to się już z polskich mediów głównego nurtu nie dowiesz.
"Masowe aresztowania demonstrantów biorących udział w pokojowej manifestacji"?? To w Tallinnie odbyła się pokojowa manifestacja? Może EPL i lewica.pl wspólnymi siłami pomyliły manifestacje? Albo państwa?
Swoją drogą - czemu nie pochwalicie oddolnej, spontanicznej, pokojowej i niezakłócanej przez żadną milicję akcji społeczeństwa obywatelskiego wokół faszystowskiej ambasady w Moskwie?
Rozumiem, że można nie mieć za grosz wstydu i przyzwoitości. Odnotowywać każde potknięcie Łotwy i Estonii, ale przemilczać rasistowskie pogromy i akcje milicyjne w Rosji. Lamentować, że czeski premier obraził komunistyczną posłankę, ale milczeć o całkiem konkretnych represjach wobec opozycji na Białorusi. Informować, że ETA pragnie pokoju. Pogardzać reżimową "Wyborczą" i wklejać na własnej stronie wycięte z niej teksty jako własne. Ale skąd w was tak mocne przekonanie, że ciemny lud wszystko kupi? Tak niskiego jesteście zdania o własnych czytelnikach?
Np. to, że o ile rosyjska lewica (przynajmniej KPRF) potępia (słusznie moim zdaniem) usunięcie pomnika w Tallinie, to jednocześnie potępia też awantury wokół ambasady Estonii w Moskwie. Na stronie KPRF spotkałem się wręcz z określeniem tych zajść jako "cynicznych wyskoków kremlowskich hunwejbinów".
Sytuacja w Estonii i w mniejszym stopniu na Łotwie to Apertheid.Swoją drogą w polskich mediach nie poinformowano że demonstracja antyfaszystowska najpierw została zaatakowana przez kilkudziesięciu nacjonalistów estońskich min.neowabsów,potem pojawili się tajniacy wyciagający z tłumu aktywistów antyfaszystowskich,potem gdy doszło do starć do ataku ruszyła estońska policja mundurowa,podało to Euronews i BBC u nas milczenie i rusofobiczna nagonka.
To jest po prostu żenada, żeby odmawiać państwu Estońskiemu prawa do zachowania porządku w państwie. Kiedy wg. szanowej fundacji policja będzie mogła użyć siły? Gdy bandyci spalą 100 samochodów? Gdy zabiją 10 policjantów? Gdy wtargną do paralemntu? A może gdy juz armia rosyjska przekroczy granicę estońską fundacja nadal będzie krzyczeć o biednych prześladowanych rosjanach?
Helsińska Fundacja Praw Człowieka - Płatni Zdrajcy Pachołki Moskwy!!!
Apartheid w Estonii i na Łotwie o którym bredzi Czerwony polega na tym, że aby uzyskać obywatelstwo - przepustkę do pełnych praw obywatelskich, korzystania z dobrodziejstw Unii Europejskiej trzeba zdać egzamin z języka i historii i kultury kraju, w którym się mieszka. Napływowi Rosjanie i ich potomkowie gardzą narodami bałtyckimi, ich kulturą, historią, stylem życia. Bezustannie judzeni przez Moskwę są jej piatą, zdradziecką kolumną. W interesie Moskwy jest, żeby lokalni Rosjanie obywatelstwa nie uzyskiwali, bo wtedy mozna nimi manipulować, podnosić ich rzekome krzywdzy na forum międzynarodowym. Na szczęście minęły już czasy zbrodniczej władzy radzieckiej, mordów Bałów strzałem w potylicę (skąd my to znamy?), deportacji setek tysięcy do niewolniczej pracy na Syberię, gwałtów, rabuków, wyrywania złotych zębów (ponadto w "Pribałtyce" rdzenni mieszkańcy tego nie używają)przez żulów w łagrach. Nie da się wprowadzić okupacyjnych wojsk. Stąd wściekłość władz w Moskwie, wysyłanie czarnej sotni, próby pogromów.
