Angka Leu i niżej podpisany skrytykowali recenzję Wielgosza z Apocalypto. Niesłusznie. Okazuje się, że ten sam temat można ująć jeszcze płyciej. "Nie ma dna gorszemu" - jak pisal Aleksander Wat.
że na lewicy pojawił się nowy autor. Kiedyś był "zal", teraz jest "Krak". Niedługo pewnie pojawią się tacy tworcy jak "Wielg", "Zglicz", "Szum", "Pank" itp.
Dobrze że ktoś wreszcie zwrócił uwage na genderowy wymiar ideologii Gibsona. Brakowało tego w recenzji Wielgosza, który skupia się tylko na odgornych znaczeniach "wielkiej polityki". Tymczasem nie każde dzieło, nawet prawicowe, odnosi się do wojny w Iraku, a każde maluje jakiś schemat płci. Gibson ma wizję bardzo wyraźną, represyjno-chrzecijańską, którą sprytnie przybiera ją w pop-kulturowe wabiki i gratyfikacje dla widzów. Sądząc po zdjęciu, są to na przykład bardzo zgrabni, prawie całkiem rozebrani panowie rodem jak z siłowni. Gibson bardziej od kobiecości "tworzy" "naturalną" męskość, która ma być bezrefleksyjna, skłonna do społecznie akceptowanej agresji, ksenofobiczna, prostacka, nastawiona na powielanie zastanych wzorców i dominację nad kobietami i dziećmi. Papieski wzorzec obleczony został w atrakcyjne ciała i pejzaże. Skądinąd, to bardzo ciekawe i przywodzi na myśl analizy backlashu w filmach z Michaelem Douglasem (Fatalne zauroczenie) czy antyaborcyjnym "I kto to mówi".
za zwrócenie uwagi, że autorzy lewicowi czymś się różnią.
Swoją drogą, pominięcie tematyki genderowej w poprzedniej recenzji bardzo nas niepokoi.
A czy w filmie Gibsona jest problematyka queerowa? Jeśli jej nie ma, to jesteśmy tym bardzo zaniepokojeni.
Czemu żaden recenzent nie porusza tej palącej kwestii? Czyżby i w Grenadzie panowała zaraza?
Pomyłka, nikt niczego nie usuwał. Pomyliłem recenzje.
1. Dlaczego używasz pluralis maiestatis? Nie mówisz w imieniu żadnej społeczności ani nawet grupy. Jesteś jeden i osamotniony w prawicowej krucjacie, a wiele to jest tylko twoich wypowiedzi (koło pięćsetki, jak widzę)
2. Dlaczego mówisz do mnie z góry jak jakiś Pimko? Nie jestem Salem Paradise, który daje z siebie robić ucznia stawianego w kącie i przepytywanego. W przeciwieństwie do niego znam szereg feministycznych analiz, które demaskują, że patriarchalny dyskurs - którego używasz - nie jest przezroczysty, tylko normatywny, wyznacza hierarchię, wedle której nawet nie zgadzać się można tylko przyjmując "naturalne" przeświadczenia bardziej patriarchalnie uprzywilejowanego, "ojcowskiego" dyskutanta. Ja ich nie przyjmuję. Wszędzie i we wszystkim uważam analizę genderową za sprawę najistotniejszą a ton którego używasz nie jest dla mnie tonem autorytetu, tylko autorytarnym tonem zapyziałego konserwatywnego wujcia, cytującego wyłącznie prawicowe bryki.
3. Dlaczego udajesz że się znasz na rzeczach, na których się nie znasz? Rousseau nie wiesz prawie nic a zgrywasz wielkiego filozofa. O autorach lewicowych masz do powiedzenia tylko tyle, że się ukazali na jakichś moherowo słusznych albo niesłusznych - bo lewicowych - łamach. Podobno cię nie obchodzą, ale wciąż o nich myślisz. To orgia tego co wyparte?
4. Dlaczego przyczepiasz się do nazwisk?
5. Dlaczego nie walczysz ze swoimi kompleksami wobec znacznie zdolniejszych i płodniejszych autorek i autorów w jakiś bardziej konstruktywny sposób?
Liczba mnoga w moim poście była stylizacją na głos oburzonego kolektywu (z sugestią, że autor recenzji pomijającej fundamentalny wątek genderowy może zostać rozliczony przez ów kolektyw).
Jeśli nie rozumie się tak prostych chwytów, to może nie wypada pisać o sobie w aż takich superlatywach?
Sorwa, że się wetnę, ale zaciekawiło mnie to. A gdzie to ja Twoim zdaniem tak się ustawiam a kącie? Z ciekawości pytam, bo może tego nie widzę i powinienam bardziej zwracać uwagę. Więc teraz ustawiam się w kącie :) i pytam. W którym tracku? Czyżby Gałkiewicz nie był inteligentny? O językowej arbitralności też nic nie wie? Zadnych analiz feministycznych nie czytał?
No już nie świruj że ja cię ustawiam. Chodziło mi o to, że się często a gęsto tłumaczysz, dzięki czemu można przeczytać ciekawe rzeczy, ale tak czy siak pisane po to, żeby przekonać fantazmatyczną postać Pimki. Do tego celu zreszta używasz różnych Foucaultów i Althusserów (bo analiz feministycznych nie bardzo), ale wciaz po to, by przekonać autorytet zainstalowany w tobie. A przekonac się go nie da, bo on nie opiera się na przekonywaniu, tylko na wydestylowanym tonie wyższości. Tak ten w tobie, jak i ten na forum, który operuje formami, w jakie autorytatywnie się przekazuje wiedzę i za pomocą tych form terroryzuje. Powiem ci jak anarchistka anarchiście. Pan i ojciec to przebrzmiała figura. To taka kukła na strychu, której nie ma co nawet obalać, bo sama się chyli.
recenzję.
1. Rzecz zaczyna się od nakreślenia obrazu wroga. A może dać szanse czytelnikowi, żeby sam wyrobił swoje zdanie? I tak postepują krytycy autorytaryzmu (sic!)
