Taniej (czyt: źle opłacanej, wyzyskiwanej) siły roboczej, do tego zdyscyplinowanej silną ręką prawicy, niskich świadczeń socjalnych dzięki czemu korporacje płacą niskie podatki, itd itp...
Wywiad zawiera sporo ciekawych informacji, choć punkt widzenia wypowiadającego się tam polityka chilijskiej lewicy może być nieco jednostronny. Chciałem jednak zwrócić uwagę na coś innego. Otóż polska edycja Le Monde Diplomatique - zgodnie z deklaracjami jej redaktorów - adresowana jest do czytelników wykształconych. Dlaczego, w takim razie, zdecydowana większość drukowanych tam materiałów, i to zarówno oryginalnych, jak tłumaczonych, nie jest napisana po polsku?
Tak jest również z naszym wywiadem. Zacznijmy od kwestii elementarnych:
1. Cud gospodarczy nie może być "neoliberalną machiną marketingową", lecz - co najwyżej - produktem takiej machiny
2. W wywiadzie stale powtarza się słowo "Koncertacja" (odnoszące się do koalicji partii centrolewicowych), które po polsku nic nie znaczy. Hiszpańskie "Concertation" tłumaczy się na angielski po prostu jako "Coalition". Jeśli tłumacz chciał zwrotu mniej oklepanego, a za to wierniejszego, to może dałoby się pomyśleć o "koncentracji"? Albo - już całkiem fantazyjnie - o "koncercie"? Tak czy owak, tłumaczowi nie wolno operować nic nieznaczącymi neologizmami.
I jak tu przekonać czytelnika do swoich - na naszym rynku prasowym nietypowych racji - jeśli się nie spełnia elementarnych norm pracy redakcyjnej?
Reszty nie analizuję szczegółowo, bo trzeba by zapisać arkusz drukarski.
Weźmy dla próbki trzecią wypowiedź Hirscha. Pełno tam renundantnych i nieestetycznych powtórzeń (np.: "rzecz w tym, że.... i w tym, że", "to nie jest sprawa, lecz sprawa"). Tryb przypuszczający zamienia się nieoczekiwanie w oznajmujący (... jakbyś w Warszawie miał piekarnię i nagle napadli na nią bandyci"). Nizręczności semantyczne "naiwnie wierzy" kraj (a nie społeczeństwo czy naród).
Dodajmy do tego tanie chwyty dziennikarskiej retoryki propagandowej (po co brać "cud" w cudzysłów, niech czytelnik lepiej sam się domyśli, że ten cud jest dęty).
W niechlujnej formie nie sprzeda się słusznej treści!
to zajmuje się "pogodą". Weź ty chłopie/babo pod uwagę, że to jest WYWIAD, czyli słowo mówione, a nie uładzony, uczesany, głęboko przemyślany i zredagowany poemat. Pomijam już to, że język jest tworem żywym i dopuszczalne są skróty myślowe. Gdybyśmy każdą naszą myśl musieli ujmować precyzyjnie, z wszystkimi klauzulami, to jedno zdanie zamieniałoby się w grubą księgę.... Swoją drogą, spójrz na gadzinówki, jak Gazeta Wyborcza, Wprost. Podobają ci się? A co z ich treścią, która zakrawa na kpinę z inteligencji czytelnika. Poziom propagandy nie mniejszy niż z prlowskich gazet okresu stalinizmu.
Thorze, forma wywiadu nie usprawiedliwia niezliczonych potworków językowych w rodzaju: "sam wzrost gospodarczy nic nie znaczy pod względem podziału owoców tego wzrostu".
Myśl słuszna, ale zdanie takie, że aż zęby bolą jak się je na głos przeczyta.
I o to chodzi! Niezręczności można by wybaczyć, gdyby tekst był czytelny. Niestety, jest na odwrót.
Wspomniane przez ciebie gadzinówki drukują intelektualne bzdety, ale starają się dbać o ich profesjonalne opakowanie. Nie zawsze, na szczęście, im to wychodzi. Ale aż tylu błędów w jednym tekście by raczej nie puściły.