A słyszałeś o Chimkach? Suburbie pod Moskwą. Były tam groby kilkunastu lotników z czasów II Wojny. Miejsce grobów było potrzebne pod biurowiec czy centrum handlowe (Ikea etc). Pod pozorem zakłócania pamięci bohaterów przez prostytutki (tirówki po numerze miały rzekomo rzucać zużyte kondony na groby), groby w nocy usunięto, kości bodaj że poszły do kubła i chyba ślad po nich zaginął. W całej ogarnietej przez II Wojnę europejskiej części Rosji po lasach i bezdrożach nadal, w 2007 walają się kości "bohaterów" Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Nikt ich nie zbiera, nie przenosi na cmentarze. Ot, nawóz radzieckiej historii. Nie przeszkadza to Putinowi, patriotom, bandom Czarnej Sotni koczującym pod Ambasadą Estonii, czy prowokującym burdy i rabunki w Tallinie. Sprawa pomnika i tamtejszych grobów do pretekst. Chodzi o danie wyrazu nienawiści do niepodległej Estonii. Tego nie widzieli, nie widzą i widzeć nie będą. Oni będą tylko bić pokłony przed każdym kolejnym władcą Rosji. Aż strach pomyśleć, co by to Towarzystwo Przyjaźni Polsko Putino-Rosyjskiej uczyniło, gdyby Ich Gosudar wpadł na pomysł zdjęcia spodni i jakichś tam gatek czy bokserek. Na szczęście - dla nich - tego nie zrobi, ale jakby zrobił, to poddańcza reakcja byłaby murowana jak kremlowski mur.
A czy Szanowny "luki" posiadł umiejętność czytania?
Pozwolisz, że zacytuje:
"Niektórzy z nich po zatrzymaniu byli przez policjantów okładani pałkami, bici, okrutnie traktowani." Zwracam uwagę na przyimek "po". Tym samym mam rozumieć, że luki również gorąco popiera przypadki bicia działaczy opozycyjnych w okresie PRL przez m.in. funkcjonariuszy MO. Bo chyba nie odmówisz Polsce Ludowej "prawa do zachowania porządku"
Czerwony - szukałem na stronach BBC, ale bezskutecznie. Na moje oko nie piszą o estońskich prowokacjach. Wskaż no łaskawie źródło.
łatwo jest tobie i tobie podobnym ferować wyroki, bo cię to nie dotyczy. Postaw się jednak przez chwilę w sytuacji estońskich Rosjan, np. takich w wieku średnim lub starszym, powiedzmy koło pięćdziesiątki czy sześćdziesiątki. Oni także mają zdawać egzamin z języka, historii, kultury? W imię czego? W imię czego mają uczyć się języka estońskiego, czyżby po rosyjsku nie byli się tam w stanie porozumieć? Mieliby się uczyć kompletnie obcego języka i to na dodatek o takim stopniu trudności jak estoński, języka nigdzie do niczego nie potrzebnego, którym na kuli ziemskiej mówi raptem coś koło miliona ludzi?
jak to w imię czego? Mieszkają w Estonii. Estonia ma swój język urzędowy. Nigdzie do niczego niepotrzebny? Otóż mylisz się, akurat w tym jednym kraju potrzebny. To, że nigdzie indziej, nie ma tu nic do rzeczy. Sporo jest takich krajów, w których oficjalny status mają języki nieduże i gdzie indziej "niepotrzebne".
Kompletnie obcy dla tamtejszych Rosjan? - hm... mieszkają w kraju od 30-40 lat, widzą go i słyszą na codzień, a jednak wciąż kompletnie obcy? Ja mieszkam w Polsce, a jakoś nauczyłem się blisko spokrewnionego z estońskim i podobnego pod względem trudności fińskiego; po estońsku nieporadnie, ale też się jakoś dogaduję. Wystarczyła odrobina zainteresowania i dobrej woli. Jeżeli ktoś mieszka całe życie (albo chociaż pół) w jakimś kraju i miejscowy język jest dlań "kompletnie obcy", to ta nieznajomość nie wynika z okoliczności życiowych, tylko z aktywnej postawy wobec tego kraju i jego mieszkańców - z całkowitego braku zainteresowania i dobrej woli, a może i z czegoś więcej. Najwyraźniej mieszkając w radzieckiej Estonii czuli się związani bardziej z Moskwą niż z Tallinnem. Najwyraźniej 15 lat po odzyskaniu przez Estonię suwerenności nadal czują się związani raczej z tą dawną, radziecką Estonią, w której mieli status czegoś na kształt kolonistów - ludności napływowej i uprzywilejowanej zarazem.
