Nie jest możliwe zdefiniowanie "racjonalności" bez moralizowania, czyli ocen wartościujących. W potocznym rozumieniu "racjonalne" oznacza że prowadzi do lepszych długoterminowych rezultatów ekonomicznych, tylko oczywiście nie wspomina się już dlaczego długoterminowe zawsze muszą być lepsze od krótkoterminowych, a jak wiadomo nie zawsze są (granie w totka można wted nazwać nieracjonalnym, bo na dłuższą metę się traci, tylko co z tego, na dłuższą metę wszyscy będziemy martwi). Fołtyn nazywa racjonalnymi wydatki na edukację i zdrowie dzieci, zamiast na konsumpcję, i zakłada że państwo jest w tym racjonalnym wydawaniu lepsze od osób prywatnych. Po pierwsze informuję Fołtyna że wydatki na edukację i zdrowie to także konsumpcja, i decyzja ile na nie przeznaczyć to kwestia priorytetów konsumpcji, a nie racjonalności. Po drugie zupełnie nie wiadomo dlaczego Fołtyn uważa że państwo rzeczywiście ma te priorytety lepiej poustawiane niż osoby prywatne. Przykładowo, państwo obecnie wydaje dużo pieniędzy na wojnę w Iraku, a jestem pewny że prywatne osoby, gdyby nie zabrano im tych pieniędzy przez podatki, wydałyby je częściowo właśnie na edukację i zdrowie. Państwa socjalistyczne także jakoś nie mają rewelacyjnej historii jeżeli chodzi o priorytetyzowanie konsumpcji. Dalej Fołtyn wyjaśnia racjonalność pomocy biednym i chorym, której także nie można zaprzeczyć, tyle tylko że Fołtyn rozpatruje jedynie jedną stronę medalu, czyli że wydatki mogą powodować skutki pozytywne, a nie bierze pod uwagę że haracze podatkowe lub dodrukowywanie pieniędzy (dwa główne źródła finansowania państwa), mają przecież negatywne skutki, i nawet gdyby wszystkie wydatki państwa miały pozytywne skutki (co nie jest prawdą, weźmy choćby uzależnienie bezrobotnych od pomocy państwowej), to trzeba by je jeszcze porównac z negatywami haraczów podatkowych. Ale tutaj, jakże świetnie się składa, Fołtyn odkrywa nowe prawa ekonomiczne, a mianowicie "racjonalność" podatków, czyli rzekomo im więcej podatków płacimy, tym większa motywacja do pracy. Istnieje prawda potwierdzona historycznie, że krzywa podaży pracy PRACOWNIKÓW zakrzywia się do tyłu, czyli im wyższe zarobki, tym bardziej cenią czas wolny, czyli zmniejsza się globalna podaż pracy. Na nieszczęście dla Fołtyna, to prawo prawie nie dotyczy firm, może z wyjątkiem jednoosobowych i bezkapitałowych. Firmy bowiem w kapitaliźmie kierują się jedynie zyskiem. Im większy zysk, tym więcej firma produkuje, bo może po prostu zatrudnić więcej pracowników. Jeżeli więc dowalimy haracz podatkowy przedsiębiorcom, produkcja musi spaść, bezrobocie musi się zwiększyć, bo firmy albo ograniczają produkcję lub po prostu bankrutują. Pominę bez komentarza o "sprawiedliwości" wyższych podatków tylko dlatego bo ktoś więcej zarabia "niż jest warta jego praca", tu już wchodzimy w utopijną metafizykę ocen wartościujących oraz utopijne pojęcia jak niby urzędasy miałyby ocenić obiektywnie "wartość pracy" każdego z nas :) Fołtyn finalizuje pochwałą urzędów troszczących się o wolny rynek i konkurencję. Tutaj mamy do czynienia z morzem ekonomicznej ignorancji. Po pierwsze, urzędy takowe dziwnym trafem są bardzo podatne wpływom najbardziej zainteresowanych i zorganizowanych grup nacisku, czyli dużych molochów pragnących wyeliminować z rynku tańszą konkurencję przy pomocy koncesji oraz regulacji znacznie podnoszących koszty funkcjonowania, tak aby małe firmy nie było na nie stać. Najbardziej widoczne to jest np w farmaceutyce. Jeżeli nie ma takich regulacji, małe firmy są w stanie bardzo szybko podkopać pozycję nawet największego monopolisty. Często są przytaczane argumenty że taki duży moloch może zniszczyć mniejszą konkurencję przez stosowanie dumpingu. Niestety nikt nigdy nigdzie nie udowodnił że dumping był stosowany (to co się nazywa "dumpingiem" to po prostu tańsze produkty, często z zagranicy), co łatwo wyjaśnić bo z ekonomicznego punktu widzenia nie jest on możliwy. Przy prawdziwym dumpingu, czyli sprzedawaniu poniżej kosztów produkcji, moloch codziennie traci morze pieniędzy, podczas gdy mniejsza konkurencja jest w stanie tymczasowo zmniejszyć produkcję i poczekać aż moloch się wykrwawi. Tylko dzięki przemocy państwa, czyli dzięki urzędom regulacji rynku, jest w stanie sobie zagwarantować monopolistyczną pozycję.
