Aibus Industrie produkuje wyśmienite samoloty, ale nad firmą wisi cień polityki. Firma jest międzynarodowa i każdy kraj-udziałowiec broni swoich miejsc pracy. Jeszcze bardziej tych miejsc bronią przedmiotowe związki zawodowe i narodowe robole jako takie. W konsencji, produkcja kosztuje DROGO, są małe szanse na obniżkę kosztów. Takich problemów nie ma Boenig, co gorsza samoloty typy Airbus chcą produkować (i sprzedawać All over the World) "Czerwone" Chiny. Czarno widzę sukces niemieckich robotników, agentów Boenig'a de facto. I agentów Czerwonych Chin, też. Przyjdzie przesiąść się z Mercedesów do jakich innych fur.
Nie wiem czemu w odniesieniu do pracowników Airbusa używasz terminologii z listy Wildsteina. Czy w związku z ostrą konkurencją USA i Chin mają oni zgodzić się potulnie na wielotysięczne redukcje zatrudnienia, obniżki płac itd.? W kwestii płac z Chinami Europejczycy po prostu nie mogą konkurować. Nawet Polacy nie zgodziliby się na na tamtejsze warunki płacowe.
Terminu "agenci" użyłem bez żadnej konotacji do jakiejś tam listy. Ot, po prostu język (języczek)giętki. Natomiast masz, niestety rację odnośnie redukcji zasobów siły roboczej, czy nie daj - czwartorzeczpospolitowy - Boże obniżek wynagrodzeń. Zdaje mi się zresztą, że w Niemczech jest moda, aby przy restrukturyzacji czegoś tam nie tylko zwalniać, ale płace obniżać sile roboczej. A ponadto, samoloty produkuje się na sprzedaż, nie do hangaru. Która to linia kupi droższy samolot, żeby tylko jego wytwórcy mieli dobrze? Zapłaci więcej za bilet członek załogi Volkswagena lecący na Ibizę, coby się tam upijać i kopulować,żeby jego kumpel z Aibusa miał lepiej? Airbus Industrie jest międzynarodowym tworem i każdy kraj broni swoich miejsc pracy i udziału w tym potworze, przez co koszty szybują. A konkurencja się zacieśnia. Może ci niemieccy robole wzięliby się - zamiast koszty aeroplanu nabijać - za zbiór szparagów? Mogą Polacy, to dlaczego Niemcy nie? Ostatecznie nie każdy kraj może i musi produkować wszystko. Chyba pod koniec PRL'u nakładem kosztów wielkich opracowano u nas ("Kasprzak"?) model magnetowidu. I owszem, jak raz nagrywał i pokazywał, tylko po co i dla kogo?
Faktycznie język u Ciebie zanadto giętki. Proponuję byś nie używał na tym forum ewidentnie obrażliwego określenia "robole". Być może samych robotników wśrd czytjących nie ma zbyt wielu. Są natomiast liczni ich sympatycy. A i dzieci robotników nie brakuje. Masz coś przeciwko seksowi? Z takim obrzydzeniem wymieniłeś cel wycieczek na Ibizę... Do rzeczy. Na ceny biletów lotniczych większy wpływ mają raczej ceny paliwa niż samolotów. Paliwo tankuje się codzieninie tysiącami litrów, a samolot kupuje raz na 20 lat. Idąc Twoim tropem myślenia należałoby całą produkcję i przemysłową i rolną przenieść do Chin i paru innych krajów Azji. Chińskie szparagi jeszcze nie pojawiły się na rynku, ale to być może tylko kwestia czasu. Jest tam kilka stref klimatycznych. Skoro mamy już problem np. z ich truskawkami, to z innymi owocami i warzywami też będziemy mieli. Zauważ też, ze problemy na niemieckim rynku pracy tylko opóżniają udostępnienie go polskim praconikom.
Robol, robol - i jeszcze raz robol. Czemu ja używam tego terminu? I z bujnego, obraźliwego języka i dlatego, że gościu spędzający urlop w ciągłym stanie nietrzeźwości nie jest świadomym praw swoich członkiem klasy robotniczej. Jest, niestety, robolem. Jak bym pisał o bankierach, też bym im jakoś obelżywie przyj...(sorry - przywalił). Co do seksu, to złośliwie, cynicznie i w ogóle pfe, odniosłem się do skandalu w związkach zawodowych Volkswagena - ich czynowników (OK, członków aktywu kierowniczego)Zarząd firmy raczył (na swój szczot, of course) m. in. płatnym seksem z very atrakcyjnymi paniami w różnych ciepłych i fajnych miejscach. I co, to one, te aktywisty, potem walczyły, jak głodne lwice o żer, o prawa swoich robotników?
A co się tyczy produkcji, to się ona samo przenosi, tam gdzie taniej. Z Polski na Ukrainę, na przykład. A żeby Europie gorzej było, to na jej produkcję szczerzą zęby nie tylko Czerwone Chiny, ale i Czerwony Wietnam oraz India. Ciekawe, czy partie rządzące dwóch ww. lewicowych krajów będą się kierować hasłem - proletariusze wszystkich krajów itd., itp.