Pytasz: czyżby po rosyjsku nie byli się tam w stanie porozumieć? Ano w coraz mniejszym stopniu. Z rówieśnikami owszem, z ludźmi urodzonymi gdzieś tak do 1975 owszem, ale większa część młodych Estończyków rosyjskiego nie zna, bo do szkół weszło tymczasem parę innych języków obcych - angielski, niemiecki, francuski, tu i ówdzie fiński i szwedzki - i chyba zyskały większą popularność.
Wzywasz do empatii wobec starszych Rosjan - tak, rzeczywiście można im współczuć, ich sytuacja nie jest najprzyjemniejsza. To, co kiedyś zapewniało im wysoką pozycję społeczną, straciło na znaczeniu. Świeżo wyemancypowane państwo gorliwie podkreśla swoją niezależność i pewnie mogłoby wykazać nieco więcej delikatności. Domaga się od mieszkańców elementarnej lojalności - tak, zapewne trudno jest serio traktować państwo estońskie, kiedy człowiek dorastał jako obywatel ogromnego mocarstwa i przywykł uważać Estonię za jego prowincję. Zwłaszcza jeżeli całe życie obracał się wśród innych przyjezdnych Rosjan i regularnie słyszał, że nieradziecki patriotyzm tubylców to właściwie faszyzm. To wszystko rzeczywiście nie ułatwia adaptacji do nowych warunków. Podejrzewam, że (zachowując wszelkie proporcje) kolonialni osadnicy w takim np. Zimbabwe też mogli czuć się nienajlepiej po dekolonizacji: też pewnie czuli się niby związani z krajem, ale nie z nowym państwem.
Masz jakąś lepszą propozycję dla Estonii? Uważasz, że powinni przywrócić obowiązkowy rosyjski dla wszystkich, żeby starsi Rosjanie nie musieli się uczyć miejscowego języka?
w niepodległym kraju, chcąc korzystać w pełni z praw obywatelskich, mają obowiązek znać jego oficjalny język, jeśli nie to fora ze dwora do matuszki rossiji...
sami estońscy Rosjanie bardzo rozmaicie podchodzą do sprawy i naprawdę nie należy utożsamiać tej społeczności z bandytami rabującymi sklepy, ani tym bardziej z rozmaitymi moskiewskimi dobrodziejami i ich bojówkami. Polecam świeży tekst Jewgienija Krisztafowicza, działacza organizacji młodzieżowej Avatud Vabariik / Otkrytaja Riespublika w dzienniku Eesti Päevaleht (www.epl.ee). Na razie wisi tylko po estońsku, ale gazeta ma też swoją wersję rosyjskojęzyczną, więc pewnie przełożą. (Znalazłem też dwujęzyczną stronę tego gościa, gdzie też wisi parę tekstów o sprawach tożsamościowych: http://www.krishtafovitsh.ee/index.aw/set_lang_id=3)
BBC w jednym z programów ,chyba wtorkowych ogólnie przedstawiło wnioski raportu Amnesty International i HRW nt. łamania praw człowieka na Łotwie i w Estonii np.szykany w urzędach,sprawy socjalne,obywatelstwa i prześladowania mniejszości Słowiańskich/ Rosjanie,Białorusini,Ukraińcy,Polacy/ w standartach socjalnych,ataki "nieznanych sprawców na lokale społeczno-kulturalne i polityczne mniejszości słowiańskiej itp.
Dlamnie traktowanie kogoś jak obywateli II kategorii to Apertheid,a mniejszość słowiańska na Łotwie i Estonii pojawiła się ok roku 1750 a diaspory Polska i Białoruska nawet wcześniej
1+kanapa i granty sorosa
Nie wiem czy słyszeliście, ale istnieje coś takiego jak możliwość istnienia drugiego języka oficjalnego, chociażby regionalnie- tak jest np. u nas, gdzie mniejszość niemiecka może posługiwać się tym językiem w urzędach, albo inne lokalne mniejszości. W Belgii istnieją obok siebie dwa języki i jakoś nikomu to nie przeszkadza. W Estonii i wogóle państwach poradziekich jest inny problem. Tym problemem jest nacjonalizm. W czym on się przejawia? A naprzykład w tym że 20% ludności danego państwa nie może doczekać się od rządu uznania swego języka za drugiego oficjalnego, nawet w miejscach, gdzie stanowią większość. Tak samo jest na Ukrainie, gdzie lokalne samorządy nie mogąc doczekać się uznania języka rosyjskiego za urzędowy same uchwalają go jako język regionalny. Samowolka urzędowa, ale problem nie zaprzeczycie istnieje. Kazachstan- Rosjanie stanowia blisko 40% pupolacji, ale watpię żeby język rosyjski był urzędowym w świetle miejscowego prawa. Nawet nazwy miast na północy Kazachstanu przerobiono tak by brzmiały po Kazachsku. No ale przecież nasz naród tak długo walczył "o wolność naszą i waszą" (kiedy było to wygodne naszym politykom, czy to w kraju, czy to na emigracji), walczył o możliwość chociażby by modlić się po polsku. Coś mi się wydawało, że w XIX wieku walczyliśmy o przetrwanie naszego języka. Tylko że Rosjanie nie byli tak perfidni- nie odbierali obywatelstwa, co uniemożliwia jakiejkolkiwek funkcjowanie w przestrzeni publicznej. No i gdzie jest nasza narodowa idea.
