Wolny Związek Zawodowy "Sierpień'80" WYMUSIŁ przyjęcia do pracy w jednej z największych spółek węgla kamiennego i propracownicze rozwiązania promowane przez Prawo i Sprawiedliwość. I co jeszcze?
Nie przyszło wam do głowy, że działania WZZ "Sierpień'80" i PPP mieszczą się jedynie w logice kapitalizmu, np. prawa popytu i podaży, i są kompatybilne z niektórymi inicjatywami PiS-u i tzw. Polski Solidarnej.
Wiesz że wśród antykapitalistów na całym świecie nie ma obecnie wypracowanej jednej koncepcji co na miejsce kapitalizmu, co byłoby lepsze... Model "kubański"? Chyba nie... Dużo się ostatnio mówi o anarchii... Zastrzegam też że jakiekolwiek odstępstwo od systemu demokratyczno-kapitalistycznego będzie oznaczało usunięcie Polski z UE i OECD, WHO, automatyczne zablokowanie naszego eksportu/importu, krach walutowy itd itp... Może lepiej po prostu reformować obecny system, dojdźmy na początek do tego co zachodnia Europa, potem kraja skandynawskie, a potem zobaczymy...
Czy istniał zwizaek przyczynowy między oświadczeniami Sierpnia 80 a decyzjami kompanii węglowej oraz resortu górnictwa?
Wyobraźmy sobie, że ja, ABCD, codziennie wklepuję do komputera: "Amerykanie muszą wycofać się z Iraku". Jest więcej niż prawdopodobne, że US Army niedługo Irak opuści. Czy będę wtedy miał prawo twierdzić, że jej ewakuacja nastąpiła na życzenie ABCD?
Luke, zgadzamy się, że te wszystkie ograniczenia drogi przeciwstawnej kapitalizmowi, które wymieniasz są realne. Nie dlatego, żeby żałować utraty "korzyści" płynących z integracji w ramach międzynarodowego kapitalistycznego podziału pracy - korzyści dla kapitału, a niekoniecznie dla pracy, ale dlatego, że zajęcie pozycji na zewnątrz owych struktur będzie potraktowane jako jawna agresja. W interesie burżuazji światowej nie leży nawet neutralność wobec powodzenia projektu niekapitalistycznego, gdyż byłoby to "demoralizujące" dla reszty świata pracy. Wszelkie reformy systemu nie naruszające podstaw kapitalizmu z konieczności muszą mieścić się w ramach tych ograniczeń, o których wspomniałeś, ponadto w ramach pewnych ograniczeń wewnętrznych - sprzeczności interesów wewnątrz społeczeństwa, które nie jest jednolite. Różne grupy społeczne zajmują różne miejsca na osi interesów, od robotniczych, poprzez drobnomieszczańskie (bardzo zróżnicowane), aż do wielkoburżuazyjne. Tutaj też nie można liczyć na całkowitą konsekwencję tzw. mobilizacji społecznej. Dlatego projekty niekonsekwentnie antykapitalistyczne są utopijne z założenia. Oczywiście, zawsze można tłumaczyć konkretne posunięcia zdradą, skłonnościami neoliberalnymi... To nie są tłumaczenia pozbawione podstaw, ale nie są one argumentem decydującym. Zawsze bowiem rodzi się pytanie, dlaczego - w różnych sytuacjach - przy, bądź co bądź, różnorodności poglądów wygrywają przedstawiciele właśnie tej, a nie innej opcji. Nawet demagogia przestaje być w cenie, a co kogo kiedykolwiek kosztowała demagogia?
Skoro projekty reformy kapitalizmu czy niekonsekwentnie antykapitalistyczne są utopijne, to czy mniej utopijna jest koncepcja konsekwentnie antykapitalistyczna? Inaczej mówiąc, rewolucyjna, przy czym rewolucja nie jest synonimem krwawego przewrotu, zaznaczmy dla porządku, choć to temat na inne opowiadanie.