2. Ten obraz wroga nie obywa się, oczywiście, bez fałszów. Gibson nie jest "znany z antysemickich poglądów". Co najwyżej - z antysemickich pojedynczych wypowiedzi, za które przepraszał.
3. Kto to jest "ultrakatolik" i czym się różni od zwykłego "katolika"? Dalej językowa demonizacja wroga klasowego (czy raczej genderowego).
4. Autor miotający zarzutem antysemityzmu sam stosuje skrajne, pochodzące od antysemitów, uproszczenia w obrazie kultury żydowskiej (por. jego uwagi o opatrzności starotestamentowej).
5. Pasja może i jest "koszmarna", ale wypadałoby tego dowieść. Autor jednak miota epitetami bez żadnej refleksji i argumentacji.
6. Autor broni Indian "prekolumbijskich", ale niewiele o nich wie. Ich cywilizacja trwała bowiem nie "tysiąclecia", jak pisze, ale najwyżej (licząc z Olmekami) tysiąc lat.
7. Dodajmy do tego styl (liczne obsesyjne powtórzenia - zwłaszcza wyrazu "krew" i pochodnych, niedowcipne szyderstwa).
8. Bóg Ojciec i Bóg Syn są - według katolicyzmu, którego wyznawcą jest Gibson - "współistotni". Jeśli więc, zgodnie z Pasją, Ojciec - z czego kpi autor - "żądał ofiary" z syna, to była to poniekąd ofiara z samego siebie.
Chyba wystarczy? Z takimi umiejętnościami i na tak wątłych podstawach rzeczowych, feruje się sądy i wyroki. Śmieszne? Za socrealizmu, "czystej kultury aryjskiej" i Czerwonej Gwardii bywało to straszne.
ratuj się kto może przed jego "erudycją" :)))))
bez obawy, jeśli chodzi o mnie, to w miarę kontroluję sytuację. Aż taki głupi nie jestem, żeby nie problematyzować psychologicznej strony dyskusji w internecie. Przy czym figurę ojca akurat mam dość słabo zinternalizowaną. Ja sobie doskonale zdaję sprawę, że pewnych ludzi do niczego nie przekonam. Jak coś piszę, to raczej dla siebie i osób trzecich. Fakt - być może powinienem raczej nie pisac nic. Co z Gałkiewiczem?
A dleczego współistotność Boga i Syna ma wykluczać jego okrucieństwo? Po prostu taki perersyjny elementz zarwaty jest w Chrześcijaństwie, co w końcu wylazło u Gibsona. Z tego co się orientuje Coś takiego jak Bóg na Krzyżu jest nie do pomyślenia dla wielu innych religii, i nie przypadkiem działa na niektórych odstręczająco.
Anastazjo, za rzeczową replikę.
Jeśli są userzy, ktorzy zaglądają do działu recenzji, to dla nich zauważę nieśmiało, że w moim poście nie ma żadnej demonstrowanej na własny użytek "erudycji", a tylko krytyka demagogii i przekłamań dyskutowanej recenzji.
Wnioskuję, że recenzji tej nie da się bronić inaczej niż równie, jak ona, dowcipnymi inwektywami.
A w XX wieku było wiele postaci gorszych od Pimki. Myślę zwłaszcza o tych, którzy przyczepiali się do pakiecików modnych frazesów, żeby tą okrężną drogą dawać ujście miotającej nimi nienawiści.
Nie reaguj na Pimkę:). Jeszcze wyjaśnienie. Napisałem komentarz do Twojej pierwszej wypowiedzi Anastazjo, ale mi go ocenzurowano. Dotyczył Ciebiem, feminizmu jako uniwersalnego leku na wszystko na tle mojej "pozycji dyskursywnej", jak to się naukowo mówi. Spróbuję jeszcze raz:
"Wówczas zerwał się Gałkiewicz i zajęczał.
- Trą, la, la, mama, ciocia! Jak to rozwija, kiedy nie rozwija? Jak to doskonali, gdy nie doskonali? Jak to wyrabia, kiedy nie wyrabia? O Boże, Boże - Boże, Boże!"
Organizacja Blood and Honour, do której "Krak" robi aluzję w zakończeniu swej recenzji, wspominając o "krwi i honorze", nie ma nic wspólnego z katolicyzmem czy "ultrakatolicyzmem". Bo i nawiązuje ona do ortodoksyjnego faszyzmu, którego liderzy tak sobie lubili katolików. Nawet o prawicy, którą "krytykują", Młodziakowie wiedzą tyle, co pensjonarka o Norwidzie.
(współistotność) nie wyklucza okrucieństwa w ogóle, ale powoduje, że zarzut, iż straszny, bezduszny ojciec kazał synowi złożyć się w ofierze, jest trochę bez sensu.
W chrześcijaństwie są różne różności. Ale czy to przypadek, że humanizm i socjalizm pojawiły się akurat w kulturze, której religia mówi, że cierpienie ludzi na tyle jest nie do zniesienia, że sam Bóg musi cierpieć i umrzeć, aby z nim walczyć?
A np. buddyzm czy taoizm, czy wreszcie konfucjanizm (o ile to religia) godziły się dość łatwo z azjatyckim sposobem produkcji (wiesz z Marksa, że nie było to Eldorado).