Nemo- ty weź może nie posuwaj się do skrajności pisząc o ludziach, którzy ginęli za swój kraj "bohaterowie". "Rosjanie gardzą miejscową kulturą i tradycją"- muszą nią bardzo gardzić skoro tylko 30% z nich ma estońskie obywatelstwo, ale coś wątpie by sami byli tacy jak o nich piszesz, bo w tym tępie to wszyscy uzyskają obywatelstwo za jakieś 40 lat. A spróbuj żyć w jakimś państwie bez obywatesltwa, kiedy większość usług publicznych jest dla ciebie zamknięta. Nawet by im mogli dać tymczasowe obywatelstwo, i odbierać jeśli ten ktoś nie będzie się chciał integorwać, ale nie można w ten sposób traktować całych wspólnot.
No i sprawa pomnika, rozsierdziła nie tylko Moskwę ale też miejscowych Rosjan, także tych mających obywatelstwo. Dla Estończyków symbolizuje okupację, ale chyba zostawienie tego w takiej sprawie, że usuwa się pomnik a rezta może się zamknąć to nie jest rozwiazanie problemu dla kraju, co byście wy nie myśleli, i ci by nie myślał premier Estonii nie jest rozwiązaniem, bo budowanie państwa nardowego z taką liczną mniejszoscią nardową ( a nuiekidy nawet mentalnościową) jest trudne jesli nie niemożliwe. Ukraina jest tego przykładem.
Co prawda inni dyskutanci dali Ci skuteczny odpór, a nie może i mnie zabraknąć. Napisałeś m.inn. "Postaw się jednak przez chwilę w sytuacji estońskich Rosjan, np. takich w wieku średnim lub starszym, powiedzmy koło pięćdziesiątki czy sześćdziesiątki[ ...]".
Napisałeś to na poczatku maja 2007. Pogardzany przez Ciebie Estonia odzyskała niepodległość w 1991. Ileż to lat od tego czasu minęło? Ile lat wtedy mieli ci Twoi Rosjanie koło "pięćdziesiątki" czy sześćdziesiątki DZISIAJ? Co w tym czasie robili owi Rosjanie, których tak bronisz? To za krótko, żeby się po estońsku nauczyć? A może to same przygłupy, co im nic do głowy nie wchodzi? Nie, oni z rozmysłem i rasistowską nienawiścią kontestowali państwo, którego chleb jedzą i którego wódkę w rosyjskiej manierze i w rosyjskich ilościach "piją". Mysleli, że jakoś to będzie, będą żyć jak za Sojuza, bez kontaktów z estońskim motłochem. A za chwilę wjadą rosyjskie czołgi ze sławnej kantymirowskiej dywizji, ze nieba spadną spadochroniarze z dywizji spadochronowej, za radzieckich czasów z Kowna. Wkroczą siłowiki i strzałami w potylicę zaprowadzą rosyjski porządzek, jak ich dziadowie czynili w 1937 w całym Sojuzie, czy w 1940 w Katyniu. Niestety, nic z tych rzeczy. Państwo estońskie jest i będzie i ma prawo określać porządek na swoim suwerennym terytorium. A co da tzw. naszych w Rosji, to ja bym zalecał pognać ich do, na przyklad, tulskich lasów, gdzie do dzisiaj walją się niepogrzebane kości "obrońców ojczyzny".