Kiedy to bylo - z pol roku temu? - gdy w wywiadzie w Duzym Formacie postulowal "prywatyzacje wszystkiego". Przeciez to zalozenie z neoliberalnego konsensusu waszyngtonskiego jak nic! A przedstawial to jako bardzo racjonalne wtedy... Hi hi hi... Teraz to przemilcza. Gdybym miala tyle kasy, co on, to tez bym sobie pisala raz tak, raz tak, byleby zaistniec. Ale musze konsekwentnie dopytywac sie o wynagrodzenie za prace domowa. O! Moze pan Foltyn mi powie, jaki ma pomysl w tej sprawie, skoro taki madrala? Czekam na odpowiedz.
Pierwszy komentarz praktycznie zawarł wszystkie argumenty, które dobitnie udowadniają ignorancje Pana Fołtyna. Mnie jednak interesuje jak Pan Fołtyn chce mierzyć racjonalność. Jakich mierników będzie używał aby ja zbadać. Pan Fołtyn pisząc o nieracjonalności liberalizmu daje świadectwo braku wiedzy, co to jest właściwie ten liberalizm. A więc Panie Fołtyn, liberalizm nie zakłada, że ludzie działają racjonalnie (bo cóż to oznacza?). Liberalizm zakłada, ze ludzie działają na własne ryzyko i zbierają korzyści z ich niepopełniania, ale jednocześnie godzą się na poniesienie porażek. Na wolnym rynku, działania błędne sa szybko karane przez konsumentów lub przez konkurentów. Na wolnym rynku jest zależność wina-kara, dobre działanie-sukces. W działaniach rządu, czy państwa taka zależność nie występuje, a więc nie ma żadnego miernika czy podjęte decyzje były korzystne czy nie. Zwróćmy również uwagę na to, że działania rządu dotyczą praktycznie całego społeczeństwa. Konsekwencje błędu popełnionego przez rząd ponoszą wszyscy. Natomiast, w przypadku rynku, gdzie działa wiele podmiotów, koszty błędu ponoszą tylko ci, co skorzystali z usług podmiotu, który ten błąd popełnił. A więc to w przypadku rynku mamy do czynienia z dywersyfikację ryzyka, natomiast w przypadku działań państwa mamy do czynienia z jego koncentracją. Jako przedsiębiorca Pan Fołtyn powinien wiedzieć co jest lepsze. W swoim tekście Pan Fołtyn, oprócz błędów wynikających z niewiedzy, popełnia również błąd logiczny. Udowadnia, ze monopol jest zły, i ma rację. Tak jest zły. I wszystko byłoby dobrze gdyby, w kolejnym akapicie Pan Fołtyn nie stwierdziła, ze bardziej od rynku działa państwo. Tyle tylko, ze państwo też jest monopolistą. Tak więc monopol jest zły, ale monopolista państwo jest dobry.
skoro jedyną wadą Foltyna jest to, że ma kasę, to dla mnie jest w porządku.
Jliber, nie wiem, kto Ty jesteś (może Balcerowicz? :) ale nazywanie edukacji i ochrony zdrowia konsumpcją to nadużycie, którego mogą się dopuszczać jedynie autorzy Twoich chorych podręczników. Jeśli Cię stać na psychiatrę (choć i tak za późno), to może to i od biedy jest konsumpcja, ale jeśli Cię nie stać?
Tacy jak Ty demontują społeczeństwo jako takie, podważając podstawowe cele, dla których ono istnieje. Mam prośbę. Wypowiedz się, jak będziesz chory na raka i miał 80 lat i ani grosza przy duszy. Przecież to nie jest nieprawdopodobne. Uważasz się za tak sprawnego kowala swojego losu? Wystarczy wahnięcie pogody. Albo koniunktury na rynku.
Nie dość że jesteś skończonym egoistycznym draniem, to jeszcze jesteś z tego dumny. Skąd się Was tylu wysypało? Po Czarnobylu?
Wartościowanie jest konieczne dla normalnych stosunków międzyludzkich. Nawet jeśli jesteś darwinistą społecznym chorym na kult kasy, to też wartościujesz. Trzeba mieć jakąś etykę, gościu. A jaką, to kwestia umowna.
Ależ ty prostacka logike prezentujesz
"Na wolnym rynku, działania błędne sa szybko karane przez konsumentów lub przez konkurentów. Na wolnym rynku jest zależność wina-kara, dobre działanie-sukces. W działaniach rządu, czy państwa taka zależność nie występuje, a więc nie ma żadnego miernika czy podjęte decyzje były korzystne czy nie. Zwróćmy również uwagę na to, że działania rządu dotyczą praktycznie całego społeczeństwa. Konsekwencje błędu popełnionego przez rząd ponoszą wszyscy."