Wątpię. Nie zaczynasz gadać od rzeczy, to fakt, ale gadasz na tematy wyznaczane przez Pimko i gromadę - jak to mawiasz - "obywateli" (?). Pimko nigdy nie odpowiada na pytania, ale mnóstwo ich zadaje, wywołując do tablicy. Jeśli na coś odpowiada, to na własne pytania, a nie te zadane. Na ogół odpowiada personalnym atakiem lub zonglowaniem nazwiskami ,które gdzieś się pojawiły i ty masz sie tłumaczyć. Tak się składa, że Ty odpowiadasz na jego pytania i starasz się to uzasadnic tak, by to pojął. Tymczasem nie ma co się starać, ponieważ dyskutujesz z kimś, kto nie używa języka w celu dialogu. Tylko że to on zadaje pytania. Bardzo często w stylu - co sądzisz o tym, że twoja matka się puszcza? Jak sobie radzisz bez znajomości niemieckiego? - Uważasz, że zrecznie odpowiesz, odkrecajac sugestię, że przekonasz jego i innych? Jeśli tak, popełniasz błąd feministek, chodzących do Janka Pospieszalskiego, gdzie funkcjonują jako dziwo, od którego on się odcina i na tym ich rola się kończy: legitymizują jego szaleńczy dyskurs. Na takie spotkania się nie chodzi, na takie pytania sie nie odpowiada - tak każe demoniczna, potworna, straszniejsza niż Pasja i Apocalypto POLITYCZNA POPRAWNOŚĆ NEW LEFT, KIP i innych monstrów :)))) Sprawa inteligencji Gałkiewicza nie jest tu taka istotna. Inteligentnych nawet łatwiej tak wpuścić w kanał.
nie możesz zrobić, Anastazjo, niż nie prowadząc ze mną dialogu.
To dlaczego ten dialog (a raczej: cykl "the quarters of hate") obsesyjnie podejmujesz (w samym dziale recenzji po raz trzeci chyba)?
Dlaczego nie podejmiesz rzeczowej obrony chwalonej przez ciebie recenzji?
Dlaczego fałszujesz moje wypowiedzi? Ja nie twierdzę, na przykład, że trzeba znać języki obce, w tym francuski, tylko - że jak się francuskiego nie zna - trudno występować w roli znawcy Rousseau czy jego "mizoginizmu". Bo też francuska bibliografia, dotycząca tej kwestii, liczy setki pozycji, pewnie z połowa głosów uwalnia Rousseau od takich zarzutów lub je relatywizuje.
Nie uważam też, że należy mieć orientację co do polskiej czy światowej prawicy, a tylko że wypada ją znać, jeśli - jak "Krak" - próbuje się ją "krytykować".
Ale powtarzam i z góry dziękuję: czym mniej dialogu z twojej strony, tym lepiej.
Ale popatrz, popatrz. Jednak działa, skoro nie przepuszcza :))) Jestem miło zaskoczona funkcjonowaniem totalitarnej maszynerii politycznej poprawności w wydaniu tej strasznej New Left. Oceniałam ją niżej.
to rzeczywiście śmiechu warte. Przełamując obrzydzenie do tego "medium", zajrzałem na stronę "Krew i honor". Niezły cyrk! Między innymi: foto Busha, a także Kaczyńskiego, w jarmułce. Linki do dzieł Jana Stachniuka o tym, jak chrześcijaństwo zniszczyło Polskę. Drugie tyle - do stron propagujących pogańską kulturę słowiańską.
I to własnie ideologię "Krwi i honoru" ma - według Krak - głosić Gibson. Który - jak twierdzi Krak gdzie indziej - jest "ultrakatolikiem"!? I zwolennikiem Busha?
A kiedy, Kraku, Kara Mustafa, wielki wódz Krzyżaków, maszerował sobie spod Wiednia na Kraków?
Zelazną totalitarną zasadę znam i cenię, choć stosuję ją na swój sposób. Mianowicie staram się wypowiadać "nieedypalnie" (por. kwestia ojca), nie zwracać się do "wielkiego innego", nie apelować do interlokutora o cokolwiek (no może poza elemantarną przyzoitością co do przytaczania faktow i tez nauki). Jednego w jakimś zakresie nie mogę uniknąć - tematu.
Cóż, wydawało mi się też, że jestem w stanie czasem przekonać kogoś z boku, iż sposób myślenia mojego oponenta ujawnia ostre "błędy w matriksie". Skoro uważasz, że jest inaczej, to może faktycnie powinienem się zastanbowić nad sensownoscią pogaduszek internetowych. Bo oczywiście jest taka opcja, ze ABCD specjalnie mnie prowokuje, tzn. nie tylko z nudów ale i dla przyciągnięcia publiki, bo gdyby gadał sam, pewnie już kompletnie nikt by go nie czytał. Tylko nie wiem co jest istotniejsze - czy oszczerstwo rzucone w próżnię waży mniej czy niż oszczerstwo sprostowane? A może sporsostowania jednak coś dają? Trudny dylemat.Sama piszesz, że możesz się czegoś dowiedzieć.
P.S. Aha no i nie obraź się. Jako Gałkiewicz jestem feministą - i w praktyce i w teorii. Natomiast nie wierzę w uniersalną siłe wyjaśniającą feminizmu.
To, że banda niedorozwojów pokroju B&H zawłaszcza sobie neopogańską "pozę" to jeszcze nie świadczy o tym, że ogół tego typu ruchów nie czerpie garściami z katolickiej tradycji, tudzież nie korzysta ze wsparcia różnych radykalnych ruchów chrześcijańskich.
Biorąc choćby przykład z naszego rodzimego podwórka: teksty w stylu "Wielka Polska Katolicka" w wykonaniu różnorodnych neonaziolków mówią same za siebie...
I żadne płacze, i żadne krzyki nie przekonają nas, że oficjalne organizacje romkowej prawicy narodowej "zamawianiu piwa" mówią stanowcze nie...
że nikt z dyskutantów nie oglądał Apocalypto. Ja - przyznaję - też nie, bo nie lubię Gibsona.
Żeby to jakoś nadrobić, przeleciałem się po magazynach z recenzjami. I czego się dowiedziałem.
Gibson wprost deklaruje, że chciał pokazać upadek wielkiej cywilizacji zniszczonej m.in. przez podżegaczy wojennych. Na pytanie, czy jest tu aluzja do współczesności, potwierdza i wskazuje na "prezydenta Busha".
Kiedy natomiast go pytają, czy kapłani Majów, składający ofiary z ludzi, stanowią zwierciadło dla jego własnego Kościoła, w tym zwłaszcza dla Inkwizycji hiszpańskiej, nie potwierdza i nie zaprzecza, ale dodaje, że "takie potwory są w każdej kulturze".
To tyle, jeśli idzie o Gibsona - proBushowskiego agitatora wojennego i katolickiego fundamentalistę, wychwalającego zniszczenie kultur prekolumbijskich przez kler katolicki, którego "demaskowali" Wielgosz i "Krak".