Jak już skończycie rozczulać się nad losem biednych estońskich Rosjan i odprawiać sabat czrownic nad Estonię, sugeruję Wam podyskutować nad okrutnym losem innej uciskanej onegdaj mniejszosci - Niemców Sudeckich. Tych biednych i nieszczęśliwych ludzi, kubek w kubek żyjących w analogicznej do estońskich Rosjan sytuacji tak okrutnie perfidni i zdradzieccy Czesi uciskali, że musiał im przyjść na pomoc sam Fuhrer Tysiącletniej Rzeszy Hitler Adolf. A jak się rozeznał w bezmiarze czeskich zbrodni wobec współrodaków, ich strasznym losie, to nie pozostało mu nic innego, jak ich rdzenne i macierzyste Sudety do Niemiec pzyłączyć. Niestety, rozwiązanie to okazało się niewystarczajace i trzeba było państwo czechosłowackie, antyniemieckim amokiem ogarnięte zlikwidować, a część jego najpodlejszą Rzeszy Trzeciej podporządkować jako Protektorat Czech i Moraw. Wydawało się, że wreszcie Niemcom europejskim od Vaterlandu zdradziecko odłączonym krzywda się dziać przestanie, niestety wyszło wtedy, że jacyś tam sanacyjni pułkownicy Niemców swoich nieszczęsnych kto wie, czy nie gorzej niż Czesi, prześladowaniom poddają. To i za pułkowników tych państwo, Drugą Rzeczpospolitą zwane wziąć się musiał Wódz Niemiec, zamiast autostrady i Volkswageny budować. Tak, jak potęne mocarstwo raz się za obronę swoich ościennych rodaków weźmie to końca takiej obrony nie widać, który to przykład pod rozwagę Wodzowi Rosjan Rutinowi, a i jego WIERNEMU NA ZAWSZE FANCLUBOWI uwadze polecam.
urzędowa jedno- lub wielojęzyczność to kwestia tradycji i, że tak powiem, pewnej filozofii danego państwa. RÓżnie z tym bywa. Finlandia jest dwujęzyczna, ale np. Francja coś się nie kwapi do przyznawania arabskiemu oficjalnego statusu - choćby regionalnie. Ani Niemcy tureckiemu. I chyba nikt jakoś szczególnie nie nawołuje, żeby przyznali. Mówię o arabskim i tureckim, bo to są akurat największe mniejszości językowe w tych krajach - kieszonkowe grupy regionalne w rodzaju Łużyc, Bretanii czy polskiej Opolszczyzny nie byłyby tu właściwym porównaniem.
Do której z tych mniejszości bardziej podobni są estońscy Rosjanie? Właściwie do żadnej - ale jednak bardziej do Turków czy Arabów niż do Bretończyków czy opolskich Niemców: są bardzo liczni, są napływowi, zamieszkują głównie miasta, ich występowanie nie ogranicza się do jednego regionu.
W Estonii język rosyjski, choć nie ma urzędowego statusu, używany jest na każdym kroku. Działają państwowe szkoły rosyjskojęzyczne (czy w Niemczech istnieją tureckie? albo we Francji arabskie?). Nikt nie jest wynaradawiany. PRÓCZ TEGO istnieje wszakże wymóg znajomości estońskiego. W tym sensie estoński ma status uprzywilejowany, ma pierwszeństwo.
Moim zdaniem ten uprzywilejowany status jest estońskiemu niezbędny - po prostu dlatego, że rosyjski z wielu powodów ma nieporównanie większą siłę przebicia, i jeśli zostanie oficjalnie zrównany, to w oczywisty sposób zyska dominację - mimo że jest mniejszościowy. Oficjalna dwujęzyczność Estonii oznaczałaby w praktyce tyle, że wszyscy Estończycy musieliby uczyć się rosyjskiego, bo przytłaczająca większość Rosjan uznałaby, że estoński nie jest im potrzebny (niektórzy nadali są tego zdania - siła kilkudziesięcioletniej tradycji). W efekcie Rosjanin mógłby dogadać się po rosyjsku w Parnawie (gdzie większość stanowią Estończycy), ale Estończyk już nawet pomarzyć by nie mógł o dogadaniu się po estońsku w Narwie (i tak zresztą ma z tym kłopoty), a i w Tallinnie nie byłoby to oczywiste.
