Początek coś obiecywał, ale koniec banalny, antyklerykalny. Ciekawe tylko dlaczego autor uważa siebie za socjalistę, czy z powodu swojego antyklerykalizmu czy z powodów wymienionych wcześniej, z pewnością nie jest socjalistą religijnym, chrześcijańskim lub islamskim, raczej chyba socjalistą wolnościowym chociaż z lektury jego tekstów trudno go zaliczyć do libertarian.
Ale najbardziej enigmatyczne określenia są na samym końcu, *wyzwolony pracownik* czy *taki wyzysk jest OK*, czy chodzi o wyzysk socjalistyczny kiedy wszyscy wyzyskują się wzajemnie ? Zdaje się, że wolność każdy może rozumieć inaczej.
gdybyś naprawdę był Socjalistą, to nie potępiałbyś w czambuł jedynych ludzi, którzy odważyli się budować Socjalizm - Komunistów.
Dlaczego nie napiszesz: "Dlatego jestem socjaldemokratą"?
Wtedy nikt nie miał prawa by się do Ciebie doczepić.
Inspiracja moralna do zostania socjalistą jest dobra kiedy ma się 14 lat, później trzeba dorosnąć.
Koniecznie trzeba się jakoś nazywać. Ja się nie nazywam i żyję. Wiem tylko, że trzeba zamienić kapitalizm na jakiś ludzki system i jestem przekonany, że konieczna jest do tego jakaś forma rewolucji. Ewolucyjnie się po prostu nie da, chociaż może byłoby milej i lepiej. Ale że droga ewolucji prowadzi z deszczu pod rynnę można się przekonać na przykładzie polskiej transformacji.
Uważam też, że marksowska teoria jest dobrym narzędziem analizy społeczno - ekonomicznej.
A i jeszcze jedno - nienawidzę władzy. WŁADZY NIE PAŃSTWA - bo to dwie rózne sprawy.
Jednak z powyższych powodów nie czuję potrzeby nazywania się komunistą, marksistą, anarchistą, dentystą czy satanistą.
Rewolucje są jak kobiety.
Z nimi źle, ale bez nich jeszcze gorzej. =)
Rewolucje mają to do siebie, że niewiele zmieniaja (dla zwykłych ludzi nie zmieniaja nic), a jedynie konserwują system z którym walczyły, z tą rożnicą, że zmienia się tzw. elita rządząca, plus mamy dodatkowo tysiące (miliony) trupów. Jak popatrzymy na historię to wszelkie zmiany systemów gospodarczych było tak naprawdę dostosowaniem ich do istniejących warunków. Te systemy zmieniają się permanętnie. Dzisiejszy kapitalizm nie jest taki sam jak z prze 50 lat. Ona się zmienia. Trzeba pamiętać, że feudalizm w różnych formach trwał ponad 1000lat, a kapitalizm na razie około 300. Czy będzie z tego socjalizm? W czystej formie napewno nie, ale jakiś na pewno będzie to jakiś system bardziej do niego zbliżony. Przy czym na pewno nie będzie to jakis mityczny system sprawiedliwości i równości bo po prostu taki system nigdy w histoeii nie występował, więc najpewniej nie jest on mozliwy do stworzenia. W każdym systemie mamy około 1-3% (może 5%) grupy uprzywilejowane, rządzącej, posiadaczy wielkich majątków, krócej arystokrację. I było tak od zawsze, byli rządzeni i rządzący niezależnie od czasu i miejsce, niezależnie od systemu gospodarczego. Więc naiwnością jest myśleć, że się to zmieni. Chodzi o to, że by reszcie społeczeństwa, tym 97%, żyło się lepiej. Nawet jak weźmiemy tzw. państwa socjalistyczne, czy w nich sytuacja wygladała inaczej? Oczywiscie nie, po pozbyciu się starej arystokracji (wyrzuceniu jej z kraju, wymordowaniu, itp) jej miejsce zajęła nowa, czyli działacze partyjni, których w społeczeństwie również było około 3%. I rządzili tym grajdołkiem nie bardzo się interesując resztą społeczeństwa. Owszem majątek był państwowy, ale to dyrektorzy albo komitety partii traktowali go jak prywatny folwark. Tak więc sama zmiana właścicieli środków produkcji niewiele zmienia.
>Ale że droga ewolucji prowadzi z deszczu pod rynnę można się przekonać na przykładzie polskiej transformacji.
Ależ polska transformacja jak i droga do niej była właśnie przykładem rewolucyjnych zmian. Istniejący system został obalony siłami głównie klasy robotniczej i można powiedzieć przemocą polegającą na odmowie pracy i posłuszeństwa władzy.
Pytanie, czy dzisiaj to jest możliwe? Nawet jeśli Grecja i Hiszpania to tylko początek to prawdopodobnie i tak dojdzie tylko do jakiejś korekty kapitalizmu.
Że ty widzisz w tej transformacji rewolucję. Bo ja mam pewne wątpliwości.