Lansowana przez Zbigniewa M. Kowalewskiego i redakcję "Le Monde Diplomatique" kaoalicja "Razem Możemy Więcej" (skąd my to znamy) proponuje jedynie drogę do "sprawiedliwszego, bardziej demokratycznego Chile" poprzez MOBILIZACJE SPOŁECZNE.
Przy tym nie wychodzi poza kapitalizm (nie jest nawet antykapitalistyczna!), zadowala się interwencjonizmem państwowym i kapitalizmem z ludzką twarzą:
"W naszym programie rządowym i w naszej koncepcji zintegrowania Chile ze światem globalnym napisaliśmy: witamy inwestycje zagraniczne! Lecz tylko wtedy, gdy spełniają cztery podstawowe wymogi: płacą podatki, podobnie jak wszyscy Chilijczycy, tworzą miejsca pracy, zapewniają trwałość środowiska i realizują transfer technologiczny na uniwersytety w regionach, w których dokonuje się tych inwestycji. Pod tymi warunkami nie będziemy mieli nic przeciwko inwestycjom zagranicznym" itd.
Pod takim liberalno-socjaldemokratycznym programem podpisują się nawet posttrockiści.
czepiasz się takich pierdół, że głowa boli! No normalnie głowa boli. Mówię ci, normalnie. (powtórzenia umieszczone celowo). A mam pytanie. Czy lubisz czytać artykuł o tematyce, która Cię interesuje, ale kompletnie go nie rozumiesz, bo jest napisany jak wykład dla znawców tematyki, a nie dla szerszego grona ludzi?
RRRadykale, wytłumacz mi na podstawie dyskutowanego tekstu, jak to się dzieje, że "wielcy inwestorzy" wykorzystują ustawy uchwalone na korzyść (bodaj) "drobnych rolników", tak iż "godzi to w siedliska ludów indiańskich".
Zaznaczam, że jestem człowiekiem średnio wykształconym, a już zwłaszcza o ekonomii i stosunkach międzynarodowych mam nikłe pojęcie. Co nie przeszkadza temu, że prasę lubię czytać. I wybieram sobie tytuły, których publikacje mogę zrozumieć bez tłumaczenia.
Jak mówi rosyjskie przysłowie ODIN W POLE NIE WOIN. Nie zawsze jednak RAZEM MOŻEMY WIĘCEJ. Porozumienia na gruncie "kapitalizmu z ludzką twarzą" - lewicowe Porozumienie Partii na rzecz Demokracji, czy też stawiająca na mobilizacje społeczne "prawdziwie lewicowa" koalicja "Razem Możemy Więcej" - muszą w końcu uznać kapitalistyczne reguły gry doby tzw. globalizacji i dyktat partii burżuazji, takich jak Partia Chrześcijańsko-Demokratyczna czy Partia Humanistyczna. Dotyczy to zwłaszcza lewicy u steru władzy, a zatem zarządzającej interesami burżuazji (pryskają iluzje). Zakwestionować je może tylko lewica rewolucyjna, wręcz lewica marksistowska, która nad SZEROKIE POROZUMIENIA, lansowane przez siostrzaną organizację SWP - Pracowniczą Demokrację, Nową Lewicę i grupy związane ze Zjednoczonym Sekretariatem IV Międzynarodówki, czyli współczesne FRONTY LUDOWE I NARODOWE, przedkłada choćby namiastkę JEDNOLITEGO FRONTU ROBOTNICZEGO, choćby klasowy punkt odniesienia.
To kolejny dowód, że w sytuacji nierewolucyjnej wchodząca w układy i SZEROKIE porozumienia radykalna lewica w praktyce musi uznać przewodnią rolę burżuazji (choćby drobnej) lub drobnomieszczaństwa. Efekt wiadomy - wystarczy wspomnieć Lulę i jego "partię pracowników".
zostawmy te spory semantyczne na boku, albo niech ABCD niech się w tym sam tapla.
Najważniejsza jest treść, a przesłanie jest PRZERAŻAJĄCE i potwierdza moje obliczenia, które zrobiłem w stosunku do naszych OFE na potrzeby artykułu. Co prawda w Polsce nie obowiązuje miminalny staż pracy dla tych, którzy oszczędzają w OFE, ale nie ma też żadnego ustawowego minimum dla nas. Innimy słowy, ci którzy dziś jako młodzi ludzie mają długie przerwy w zatrudnieniu z powodu bezrobocia, pracują w pobliżu wynagrodzenia minimalnego, za 30-40 lat, gdy będą przechodzić na emeryturę otrzymają wg cen dzisiejszych z 200 zł "emerytury" jak nie mniej.
