Dajcie spokój towarzysze.
Chiny to najlepszy dowód, że liberalne zasady to już
tylko historia.
Bowiem u nich gospodarka jest kierowana, a wzrost dochodu najwiekszy w swiecie! I to od ponad 20 lat!
Najwyższy też czas wysłac studentów do Chin, co by się nowoczesnej ekonomii nauczyli!!!
Bo te nasze liberalne profesorki najwyraźniej są gówno warte!!!
TFU!!!
że Tadeusz Kowalik nie wie lub nie chce wiedzieć, komu daje teksty.
już wieki temu wieszczyłam, że żółta zaleje świat...
Ten tekst to przecinek w mojej przepowiedni, niestety...
Hyjdla,(reinkarnacja Saby), tej od przepowiedni i innych dyrdymałów!!!
1. U nas wszystkie partie sejmowe, to partie posiadaczy
zubożenie informacyjne dotyczy także reżimów liberalnych; wystarczy wspomnieć o wojnie w Jugosławii, Iraku,Afganistanie, czy dostęp do informacji o samobójstwach i zgonach z powodu ubóstwa.
2. akcjonariat pracowniczy szeroko występuje w Polsce; nie wynika wcale z niego lepsza sytuacja bytowa, związkowa czy szybszy rozwój gospodarczy
3. opłat za edukację i zdrowie nie popieram, ale w przypadku Chin znajduje to pewne uzasadnienie; mianowicie Chiny to tak duże państwo, że nie ma dostatecznej zdolności kontroli wydatków budżetowych, stąd bezpośrednie finansowanie, które nie jest szkodliwe tak długo, jak długo pracownicy, robotnicy i rolnicy mają zagwarantowane minimalne dochody,co tu dużo mówić; Polska jest mrówką w porównaniu z Chinami, a nie ma kontroli i dyscypliny finansowej w ogóle, u nas cały system po prostu się wali; wyobraźmy sobie, gdyby ten masz burdel z wielopartyjnymi złodzejami przenieść do Chin...
4. Różnice w rozwoju województw i powiatów w Polsce (czyli podział na POlskę A i B) są większe niż przytoczone przez autora. PKB per capita Warszawy to obecnie ponad 80 tys. zł, podczas gdy woj. opolskiego po odliczeniu miasta wojewódzkiego - 8 tys. zł. Jeszcze większe różnice są w inwestycjach - Polska B 600 do 1200 zł per capita, Polska A - powyżej 5 tys a wniektórych latach nawet 12 tys.
5. wskaźniki rozpiętości dochodowych wzrastają ponieważ rośnie różnica między wsią, małymi miasteczkami a dużymi miastami. Dlatego te wskaźniki są wyższe niż w w wspomianej Korei czy Japonii, w których to pańśtwach udział ludności wiejskiej i wiejsko-miejskiej jest niewielki. Natomiast trudno mówić o rozpiętości wynagrodzeń wśród pracowników, bo te kształtują się na poziomie 1:6 rolnik do specjalisty (obejmując kadrę kierowniczą podstawowego szczebla). U nas relacje te kształtują się jak 1:300 w obrębie tego samego przedsiębiorstwa, a nie tylko firm w róznych regionach...
6. " Najnowsze doświadczenia historyczne tych państw obaliły dawny przesąd, że początkowe fazy uprzemysłowienia muszą się wyrażać we wzroście nierówności."
twierdzenie fałszywe z powodu doboru przykładów; żadne z tych państw nie miało równego społecznie uprzemysłoweinia; pomijam już fakt, że przytoczone kraje (poza koreą płd) przeszły uprzemysłowienie dwa wieki temu. z kolei korea płd była w sposób nieprawdopodobnie wielki wspierana przez USA; kształcono na amerykańskich uniwerkach kadry inżynierskie za darmo; udstępniano za darmo nowoczesne technologie, wreszcie to amerykanie wybudowali za własne pieniądze i oddali w władanie korei elektrownie, które przez długi czas stanowiły główne pokaźne źródło dochodów z eksportu energii do sąsiadów... Tyle, ile korea płd dostała środków i inwestycji, to chyba żaden inny kraj nie dostał; a wyniki są mierne; poziom rozwoju portugalii; niepełna demokracja dopiero od 1990 roku (w tym roku były pierwsze wybory demokratyczne)
Chiński "socjalizm" to nic innego jak biurokratyczny, państwowy kapitalizm.