Wybacz Lewicowcu, ale znowu muszę zburzyć harmonię Twoją. Zapomniałem, że wspomniałeś w Poście Swoim o "sympatykach robotników". To jest kapitalna sprawa, że jakowyś nie-robotnicy się, jak raz, z robotnikami sympatyzują. Jak Wy te "sympatyzowanie" praktykujecie? Jakoś Im dobrze robicie? Nie chcę sam żadnych pomysłów podawać, bo znowu bym coś obelżywego palnął, ale miałem przez chwilę wrażenie, jak bym oglądał (no, scenariusz czytał) film "Sens życia według Monthy Pythona", czy coś w tym guście. Co by to jednak nie było, to taka sympatia to wielka sprawa.
Tak. Każdy, kto trochę bardziej interesuje się polityką i światem słyszał o skandalu w VW. Nie rozciągałbym go jednak na wszystkie związki zawodowe świata, a nawet Niemiec. To management korumpował związkowców, nie na odwrót. A co Ty, jeśli można wiedzieć, robisz w czasie urlopu? Studiujesz dzieła Hayeka i von Missesa w zaciszu uniwersyteckiej biblioteki? Picie nawet prze 2 tygodnie nie oznacza jeszcze alkoholizmu. Za PRL-u też pito, tyle, że w Ustce czy Rowach. Rozumiem, że nawet przywilej okazjonalnego upijania się chcesz "robolom" zabrać? Masz rację. Niech zachowają cały czas trzeźwość i czujność, by na każde skinienie ich właściciela mogli stawić się w firmie. Owa sympatia, ktora tak Cię zafrapowała, może przejawaić się konkretnym zaangażowaniem w działalność partyjną, związkową itp. ale niekoniecznie. Moim zdaniem traktowanie robotnika jako normalnego, równego nam człowieka, podanie ręki na przywitanie, choćby krótka rozmowa, to już dużo, choć to zwykła, ludzka sympatia.
Twój ostatni post, Lewicowcu (świadomie uzywam dużego "L" zamiast małego "l"" - to forma okazania szacunku)jest generalnie słuszny, pomijając mały (właściwie to wielki)paternalizm w stosunku do robotnika. Ale niech tam będzie. Gdybym był złośliwy, to bym tu powiedział, że oprócz traktowania robotnika z nabożnym podziwem otaczającym mitycznego, dobrego dzikusa z Mórz Południowych według publicystyki encyklopedystów francuskich z II połowy XVIII wieku (np. Rousseau), to najlepszą formą okazania Mu szacunku jest stworzenie trwałego, wybornie opłaconego miejsca pracy, ale niech tam będzie. Z tym okresowym, amatorskim szacunkiem nie można jednak przesadzić, bo skutki mogą być odwrotne do zamierzonych. Czy słyszałeś o tzw. "Marszu Jarrow"? Widziałem kiedyś na którym z kanałów "Discovery" film na ten temat i teraz nieudolnie naszkicuje jego treść. Zapewne mnóstwo możnaby znaleźć o przedmiotowej sprawie w sieci, ale nie chce mi się tam tego szukać. I tak, w latach trzydziestych sytuacja przemysłu zbrojeniowego, ciężkiego w Szkocji była zła - brak zapotrzebowania na uzbrojenie po zakończeniu I Wojny, Wielki Kryzys etc. A jak Panom Przemysłowcom było źle, to miejscowej klasie robotniczej wręcz tragicznie się wiodło. Umyślili, że pomaszerują przez cały, wielkobrytański kraj do Londynu i opowiedzą członkom Parlamentu (a to Izby Gmin, a to Izby Lordów) o swojej nędzy. Ci mądrzy przedstawiciele Narodu, jak się dowiedzą o Nędzy, to coś zrobią. Marsz był wzorowo zorganizowany, spotykał się z powszechnym aplauzem, maszerujących "nocowano" po szkołach, parafiach etc. Gdzieś tam naprawiono im za darmo (przez jedną noc!)buty, pod Londynem jakiś wydawca prasy urządził im bajerancki bankiet. Podano takie wikwintne potrawy, jakich maszerujący nigdy nie jedli. No i jak się tych frykasów najedli, to przewody pokarmowe nie wytrzymały i się pos... - powiedzmy - ikali.
Po tych gastrycznych perypetiach państwo do Londynu doszło, przedstawiciele powiedzieli, co cierpieli i koleją żelazną (za friko) wywieziono ich na ich nędzną Północ. No, wszyscy szacunek okazali, ale roboty nie dali. Tą robotę zapewnił dopiero Herr Hitler Wojną swoją II Światową. Aha, byłbym zapomniał. Gdzieś tam w okolicach ww. Marszu Edward, Prince of Wales, rozrywkowy gościu jak cholera (robił potem na stanowisku męża kolejnego Mrs. Simpson z USA) odwiedzić tą szkocką Północ był raczył. To co zobaczył, wstrząsnęło Księciem. "Trzeba coś z tym zrobić", oświadczył. O k...., jaki chyr po tej wypowiedzi po całym Imperium poszedł. Jak się ludzie wzruszyli. Osobliwie wzruszyli się nędzarze na szkockiej Północy. A potem, jak już Edward powiedział, co wiedział, to do rozrywkowego życia ruszył. Ale wcześniej robotnika uszanował. Ja nie wiem, może i któremu rękę podał. Nędzarze wrócili do nędzarskiego życia. A co do alkoholizmu w Ustce&Rowach, to masz rację - to fajna rzecz. Tylko w przerwie sugeruję odwiedzić pobliski Słowiński Park Narodowy, wydmy piaszczyste unikalne. Wleźć na tajemniczą górę Rowokół, albo na wieżę widokową jaką, na ptaki popatrzyć etc. No, alem się mętnie rozpisał, kto to przeczyta, kto to zmoderuje?