Czy możecie podać choć jeden przykład, żeby partia lewicowa, kierująca się głoszonym przez was, skrajnie utopijnym przekonaniem o historycznej misji klasy robotniczej, gdziekolwiek objęła władzę i zrealizowała choć w części swój program?
to była partia, która wprowadziła w czyn część postulatów robotniczych, wydatnie polepszyła byt tej klasie. Niestety równolegle przemieniła się w siłę autorytarną nie stroniącą także od militarnych środków przymusu. Nie zmienia to jednak faktu, że z punktu widzenia dobrobytu gospodarstw pracowniczych, tamta partia zrobiła więcej dobrego niż wszystkie partie i partyjki III RP razem wzięte
Bolszewicy i Rosja Radziecka.
... że nie cofacie się do Babilonu i króla Nabuchodonozora.
Przy okazji: rewolucja rosyjska opierała się raczej na chłopach niż na robotnikach. Tych ostatnich było niewielu. Szybko wzięto ich za pyszczydła, wprowadzając - według wezwań Iljicza - "kapitalizm państwowy". A potem wszedł NEP, który już zupełnie robotników miał w dużym poważaniu. O batiuszce Józefie z litości nie wspominam.
Kiepski przykład.
Przykład ten spełnia twoje kryteria ("gdziekolwiek objęła władzę" i zrealizowała "choć w części swój program"). Jest to tzw. awangardowa partia robotnicza (nie chłopska - nie przypadkiem oskarżano bolszewików, że przejęli postulaty eserowskie w celach czysto pragmatycznych). Na każdy twój argument na "nie" można przedstawić kontrargument, w czym zapewne chętnie wyręczą nas twoi przyjaciele z NLR.
Tak przy okazji, pozwolimy sobie przytoczyć dwa zdania z wpisu ABCD pod powyższym tekstem wywiadu tłumaczonego przez Z.M. Kowalewskiego:
"Niezręczności można by wybaczyć, gdyby tekst był czytelny. Niestety, jest na odwrót."
Stylistyka Wielkiego Językoznawcy, wytykającego wszystkim dokoła niezgrabną polszczyznę, akurat w tym przypadku spłatała mu niezłego psikusa. Drugie zdanie powinno raczej brzmieć: "Niestety, jest inaczej". W brzmieniu Małego Wielkiego Językoznawcy wypowiedź ta sugeruje, że tekst jest co prawda czytelny, ale niezręczności są niewybaczalne. Co zresztą byłoby całkowicie zgodne z podświadomym przekonaniem naszego i ZMK ulubionego autora. Freudowskie przejęzyczenie?!...
Korporacje praktycznie w ogóle nie są kontrolowane przez państwo. Unikają więc płacenia podatków, wykorzystują tanią siłę roboczą, harującą po kilkanaście godzin dziennie w ciężkich warunkach, a następnie sprzedają produkty (zazwyczaj marnej jakości) jak najtaniej. W ten oto sposób drobni rzemieślnicy indiańscy w wyniku przymuszonej konkurencji z ponadnarodowym kapitałem, muszą radykalnie obniżać ceny swoich produktów (zazwyczaj lepszymi jakościowo), ledwo wiążąc koniec z końcem.
RRRadykale, w porządku, ale wywiad nie jest tylko dla czytelników, którzy znają już omawianą problematykę. Dlatego powinien się obywać bez egzegezy. To, co ty napisałeś, powinno być bezpośrednio dane w tekście.
BB. Jest na odwrót niż bezpośrednio poprzedzającym tę opinię zdaniu podrzędnie złożonym, czyli - tekst nie jest czytelny.
Zabawne, że akurat wy krytykujecie błędy językowe u innych. To trochę tak, jak gdyby Szamil Basajew zaczął zza grobu potępiać terroryzm.
