nie ma aborygenów. A jednak istnieje tu zbiorowość atakowana pry użyciu rasistowskiej hate speech. Jest to większość społeczeństwa, zarabiająca przeciętnie lub mniej niż przeciętnie i mająca raczej konserwatywne przekonania obyczajowe. W polskiej odmianie "hate speech" nazywa się ją moherowymi beretami.
Rasistowska nienawiść rozciąga się również na partie polityczne (PiS, Samoobrona, LPR), które biorą obronę ludzi atakowanych przez rasistów.
Warto zdobyć się na odwagę wystąpienia przeciw polskim rasistom z PO i SLD.
Gratulację Alfabetto.
Bierz pod uwagę to że związany z tymi formacjami pewien ksiądz finansowany przez burżuja rasistę z Urugwaju nazwijmy go po imieniu "sk....syn" tą zaściankowość i ciemnotę w narodzie szerzy.
Twoje peany na cześć Leppera z okresu kampanii prezydenckiej (pod innym nickiem) jeszcze parę osób chyba pamięta, jak i to, że nazywałeś Leszka Millera "mężem stanu". Teraz okazuje się, że np. każdy, kto walczy z homofobią, okazuje się rasistą, walczącym w imię "przywilejów" (czyli praw) "krzykliwej mniejszości", czyli grupy uciskanej. I nic tu nie zmienia, że istotnie pewnie łatwiej nieraz wyleczyć słuchaczkę Radia Ma-ryja z homofobii niż Tuska z miłości do podatku liniowego. Tak czy siak, widać, że stajesz na pozycji obrony zaprzaństwa i czarnoseciństwa.
Przede wszystkim jest to część kampanii, mającej za cel przeciwstawienie partii drobnoburżuazyjnych (PiS, LPR) i kułackiej (SO) PO i SLD jako "jedynej rozsądnej alternatywy", i zablokowanie możliwości budowy prawdziwej, antykapitalistycznej lewicy.
Skoro (bardzo słusznie) tak nazwany został premier Australii, to jak nazwać Ariela Szarona i Ehuda Olmerta - właśnie finalizowana jest budowa muru separacyjnego (muru apartheidu) na Zachodnim Brzegu.
to był alfabetto. Oj allabetto przecież twierdzisz teraz że dobrze iż wziął za mordę Leppera Jaro Kaczy Kaczy Kaczy -ński. Co to ma qr.a znaczyć. Tak się potrafisz odpowiednio przemalować co do kolejnej panującej władzy tym razem jak to ujął PMB, drobnoburżuazyjnej.
Po pierwsze - nieprawda, że "przeciętnie i marnie zarabiający" głosowali akurat na rządzącą koalicję. Głosowali różnie.
Po drugie - Twoja teza, że przeciętny Polak ma poglądy konserwatywne a la "Gość Niedzielny" (bo chyba tak należyy rozumieć te "moherowe berety"?), jest zwyczajną potwarzą. Badania socjologiczne tego nie potwierdzają, zresztą codzienna praktyka też nie. Na szczęście.
po pierwsze piszę o poglądach "raczej konserwatywnych". Bynajmiej nie uważam, że Polacy są w większości konserwatywnymi ortodoksami.
A po drugie i ważniejsze, nie probuję tu akurat charakteryzować przeciętnego Polaka. Twierdzę tylko, że elita popierająca PO-LiD wyobraża sobie Polaków spoza swojego kręgu jako fanatycznych, skrajnych konserwatystów. Gardzi nimi również za to, że - nie chcą czy nie mogąc ze względów finansowych - Polacy ci nie prowadzą nowobogackiego stylu życia.
Typowym przykładem mentalności, którą opisuję, jest wypowiedź Kingi Dunin, że lewica jej opcji nie przeciwstaWiała się pacyfikacji fabryki w Ożarowie, bo "konserwatyzm", który jakoby cechował tamtejszych robotników, "jest wrogiem".
Elita PO-LiD-owska patrzy na resztę społeczeństwa trochę tak, jak w swoim czasie Burowie na czarnych mieszkańców RPA.
Oczywiście, czasami tymi pogardzanymi przez siebie obywatelami - według niej - gorszego gatunku się posługuje (tak jak ostatnio pielęgniarkami). W armii RPA też istniały odziały złożone z czarnych.
West: akurat "Gość Niedzielny" i tzw. "mohery" to nieco inne bajki. "GN" to taki trochę "TygPowsz" w wersji popularnej, a poglądy wspomnianych grup społecznych wyrażają raczej "Nasz Dziennik" czy tygodnik "Niedziela". Kiedyś było jeszcze post-paksowskie w klimacie "Słowo.Dziennik katolicki", ale chyba już nie istnieje.
W kwestii rozkładu preferencji wyborczych to jednak ABCD ma chyba rację. Millerowskie SLD było co prawda w wyborach 2001 r. "partią protestu", ale 4 lata później ich głosy przejęły PiS i Samoobrona (ta ostatnia także PSL-u). Choć była jeszcze druga część elektoratu PiS, która liczyła na sojusz z Platfusami i kręciło ją bardziej "silne państwo" niż "solidarne".
