Mamy kolejny dowód, ze we współczesnym społeczeństwie kapitalistycznym rodzina ulega dezintegracji. Dlatego też opinie ideologów "New Left" (Althusser, Foucault), zgodnie z którymi rodzina miała być jednym z najpotężniejszych i najbardziej represyjnych mechanizmów społecznych, nie są już ani prawdziwe, ani fałszywe, tylko po prostu straciły adresata. Jak kiedyś - wywody scholastyków o ruchu albo chemików sprzed odkrycia Lavoisiera - o flogistonie itp. Albo wreszcie - księgi rycerskie o czarownikach i błędnych rycerzach, z których pobierał nauki Don Kichot.
no ładnie...
Miłość nie potrzebuje urzędników, choć dla urzędników prawda ta może być bolesna.
... CIEKAWE, kiedy w USA wpadną na pomysł obowiązkowego rejestrowania związków "nierejestrowanych" - tak jak to swego czasu wypaliły u nas z takowym pomysłem buraki-LPR-aki. Możemy być dumni z naszego rządu, że istnieje jeszcze wiele rzeczy, których Ameryka powinna się od nas uczyć ;-)
zachodnich społeczeństw, choć oczywiście neoliberalizacja gospodarek będzie... sprzyjać powrotowi do wartości rodzinnych, które są jak ktoś powiedział "ostatnim bastionem niedostępnym dla neoliberalnego kapitalizmu". Po prostu w rodzinach zostaną resztki socjalizmu. Gospodarki zachodnie w tym USA są dalece mniej neolbieralne niż polska, stąd ta wolność.
Dlatego też, Luke, dziś "lewica obyczajowa" to wspólnicy neoliberałów. Z tego to powodu neoliberalne media tak chętnie udzielają jej swego poparcia. Po prostu walka o prawo do aborcji na życzenie, z "patriarchatem", z "hierarchiczną rodziną" itp. w żadnej mierze nie zagraża istniejącemu porządkowi ekonomicznemu. Oczywiście samo powoływanie się na "wartości rodzinne" czy "tradycję" również nie musi być sprzeczne z neoliberalizmem, czego przykładem są neokonsi. Dziś jedyną faktycznie rewolucyjną opcją byłaby formacja konsekwentna w socjalnych rozwiązaniach gospodarczych i jednocześnie raczej konserwatywna w sferze obyczajowej - konserwatywna nie w sensie powrotu do wiktoriańskiej bigoterii i dulszczyzny, lecz ostrożna wobec ideologii "luzu" i "samorealizacji".
zupełnie nie zrozumiałeś o czym piszę- chodzi o to, że liberałowie popierają rodzinę, bo chcą na nią przerzucić obowiązki socjalne, zamiast na kapitalistów i państwo. Lewica powinna zaś być za wolnością wyboru drogi do samorealizacji, a nie narzucać np. że człowiek musi mieć dzieci, gdzie ma pracować, itp... To raczej prawicowe i zastanów się, czy Tobie nie bliżej do LPR niż do lewicy...
Twoje slogany o wolności wyboru drogi do samorealizacji są de facto echem sloganów liberalnych. I ty, i oni afirmujecie wolność jednostki, a spieracie się tylko o to, które z rozwiązań gospodarczych zapewniają lepsze warunki do samorealizacji tych jednostek. Twoje poglądy są żyzną glebą do rozwoju neoliberalizmu - apoteoza jednostki rozbija perspektywę wspólnotową (typową dla klasycznej lewicy - zarówno komunistów jak i socjaldemokratów - nie zaś dla LPR) i popularyzuje myślenie egoistyczne. Na to przychodzi neoliberalizm i mówi: po co masz płacić wysokie podatki, skoro może wydać więcej pieniędzy na swoje przyjemności, po co masz się przejmować biednymi roszczeniowymi nieudacznikami skoro tobie się w życiu wiedzie, po co masz finansować darmową edukację dla dzieci z różnych klas społecznych, skoro twoje dzieci są najważniejsze. I tak dalej. Liberałowie nie wspierają rodziny - czyni tak tylko ich prawicowa frakcja. Z kolei frakcja lewicowa, w Polsce środowiska dawnej UW i Gazety Wyborczej - mają rodzinę gdzieś i wielokrotnie dawali temu wyraz. Jakim to np. głosicielem wartości rodzinnych był Leszek Balcerowicz?
Chyba rzeczywiscie liberalom takie przegiecie z "wolnoscia wyboru" a zwlaszcza "luzem" jest na reke. Jak w "Ponowocz. jako zrodle cierpien" dobrze oddal rzecz Bauman: "wspolczesne utopie sa libertarianskie, a nie anarchosyndykalistyczne" (cyt. z pamieci). Ale czy lewica musi koniecznie ustawiac sie w dychotomii konserwatyzm/liberalizm obyczajowy? Zjawisk kulturowo-obyczajowych nie da sie zaprojektowac czy "ustawic" politycznie tak jak np. do pewnego stopnia gospodarki. Jak dla mnie wystarczy, by nie przeginac w zadna ze stron, bez ubierania tego w "umiarkowany konserwatyzm" itp.