Czerwony Kolektyw - Lewicowa Alternatywa deklaruje anarchistyczną antypartyjność, a tu upomina się o dotacje z budżetu dla partii.
dowalić Obywatelowi redakcja lewica.pl zawsze chętna a co z propozycją przedruku na lewica.pl tekstu Kendziorka z ostatniego Obywatela?
pism, jaki byłby sens w publikacji na lewica.pl tekstu dostępnego w sieci, w dodatku dającego się streścić jednym zdaniem 'Kto nie popiera polityki Izraela, jest wrednym stalinistą"?
autor z kręgu Czerwonego Kolektywu-Lewicowej Alternatywy broni przed niecnym projektem?
Sojuszu Lewicy Demokratycznej? Socjaldemokracji Polskiej? Czy Demokratów Onyszkiewicza i Frasyniuka?
Chyba, że chodzi mu o Samoobronę i LPR, czyli LiS-a?
Bo oprócz nich dotacje z budżetu otrzymują już tylko PiS i PO.
i stereotypowy "antysyjonizm", wiadomo, kto się odezwie.
wybacz, ale doktor Kendziorek nie jest autorem na Twój poziom percepcji.
Tymczasem lewica.pl - jak sądzę - ma ambicję docierać również do userów stawiających sobie pewne wymagania intelektualne.
Dziwię się liewicy.pl , że zajmuje sie głosem Bugaja,. Bo jak dobrze pójdzie już za miesiąc zostanie on ministrem w kaczym rządzie. I to z poręki samego Wielkiego Kaczora.
Może więc tak administratorzy powiedzą wreszcie publicznie, że takie osobniki jak Bugaj, z lewicą nie mają nic wspólnego.
Bowiem szybciej ich poglądy i zachowanie polityczne pasują do faszystów.
Strach się tylko teraz publicznie przyznać, że to były koleś wielkiego AL Kwapone.
ale mówimy o "Obywatelu". Jak wynika z publikacji tekstu dra Kendziorka, tam wymagania są niższe. Potwierdza to również publikacja tekstów niektórych innych doktorów.
wklepałem do wyszukiwarki hasło "west". Nie znalazłem pod nim żadnych publikacji ani reakcji na te publikacje. Stopni ani tytułów naukowych też "nie okazałos`". Tymczasem Kendziorek i niektórzy inni doktorzy mieliby czym się wylegitymować w takim sprawdzianie.
1. rezygnacja z subwencji oznaczałaby zwiększenie roli finansowania partii przez kapitał
chciałbym zauważyć łaskawie następującą prawidłowość:
Kto dostaje się do parlamentu? Ci, którzy mają pieniądze na kampanię, która niestety ma charakter medialno-reklamowy.
ORAZ ci, którzy są bezpieczni dla establiszmentu i dopuszczani do debaty w mediach publicznych. Kim jest establishment? To liberałowie i bogacze przeciwni organizacjom pro-społecznym. Stąd też dopuszcza się głównie partie krypto lub jawnie liberalne do egzystencji w mediach. Czas kampanii to czas zbyt krótki, aby przekonać do swoich poglądów. W mediach telewizyjnych trzeba być obecnym stale, by ludzie przekonali się do określonych osób, nabrali do nich zaufania. W konsekwencji, tylko partie liberalne są silne finansowo, tj. zdolne do szerokiej kampanii medialnej.
Tak więc kto ma pieniądze? Bynajmniej nie ci, którzy mają szerokie poparcie spoleczne (np. dużą liczbę członków opłacających składki, bo nawet 100tys. członków da rocznie ledwo parę mln zł), lecz ci którzy mają bogatych sponsorów. Innymi słowy, największe szanse do parlamentu mają partie liberalne i to one w największym stopniu są dofinansowywane z systemu dotacji budżetowych.
Zmiana systemu na odpisowo-podatkowy niewiele zmieni sytuację.