Aha, z filmu jak dotychczas są niezadowoleni nacjonaliści meksykańscy.
Nie wspomina się natomiast, żeby przeciw filmowi protestowali etniczni potomkowie Majów. Przeciwnie, ich przedstawiciele zagrali większość ról w filmie. Dochód z Apocalypto w znacznej częsci zostanie przeznaczony na fundację ochrony zabytków po kulturze Majów.
A, jeszcze coś. Recenzent Gazety Wyborczej, Piotr Kobus, z którego tekstu nasi recenzenci przepisali dosłownie zarzuty przeciw niezgodnej z faktami oraz ideologicznie wątpliwej prezentacji Majów, twierdzi coś ciekawego. Według niego, stosunki między płciami w indiańskiej wiosce są przedstawione za bardzo "współcześnie" i "poprawnie politycznie". Nie zdziwiłbym się, gdyby z i tym "represjonowaniem" kobiet coś się "Krakowi" pomyliło.
I co - pytam pro forma - łyso komuś?
dyskutowanie o Apocalypto nie ma wielkiego sensu. Ośmiesza się ten, kto szuka jakiejś (zwłaszcza złowrogiej) ideologii w takim czysto komercyjnym szlagierze.
Ciekawa jest natomiast mentalność (pseudo)lewicowych recenzentów i niektórych dyskutantów. Nie zasięgnęli oni żadnych informacji o filmie. Można powątpiewać, czy go widzieli. Pewien zawodowy krytyk filmowy z ich kręgu chwalił się np. że nie widział ("nudy" - jak o niej mówił) Ziemi i Wolności Loacha, o której opublikował szereg "recenzji", bo i z góry wiedział, co pisać.
Oni też wiedzą, co pisać. O Gibsonie, że buszysta, choć jest na odwrót. O Ikonowiczu, którego nie znają i nie czytają (ale oszczerstwa o jego życiu prywatnym rozpowszechniać potrafią). O Rousseau, chociaż ani do oryginałów, ani do bibliografii francuskiej nie mogą sięgnąć, bo po "francuskiemu" ani dudu. I tak dalej.
Wiedzą też - i to przede wszystkim - jak wyrokować i kogo nienawidzić.
Horror! Horror!
... nie wiedziałem, że portal Lewica, jest światowym ośrodkiem zwalczania i oczerniania Ikonowicza???
A propos mowy o nieczytaniu tego co się recenzuje... Czy ty gdzieś zauważyłeś, aby przy jakimś publikowanym w tym portalu tekscie owego Ikonowicza pojawiały się jakieś obelżywe komentarze odredakcyjne. Nie wiem, bo może mi coś umknęło, ale ja takich sytuacji nie pamiętam...
No chyba, że chodzi ci tylko i wyłącznie o opinie niektórych "komentatorów"...
I żeby nie było: nie ma nic do Ikonowicza...
A czy ja pisałem o portalu?
O pewnej małej grupce wzajemnej adoracji zaledwie.
Polecam wpisy Anastazji w traku o kongresie Nowej Lewicy. Uprzedzam, że ich lektura wymaga znacznej odporności neurologiczno-gastrycznej.
dr Watson - Kraku! Alez jak wpadles na to, ze film opowiadający o Indianine uciekajacym przez dzungle przed innymi Indianami promuje ultrakatolicyzm, lefebryzm, narzuca stereotypowe role spoleczne wynikajace z patriarchatu, nasączony jest konserwatywymi tresciami a ponadto wychwala nazizm i organizacje Blood & Honour?
Krak Holmes - Droga dekonstrukcji dyskursu prawicowego drogi Watsonie
we własnej osobie wytłumaczyłby nam, jak doszedł do zestawienia ultrakatolicyzmu z neopogańską Blood and Honour?
Jesteśmy tak pełni podziwu dla Kraka, że chcielibyśmy nauczyć się od niego, jak można równie wspaniale kojarzyć.
i w glowe zachodze jak mozna wysnuc z czegos takiego tak dalece idace wnioski (holocaust, usprawiedliwianie podboju Indian, nazizm, itp) Z banalnej historyjki, ktorej 70% toczy sie dzunglii pokazuje jak jeden Indianin ucieka przed grupka innych stworzono wielkie dzielo propagandy. Goebels byc sie usmial.
Podoba mi sie co tu ABCD pisze. Wiem, ze ma z pewnoscia gdzies moja opinie, ale jako jeden z nielicznych zajal sie recenzja recenzji.
jak twierdzi Krak - "z poglądów antysemickich"? Na pewno nie Abrahamowi Foxmanowi, szefowi Anti-Defamation League, głównej instytucji, zajmującej się zwalczaniem antysemityzmu w USA. Foxman przyjął bowiem przeprosiny Gibsona za wypowiedzi podczas awantury z policjantami, które spora część mediów uznała za ujawnienie jego uprzedzeń antysemickich.
http://www.adl.oro/PresRele/Asus_12/4862_12.htm
Od tego czasu, większość komentatorów (nie mogę podać wszystkich linków, bo są ich dziesiątki) zgadza się, ze Gibsona, jeśli idzie o antysemityzm, należy kontrolować, ale nie dyskwalifikować.
Periodyk kapitana Piotrowskiego zarzuca komus krwiozerczosc.