Na pewno muszą być spełnione warunki powodzenia takiego projektu. Elementy takich warunków powstają tu i ówdzie. Należą do nich próby integracji na zasadzie międzynarodowego socjalistycznego podziału pracy. Na początek integrują się kraje, które nie mają szans na dogonienie poziomu rozwoju krajów rozwiniętych. Wbrew temu, co piszesz, nie wydaje się nam, aby kwestia zróżnicowania poziomów ekonomicznych była tylko funkcją czasu. Musi być też (przy założeniu, że nie wychodzimy poza kapitalizm), funkcją podporządkowania się wszystkim zasadom wolnorynkowym i nieograniczonemu niczym prawu do czerpania zysków. Jak inaczej osiągnąć konkurencyjność? Samo założenie konkurencyjności, która jest nieodzowne dla efektywnego funkcjonowania kapitalizmu i jego zdolności do samoodradzania się, sprawia, że mechanizmy integracji są równie nietrwałe, jak słowo honoru dane przez szulera. Bez mechanizmu konkurencji, kapitalizm "narodowy" traci swój bufor bezpieczeństwa w postaci płotek pływających wokół rekinów korporacyjnych i traci równocześnie swą efektywnościową przewagę nad systemem socjalistycznym. Na razie jest to teoretyczna ekstrapolacja, bo rzeczywistych mechanizmów ograniczających klasyczne zasady gry kapitalizmu nie ma, co najwyżej interwencjonizm państwowy, który ma przywracać temu systemowi młodość, czyli wolność konkurowania, równość konkurowania i braterstwo dla frajerów. Próby integracji niekapitalistycznej są ograniczone ze względu na konieczność wygrywania wyborów przez partie mające taki projekt w swoim programie. Takie partie mogą być popierane niezależnie od konieczności ponoszenia wyrzeczeń ekonomicznych, w sferze wolności obywatelskich itp. tylko przez klasę, dla której wyrzeczenia są chlebem powszednim, a wolności obywatelskie i tak są im nieznane, więc mała strata. Jest to jednak za mało, żeby utrzymać się przy władzy (mechanizmy wolnych i równych kampanii wyborczych kandydatów robotniczych i kandydatów burżuazyjnych są doskonałym tematem do żartów). Trudność polega na prowadzeniu walki o reformy wzmacniające demokrację i gospodarkę, ale przy jednoczesnym utrzymaniu kursu na, nazwijmy to, przewrót socjalistyczny. Wymaga to, jak pokazywali klasycy rewolucji umiejętności oceniania, gdzie interes rewolucji jest najlepiej reprezentowany. Konieczne w tej sytuacji wyrzeczenia są, oczywiście, antydemokratyczne w drobnomieszczańskim znaczeniu tego słowa. Mogą je zrozumieć tylko te klasy społeczne, które znajdują się na samym dnie systemu. Jednocześnie klasa robotnicza, bo o niej tu mowa, ma w kapitalistycznym systemie produkcji rolę zasadniczą, gdyż wytwarza wartość dodatkową, o którą tak namiętnie zabiega kapitalista, że oddałby za nią duszę, bo stanowi ona podstawę jego zysku. Jak urządzić społeczeństwo po obaleniu kapitalizmu, na to rozwiązania mają różne formacje polityczne od anarchistów począwszy. Wszystkie one muszą być do jakiegoś stopnia niedookreślone i formułują tylko ogólne zasady, aczkolwiek na tyle fundamentalne, że stanowią pretekst do zażartych sporów. Post-, neo- i pseudotrockiści zdają sobie, oczywiście, sprawę z tego wszystkiego. Wtapiając się jednak w tzw. nową radykalną lewicę, która bynajmniej nie jest związana nawet historycznie z klasą robotniczą, stawiają na rozwój radykalnej świadomości społecznej, ale nie klasowej. Jako ruchy drobnomieszczańskie, jest to w ich przypadku całkowicie naturalne. Mobilizacje masowe, które mają dziś zastąpić ruch robotniczy, są oparte na szerokiej podstawie, w ogóle szerokość jest ich zasadniczym punktem honoru. Opiera się to na fałszywym założeniu, że najszersza mobilizacja masowa jest gwarantem rozbrojenia oporu kapitału. Na tym przekonaniu bazuje ruch alterglobalistyczny. Jednak ten ruch, choćby i wielki, jest słaby ze względu na jego rozbicie wewnętrzne, rozbicie ze względu na niejednorodne interesy klasowe i warstwowe, a ponadto na zależność ideologiczną od kapitału - ideologia drobnego ciułacza, kogoś lepszego od prostego pracownika fizycznego (nawet w przypadku pracownika sfery usług), często poczucie przypadkowości i przejściowości losu, nadziei na odmianę tego losu za pomocą kapitalistycznych reguł gry, np. gra na giełdzie czy własny biznes.
Perspektywa, o której my mówimy, przekracza horyzont losu jednostkowego i nie szuka rozwiązań cząstkowych w tym sensie, że obecnie, w konkretnym momencie, widzimy wręcz inflację "społecznikostwa", które, niestety, służy jako arena dla niezdrowej rywalizacji grup i grupek licytujących się w radykalizmie pozostającym na gruncie kapitalizmu. A że górny pułap w obecnych czasach jest już osiągnięty, jeśli nie przekroczony (sądząc po czekających nas dalszych ograniczeniach tzw. socjalu), zaciekłość tej jałowej licytacji jest widowiskiem żenującym.
Czy zbrodnie tz transwormacji - kapitalizmu ostatnio w Halembie niczego was nie nauczylo? Trzeba skonczyc kilka uniwersytetuw zeby byc tak odpornym na wiedze Wspolczuje