Wywodzisz z tego w sposob calkowicie wulgarny, że za bledne decyzje ponosi ryzyko tylko burzuj, a w przypadku panstwa cale spoleczenstwo. Zapominasz, ze ten burzuj na tym wolnym rynku nic nie robi sam. Wykorzystuje do tego ludzi, ktorzy jak w Polsce za grosze haruja na tego pasozyta. Jak taka łajza podejmuje ryzyko, to to ryzyko dotyczy przeciez przede wszystkim zatrudnionych u niego ludzi, ktorych o zdanie nie pyta i doprowadza "swoja" firme do upadku. Ta swinia najwyzej straci zyski, ale pracownicy, ktorzy na skutek podjetego przez niego ryzyka traca duzo wiecej - prace i srodki do zycia. Miedzy krwiopijca burzujem i panstwem jest tez taka subtelna roznica, ze w mniej czy bardziej rzeczywisty sposob, mamy wplyw na to co robi panstwo, chocby przez instytucje wyborow. Burzuja natomiast nikt nie wybiera, a decyduje o byc lub nie byc wielu ludzi. I to ma byc niby bardziej racjonalne? Puknij sie facet w czolo
"Reaganomika przyniosła niekwestionowane efekty Stanom Zjednoczonym. Miejsce stagnacji w rozwoju gospodarczym zajęło ożywienie, a zbliżony do zera wzrost PKB ustąpił miejsca sześcio-, siedmioprocentowej dynamice. Towarzyszył temu niezwykle szybki postęp technologiczny, organizacyjny i informatyczny, co pozwoliło USA zostawić daleko w tyle Japonię i Europę Zachodnią, które jeszcze tak niedawno miały całkiem realną szansę zdobycia pozycji lidera światowego. Ten swego rodzaju cud gospodarczy Stany Zjednoczone zawdzięczają właśnie doktrynie liberalno-monetarnej, na której oparto politykę gospodarczą. (...) Nie należy kwestionować atutów rozwiązania liberalnego. Są one oczywiste i łatwo je udowodnić. W gospodarce liberalizm przynosi większe korzyści niż protekcjonizm państwa. Daje przewagę produkcji bardziej efektywnej, tańszej i często lepszej".
"Niedawna likwidacja podatku od spadków była decyzją z punktu widzenia gospodarki nieracjonalną. Podatek spadkowy sprzyja rozwojowi gospodarczemu, co widać zwłaszcza w przypadku wielkich dziedzicznych fortun. Brak takiego podatku powoduje, że potomkowie bogaczy zwykle nie będą pracować, albo będą pracować mniej wydajnie niż pracowaliby, gdyby mniej odziedziczyli"
???????????????? Luke czys ty oszalał? zniesienie podatku spadkowego to dla 95% ubogiego polskiego społeczeństwa jest bardzo korzystne....to że parę % bogaczy na tym korzysta i być może z tych paru% kilkanaście % będzie siedziało na dupie to nie powód by 95% Polaków buliło ostrą kasę
rozumiem że wg ciebei rolnik przepisujac gospodarstwo na syna 10hetktrowe w mazowieckim warte z mlion zł zapłacił z 500 tys podatku
HAHAHAHAHAHHAHA
najlepiej wzorem żakowskiego ogłoś że podatek od spadku powinien wynosić 100%...
wogóle mnie ta logika poraża...ktoś kto duzo pracuje powinien płacić więcej by dłużej dochodzić do celu...
najlepiej wiec będize dla nas wszytskich jak się wprowadzi podatek w wysokości 99%...to dopiero będzie człowiek latami osiągał swe cele
a co do minimalnej pracy to zupełnei nie rozumiem czemu porównanie Polski z UK?
czemu Foltyn nie porównał jakiegoś kraju Ue w którym takowej płacy nie ma..bo nie wszystkim jest wiadomo że w niektórych krajach UE nie ma wogóle ustaawowej płacy minimalnej np w Danii czy w Niemczech
Widzę, że niewiele zrozumiałeś. Nie dziwi mnie to, gdyż lewactwo i logiczne myślenie to antonimy. Ale do rzeczy. Może najlepiej będzie podać przykład. Gdy wszystkie piekarnie należą do państwa i stosują tą samą recepturę to wszyscy klienci jedzą takie same pieczywo. Jeśli to pieczywo jest marnej jakości to wszyscy, całe społeczeństwo ponosi tego konsekwencje (jedzą niesmaczne pieczywo). Gdy piekarnie należą do osób prywatnych to siłą rzeczy stosuje się w nich różne receptury. Tym samym, jeśli jakieś piekarnie produkują liche pieczywo to strącą klientów (stratę poniesie piekarz) i klienci, który z piekarni tej korzystali. Zauważ, ze, jeśli prywatna firma pada, to jej pracownicy tracą pracę, ale od razu mogą poszukać nowej. Przedsiębiorca, którego firma upadnie traci swoją firmę, w którą włożył prywatny majątek, musi pospłacać kredyty itd. Koszty upadku firmy są dla jej właściciela o niebo wyższe niż koszty poniesione przez pracowników. Zwróć również uwagę, ze wybory odbywają się, co 4 lata, natomiast wybór na rynku dokonuje się codziennie, co minutę. Tak, to klienci, co sekundę decydują czy przedsiębiorstwo ma funkcjonować czy nie. Wyobraź sobie, ze raz na 4 lata będziesz mógł wybierać piekarnię, z które będziesz korzystał. Klienci na rynku głosują swoimi pieniędzmi i robią to codziennie. Taka jest właśnie różnica miedzy rynkiem, a państwem. Piszesz, że burżuja nikt nie wybiera, jak to nie, codziennie to robimy. Robimy to wydając pieniądze. Ba, przewagą rynku nad państwem polega również na tym, zę na rynku nie funkcjonuje zasada – prawa większości. Nie ma tak, że jeśli większość zdecyduje, aby piekarnia „A” obsługiwała całą Polskę, to ci, co tej piekarni nie uważają są zmuszani do korzystania z jej usług. Na rynku, każdy może poszukać sobie takiej piekarni, jaka mu odpowiada. A jeśli nie znajdzie, to może sam zacząć wytwarzać pieczywo. Rynek jest o wiele sprawiedliwszy.