Blooda and Honour nie łączy - wbrew opiniom Kraka - "krwawego okrucieństwa" z ustami pełnymi Ewangelii", tylko głosi ideologię neopogańską.
http://www.bloodandhonour.com/index.php
a jak to jest naprawdę z relacjami między płciami w tym filmie? Bo recenzent Gazety Wyborczej, od którego nasi autorzy wzięli większość zarzutów wobec filmu (że jest "fundamentalistyczny", "niewiarygodny historycznie") twierdzi, że są one "dziwnie współczesne i poprawne politycznie", czyli znowu ma być na odwrót niż twierdzi Krak.
http://www.gazetawyborcza.pl/1,76842,3808567.html
Gdy jako student wybralem sie kiedys w ramach wagarow na przedpoludniowy przeglad Bergmanna, przez pomylke moja, kumpla i obslugi kina wieszajacej plakaty na nie ten tydzien co trzeba, trafilismy na "I kto to mowi". A ze i tak mielismy zalatwione wejsciowki za polfree, jakos przezylismy do konca te w sumie srednia na jeza komedyjke (jesli mowimy o tym samym, Travolta w roli ojczyma noworodka-wewnetrznego gaduly). A tu prosze, okazuje sie, ze nasze studenckie umysly byly bezwzglednie tratowane przez antyaborcyjny agit-prop. Mamma mia, ze tez na to nie wpadlismy. Czy mam rozumiec, ze idac dalej tym tropem i sladem mysli nieprzeniknione recenzenta z dolu, ze np. "Dzien swistaka", gdzie los bohatera zawisl i zapetlil sie od cienia owego zwierzatka to filmowy manifest opresywnego wzgledem ludzkich cial eko-faszyzmu? :-)))
Też mnie rozśmieszyło stwierdzenie, że "I kto to mówi" jest antyaborcyjnym manifestem. Czy reżyserzy i producenci mieli taki zamiar (bo manifest to chyba coś zamierzonego)? Chociaż... who knows...
też jest antyaborcyjny.
Przecież Mama Kangurzyca nosi w torbie Maleństwo i, co gorsza, je rodzi. Brrr!
Zwierzęta lewicowe powinny były ustawić się dookoła Mamy Kangurzycy, patrzeć złowrogo na jej torbę i wołać: No pasaran!
jest - podaje Krak - "katolickim tradycjonalistą o podobnych do Gibsona poglądach". Podobnych? chyba tak średnio. Otóż Cejrowski wprawdzie sugeruje, że krwawy obraz cywilizacji Majów w Apocalypto może służyć usprawiedliwieniu hiszpańskiego podboju Ameryki, ale równocześnie: ma pretensje do Gibsona, że nie pokazał cywilizacji Majów w okresie rozkwitu, a do Kościoła - że nie nawracał Indian pokojowo, a zamiast tego stosował "krwawe jatki" i "palenie książek".
www.rodak.net.com/rr-o%20ruchu-teksty.htm
Jak widzimy, dla Kraka wszystko jest "podobne do Gibsona": antysemici, naziści, neopoganie, rodziny wielodzietne itp. Nietzsche pisał, że takie powszechne "upodobnianie" wszystkiego i wszystkich świadczy o słabym wzroku.
Rzeczywiście, jak można uwierzyć recenzji, w której żadna informacja o filmie, jego reżyserze czy reakcjach na ten film nie zgadza się z rzeczywistością?
... tylko ten czubek kiedyś w Dwururce powiedział, że chciałby stworzenia z Polski państwa wyznaniowego - więc może rzeczywiście Gibson do Cejrowskiego nie jest podobny, bo nie przypominam sobie, żeby kiedyś mówił coś podobnego. Choć z drugiej strony może nie musiał - wszyscy dobrze wiemy jak wygląda dewocja w USA.
różne rzeczy mówi, bo to koniunkturalny showman. Sponsoruje go prawica katolicko-narodowa, więc jej kadzi.
A Gibson jest (na swój sposob) dewocyjny. Stany mu się jednak nie podobają, bo uważa je za nadmiernie liberalne.
Co by o nim jednak nie mówić, to w Apocalypto pozytywnymi bohaterami nie są jednak Hiszpanie (pokazani - jak pisał wojtas - bardzo krótko), tylko Indianie, broniący się przed kapłanami i władcami Majów.
to jest maly problem, bo większość filmu hołduje zasadzie "zabili go i uciekł" więc i na wysublimowane sączenie się dyskursów patriarchalnych jest tam tyle miejsca i czasu, co i w McGyverze.
Jedynie na początku jest (dość krótko) pokazana wioska "dobrych" Indian i myśle, ze na tej podstawie można zgodzic sie z recenzentem Wyborczej. Nie jestem tu specjalistą od egzotycznych ludów Ameryki Południowej, ale wioska bardziej przypomina mi (w sensie relacji K - M, oraz ich ról ) grupę studentów, niż Indian oglądanych niegdyś w programie "Pieprz i Wanilia" (lezka w oku). Nie zaobserwowalem zadnego tabu dla kobiet, odnosza sie one do mezczyzn jak do rownych (a nawet jak do znacznie gorszych, czego przykladem jest tesciowa jednego z bohaterów) sobie, bynajmniej nie przybierają pozy biernych obiektó seksualnych, lecz odwrotnie. to jest chyba zreszta problemwszystkich produkcji Hollywoodzkich , gdzie malo kto jest w stanie opisujac inna kulture lub epoke pokazać coś innego (w sensie rol meskich i kobiecych) niz rzeczy nam wspolczesne. Dlatego też w filmach o sredniowieczu czy starozytnosci mozemy oczekiwac, że rycerze beda zapraszac damy na randke, a te sie ich pytac, czy nie maja przypadkiem dziewczyny.
Tak tez jest w przypadku Apocalypto. Choc surowy krytyk nowolewicowy znajdzie zapewne elementy takie, jakich szukal. A wiec zauwazalne jest, że w wiosce nadal holduja tradycyjnemu i ultrakatolickiemu rozumieniu ciąży, i widac tylko kobiety w tym stanie, a zadnych mezczyzn. Na dodatek nie wiadomo czemu tylko mezczyzni (!!!) ida na polowanie, a Majowie, po ktorych należaloby sie spodziewac jakiegos wiekszego zrozumienia dla kwestii genderowych, skladaja w ofierze wylcznie mezczyzn, a kobiety malodusznie sprzedaja w niewole.
indiańskiej enklawy imperium ultrakatolicko-neopogańskich nazistów ujawnił Krak. Otóż, w jej wiejskim, a więc faszystowsko-ekologicznym mateczniku, kobiety od czasu do czasu zachodzą w ciążę.