"a każda inicjatywa stworzenia partii demokratycznej jest duszona w zarodku"
Ple, ple, ple... W Polsce można se stworzyć partię demokratyczną, ale co z tego, skoro ludzi to w ogóle nie interesuje. Członkostwo w partiach - minimalne, promil społeczeństwa. Zainteresowanie partiami - jeszcze mniejszy. Partycypacja w wyborach - 40% parlamentarne, skoro żyjemy w neokapitalistycznej republice parlamentarno-gabinetowej; w uzupełniających - ok. 2%. Śmiech i tyle! W Chinach pod przymusem tysiąc raz więcej chodzi.
Prof. Kowali pisze, że w realnym socjalizmie to ponoć "przepływ informacji podlega "naturalnemu" procesowi zubożenia oraz manipulacjom, a często także - fałszowaniu"
Ach, och, ach - a w realnym kapitalizmie przepływ informacji jest obiektywny, czysty i szczery jak łza, a wszystko po to, żeby ludzie mieli dostęp do KRYNICY neoliberalnej PRAWDY! CNN nie zubaża i nie manipiluje, o nie! Prof. Kowaliku - WSTYD za przeproszeniem farmazony pleść.
O jakim kraju mowa w następującym zdaniu: "doniosłym i społecznie nabrzmiewającym problemem są rażące nierówności w dostępie do usług zdrowotnych"? Chyba o Stanach Zjednoczonyc - pasuje jak ulał!
Wiecie ile wynoszą różnice w dochodach top-neoliberalnych menedżerów w USA i zwykłych roboli, blue czy white workers'ów? Na pewno więcej niż: "w 1992 r. rozpiętość w dochodzie per capita pomiędzy Guandongiem i prowincją najuboższą (Guizhou) była czterokrotna, a między tą prowincją i Szanghajem lub Pekinem – prawie sześcio- i ośmiokrotna." Różnice w dochodach między Nowym Orleanem i Nowym Jorkiem, no, kto poda?
Gdybyś znał choć cząstkę prac prof. Kowalika dotyczących komparystycznych studiów systemów ekonomicznych, nie plótłbyś bzdur albo nie manipulował tak bezczelnie. Sugerujesz, że profesor dowala Chinom po to, by wybielić USA? Nie znam wśród polskich ekonomistów (i to pierwszego garnituru) równie zdecydowanego krytyka wszystkich tych cech neoliberalizmu, o których piszesz (od nierówności majątkowych po oligarchizację światka biznesowo-medialno-politycznego). Żeby było śmieszniej, Kowalik poruszał te zagadnienia również w popularyzatorskich tekstach publikowanych np. w miesięczniku "Dziś", który - sądząc po treści Twoich postów - powinien być Ci znajomy. Nie ma to jak "zaangażowany recenzent", który nie zna ani węzłowych pozycji z dorobku recenzowanego przez siebie autora, ani nawet tekstów publikowanych w prasie o zbliżonym do jego własnej (sic!) orientacji ideowo-politycznej. Tyle z mojej strony, szkoda mi czasu w piękne niedzielne popołudnie na dyskusje z anonimowymi internetowymi nieukami udającymi mędrków-ekspertów od wszystkiego.
Polemika kolegi "zwierze_prosiak" jest zbudowana na zasadzie "nieprawda że na Biegunie Północnym jest zimno, bo na Biegunie Południowym jest zimno".
Materiał zawarty w artykule jest niezmiernie interesujący i skłania do przemyśleń. Warto się zastanowić, czy sukcesy gospodarki Chin są dowodem na prężność komunizmu, czy raczej należy je zapisać na konto "drapieżnego kapitalizmu". Fanatycy obu opcji chętnie przyznają się do tego, że ich koncepcja patronuje chińskiemu rozwojowi, więc ciekawe jest zapoznanie się z materiałem pozwalającym to ocenić i wypracować własne zdanie.
Jeśli chodzi o blokadę informacyjną, to oczywiście występuje w wielu środowiskach, tyle że w naszym socrealu miała postać wynaturzonych komunikatów, nowomowy, owych słynnych "został ustąpiony na własną prośbę" (aktualne do dziś!). W środowisku wolnorynkowym informacja jest przede wszystkim towarem i narzędziem zdobywania zysków.