Masz 100% racji. Każdy wartościuje, problem w tym, ze każdy wartościuje inaczej. Jeden po dowiedzeniu się, ze ma raka będzie usilnie chciał się leczyć. Natomiast inny wybierze się za wszystkie posiadane pieniądze na wycieczkę swego życia. Jeden trenuje sporty ekstremalne gdyż wartość jego życia jest mniejszą bądź równa emocjom towarzyszącym tym sportom. Inny uważa, ze jego życie jest tak cenne, że na rower nie wsiądzie. Tak każdy wartościuje. I powinien mieć możliwość podejmowania decyzji zgodnie z wyznawanymi wartościami. Państwo mu to uniemożliwia, a w najlepszym wypadku bardzo ogranicza. Jeśli dowiedziałbym się, ze mam raka i wszystkie badania wskazałyby, że pożyję jeszcze rok, to i tak państwo będzie mi zabierało pieniądze na emeryturę ograniczając mi możliwość np. realizacji przedśmiertnych marzeń.
Wadą Fołtyna jest nie to że ma kasę, tylko że najwidoczniej nie bardzo wie co z nią zrobić. W wolnym (czy też jak mówicie, "dzikim") kapitaliźmie najwięcej zarabiają osoby i firmy które najlepiej i najtaniej spełniają oczekiwania konsumentów. Zarabiają je nieprzypadkowo, ale właśnie po to aby pieniądze na potencjalne inwestycje trafiły dokładnie w ręce ludzi którzy potrafią te oczekiwania konsumentów najlepiej spełniać. Fołtyn, tworząc Gadu-Gadu, dokładnie tak zrobił. Jak widać musiało stać się to zupełnie przypadkiem, bo Fołtyn zamiast pomnażać swoje pieniądze poprzez następne pomysły biznesowe, czyli dalej pomnażać ilości zadowolonych konsumenentów, widać jednak nie ma na to pomysłu, i wolał się zająść potępianiem zarabiania w ogóle, oraz podziwia wizję urzędniczej wszech-regulacji, która gdyby rzeczywiście się spełniła, to musiałby pewnie parę lat czekać na urzędniczą licencję oraz opłacić za nią grube pieniądze aby to swoje Gadu-Gadu urochomić. To że akurat Fołtyn nie ma pomysłów na dalsze zagospodarowanie swoich pieniędzy i zajmuje się czymś innym, to jedynie fluktuacja. Według wolnego rynku, ma on potencjał, być może jeszcze go wykorzysta.
Prywatyzacja sama w sobie nie jest jednoznaczna z neoliberalną polityką. Zobacz choćby artykuł o służbie zdrowia w Kanadzie, gdzie usługodawcy medyczni są prywatni, ale finansowanie jest publiczne. Podobnie choćby z drogami i chodnikami, które budują prywatne firmy ale przecież za publiczne pieniądze i możemy poruszać się po nich bez opłat. Dla neoliberalizmu oprócz prywatyzacji ważny jest bowiem docelowo brak jakiejkolwiek kontroli i regulacji stosunków pomiędzy przedsiębiorstwem prywatnym a pracownikami, klientami czy nawet innymi podmiotami (monopole). Neoliberalizm nie uznaje także płacenia przez budżet za cokolwiek (skoro podatki to haracz, jak mówi Gilowska), więc każdy musi płacić sam za siebie, jest odpowiedzialny tylko za siebie i nie ma żadnych obowiązków wobec społeczeństwa. To jest istota neoliberalizmu, a nie prywatyzacja. Przecież przesiębiorstwo należące do pracowników jest też prywatne, więc socjaliści nie powinni odrzucać z góry własności prywatnej.
Co do odpłatności za pracę w domu- w szczególnośći jeśli chodzi o zajmowanie się dziećmi to powinno być to wynagradzane przez państwo, bo w ten sposób oddajemy przysłuję całemu społeczeństwu, więc całe społeczeństwo powinno nam płacić (poprzez podatki i budżet publiczny).
