby się, że uległy partner koalicji zawsze traci poparcie, ale przykład niemiecki pokazuje, że również twardzi gracze mogą łatwo wypaść z gry. Wniosek? Każda koalicja z większym partnerem jest w ostatecznym rozrachunku niedobrym rozwiązaniem i powinna być absolutną ostatecznością, zwłaszcza dla formacji o socjaldemokratycznym profilu której pole rozwoju jest niemal nieograniczone. Wniosek -lewica w Polsce musi grać o I ligę...