I tego nie dosyć. "Kobiety" - demaskuje Krak - "dzielnie rodzą i ratują swoje potomstwo". A co mają robić? Zostawić, niech potomek tonie? Żeczywiście (!), to straszne.
Prawda jest prosta, szczera i brutalna - dzial recenzji lewicy.pl (przynajmniej z ostatnich 2 miesiecy z okladem, reszty nie ogladalem) to jedna wielka porazka i sciema totalna!
Po pierwsze - mala liczba autorow i prawie brak tekstow "ekskluzywnych", pisanych wylacznie na "zamowienie" portalu. Wiekszosc recenzji to przedruki! W dodatku, zrodla tych przedrukow sa w kolko te same: "Przeglad", "Trybuna" z dodatkami, "Trybuna Robotnicza", "Le Monde Dipl.", moze jeszcze gdzies "Bez Dogmatu" sie zaplacze. O, pardon: ostatnio mielismy "Fakty i mity" - prymitywny brukowiec, w ktorym - po podmiance ksiezy na Zydow - otrzymalibysmy bublowa gadzinowke! Cymesik: to zarazem jedna z tych gazet, ktora zapierala sie, ze abepe nie byl "Adamem Greyem". No, to rzeczywiscie idealne towarzystwo dla ambitnego lewicowego intelektualisty.
Brak przedrukow z zagranicznych tytulow/portali (mimo, ze wiekszosc z publikowanych tekstow dotyczy polskich tlumaczen wydanych u nas ksiazek autorow zagranicznych). Nawet, jesli to samo dzielo zostaje zaopatrzone w 2 recenzje, to niewiele z tego wynika, bo teksty te, zamiast oswietlac rzecz z roznych punktow widzenia i dawac czytelnikowi wieksze pole do intepretacyjnego popisu (czyli prawo i obowiazek myslenia, ktore ponoc zawsze ma przyszlosc), maja chyba za zadanie taka swoista kumulacje (pochwal lub nagan dla lubianych lub nie utworow). Czy to ma w ogole jakis sens, poza propagandowym "programowaniem" czytelniczych umyslow?
Prawie wszystkie dotycza zakletego kregu niezasymilowanych mniejszosci i innych, postkolonialnych kultur. To w sumie dobry punkt wyjscia (ale nie zawsze - ktos tu moze czytal "Bunt elit" Lascha i jego uwage o mniejszosciowych tozsamosciach, blokujacych powazna debate publiczna?), tylko...jak jest Cyryl, to gdzie Metody?
Teksty sa czesto wtornymi, banalnymi streszczeniami, luznymi "miksami" cytatow z ich tlumaczeniem proza (recenzja - trzeba trafu - "Dystynkcji" Bourdieu), pisanymi na chybcika konspektami (recenzja hinduskiego filmu "Pomaluj mnie na zolto" - sadze, ze gdyby autor sie przylozyl, wyszloby naprawde cos ciekawego, bo widac, ze materie zna niezle, tylko sie nie przylozyl), albo jednym i drugim (tu rekord plycizny bije "recenzja" pracy Ehrenreich piora p. Bratkowskiej - szczegolnie rozczula fragment, w ktorym recenzentka przyznaje, ze chetnie dodalaby wiecej cytatow z ksiazki, tylko brakuje jej miejsca, czym dowodzi swojej KOMPLETNEJ NIEKOMPETENCJI w roli autora RECENZJI).
Pol biedy, kiedy powstaja teksty o niczym (jak wywiad z p. Samson, kompletnie pozbawiony dyskusji nad SYSTEMOWYM rozwiazaniem kwestii niechcianych ciaz wsrod socjalnie wykluczonych kobiet, ktory robi wrazenie checi podpiecia sie pod modny temat), ale gdy przejmujaca, egzystencjalna dramaturgia Harolda Pintera zostaje sprowadzona do nastoletnich emocjonalizmow a pisany chyba rzeczywiscie od niechcenia, w atmosferze porannej nudy przy kawce tekst o "Milenium" Beya ma nam mowic cokolwiek o tworczosci jednego z najbardziej nieprzewidywanych i odswiezajacych myslicieli politycznych (tak!) przelomu tysiacleci (p. Miszczuk nie wiedziec czemu wrabia go w waska gardziej transgresji i subwersji - jej prawo, ale jakis szerszy horyzont, czy chocby ideowe ewolucje zawartosci jego poszczegolnych prac naprawda przydalyby sie bardziej niz zapisy rozwazan p. Ewy "o wszystkim i o niczym").
Z dwumiesiecznego "plonu" recenzyjnego bronia sie tylko tekst prof. Kowalika (no tak, ale to juz inna polka i format) o ksiazce Stiglitza, recenzje obu prac o anarchosyndykalistach (tj. opracowania historycznego i biografii Marka) i od wielkiej biedy jeszcze pierwsza z recenzji "Zyc za grosze" Ehrenreich, ale o niej pisali juz wczesniej niemal wszyscy.
Czy jest sens meczyc sie z tym ugorem? Przeciez dla ludzi znajacych jezyki obce jest tyle portali, witryn i blogow politycznych, jest "Z-mag", "The Nation", "Ecologist", "Monthly Review", czasem i "Chartist" daje rade - a przy tym wiekszosc z nich dostarcza strawy swiezej, a nie przezutej papki nie do strawienia, jak to ma miejsce tutaj. I to wszystko na ten temat z mojej strony.
inne wyjście.
Jak dział recenzji omówi po swojemu jakąś pozycję, to proponuję się nie wpisywać, bo szkoda czasu i atłasu, tylko wskazywać linkami, gdzie na ten temat jest coś ciekawego. Można by się podzielić dyżurami, kto w jakie dni tygodnia szuka linków.
nie mam czasu ani ochoty, wole czas i energie spozytkowac jakos bardziej produktywnie. Poza tym ciezko mi sie umawiac na cokolwiek z kolega, bo raz, ze sie nie znamy, dwa ze... chcialem powiedziec, ze roznia nas poglady, ale po watku o Pinochecie, to juz sie gubie w kolegi pogladach.