Sytuacja diametralnie odmienna, ale skutek dla odbiorcy podobny.
W sprawie rozpiętości dochodowych - czym innym są różnice dochodu w przekroju społecznym (obrazowane np przez indeks Giniego) a czym innym różnice regionalne. Można sobie wyobrazić np. program ujednolicenia poziomu materialnego regionów Europy polegający na tym, że nasza elita finansowa dociąga do poziomu Zachodu, a ich średniacy obsuwają się na poziom krajów postkomunistycznych.
Wśród krajów wysoko rozwiniętych to właśnie USA są wyjątkiem ze swym względnie dużym indeksem Giniego. Pozostała czołówka charakteryzuje się raczej równomiernością niż polaryzacją bogactwa i ubóstwa.
Pozostawiając na uboczu kwestię nieharmonijnego rozwoju regionów nie sposób szukać źródeł wzrostu w powiększaniu rozpiętości dochodowych, bo to jest ruch w przeciwną stronę!
W każdym razie ja w to wierzę. Inaczej nie pisałbym na portalu "lewica".
ChRL jest zdeformowanym państwem robotniczym a nie "państwowym kapitalizmem".
ze nie ma podzialu klasowego i rzadzi proletariat? ;-))))))))))))))
"W sprawie rozpiętości dochodowych - czym innym są różnice dochodu w przekroju społecznym (obrazowane np przez indeks Giniego) a czym innym różnice regionalne.(..) to jest ruch w przeciwną stronę!"
Wszystko się zgadza, z jednym wszkaże wskazaniem. Nie da się osiągnąć korzystnego wskaźnika Gini, jezeli występują duże różnice międzyregionalne. A to dlatego, że wskaźnik ten jest zbudowany o dane wysoce zagregowane. Gdyby był on ważony, tj. budowany w oparciu o wskaźniki Gini dla danych regionów lub obszarów wieś-miasto, wtedy różnice te nie miałyby znaczenia, a wskaźnik sam uwydatniałby jedynie faktyczne różnice między bogatymi a biednymi. Natomiast przy dużych różnicach międzyregionalnych, obrazuje on w większym stopniu zróznicowanie poziomu rozwoju poszczególnych obszarów, niż zróznicowanie poziomu dochodu poszczególnych grup społecznych. Taka to uroda wskaźników zagregowanych. To samo jest z średnią arytmetyczną, która daje sensowny obraz jedynie, gdy rozkład badanej cechy jest zbliżony do normalnego (występuje statystycznie nieistotna różnica w rozkładzie wzorcowym a populacyjnym),
Nawiasem mówiąc, nam przecież nie chodzi o uzyskanie korzystnych wskaźników, ale pożądanej sytuacji spoleczno-ekonomicznej. Tak więc nie ma co kruszyć kopii o wskaźniki, bo mają one swoje ograniczenia, prawda?
do "Thor"
Dziękuję za zainteresowanie moim wpisem.
Szczerze mówiąc, zacząłem pisać, a potem zobaczyłem wpis "_michal_" i uznałem, że to on trafił w 10-kę, ale trzeba było już jakoś dokończyć...
W kwestii indeksu Giniego i dysproporcji regionalnych będę obstawał przy swoim. Gini index jest mocno zagregowany, więc uwzględnia także różnice regionalne. Poza tym - różnice regionalne na poziomie 1:4 odczuwalibyśmy jako katastrofalnie duże a różnice dochodów indywidualnych w tej skali mamy na co dzień i to one w większym stopniu wpływają na index G. Zresztą, co tu się spierać: "...nam przecież nie chodzi o uzyskanie korzystnych wskaźników, ale pożądanej sytuacji społeczno-ekonomicznej". Pod tym się podpisuję.
Za to broniłbym posługiwania się statystyką i "wskaźnikami", bo użyte właściwie dają obiektywny obraz problemu. Osobiście należę do tej mniejszości (chyba), która uważa że matematyka jest pasjonująca a bez niej dyskusja zmienia się w pustosłowie. Nawet przy uwzględnieniu faktu, że wśród kłamstw można wyróżnić zwykłe, wielkie i ... dane statystyczne.