Niestety, ale Wielki Językoznawca nie ma racji. Pojęcie "odwrotności" odnosi się do relacji, a nie do pojedynczego stwierdzenia. Inaczej jest w sytuacji użycia słowa "inaczej", które w przytaczanym cytacie byłoby właściwe. Rozpatrzmy takie przykładowe zdanie: "Wielki Językoznawca jest małostkowym gnojkiem". Cóż oznaczałoby w tej sytuacji stwierdzenie, że jest odwrotnie? Że jest gnojkowatą miałkością. Dopiero stwierdzenie, że "jest inaczej" miałoby w sytuacji Wielkiego Językoznawcy jakiś sens. Choć w przypadku Wielkiego Językoznawcy ujdzie i "odwrotnie".
"Na odwrót" jest wyrażeniem potocznym o ustalonym znaczeniu - właśnie takim, w jakim zostało przeze mnie użyte. Zresztą "nieczytelny" znaczy tyle, co "odwrotny" wobec "czytelny".
BB z serca dpszczam inwektywy, bo też powszechnie ignorowanym zamulaczom alternatywnego internetu, których teksty w praie papierowej nie znajdują dla siebie miejsca poza redakcyjnym koszem, mają prawo puszczać nerwy.
Aż dziw, jak Wielki Językoznawca brnie w bzdury. "Nieczytelny" nie jest odwrotnością, ale przeciwieństwem określenia "czytelny". Odwrotnością "czytelnego" mogłoby być "pisalny", gdyby istniało takie słowo, np. Albo "czytelny inaczej", tzn. czytelny dla inteligentnego, lub wręcz przeciwnie.
"Gdyby ciocia miała wąsy, to byłaby wujkiem. Niestety, jest odwrotnie" - co Wielki Językoznawca miał na myśli? Pytanie za 10 punktów dla czytelników lewica.pl. Tutaj nie pomoże nawet korekta na "przeciwnie" zamiast "odwrotnie".
Rzecz w tym, że w przypadku zdania warunkowego w ogóle nie można użyć sensownie pojęcia "odwrotnie" czy "przeciwnie". Ponadto, relacja odwrotności wymaga dwóch stron (zamiany miejscami, która coś wyjaśnia), jak dwóch stron medalu (odwotna strona medalu). W przeciwieństwie do powyższego przykładu, można sensownie zapytać: "Czy Wielki Językoznawca jest małym gnojkiem? Niestety, jest odwrotnie". I nagle wszystko staje się jasne i logiczne, ba, stylistyczne. Otóż "odwrotnie" oznacza tu, że: "Wielki gnojek jest małym językoznawcą".
Userów, ktorzy nie wiedzą, kim są BB, warto przestrzec przed odpowiadaniem na ich posty. Jedyne wyjście: ignorować!
Jeżeli z dobrej woli odpowie się na ich uwagi, będą coraz bardziej zamulać dyskusję, wikłając ją w marginaliach i głupotach. A równocześnie nabiorą wigoru do obrażania. Skończą typową dla nich inwektywą, że dyskutant jest agentem "zapośredniczenia socjaldemokratycznego", "zwijającej się do środka prawicy" albo kimś jeszcze gorszym. Potem takiego urojonego sobie przez nich wroga będą szkalować na różnych forach internetowych.
BB = IGNORE!
Zamulać dyskusje, oskarżać, a potem jeszcze szkalować na forach internetowych? Ja osobiście nigdy się z czymś takim nie zetknąłem ze strony BB, mimo że nam nie po drodze. Ciekawe skąd komuś takie karkołomne hipotezy przychodzą do głowy? I skąd tyle wie o strategicznych szczegółach podobnego postępowania?
A ja myślę, salu, że, gdyby ktoś - uchowaj Boże - użył pod twoim adresem inwektywy "gnojek" (a tak własnie aniołki BB potraktowały ABCD), to jęczałbyś wniebogłosy, że w faszystowskim "Polaczkowie" zaszczuwa się i niszczy takich, jak Ty, oświeconych geniuszy.
Ja się twojej hipokryzji nie dziwię. Przecież to ty gromadzisz czarne dossier nielubianych przez siebie dyskutantów, dokumentując takie ich grzechy, jak na przykład kpiny z ekstremalnego feminizmu. A sam przyznajesz sobie prawo do wychwalania totalitarnego ideologa, Louisa Althussera, który negował zbrodnie komunistyczne w stalinowskim ZSRR. Allons, mon frere! Na takim, jak twoje, dyskutowaniu polega skrajnie lewicowa przyzwoitość.