1. Nie rozliczono poprzedniej władzy, a ta się ustawiła w nowym systemie i miewa się jak u Pana Boga za piecem.
2. Własność środków produkcji zmieniła się z chujowej w równie chujową. Społeczeństwo nie miało i dalej nie ma w tej sprawie nic do powiedzenia.
3. Władza jak była ponad ludem tak jest.
4. Media jak były na usługi władzy tak są. Jedyna róznica jest tka że dziś jest tego więcej i może jest to bardziej totalitarne, bo jak kiedyś ludzie nasłuchali się bredni w Dzienniku Telewizyjnym tak teraz mają to powtarzane kilkaset razy. Co gorsza ludzi udało się przekonać, że dzis mówi się prawdę. Kiedyś było zdrowiej. Wszyscy przynajmniej wiedzieli że DTV kłamie.
5. Strajk to nie rewolucja. Ruch Solidarności został natychmiast spacyfikowany stanem wojennym. Polityczna zmiana w 1989 była pospolitym układem na górze. Żaden robotnik (poza Bolkiem, który już wtedy przestał być robotnikiem) nie brał w tym udziału.
mogą być krwawe i bezkrwawe. Kryterium udanej rewolucji nie jest liczba ściętych głów (Ceausescu w Rumunii jednak stracił głowę). Ta w Polsce nie była zresztą bezkrwawa, a że stronie władzy udało się wyjść bez szwanku to szczęśliwy dla niej przypadek.
Istotne jest to, że Polska transformacja ustrojowa spowodowała zasadnicze, rewolucyjne zmiany stosunków społecznych z realnego socjalizmu do kapitalizmu z wywłaszczeniem społeczeństwa z własności środków produkcji, a państwo wyzbyło się części odpowiedzialności za obywateli i wyzbywa się dalej. Zamiast względnej równości obywateli nastąpiły typowe dla kapitalizmu nierówności, a zamiast pełnego zatrudnienia masowe bezrobocie.
Nie zależy mi specjalnie na poprawności nazewnictwa, chodzi mi głównie o to, że gwałtowne obalanie istniejącego systemu może doprowadzić do zmian, które nie będą dla większości korzystne. Obawiam się, że rozsądna jest tylko droga ewolucyjna, ale ewolucji trzeba pomóc.
Może to była nawet kontrreformacja? Taka najbardziej wsteczna i wszeteczna?
.
Mnie chodzi o charakter zmian i fakt, że decydujący był zdecydowany protest ludu (10 mln ludzi Solidarności) więc po jakimś czasie od Wielkiej Rewolucji w 1917 w Rosji można już ostatnie zmiany stosunków społecznych Polsce nazwać rewolucją
Pozdrawiam !
To, że w jakimś kraju jest, jak to nazywasz, "względna równość", to wcale nie oznacza, że jest to stan lepszy od nierówności, bo "równość" może być czasem o wiele gorsza od nierówności.
Poza tym część społeczeństwa ma na własność środki produkcji. Czy właściciel fabryki czy innego zakładu nie jest częścią społeczeństwa ? A ma te środki, bo je stworzył, zapracował na nie. Dlaczego ten co ich nie wytworzył ma być ich współwłaścicielem ?
>To, że w jakimś kraju jest, jak to nazywasz, "względna równość", to wcale nie oznacza, że jest to stan lepszy od nierówności, bo "równość" może być czasem o wiele gorsza od nierówności.
Jeśli mówić tak ogólnikowo to można się zgodzić. Nierówności dotyczące usytuowania ludzi w hierarchii społecznej są akceptowalne gdy nie naruszają panującego w danej kulturze poczucia sprawiedliwości, wiąże się to z poczuciem krzywdy. Względna równość to właśnie taki stan gdy istniejące nierówności nie naruszają poczucia sprawiedliwości u większości. Naturalnie zawsze znajdą się ludzie którzy chcą być *równiejsi* i którym względna równość nie pasuje zarówn w jedną jak i w drugą stronę.
>Poza tym część społeczeństwa ma na własność środki produkcji. Czy właściciel fabryki czy innego zakładu nie jest częścią społeczeństwa ? A ma te środki, bo je stworzył, zapracował na nie. Dlaczego ten co ich nie wytworzył ma być ich współwłaścicielem ?
No właśnie, tutaj istotne jest poczucie sprawiedliwości. Jeśli ktoś sam efektywnie pracował i zdobył środki na lepsze życie to nikt rozsądny nie kwestionuje jego dorobku. Gdy zatrudniał ludzi to jego dorobek może być kwestionowany tym, że dorobił się na pracy innych ludzi. Czy sprawiedliwe jest gdy ktoś odziedziczył majątek do którego nie przyłożył istotnej własnej pracy ? Pamiętać trzeba, że owi *stworzyciele* na ogół niczego sami nie stwarzają korzystając z dorobku społeczeństwa i pracy innych ludzi. To są przesłanki współwłasności środków produkcji.
ż właściciele tutejszych środków produkcji niekoniecznie dorobili się ich ciężką, mozolną pracą. W baaardzo znaczącej części po prostu je przejęli, najczęściej za bezcen lub prawie za bezcen... Uwłaszczyli się sami, nie pytając o zdanie tych, którzy je po wojnie wybudowali.