Czytac, czytac, czytac (DOBRE teksty) i... chyba za jakas konkretna dzialalnosc trzeba by sie wziac, bo jak Radek wroci z posilkami zza oceanu, to bedzie plocho. A ze "aktywista" ze mnie taki sobie, moze pogadac z informatykami ze szkoly mojej coruni i rozkrecic jakis naprawde porzadny, ale nie bez odjazdu w zdrowa strone, neizalezny portal lewicowo-spoleczny?
Cholera, przeciez niektore teksty stad, zwlaszcza 80 % recenzji, mozna podawac paralitykom jako prochy nasenne.
Jeśli jesteś ciekawy moich poglądów, to ci powiem: jestem nieortodoksyjnym lewicowcem ( i byłem nim, kiedy tutejsi "radykałowie" jeszcze "obalali Marksa Popperem" i uzasadniali "po kantowsku" interwencję w Jugosławii). Natomiast - szczególnie już koniunkturalnych i zalganych - grupek genderowych, queerowych czy bezmyślnie roszczeniowych nie trawię jak zarazy. Przeciw nim stosuję zasadę polemiczną Brechta: użyj wszystkiego, co masz pod ręką.
A z tym niezależnym forum to miałeś olśnienie!
A tymczasem niezły teatrzyk tu się zrobił
salu. Jeżeli chcesz bronić swoich ulubieńców, to proszę: podaj argumenty - i najlepiej, od razu też linki - świadczące że Krak nie popełnił, jak mu to wykazano głosami wielu userów, rażących blędów w swojej recenzji.
Tymczasem, dla ciebie sprostowanie ignorancji recenzenta jest teatrzykiem.
Rozumiem, że ordynarne kpiny z nielubianego użytkownika, zniewagi odnoszace się do jego domniemanej tożsamości pozainternetowej, jak również niesmaczne i niestosowne dusery, jakimi zabawialiście się z Anastazją, uważasz za dyskusję merytoryczną?
Zniewagi pod adresem tożsamości pozainternetowej? Znowu przypisujesz innym własne działania - "szumik informacyjny". Czy kiedykolwiek nazwałm ci ę glistą, gnidą, k..itp? Otóż nie. Nawet jeśli zaprzeczysz, dobrze o tym wiesz.
Specem od ordynarnych zniewag jesteś ty - kto dostał tryb wandala na indymediach? Może ja? A jest to naprawdę osiągnięcie rangi rekordu guinessa, zdaża się chyba raz na kilka lat, zważywaszy na poziom tamtego forum i pryncypialny liberalizm kolektywu redakcyjnego. Eh.
to ze Alfabet odlatuje i robi piruety erystyczne, to jedna sprawa. Lipa dzialu recenzji to co innego, i nie da sie drugiego usprawiedliwic pierwszym (nawet chronologicznie - chyba, ze ktos specjalnie daje KIEPSKO NAPISANE, ale za to "sluszne", lewicowe teksty, zeby potem prawacy mogli w nie walic jak w beben, a my w rewanzu ekscytowac sie i kompensowac to i owo "prawicowa nagonka"...).
Ludzie, ktorzy pisza w taki sposob o sportetowanych w "obserwacji uczestniczacej" przez Ehrenreich zjawiskach spolecznych, albo tak potwornie trywializuja poruszajaca sztuke Pintera jak mialo to miejsce w archiwalnych recenzjach tylko zniechecaja odbiorcow. Sytuacja, w ktorej problematyka gospodarcza zostaje zawezona do przedruku Kowalika recenzujacego Stiglitza to w 5 lat po Noblu dla tego ostatniego tez nie najwyzsze loty (zaznaczam: pretensje do prowadzacych dzial, a nie Autora, ktory ma i tak nadto roboty na 4 bodaj etatach, w wieku okoloemeryt.). Za to nie zabraklo wywiadu z doceniana w tym sezonie przez wszystkie mass-media (zapraszana nawet do Pospiecha obok maniaczki z przeciwnej flanki, Najfeld - neizle sie uzupelnialy, swoja droga) Samson. Moze sie zdecydujmy: stawiamy na aktualna lewicowa krytyke spoleczna czy podpiety pod aktualnie nosne celebrities lans?
Last, but not least: jaki jest rezultat zamieszczenia 2 miazdzaco krytycznych recenzji "Apocalypto"?
W moim (czytaj: czlowieka, ktory nigdy nie dal zarobic Melowi ani zlotowki i jakiekolwiek jego filmy widzial tylko na malych ekranach) taki, ze powaznie zastanawiam sie nad tym, zeby pojsc do kina chociaz dla porownania wersji z recenzji i krytycznych komentarzy, na ktore nikt powaznie nie odpowiedzial.
sobie, żeby jakiś ABCD dostał tzw.tryb wandala na indymediach czy w ogóle tam pisał. Sądzę, że - gdyby tam dyskutował - to zgodziłby się z ocenami twej osoby, formułowanymi przez userów, z którymi się kłócisz i potem się na nich obrażasz. Nie ma to zresztą absolutnie nic do rzeczy.
Widzisz? Nie potrafisz powiedzieć nic w obronie działu recenzji ani konkretnego tekstu Kraka.
Nie pisze się "zdaża", tylko "zdarza".
Mam prośbę: nie odnoś się do moich postów. Na innych forach nazywa się to opcją plonk.
zdarza ma się rozumieć...
coż mam Ci odpowiedzieć, zakładając, w co coraz bardziej wątpię (wątek erystki) że nie kpisz.
Przede wszystkim: atakowanie działu recenzji w komentarzach lewicy.pl to wciąż powtarzajacy się motyw, który ma przede wszytkim wymiar środowiskowo-polityczny, a nie merytoryczny. Każdy, kto tu siedzi dłużej, dobrze o tym wie i elemntarna przyzwoitość skłania go przynajmniej do ignorowania tego zjawiska. To tyle jeśli chodzi sedno zprawy.
