to nie fundamentaliści pokroju Giertychów, Marka Jurka i im podobnych oszołomów.
Więcej w nich ludzkich uczuć i poczucia realizmu niż u naszych Ajatollahów i Talibów z IV RP.
Czy na fali popularności angielskiego będziemy na Warszawę mówić "Warsaw", a na Paryż "Paris"? Ciekawe, czy przez usta redaktorów przeszłoby np. "Parada równości przeszła ulicami Warsaw" albo "Znów zamieszki w Paris"...
Oczywiście polska nazwa miasta to po prostu Meksyk, lub gdy już chcemy napisać nazwę w oryginale to Ciudad de México - angielski nie jest nam potrzebny. Chociaż po ostatnim przemianowaniu Phenianu na jakiś Pjongjang wszystkiego można się spodziewać...