Przy okazji wspomnę że jestem za zniesieniem obecnego publicznego systemu emerytalnego i zastąpienia go jednakowym dla wszystkich gwarantowanym dochodem na starość.
Konsumpcją są wszystkie dobra które nabywamy nie jako kapitaliści, czyli po to aby coś wyprodukować i sprzedać z zyskiem, ale jako konsumenci, czyli po to aby poprawić sobie jakość życia (tu uwaga, każdy ma własne pojęcie co mu je poprawi, dlatego właśnie nie ma sensu mówić o racjonalności, bo to de facto jest narzucanie innym swoich własnych przekonań na to co poprawia jakość życia). Edukacja rzeczywiście jest często inwestycją, choć równie często konsumpcją. O wydatkach na leczenie można tylko mówić w kategoriach konsumpcji. Nie zrozum mnie źle, konsumpcja nie jest zła, wręcz przeciwnie. Konsumpcja stanowi cel istnienia wszystkich naszych działań, całej gospodarki. Celem inwestycji także jest konsumpcja. Ważny wybór jaki podejmujemy, oprócz tego co konkretnie konsumować, to czy coś skonsumować od razu, czy też zaoszczędzić, czyli zainwestować, aby być może skonsumować dzięki temu więcej w przyszłości. Najprawdopodobniej to właśnie w tym wg Fołtyna państwo jest lepsze.
Koleś skąd taki cyniczny prawicowy typ wziął się na tym portalu. Opowiadasz jakieś dyrdymały, które słyszę n on stop jak tylko włączę telewizor. Jeszcze pewnie wydaje ci się, że mówisz coś odkrywczego? Że skoro mówi tak telewizja i wielkie media to pewnie to prawda? Ten twój rynek zwreyfikowało życie. 2/3 społeczeństwa żyje w tym rynku w biedzie po 18 latach istnienia drapieżnego, dzikiego i najbardziej nieludzkiego kapitalizmu w Europie a ty nadal chwalisz rynek? Jesteś gorszy niż pzpr-owski beton w swoim wieloletnim stosunku do gospodarki centralnie planowanej. Opowiadasz jakieś brednie i pewnie nie odróżniasz gospodarki państwowej, w tej formie centralnego planowania z jednym rodzajem chleba, który podajesz za przykład, od gospodarki uspołecznionej, w której rzeczywiśc i właściciele, wytwórcy decydują o swoim ryzyku, a nie jakiś burżuj, psożyt, który nic nie robi poza podejmowaniem lepszych czy gorszych dla siebie decyzji, a czesto tragicznych dla zatrudnionych w jego firmie ludzi.
Piszesz "Przedsiębiorca, którego firma upadnie traci swoją firmę, w którą włożył prywatny majątek, musi pospłacać kredyty itd. Koszty upadku firmy są dla jej właściciela o niebo wyższe niż koszty poniesione przez pracowników. Zwróć również uwagę, ze wybory odbywają się, co 4 lata, natomiast wybór na rynku dokonuje się codziennie, co minutę. Tak, to klienci, co sekundę decydują czy przedsiębiorstwo ma funkcjonować czy nie." I kolejny raz reprezentujesz jakis wulgarny, cyniczny i ściśle matematyczny sposób widzenia kosztów. Nie wiem czy to do ciebie dotrze ale napisze. Ten twoj "właściciel" - czytaj złodziej, bo własnośc to kradzież - ma np. majątek 10 mln. Na skutek upadku piekarni stracił 1 mln. Zatrudniony u niego piekarz zarabiał 700 zł na m-c. Pierwszy stracił 10 % fortuny i w poziomie swego życia nawet tego nie zauważy, a drugi stracił środki do życia i idzie na śmietnik, bo roboty nie ma. Czy ty kumasz co to są społeczne koszty kapitalizmu? Tylko moralność troglodyty pozwala tak patrzeć na problem. Mówisz, ze ten zwolniony może natychmiast szukać pracy choć jeszcze nie tak dawno bezrobocie wynosilo 20% i nadal jest podobne jesli wziąć pod uwagę 2 mln ludzi, którzy z tego przeklętego kraju uciekli. A nawet jeśli się zmniejszy choć troche naprawdę, to znajdzie pracę znów za 700 za którą nawet trudno mówić, że można żyć. Poza tym ten twój burżuj też od następnego dnia też może zacząć się odkuwać, dorabiać (czyt. kraść). Przyjdzie mu to dużo łatwiej, bo zostało mu jeszcze 9 mln., których i tak nie jest w stanie przeżreć.
