(Z cyklu "Jaja jak czerwone berety")
Jak przystało na zawodowego rewolucjonistę potrafię zaskoczyć każdego.
Związkowców zaskoczyłem w lesie - za potrzebą w drodze do Warszawy. Dźwigałem na pasie oficerskim (najlepsze są radzieckie) parę solidnych koszy grzybów. W pierwszym - głównie kanie. Drugi przerzucony przez ramię pełen osaków, koźlaków i borowików przykryty był już plandeką. W lewej ręce miałem jeszcze worek puszek - dobre pięć kilo.
Obopólne zdumienie i zaskoczenie.
Do domu dotarłem zgodnie z planem, przed deszczem. Gdy zaczęło kropić na ulicach Warszawy grzmiały już związkowe wuwuzele.
Od jakiegoś czasu nie rajcują mnie akcje protestacyjne i mdli mnie od dobiegającego nieomal zewsząd wołania o strajk generalny. Omijam związkowe zbiegowiska szerokim łukiem.
Wiem nawet dlaczego. Podzielam opinię Jerzego Kochana:
"Po latach pełnienia przez związki zawodowe funkcji parasola nad drastyczną akcją rujnowania gospodarki socjalistycznej i wprowadzania kapitalizmu, latach rozbijania i niszczenia ruchu zawodowego w Polsce, po latach współudziału związków zawodowych w tworzenia milionów bezrobotnych i milionów emigrantów, czynnym współuczestnictwie w prostytuowaniu klasy robotniczej, pracowników najemnych różnego rodzaju 'odprawami' i 'umowami', będącymi opłacaniem zgody na reprywatyzację i ruinę całych sektorów gospodarki… po tym wszystkim, po latach, w trakcie których członkostwo w organizacjach związkowych katastrofalnie spadło… stał się cud!" (Jerzy Kochan "Jak kiedyś?... Nigdy więcej!").
TO ZROZUMIAŁE.
Skąd tylko ten cud?
Nie wiem czemu wydaje mi się, że wciąż jesteśmy w lesie.
To przez te kanie - teraz codziennie jem, jak przystało na bezrobotnego, kanapki z "kotletem schabowym".
Ma się rozumieć w ramach szkoły przetrwania.
Włodek Bratkowski
21 września 2013 r.
Po konsultacjach z pewną doświadczoną przez życie kobitką, utwierdziłem się w przekonaniu, a propos tytułu, że jedno nie wyklucza drugiego, albowiem danie d.. jest sposobem by coś w wzmiankowanej d.. poczuć i mieć.
.. na jakieś mniejsze zło,( bo nie wierzę w żadne "partyjne" dobro ), to i do lasu na grzyby będziemy chodzić nielegalnie, bo do cudzego, sprzedanego, przez Imć Rostowskiego herbu wyciskacz mamony.
Uhmmm...ale bym zjadł. Tylko że już nie ma w poblizu dzikich wysypisk. Tam kiedyś tego rosło jak pokrzywy. Dzisiaj pół koszyczka podgrzybków z rana nazbieraliśmy.
http://wyborcza.pl/1,75248,14648954,Papiez__Tam__gdzie_nie_ma_pracy__ludzie_traca_godnosc.html
Odnośnie kani(kań?), są niestety trochę ryzykowne, przez podobieństwo z muchomorami. Może z wyjątkiem tych co rosną na pastwiskach itp. terenach otwartych, gdzie sromotnikowce raczej nie występują.
trudno się nie zgodzić z obiema częściami tych wrażeń.
Szczupak, ten papież w ogóle jest naprawdę niezły. Wiem, że to tylko słowa, ale nie pierwszy (ani nie drugi, ani trzeci) raz mówi coś, co może się podobać z lewicowego punktu widzenia.
Może niedługo np. T. Terlikowski albo W. Cejrowski uznają, że Franciszek nie jest wcale katolikiem.
Ten pierwszy już wie lepiej co papież miał na myśli i tłumaczy, że powiedział coś zupełnie innego, a ten drugi zawsze mnie zastanawiał jak swój fanatyczny prokapitalizm łączy ze społeczną nauką kościoła.
Z kościołem nic mnie nie łączy, ale wydaje mi się, że za bardzo nie da się (teoretycznie) być ultrakapitalistą (tym Cejrowski jest) i radykalnym katolikiem (za takiego się podaje). Dla niego kościół kapitału jest chyba odpowiedniejszy niż katolicki.
PS. To mit, że kanię tak łatwo pomylić z muchomorem sromotnikowym. Tzn. na pierwszy rzut oka są podobne, ale różnią się na tyle, żeby ich nie pomylić.