A nawiązując do twoich licznych zarzutów:
otóż, jak sam zauważyłeś, większość recenzji, podobnie jak w dziel publicystyki, to przedruki recenzji ze wszystkich polskich lewicowych gazet. Jeżeli Ci się nie podobają, proponuję, abyś a) założył jakieś lobby na rzecz podwyższenia jakości rezencji, tudzież uposażenia recenzentów w prasie (około)lewicowej, b) zaczął tłumaczyć zagraniczne, wzglednie pisać własne. Jechanie po dziale recenzji w komentarzach internetowych pod tym względem nic nie da.
Nie orientuje sie co do srodowiskowo-politycznych przepychanek na tej stronie (poza tym, ze w ogole sa i to neiraz naprawdę mocne - czasem nawet dochodza do insynuacji osobistych, jak to zrobila w zeszlym tygodniu Anastazja; do dzis mnie "muruje", gdy sobie przypominam, nigdy w zyciu nie spotkalem takiej dyskusji "politycznej"). Komentarze jak sama nazwa wskazuje sluza chyba wyrazaniu opinii na temat tekstow.
Redakcja portalu ma zasadniczy, wrecz decydujacy wplyw na to, jak bedzie wygladala jego zawartosc (jak jeszcze pare takich sentencji machne, to chyba zmienie swoje zainteresowania naukowe na lopatologie stosowana...) i nikt jej nie zmusza do przedrukowywania kiepskich tekstow z innych mediow (chyba, ze nie uwaza ich, czy przynajmniej wiekszosci z nich za kiepskie - wtedy tym bardziej krytyka jest wg mnie usprawiedliwiona).
Niskie uposazenia nie usprawiedliwiaja czestokroc kiepskiej jakosci prac (czy ktos w ogole zakladal, ze za lewicowe pisanie czy takiez dzialanie w tym ustroju bedzie sie dobrze zylo?). Podniesc forme lewicowych gazet faktycznie warto. W tych dostepnych poza obiegiem czysto alternatywnym to chyba tylko "Dzis" trzyma wzglednie przyzwoity poziom, choc to z pewnoscia nie Himalaje, poza tym czasem irytuja niewlasciwe proporcje pomiedzy tekstami o globalizacji, geopolityce itd. a belkotach weteranow "od Lenina do Berlina" i sierot po Jaruzelu (w okolicach grudnia cos sie tej specyficznej "grupie czytelniczej" generalnie przestawia w zaprogramowanych mozgach i zalewaja swoja sr...ka pol numeru). Robilem sobie kiedys wielkie nadzieje z polskim "Le Monde Diplomatique", pierwsze numery, jakie mialem w rekach wiosna zeszlego roku radzily sobie calkiem niezle (chociaz prawde mowiac Bauman i Zizek to nie taki znow w polsko-medialnych realiach "outside", ale ok, lepiej, zeby byli). Gdy jakos tak w polowie wakacji, siedzac na urlopie poszlismy z zona do Empiku po ostatni numer, przeczytalismy na miejscu 2 teksty o (Bliskim Wschodzie i chyba Meksyku), po czym ... gratulowalismy sobie wydania tych ok. 10 zlociszy w pubie. w "LMD-pol." irytuja mnie np. teksty bedace jedynie zebraniem do kupy dostepnych szeroko danych dot. biedy i chorob na swiecie. To jeszcze jednak daloby sie wybaczyc. Gorzej z niektorymi publikowanymi tlumaczeniami, zwl. z jezykow romanskich (wlasnie za to moja zona - z zawodu filolog i nauczycielka w szkole w dodatku - chlostala to pismo bezwzgledna ironia, przy ktorej moje wpisy to wrecz peany pochwalne...). Jeszcze pozna jesienia przegladalem numer z tekscikiem o Brechcie, pisanym jakby do szkolnego podrecznika przed Odwilza.
Zgadles, coraz powazniej mysle o wlasnym wortalu z tekstami z pogranicza socjologii, gospodarki, polityki i ekologii (z autoryzowanymi tlumaczeniami ciekawych tekstow zagranicznych, recenzjami pozycji krajowych i przede wszystkim zagranicznych, o innych rzeczach jeszcze sie pomysli). Przy moim dalece nieregularnym trybie zycia w czasie wolnym, jak rowniez niskim poziomie wiedzy html-owej, o graficznej indolencji nie wspominajac, troche sie realizacja projektu dluzy.
Jednak - per analogiam - zdaje sobie sprawe, ze jesli juz cos w publicznym wymiarze zrobie, to bede musial brac "na klate" rozmaite oceny, jakie moja robocizna wywola, a nie tlumaczyc sie przed krytykami "niskim uposazeniem" czy hordami podstepnych wrogow. To troche strusia polityka, IMHO. W wypadku lwiej czesci lewicy.pl natomiast, zwlaszcza zas dzialu recenzyjnego (z publicystyka jest ciut lepiej) nie ma co ukrywac, ani chowac sie w polcienie - po prostu "mleko sie wylalo, sztandar wylopotal", ze zacytuje pewna wylansowana az nadto, warsiawska grupe literacko-koteryjna.
ze ktokolwiek moze jeszcze (zwlaszzca jesli ogladal film) powaznie traktowac zamieszczone tu recenzje Apocalytpto. Zreszta w dziale recenzji smaczkow tego typu jest wiecej, jak chociazby debilna recezja serialu Rzym. Obawiam sie, ze jest tu jeden model: rezyser lewicowy - same superlatywy, jakis inny - homofobia, wspieranie Busha, dyskurs prawicowy i patriarchalny itp. Wszystko przez ideologiczna kalke.
Zastanawia mnie tylko jedno: dlaczego najbardziej uwazni i surowi obserwatorzy i krytycy rzeczywistosci kapitalistycznej nie potrafia zrozumiej podstawowej jej zasady: filmy robi sie dla kasy, a nie dla nawracania dzieci na ultrakatolicyzm i patriarchat i usprawiedliwianie wojny w Iraku. Sa oczywiscie wyjatki (Zielone Berety), ale sadzac po recenzjach w Lewica.pl moznaby pomyslec, ze Pentagon sponsoruje cale Hollywood (znane ze swej sympatii do rzadzacej w Bialym Domu ekipy).
No to powodzenia Michale