PBM: dziwne, wydawało mi się, że kulturowe nawyki i uprzedzenia trudniej zmieniać niż przeciwstawiać się niesprawiedliwym procesom gospodarczym (czyli w podanym przypadku prowadzić walkę pracowniczą - najpierw o płace i warunki pracy, potem stopniowo o większą partycypację w podejmowaniu decyzji, aż do zmian systemowych).
trydno sobie wyobrazić (od sławetnej "hołoty" po codzienne traktowanie osób inaczej myślących jako wrogów państwa). Więc nie porównujmy PiS-owskiego rozpasania z trzymającymi się zawsze w ramach przyzwoitości politykami PO czy SLD (z którymi zgadzać się wcale z tego powodu nie musimy). Co do "umiarkowanie konserwatywnych" - elektorat SLD rozpłynął się po wszystkich partiach, w znacznej części pozostał w domu podczas wyborów, ale z tego wcale nie wynika, że eks-elektorat lewicy zaczął się utożsamiać z faszyzującym kursem PiS (choć zapewne dla części drobnomieszczaństwa ten kurs jest "swój").
_Michal_ - masz rację z "Gościem Niedzielnym".
Politycy SLD: Długosz, Jagiełło, Sobotka, Czarzasty, Jakubowska, Ungier, Siwiec, Piechota "trzymali się w ramach przyzwoitości"!? Myślę, że skala ich skorumpowania była - łagodnie mówiąc - trochę nieprzyzwoita.
A wyczyny Kwaśniewskiego w Charkowie? Prezydent ma prawo być człowiekiem i sobie na różne rzeczy pozwalać. Ale śmierć za swój kraj szanuje się niezależnie od różnic w poglądach. Gdyby Clinton przewracał się na grobach Amerykanów poległych w II wojnie światowej, to zapewne Senat by go jednomyślnie zmusił do odejścia.
A wypowiedź J.Kaczyńskiego o socjalizmie jako "ustroju hołoty" była istotnie bardzo niemądra. Jednakże, dużo ostrzej na podobny temat wypowiadał się kiedyś premier z KLD, późniejszy unita wolności Bielecki. Podobne poglądy wypowiadał kilka lat temu obecny idol lewicy okołoSld-owskiej, Palikot.
Wracając do zxasadniczego tematu. Agresja zwolenników PO i SLD wobec moherowych beretów jest pretekstem do wyrażenia pogardy wobec ludzi stojących niżej w hierarchii majątkowej i towarzyskiej.
PiS też ma swoją retorykę agresji, ale kieruje się ona w stronę elit, a nie mas.
Dokładniej, Bielecki i Palikot wieszczyli, że PRL przyniosła Polsce większe straty niż okupacja hitlerowska.
Ciekawe, że lewica SLD-owska nie ma do nich o to urazy.
Zauważmy że PiS nie atakuje elit finansowych, nie atakuje elit władzy (w tym sensie że nie promuje decentralizacji władzy, na przykład). Atakuje całkiem konkretne niewyygodne z punktu widzenia PiS środowiska: prawników, dziennikarzy, naukowców. Nie ma więc mowy o jakimś demokratyzmie PiS, chodzi jedynie o walkę ze środowiskami sprzeciwiającymi się (lub potencjalnie zdolnymi do sprzeciwu) monpolizacji władzy w państwie przez tę partię. P.S. Czemu miało służyć wrzucenie do jednego worka takich osób jak Piechota i Jagiełło?
może przynosić różne skutki, prowadząc do zdemokratyzowania życia społecznego lub czegoś wręcz odwrotnego. Wyobraźmy sobie, że w Rosji zamiast Putinowskiej silnej władzy centralnej mielibyśmy władzę zdecentralizowaną. W każdym regionie panowałby wtedy skorumpowany mały dyrektorek. Również u nas przekazywanie władzy "w dół, do samorządów" często sprowadzało się do oddawania jej lokalnym klikom.
mówi się, że Kaczyńscy są wrogami wykształcenia i ludzi nauki. A jednak obydwaj mają stopnie naukowe, a jeden nawet tytuł. Tymczasem elity III RP składały się z ludzi o bardzo miernym wykształceniu. Magistrów Kuronia i Michnika można jeszcze usprawiedliwić tym, że byli represjonowani, a więc nie mieli warunków do rozwoju naukowego. Ale dlaczego magistrem nie chciał zostać Kwaśniewski? I, zdaje się, również Mazowiecki?
A dużo ostrzejszą lustrację niż forsowana przez Kaczyńskich przeprowadzono w środowisku naukowym w byłej NRD, za rządów Helmuta Kohla. Mało kto z tego powodu uważa Kohla za wroga naukowców.
Obaj są doktorami. Pochlebcy tutułują prezydenta "profesorem", bo pracował czas jakiś na stanowisku profesora. Co do przewrotnej logiki ABCD - "obywatelom nie powinno się dawać za dużo władzy, bo jak ją dostaną, to jeszcze narobią jakich głupot, np. wybiorą nie tych co trzeba" - pozostawiam bez komentarza.
L. Kaczyński jest doktorem habilitowanym. Nie musi stąd wynikać, że ma wysoki poziom umysłowy.
W sumie jednak, trochę śmieszny jest podział, w którym to on jest wrogiem "wykształciuchów", natomiast czołowym autorytetem polskich intelektualistów jest mgr Michnik. A prezydentem, którego ci intelektualiści cenili - Kwaśniewski, który do tego stopnia lekceważy wykształcenie, że nie chciało mu się nawet postarać o tytuł magistra.