"Jak taka łajza podejmuje ryzyko, to to ryzyko dotyczy przeciez przede wszystkim zatrudnionych u niego ludzi (...) Ta swinia najwyzej straci zyski, ale pracownicy, ktorzy na skutek podjetego przez niego ryzyka traca duzo wiecej - prace i srodki do zycia". ------------------------------ No, niezupełnie. Jeśli inwestycja nie wypali, to inwestor straci nie tylko swoje zyski, lecz przede wszystkim włożoną (zainwestowaną) w przedsięwzięcie swoją własną kasę. Pracownik zaś najwyżej straci swoje miesięczne - lub w najgorszym przypadku paromiesięczne - pobory. Pracownik może zatem stracić powiedzmy parę tysięcy złotych, inwestor zaś - dziesiątki albo i setki razy tyle. Czyje więc ryzyko jest większe?
Ale ty to przeliczasz na pieniadze. W liczbach bezwzglednych, ktore mnie nie interesuja. Dla jakiegos burzuja 100 000 to moze byc mala wpadka, bo zmiane auta bedzie musial przelozyc na przyszly miesiac. Dla pracownika taka suma to astronomia. Strata jego poborow, nawet tych glodowych ma duzo wieksze spoleczne konsekwencje dla niego i jego rodziny. To moze byc katastrofa pociagfajaca za soba najrozniejsze skutki lacznie z rozpadem rodziny itd. Poza tym caly czas powtarzam, ze ryzyko zatrudnionego jest duzo wieksze i niezalezne od niego, a wiec calkowicie nieusprawiedliwione. Jesli wykonuje swoja prace najlepiej jak umie i na prawde robi to dobrze, a ryzyko narzuca mu jakis zlodziej, który ukradl jego stanowisko pracy to gdzie tu jakakolwiek sprawiedliwosc? W innym ustroju z gospodarka uspoleczniona, taki burzuj dajmy na to bylby zatrudniony przez zaloge do kierowania firma. To byloby wtedy uczciwe ryzyko, ze zatrudnią np. kiepskiego managera. Ale jest zawsze ratunek. Takie nieudolnego pokrake zawsze pracownicy mogliby w pore zwolnic jesli ryzyko, ktore podejmowalby w ich imieniu byloby ich zdaniem zbyt duze. Taka gospodarka bylaby sprawiedliwa i racjonalna.
Wszystko by sie zgadzało, gdyby każdy miał jednoosobowa firmę. Jeśli jednak koleś już kogoś zatrudnia, to obdziera go ze skóry - ergo, żeruje na nim. Jego zysk to kradzież części rzeczywistej wartości pracy zatrudnionego (to klasyka - poczytaj Proudhona). Skurwiele płacą człowiekowi po 700 zł a sami nie widzą możliwości życia bez najnowszego modelu BMW i wczasów na Malediwach (przesadzam celowo, ale przecież każdy kto ma oczy musi przyznać, ze poziomy życia "pracodawców" i pracowników są nieporównywalne na korzyść tych pierwszych).
Politbiuro, wypowiadasz sie bardzo emocjonalnie i na pewno obecni to neoliberalni "filozofowie" zaraz Ci to wytkną w słowach mniej lub bardziej zrozumiałych :) Ale nie przejmuj się - masz 100 proc. racji. Po prostu kreatury bez sumień w rodzaju Jlibera nie mogą pojąć, że ktoś ma pieniądze a dostrzega jeszcze coś innego. Na przykład niesprawiedliwość i biedę.
Jliber, chodzisz do kościoła? Jesteś "chrześcijaninem" albo przynajmniej katolikiem? Powiedz szczerze.
Araya:
kogo nazywasz burżujem - człowieka który ma jaja założyć firmę, i w tym kraju (okradającym nas wszystkich) rozkręcić jakiś biznes?
Samo to jest dużym ryzykiem i zasługuje na aplauz. Nie wspomnę o tym, że aby przetrwać w biznesie, musi inwestować, być mobilnym, aktywnym i innowacyjnym. To są dobre cechy, które warto promować, dlatego uważam, że słusznie należy się takiemu człowiekowi BMW.
A kwestia płacy. Pracowałem w pewnej znanej (w branży) firmie handlowej przez 3 lata. Szefostwo jeździ mercami S. Zawsze mieliśmy jedną zasadę - na umowie wpisujemy jedną kwotę, a druga (procent od utargu) do kieszeni. Jak myślisz dlaczego tak?
Bo to złodziejskie państwo nas okrada, to na cholerę płacić na ZUS który i tak zbankrutuje. Osobiście wolałem sobie kupić kompa własnego i teraz proszę, sam prowadzę firmę. Daleko mi jeszcze do S-klasy, ale jak będzie mnie stać to sobie kupię.
Jeszcze jedno - swego czasu poszedłem wynegocjować podwyżkę i wynegocjowałem - kwestia płacy to umowa pomiędzy pracownikiem a pracodawcą i tyle. Jak uważasz, że za mało - zażądaj więcej (przekonaj ich), jeżeli nie chcą dać to adieu.