A taka sytuacja oznaczałaby marginalizację estońskiego i osłabienie jego możliwości rozwoju. Znowu stałby się językiem kultywowanym pokątnie przez lokalnych patriotów, pomału degradowanym do jakiegoś folkloru. Rosyjskiemu to nie grozi; rosyjski nie potrzebuje oficjalnego statusu w Estonii, żeby móc się rozwijać, bo ma ponad 100 milionów użytkowników i główne ośrodki jego rozwoju są gdzie indziej. Wciąż nie tak mało Estończyków zna rosyjski - i nawet kiedy wymrą ci wychowani w ZSRR, zawsze ktoś będzie się tego języka uczył. Natomiast jedynym miejscem, gdzie estońszczyzna ma jakąś szansę na pełnowymiarowy rozwój i pełnowartościowy status, jest Estonia.
Dlatego Estończycy grają o większą stawkę, dużo więcej mają do stracenia. Dla nich to naprawdę jest kwestia językowego przetrwania. Sugestia zrównania obu języków w prawach jest w istocie sugestią, aby Estończycy dali sobie spokój i pogodzili się z marginalizacją własnego języka.
(Co do pomnika - rzeczywiście mogli się zastanowić trzy razy, czy taka konfrontacja jest im potrzebna).
JK: "większość usług publicznych jest dla nich zamknięta"? Część stanowisk publicznych niewątpliwie tak, poza tym w wyborach centralnych nie głosują, ale w lokalnych już owszem. Są objęci wszelkimi systemami społeczno-zdrowotno-emerytalnymi. Mają paszporty, z którymi mogą jeździć po Unii. Wspominam o tym, bo różni ignoranci wypisują tu coś o apartheidzie.
Analogiczna sytuacja była w XIX-wiecznej Polsce z tzw. litwakami - Żydami, którzy woleli mówić po rosyjsku niż po polsku i w żaden sposób nie utożsamiali się z polskimi dążeniami niepodległościowymi.
Zapomniałbym: zarówno w Estonii, jak i na Łotwie jeden z 4 kanałów państwowego radia nadaje w całości po rosyjsku.
Czerwony: wszystko ci się plącze. Mniejszości słowiańskie w Inflantach rzeczywiście istnieją od dawna, ale ci zasiedziali Słowianie stanowią niewielką część obecnej społeczności. Oni akurat zawsze byli pełnoprawnymi obywatelami tych krajów. Większość Rosjan przyjechała za ZSRR, zwłaszcza w latach 60. i 70.; problem z obywatelstwem dotyczy tylko tych przyjezdnych. Nie "słowiańskość" jest kryterium dyskryminacji, ale to, czy ktoś mieszka w kraju od przedwojnia, czy też przyjechał za czasów radzieckich.
Mówiąc "kompletnie obcy" miałem na myśli nie codzienne obsłuchanie się, lecz brak jakiegokolwiek pokrewieństwa z rosyjskim. Zresztą idąc twoim tokiem myślenia: młodzi Estończycy, ci urodzeni po 1975, słyszą rosyjski na co dzień, na ulicach i wszędzie indziej, winni zatem choć trochę go znać, nie sądzisz? Tym bardziej, że jest to język zarówno ich wielkiego sąsiada (Venemaa), jak i ich sąsiadów w dosłownym sensie. Jeśli nie znają, czyż nie jest to ich zła wola, forma manifestacji politycznej? Propozycja dla Estonii i Łotwy: wprowadzenie rosyjskiego jako czegoś na kształt pomocniczego języka urzędowego. Zdaje się takie rozwiązania praktykowane są w niektórych państwach, i to z pożytkiem dla wszystkich, zawsze to chyba lepiej znać jakiś kolejny język (nawet jeśli to miałby być tak mało wartościowy, jakim dla niektórych jawi się rosyjski). A swoją drogą ciekawe, że problem mniejszości rosyjskiej w zasadzie nie występuje na Litwie; Rosjan też tam mnoga, oczywiście mniej niż w EST i LV, ale lokalnie stanowią przecież poważny odsetek (Wilno, Kłajpeda).
istotnie, analizując obecność Rosjan w Pribałtyce trudno znaleźć jakąś europejską pararelę. Jeśli w ogóle możliwe są tu jakiekolwiek porównania, to skłaniałbym się raczej ku Hiszpanom w Katalonii czy Baskonii. Nie sądzisz, że to jest w sumie najbliższe? (Turcy w BRD czy Arabowie we Francji - kategorycznie odpadają).