John Stuart (!!!), a nie "Steward" (jak pisze autor) nie napisał klasycznej rozprawy "O wolności", żeby bronić handlu opium, z którą to rewelacją wyżej się spotykamy.
W "O wolności" zajmuje się o nie tyle wolnością handlu, co wolnością słowa, stwierdzając że można ja ogranicZać tylko ze względu na wymierne zagrożenie dla inych istot ludzkich.
Poglady Milla długo wydawały się pewna oczywistością. Ostatnio, staja się na powrót aktualne, a to wskutek ataku na wolność słowa, podjętego przez skrajną lewicę, która wprost deklaruje zamiar wykluczania z dyskusji publicznej ludzi i grup o odmiennych poglądach.
I tu nagle - lewicowa rewelacja, że Mill był dealerem opiumowym. Ciekawe, ciekawe...
Upowszechnienie handlu narkotykami w świecie zachodnim ma ścisły związek z kontrkulturową rewoltą roku 1968. Do jej ideologów należał Timothy Leary, który twierdził, że zażywanie popularnego wtedy narkotyku LSD jest nieszkodliwe dla zdrowia, natomiast daje niezwykłe "doświadczenia" i wyzwala od "kapitalistycznego" systemu. Leary organizował eksperymenty z zażywaniem narkotyków wśród amerykańskich naukowców i studentów. Kiedy trafił za to do więzienia, dostarczył FBI szczegółowe dossier grup kontkulturowych i skrajnie lewicowych. Jego denuncjacje umożliwiły m.in. aresztowanie aktywistów z grupy "Meteorologów" (Weathermen).
Kompromitacja Leary`ego nie przeszkadza skrajnej lewicy nadal głosić jego poglądów. Skrajna lewica domaga się legalizacji narkotyków "miękkich", w niektórych krajach UE - również narkotyków "twardych".
Jej ideologiczny dogmat o "nieszkodliwych" i "wyzwalających" natkotykach niewiele ma wspólnego z faktami. Badania naukowe przeczą ocenie, iż marihuana jest obojętna dla zdrowia i nie powoduje uzależnienia. Przykład Holandii dowodzi również, iż legalizacja narkotyków nie prowadzi do ograniczenia przeastępczego handlu tymi używkami.
Każde narkotyki są szkodliwe. Również alkohol. Najwięcej też tragedii ludzkich w społeczeństwie dzieje się przez alkohol?
Czy należy zatem alkohol zdelegalizować? Nie, bo skutki tego byłyby jeszcze gorsze. Podobna rzecz jest z narkotykami. Można by uniknąć wielu negatywnych skutków, gdyby były one legalne. W rękach mafii to nawet marihuana jest faszerowana strasznymi świństwami.
Wiem, że lubisz Kazię Szczukę, więc pewnie cię to zainteresuje: ;)
http://www.youtube.com/watch?v=ZGtg8jvPvJU
Przyznam szczerze, iż wiele zła dzieje się przez broń. Używa się jej np. do napadów rabunkowych. Potrafią jej też używać terroryści. Niemniej jednak, broń powinna być praktycznie legalna, tak jak właśnie to się dzieje w Stanach Zjednoczonych. A to dlatego, że jej delegalizacja mogłaby doprowadzić do totalitaryzmu.
TWARDY NEOKONS
W społeczeństwach, w których nie ma łatwego dostępu do broni, nie ma też potrzeby jej używania. Inaczej się dzieje z używkami, które nie znają granic. Nie ma powodu, dla którego należy zrównywać nielicznych bandytów korzystających na co dzień nielegalnie z broni z dosyć dużą rzeszą ludźmi biorących używki, a niejednokrotnie uzależnionych od nich.
Pisząc o konserwatystach warto też zwrócić uwagę, że ci sami twardzi konserwatyści, którzy protestowali przeciwko jakimkolwiek ograniczeniom w dostępie do broni w Stanach Zjednoczonych, wspierali twarde prawo antynarkotykowe. Legalna broń i nielegalne narkotyki... być może dlatego co drugi film sensacyjno-kryminalny made in USA jest o tej tematyce...
Ale może jednak powinniśmy iść w innym kierunku i zdelegalizować alkohol? Jak uważasz?
poszukać wiarygodnych informacji o Holandii. Nie wiem, czy legalizacja narkotyków doprowadziła tam do takiej znowu różowej sytuacji.
To samo - jeśli idzie o szkodliwość marihuany lub jej brak.
Na pewno warto walczyć z ideologią dragów wyzwalających od systemu a la Leary, bo dociera ona do mało odpornej umysłowo subkulturowej młodZieży.
Witkacy, znający się na narkotykach, domagał się totalnej delegalizacji wszystkich, z papierosami włącznie. Twierdził, że jest tu droga od rzemyczka do koniczka: od nikotyny do heroiny. Trochę przesadzał. Ja bym proponował rozsądną granicę: twarde dragi na pewno nie. A z miękkimi - też nic złego, że są praktycznie dostępne, ale dostęp do nich jest mimo wszystko trochę ograniczony.