Alez masz racje araya. Zawsze do kapitalizmu podchodze emocjonalnie. Powiem wiecej. Uważam, że prawdziwa lewicowość musi się zaczynać od emocjonalnego buntu przeciw niesprawiedliwości jakie system kapitalistyczny ze sobą niesie. Lewicowość wykalkulowana wyłącznie na zimno, bo ktoś kogoś w sposób bardzo sprawny liczbami przekona (ja tak nie potrafie, bo ekonomistą nie jestem) jest płytka i często karierowiczowska, bo te liczby są różne i ich wartość zależy od tego gdzie klasowo sami siebie sytuujemu. Od naszej świadomości klasowej. Ikona lewicowego idealisty - Che - też zaczynał od emocji i takiegoż buntu na którym buduje się cały system moralny i zasady etyczne człowieka lewicy. C zresztą fajnie jest opisane w "Dziennikach motocyklowych" czyli młodzieńczych latach Che. Nie jestem znawca ekonomii. Z wyksztalcenia prawnik z zawodu artysrta, dziennikarz i działacz społeczny. Nie znosze natomiast ignorancji i ekonomista też raczej nigdy nie będę, bo i gdzie indziej widze swoje miejsce w rewolucji, w której przygotowaniach biorę udział. Niepotrzebnie tylko puszczam emocje w ruch w rozmowach z ludzmi z tamtej strony barykady - takimi jak ten kwak. To rzeczywiście bezpłodne.
Oczywiscie calkowita zgoda. Zapraszam do wspolpracy z RACJA. Mam identyczne poglady, prosze spojrzec na moj artykul o podatku liniowym na mojej stronie www.teresajakubowska.pl
Co do podatku od spadkow i darowizn to jego zniesienie dla swiezych milionerow, ktorzy nierzadko weszli w posiadanie fortun w sposob nieuczciwy, jest zwyczajnie niemoralne. A.Kwasniewski jest zachwycony, ale to jeszcze jeden dowod jaka z niego lewica. We wszystkich normalnych krajach podatki spadkowe sa wysokie bo nie ma powodu, zeby wchodzic w posiadanie fortuny nie kiwnawszy palcem i nie dzielac sie nia ze spoleczenstwem. Byl argument, ze wplywy panstwa z tego podatku byly bardzo niskie, nic dziwnego nasi nowi milionerzy jeszcze nie zdazyli umrzec w drobnymi wyjatkami.
I jeszcze nie zaplacili podatku od darowizn, bo poprostu nie zglosili tych darowizn do urzedu skarbowego, chyba, ze chodzilo o nieruchomosc.
Z punktu widzenia ludzi biednych, o ktorych ktos tu - chyba RAMONES - napisal, ze podatek spadkowy w nich bije, to chcialam zauwazyc , ze do tej pory np. dziedziczenie mieszkania, o ile spadkobierca nie posiadal juz innego mieszkania, bylo zwolnione w podatku. A ludzie biedni naogol w ogole nie mieli rzeczy podlegajacych podatkowi nawet przed likwidacja podatku od spadku .
Wy dżlibera i kwaka nie znacie??!!! No to zaś się zacznie na lewicy.pl kabareton... (*_*)
Powiem tylko, że dżliber ro wierny wyznawca Jasia z Muszką. Natomiast kwak piekł już na forum KYRCZAKI, budował prywatne AUTOSTRADY, a teraz otworzył PIEKARNIĘ...
Na razie musi wom styknąć...
Jliber i Kwak są tak oczytani i wprawieni w logicznym myśleniu,że zapewne prowadzą z sukcesami własne firmy....pardon przecież żyjemy w socjaliźmie i komuchy uniemożliwają im tę działalność przez mordercze podatki koszty pracy itd.. :))))))
A jak skończył Che Guevara? Czyżby doprowadził do powszechnego szczęścia czy prosperity Kubańczyków? Ani nawet Argentyńczyków czy mieszkańców Boliwii? Nie wydaje mnie się :)
Che nie dal rady bo mu jakis kwak przeszkodzil :)
Styl życia rekina biznesu a przeciętnego pracownika w kapitaliźmie różni się mniej niż tego samego przeciętnego pracownika w kapitaliźmie od elity socjalizmu. Owszem, rekin biznesu ma wczasy na Malediwach za 50,000, a przeciętny pracownik w Tunezji za 1,000, ale pamiętaj że elita socjalizmu miała problemy nawet z papierem toaletowym. Dla elity socjalizmu życie przeciętnego pracownika w kapitaliźmie to bajka. Te ogromne różnice w poziomie życia które wydaje Ci się że widzisz to gra pozorów. Co z tego że BMW kosztuje tyle co 10 Peugeotow 207? Czy przez ten brak takiej zabawki jak BMW przeciętny pracownik kapitalizmu tak bardzo cierpi? Na pewno woli Peugeota 207, niż czekać 20 lat na rozklekotanego malucha jak w PRLu. Tymczasem wszystkie luksusowe funkcje dostępne tylko dla kapitalistycznej elity prędzej czy później zawsze w końcu stają się standardem dla wszystkich. Gdyby elita kapitalizmu nie finansowała sobie kilkadziesiąt lat temu takich luksusów jak poduszki powietrzne, żadna firma motoryzacyjna nie miałaby możliwości finansować ich rozwoju aż do momentu gdy wszystkich na nią stać. Za 50 lat pewnie każdego będzie stać na Malediwy, ale wtedy tacy jak Ty będą ubolewać że nie każdego stać na wczasy na księżycu. A to że dobrowolna umowa sprzedaży-kupna pracy to wyzysk to jest fundamentalna bzdura socjalizmu. Nie wiadomo dlaczego dotyczy ona wg socjalistów tylko pracy, przecież sprzedając cokolwiek, gdy na rynku nie chcą mi dać za to tyle ile mi się chce, mogę według tej logiki powiedzieć że mnie "wyzyskują". Niestety wartość Twojej pracy nie definiujesz Ty, ale to ile ludzie chcą za nią dać. Jak uważasz że Twoja praca jest tak dużo warta, to albo sprzedaj ją komu innemu, albo w ogóle jej nie sprzedawaj tylko załóż własną firmę i czerp całą z niej korzyść. Na tym polega kapitalizm, który jest tylko odzwierciedleniem faktów - ceny wolnorynkowe to jedyne ceny, nie ma innych. Jeżeli ktoś Ci wmawia że są jakieś inne to sprzedaje Ci złudzenia.
