,,Doznała stanów emocjonalnych właściwych większości pracowników tego sektora, od wiary w chwilowość swojego położenia, poprzez niechęć do klientów i nienawiść do szefa. aż do pogodzenia się z losem i marazmu.,,
pani socjolog nie przeżyła żadnego z tych stanów ponieważ doskonale wiedziała że zaraz po ,, Eksperymencie,, ( swoją drogą TO CIEKAWE bo z nauk społecznych tylko psychologia społeczna posługuje się metodami które można uznać za eksperymentalne )wróci na ciepłą posadkę uniwersytecką.
2 jeśli spyta się kogo kolwiek nie tylko pracowników junk job czy chca podwyższenia płac to przypuszczalnie powiedzą tak
3 podwyżka płac doprowadzi do tego że albo wywali się kogoś z roboty i reszta będzie jeszcze mocniej expluatowana albo market zbankrutuje i wszyscy polecą na zbity pysk
2. nie chodzi o to czy powiedza tylko jaka kwote wymienia
3. o mamo coz za ekonomiczna naiwnosc.
a socjolozka amerykanska w ksiazce, jak wiadomo, sciemniala
:)))
apetyt rośnie w miar jedzenia tak więc czym więcej sie zarabia tym większe chce się podwyżki nie będe tu wnikać czemu tak a nie inaczej.
ale co do ekonomii to ciekaw jestem gdzie popełniłem błąd logiczny. bo jeśli płace pójdą w górę to firma będzie chciała sobie jakoś odbić straty. albo tnąc liczbę zatrudnionych albo
podwyższając ceny produktow co zaowocuje albo bankructwem albo tym że to ty z własnej kieszeni zapłacisz za ich podwyżki. robiąc zakupy oczywiście
Twój błąd polega na tym, że nie odróżniasz prawa od bezprawia.
rozbuduj swoją wypowiedz bo nie wiem o co ci chodzi. co do prawa jest ono zero jedynkowe więc każda możliwość by istniały dwie odpowiedzi na jedno zagadnienie odpada
Chodzi mi o to, że mówimy o łamaniu praw pracowniczych, a nie o podwyżkach związanych z chęcią podwyższenia statusu. Dlatego nie powinniśmy w ogóle brać pod uwagę ewentualnych "strat" (jak napisałeś) związanych z podwyższeniem pensji, bo to znaczy, że potencjalny pracodawca, myślący o założeniu "firmy" planuje swoje zyski, zakładając z góry, że będzie łamał prawo. "Straty" są po prostu ograniczeniem zysków pracodawcy na rzecz normy.
mylisz te prace są całkowicie zgodne z kodeksem pracy więc nie ma żadnego łamania prawa. możemy jeśli bardzo chcesz mówić o wyzysku, ciężkich warunkach czy co tam chcesz ale nie o łamaniu prawa
Mam wrażenie, że się nie zrozumieliśmy:
1. Nie mówię przecież, że same prace są niezgodne z kodeksem pracy, ale na przykład to:
"To nie złej sławy hipermarkety, często kontrolowane przez Państwową Inspekcję Pracy, lecz właśnie przekąskowe barki stwarzają najgorsze warunki pracy. Regułą jest 12-godzinny dzień pracy bez płatnych nadgodzin i właściwie bez przerw. Wyjść do toalety można, gdy nie ma klientów (a ci są zawsze), gdy ktoś inny stanie za ladą (ale kto?), w dodatku toaleta znajduje się na drugim końcu przejścia podziemnego i aby z niej skorzystać, trzeba zamknąć cały barek (a jest to źle widziane przez szefa).
Normy czasu pracy łamane są też nagminnie w przypadku ochroniarzy, którzy często zamiast w systemie 12/24 (godziny pracy/godziny wolne) pracują w systemie 24/48. Oznacza to ok. 260 godzin przepracowanych w miesiącu w porównaniu do 160 godzin w miesiącu na normalnym etacie. Faktycznie pracują prawie dwa razy dłużej, niż wynika z umowy."
2. Cytat pochodzi z wywiadu, który komentujemy, bo ja cały czas wypowiadam się w jego kontekście.