Po krótkim okresie używania peyotlu, taki Stachura doprowadził się do obłędu i samobója. Polecam jego Pogodzić się ze światem. A gdyby na peyotl nie trafił, to pewnie jeszcze dziś by opowiadał u Kuby Wojewódzkiego o siekierezadzie.
...twoje argumenty. Zgadzam się z twoją opinią, że narkotyki są szkodliwe, ale na tym w zasadzie kończy się nasze porozumienie. Piszesz o peyotlu, którego używanie doprowadziło Stachurę do obłędu podając tę historię jako argument przeciwko narkotykom czy ich legalności? Stachura chyba nie używał peyotlu legalnie, co nie uchroniło go przed zażywaniem i jego skutkami.
Nie wiem o czym jest "Pogodzić się ze światem", ale - patrząc na tytuł - mogę cokolwiek się na temat tego utworu domyślać. My często rozważając o negatywnych skutkach zażywania narkotyków zapominamy o przyczynach, które ten krok spowodowały. Czy Stachura był szczęśliwy, pogodzony ze światem (i ze sobą), zanim sięgnął po peyotl? A może ból istnienia był u niego tak silny, że skłonił go do zaryzykowania i w konsekwencji do choroby psychicznej?
A może od tego powinniśmy zacząć - od nauczenia naszej młodzieży jak prawdziwie żyć i czerpać z życia radość?
że Sted zetknął się z peyotlem w Meksyku, gdzie peyotl jest używany w obrzędach religijnych niektórych plemion indiańskich. Co ciekawe - tam szkodzi mało. Może to jest pewien trop? Kultura potrafi ograniczać szkodliwość narkotyków przez konwencje ich używania. A jeśli te same narkotyki trafią na nieprzygotowany grunt? I to z ideologią, że "wyzwalają"?
Dodam, że autor artykułu ma trochę racji. Dragi są np. używane w USA do pacyfikowania społeczności murzyńskich w wielkomiejskich gettach. Ruchu Czarnych Panter nie zniszczyli funkcjonariusze FBI. Obok oczywiście innych czynników, zrobiły to dragi. W tym sensie, potrafią one być "prosystemowe".
Przecież stary Corleone był ideowym przeciwnikiem handlu narkotykami (??).
Artykuł porusza problem od interesującej strony - "narkotyki w służbie władzy" zamiast "narkotyki i ich wyworotowe działanie". Stary dylemat, bo faktycznie narkotyki są zarazem lekiem i trucizną ("farmakonem"). Wciąż nie wiadomo jak było dotąd - co przeważało - moim zdaniem jeśli chodzi o przyszłość, sytuacja nie przedsatwia się różowo, czy może raczej - nie przedastawia się "czerwono", lecz "niebiesko". W Matriksie ujęli to w sposób prosty i trafny, po platońsku.
Mnie natomiast zawsze uinteresowało pytanie o odmienne funkcje polityczne ze względu na rodzaj intoksykacji chemicznej. Wiadomo, że LSD trudno wpisać w działanie "nieibieskiej pigułki", pewnie dlatego praktycznie zniknęło już z rynku, natomiast heroinę i różne syntetyczne THC (niby marihuana) zapewne można - są narzędziem pacyfikacji "zasobów ludzkich" skuteczniejszym niż alkohol. A delegalizacja służy głównie temu żeby zatrzeć podobne różnice - żeby ludzie nie mieli kontroli na jakością marihuany, żeby "podaż" decydowała, o tym, co jest na rynku... Wówczas można łatwiej to kontroplować i kryminalizować różnych niewygodnych ludzi.
Jak dotąd to raczej political fiction - ale kto wie - być może któregoś dnia struktura chemiczna narkotykowego towaru będzie już tak zaprojektowana, żeby działał tylko "na niebiesko". Jak dotąd chyba w samym DNA pod tym kątem jeszcze nie grzebali. Ciekawe co by na to Burroughs powiedział.
jest wstrząsającym monologiem człowieka o zniszczonej psychice, który stara się jakoś odbudować, ale mu się to już nie udaje.
Przypomina mi się pewna przygoda ze studiów. Wspólnie z koleżką, tokowaliśmy wtedy, że szaleństwo jest buntem przeciw systemowi itd. Wykładowca spojrzał na nas dziwnie i zapytał: a czym panowie kiedyś cierpieli na schizofrenię? Bo ja tak i panom nie życzę.
To mi się przypomniało nie tyle a propos Pawła, co a propos ideologów kontrkultury.
że podstawą jest odbudowa systemu edukacji. Giertych tego nie udźwignie. Ale inicjatywa anty-Giertych też nie.
artykul jest o tym jak to przodujace deomokracje po cichu wspieraja narkobiznes. Tego bym sie trzymal w dyskusji...