Inaczej mówiąc sam wyścig na tym "rynku" pracy, jedna z podstaw neoliberalnego antyludzkiego szaleństwa, jest OK, byleby tylko w nim nie przegrać, czy tak?
ironia.
Dlaczego "pazerna alimenciara"? Przecież tak jak nigdzie nie jest napisane, że miotła i pralka to zabawki wyłącznie kobiet, tak samo nie jest powiedziane, że wyłącznie im powinno powierzać się dzieci, gdy coś źle pójdzie.
Przecież można stworzyć "pazernego alimenciarza".
Feminizm zwykle zaczyna się na pralce a kończy się na opiece nad dziećmi.
Taki sensowniejszy i bliższy normalnym kobietom i ich problemom feminizm... Zamiast pisać o szowinistycznych męskich świniach co sie w autobusie rozkładają na dwu siedzeniach, pisze o tym co ważne. Pracy, mieszkaniu, chlebie... Poza tym ma bardzo ładne oczy ;-)
nawet jeśli facet będzie starał się zajść w ciążę nic z tego nie wyjdzie.
Tak jesteśmy skonstruowani, to jest naturalne.
Dzieckiem trzeba się opiekować, wychowywać je. Znów, nie jest to pomysł szowinistów czy innej maści niegodziwców tylko sprawa naturalna.
Dlatego kobieta i mężczyzna łączą się w pary. Jedna osoba wychowuje, zajmuje się dzieckiem, druga pracuje i zarabia na utrzymanie. Po raz kolejny -> to jest naturalne.
Kiedyś, gdy siła mięśni miała decydujący wpływ na ilość zdobytego pożywienia, zapewnienia bezpieczeństwa, utrzymania rodziny niemal zawsze zajmowali się tym mężczyźni, jako silniejsi czy lepiej zbudowani.
Dziś gdy pracujemy częściej głową, różnica ta zatarła się.
Dzieckiem opiekować się może kobieta lub mężczyzna -> pracuje osoba potrafiąca w większym stopniu zapewnić byt rodzinie (czytaj: więcej zarabiająca).
Ok, ale co w sytuacji gdy obydwoje małżonków/partnerów chce pracować, realizować się zawodowo?
Odpowiedzi jest kilka:
1. Zarabiać na tyle dużo aby wynająć niańkę;
2. Zrezygnować z dziecka;
3. Powierzyć zajmowanie się małym dziadkom;
Można tu wymienić jeszcze kilka modeli.
Natomiast nonsensem jest oczekiwać pomocy państwa, tzn. innych ludzi.
Wyobraźmy sobie sytuację:
W pierwszym związku jedna osoba rezygnuje z kariery by opiekować się dzieckiem, druga (powiedzmy kobieta) pracuje na utrzymanie rodziny (w tym dziecka);
W drugim związku zarówno kobieta i mężczyzna idą do pracy, oczekują że dzieckiem zajmie się państwo.
Więc kobieta z pierwszego związku musi pracować na własną rodzinę a ponadto w podatkach pomaga rodzinie drugiej.
Przecież to jest absurd. Brak elementarnej logiki.
ps. pomoc państwa to nie tylko idiotyczne pomysły opłacanie niańki przez budżet. Pomocą jest również narzucanie treści umów jakie zawierają między sobą pracownik i pracodawca.
dla kobiet które najbardziej na świecie boją się "ekonomicznego uzależnienia od (sic!) partnera" i "przegranej na rynku pracy"? Przecież one już na rodzinę machnęły ręką, zanim jeszcze państwo wydało na ich wsparcie pierwszą złotówkę.
doskonale uderzasz w struny strachu takich, jak ja - "młodych i dynamicznych" - przed założeniem rodzimy. smutne, ale prawdziwe...
jak czytam po raz ....nty te same brednie jak to rodzina ma się składać z jednego rodzica zapierniczającego w robocie 24/7, a drugiego w tym samym czasie obwieszonego dziećmi. Bo to jest "naturalne".
Jakby nie było naturalne, że czasem (coraz częściej) pary jak najbardziej hetero nie są w stanie począć, albo jeden z rodziców nagle znika z horyzontu, albo że zarobki nie są stałe tylko mogą ulec obniżeniu nawet do zera. Jakieś konkretne rady dla zredukowanych rodziców, którzy I jeszcze jak takie gównoprawdy głoszone są w wersji "wiele wariantów do wyboru" (każdy spod brudnego pazura chyba wygrzebany), więc tylko kompletny nieudacznik sobie nie poradzi. i w tonie pouczającym przez kogos, kto nie ogarnia prostej w gruncie rzeczy idei umowy społecznej zwanej państwem.
Sory, ale czuć na kilometr kogoś kto kontakt z realnym światem stracił dawno temu, zakładając, że w ogóle kiedykolwiek musiał się poużerać z tym, co nam funduje dowolna władza.