straszne pierdoły chrzanicie z tym biadoleniem z powodu zniesienia podatku od spadków...normalni ludzie się cieszą że jak im wpadnie mieszkanie po dziadkach to nie musżą podaktu pałcić a lewacka tumaneria podatek spadkowy tłumacy tym że to niedobrze iż ktoś jakąś fortunę odziedziczy
foltyn też się nie przepracował na swój majątek więc czemu nie domagać się by walnąć mu 90% podatek...wtedy chłop sie dopiero zacznie rozwijać....sam pzrecież tak pisze:)
Prosiłbym nie wpadać w histeryczny ton i nie krzyczeć wszem i wobec, że likwidacja podatku od spadków i darowizn (w obrębie najbliższej rodziny) służy milionerom. Dzięki takiemu rozwiązaniu tysiące ludzi, którzy wkrótce będą mogli wykupić spółdzielcze lokatorskie mieszkania za symboliczne kwoty, będzie mogło zapisać w testamencie lub po prostu darować je swym (przyszłym) spadkobiercom. Nie wspominając już o ludziach, którzy do własnego M doszli ciężką pracą. Takie brednie niech sobie Pani wypisuje na portalu RACJA, bo tam oszołomów jest bez liku i na pewno łykną te Pani farmazonny niczym gęś kluskę.
Wzywam wszystkich konserwatystów, kolibrów, liberałów, libertarian itp do przeciwstawienia się lewactwu szerzącemu sie w internecie jak np portal lewica.pl !
Musze przyznać że czytając wypowiedzi politbiura, arraii nie mogłem uwierzyć że można wyznawać takie niesprawiedliwe, błędne w podstawach idee. Nie będę polemizował z poszczególnymi wątkami (chodzi mi o takie kwiatki jak: każda własnośc pochodzi z kradzieży; pracownicy są wyzyskiwani przez burżujów; w przypadku upadku firmy pracownik traci więcej niż właściciel itp) chciałbym jednak zauważyć że wszędzie gdzie zapanuje upragniony przez politbiuro i arraye socjalizm, "równość szans" i inne zasady społecznej "sprawiedliwości" ludzie żyją w straszliwej nędzy i biedzie. Wasz ukochany socjalizm zabił już miliony ludzi na całym świecie! Czemu tak ślepo trzymacie sie tej chorej, nieludzkiej, opartej na kradziezy ideologii?!
Mam jeszcze małą radę dla arrai i politbiura: zainteresujcie sie choć trochę podstawami ekonomii, może wówczas otworzycie oczy.
Do arrai: odrzuć socjalistycznych klasyków, polecam Miltona Friedmana, "wolny wybór" na początek.
Ludzie zabici przez socjalistów nie umarli na darmo, a dużo winy jest w tym samych konserwatystów powtarzających slogany typu "własość to rzecz święta", a zatrzymawszy się w zrozumieniu ekonomii na Adamie Smithu, który tak naprawdę, poprzez swoje błędne rozumienie wartości rzeczy jako pochodzącej od ludzkiej pracy (tak jakby kopanie dziury w ziemi automatycznie dawało dziurze jakąś wartość), dał podstawę do rozwoju takim szarlatanom jak Marks. To Adam Smith mówił pierwszy o wyzysku pracowników przez pracodawców, i potem na tych głupotach zbudowała swoje teorie lewica, a konserwatywna prawica bezsilnie powtarzała swoje nieprzekonujące slogany. Dlatego właśnie tyle milionów ludzi musiało umrzeć, i uważam że przykładowo w Polsce to lewica właśnie ma szansę pierwsza zrozumieć prawdziwe zasady ekonomii, a nie nasza prawica, która obecnie jest bardziej socjalistyczna niż lewica.
może zainteresuje Państwa ten blog: http://www.zesgiepisu.blogspot.com/.
Bogusław Czarny, :).