"totalitarnego ideologa, Louisa Althussera"
O jejku rajku,
straszny ABCD szakaluje Althussera!
Musze natychmiast coś napisać!!
biedny sal paraidse
"Gnojek" to naprawdę bardzo kulturalne określenie na tle zwyczajów twoich i twoich kolegów . Zaś czarne dossier zdaje się prowadzisz ty, o czym co jakiś czas wspominasz. Założe się, że mazgazynujesz setki dyskusji internetowych w komputerze i analizujesz je. Pewnie marzą ci się procesiki pokazowe z wrogami narodu w roli głównej.
Bo jesli chodzi o mnie, to bez obawy - cytowałem luźno z pamięci, chamstwo po prostu zapada człowiekowi w głowę.
Ogólna zasada jest prosta: wszystko, co robisz, natychmiast przpisujesz drugiej stronie, żeby stworzyć "osłonowy" szum informacyjny. Dlatego zarazem sam zdradzasz, co robisz - w posredniej formie.
Daruj, salu, ale na istnienie twoje i twoich towarzyszy zwracam uwagę tylko wówczas, gdy dla odprężenia zaglądam do okienka, gdzie was można znaleźć. Niczego nie analizuję, tylko stukam w (dość wolnym) tempie swojego komputeropisania.
Twoje poglądy o tyle zresztą nie zasługują na zastanowienie, że - jak to już kiedyś zauważyłem - są one mechaniczną kopią opinii twych środowiskowych idoli, którzy też skądsiś kopiują. Skąd wiem, na przykład, że twoim zdaniem wobec człowieka o odmiennych poglądach wszystko jest dozwolone? A stąd, że znam historię goszyzmu. Ci sami goszyści, którzy jęczeli jak zarzynane prosięta, kiedy policjanci Generała przylali im pałą po pewnej tylnej części ciała, bez zastrzeżeń popierali "wyzwalająca przemoc rewolucyjną" w ZSRR, Chinach i Kambodży.
Nie wiem natomiast, jakich moich kolegów masz na myśli. Znam, na przykład, kilku ludzi, ktorych grupka polskich goszystów próbowała załatwić denuncjacjami w poczytnej gazecie codziennej, że są antysemitami i faszystami. Mógłbyś napisac, co myślisz o takim stylu polemizowania?
BB jesteście tam jeszzcze? Jeśli mnie słyszycie, to mam dla Was zadanie bojowe. POjawił się nowy nowy materiał na Wasz druzgocący oręż krytyki. Idźcie szybko do kiosku i kupcie tubę burżuzazji należącą do zmarłego kapitalisty Axela S. Jest tam dwoje burżuazyjnych autorów, których dyskusję ostatnio relacjonowaliście, a także sam przedmiot, sławny Slavoy Z. Spokojna głowa, jest i o Leninie.
Domyślam się, że nie rozumiem pewnej bardzo prostej i oczywistej rzeczy - ale mam jedno pytanie. W wywiadzie przeczytałem, że INP zarządza 1,2 mln emerytur, a fundusze emerytalne 60 tys. emerytur. Na Wikipedii pisze, że w Chile żyje 16 mln ludzi - skąd w takim razie tak mała ilość zarządzanych emerytur ?
Liczba chilijskich emerytów chyba nawet nie przekracza liczby podanej przez Hirscha. To młode społeczeństwo. Tylko 8,2 % ludzi liczy tam więcej niż 65 lat, co daje 1,34 mln osób.
Salu paradise, dziękujemy Tobie i... LBC za "oręż krytyki". W ramach podziękowania wrzuciliśmy nawet naszą odpowiedź pod obecną dyskusję, ale ORMO CZUWA. Najwyraźniej Katarzyna Szumlewicz zapomniała, że zamawiała u nas niegdyś recenzję "Rewolucji u bram" Slavoja Żiżka (recenzję już wcześniej wysłaliśmy rodzeństwu Szumlewiczów - z wiadomym skutkiem, przekazaliśmy ją również P. Wielgoszowi - znamienny brak odpowiedzi).