To co należałoby zmienić to ZAKAZAĆ reklamowej kampanii wyborczej oraz NAKAZAĆ ustawowo obecność organizacji społecznych róznych orientacji w debacie w mediach publicznych. Media bowiem publczne mają być z zasady PLURALISTYCZNE, a nie są, jak dobrze wiemy. Np. jeśli po jednej stronie występuje JKM z UPR to po drugiej stronie obowiązkowo ktoś z KPP. W ten sposób odpadłyby bajońskie sumy potrzebne na tą kampanię, a więc i zmniejszyłaby się dyskryminacja ugrupowań słabych finansowo.
2. senator PiS realizuje politykę swojej partii rozumienia demokracji jako zrzeczenia się władzy obywateli na rzecz wybranych w wyborach przedstawicieli.
chciałbym tutaj przypomnieć, że taka formuła demokracji, to demokracja liberalna! pod postacią tzw. mandatu wolnego. Przypomnę, że taką postać przyjął on po 1989 roku, w odróżnieniu od mandatu związanego - obowiązującego w okresie funkcjonowania rad narodowych. Różnica między nimi zasadza się na tym, że radny wybrany z mandatu wolnego nie odpowiada w żaden sposób przed wyborcami i nie jest związany prawnie i moralnie obietnicami wyborczymi, ponieważ z założenia reprezentować ma całą społeczność gminy, województwa, kraju wg. własnego rozeznania i woli.
Gdy Samoobrona próbowała związać programowo swoich posłów (słynne weksle), to wybuchł wielki skandal. Wszyscy na około oburzali się, jak to można ograniczać posłowi wykonwywanie mandatu wg jego woli. A to, że ten poseł oszukał wyborców zmieniając opcję polityczną i poglądy, już nikogo nie poruszyło.... Właśnie dlatego, że to jest MANDAT WOLNY a nie ZWIĄZANY (który obowiązuje obecnie np. w Wenezueli)
żeby ocenić jak smakuje jajecznica. Ta o której mówimy okazała sę wyjątkowo niestrawna. Proponuję jednak nie męczyć już biednego Kendziorka, może po prostu pisząc artykuł miał zły dzień, a Ty będziesz go teraz przez piętnaście postow bronił używając w charakterze argumentu swojego doktoratu :-)
słusznie.
Co Cię pewnie zaskoczy, to samo, tylko krócej pisze Swolkień w ostatnim Obywatelu, powołując się na przykład Francji, gdzie zakazane są wszelkie reklamowe formy propagandy przedwyborczej. Nie można tam więc nadawać np. wideoklipów w telewizji, dopuszczalne są tylko debaty kandydatów.
Zgadzam się z Thorem. Ta cała demokracja nie nadążyła po prostu za technologią medialną. Nie możemy w XXI wieku używać do opisania życia politycznego terminów z III w. przed naszą erą. Tylko nie pytajcie mnie, co zamiast "demokracji", bo nie wiem. A ktoś wie?
Plutokratyczna oligarchia?
całkiem słusznie zresztą. A "zasługi" z okresu stalinizmu też Schaff ma dużo większe niż Wiatr. Wielkim uczonym Wiatr zapewne nie jest, ale i miernotą też nie. Ot, profesor średniej miary, dowiadczony administrator nauki i polityk. Co w tym złego?
Alfabet: to już mamy.
Moskwa: może demokracja na serio, w "stanie ciągłym", z bezpośrednią kontrolą i ludowładztwem, trochę na modłę "Samorządnej Rzeczypospolitej"?
to a propos czego?
Dziękuję Thorowi za dwie uwagi w poruszonej przeze mnie sprawie.
> Widzę to zagadnienie inaczej niż red. Zieleniewski
Moim zdaniem uwaga pierwsza nie jest sprzeczna z moimi tezami. Ja zajmowałem się finansowaniem partii w czasie kadencji natomiast pomysł, by >>ZAKAZAĆ reklamowej kampanii wyborczej oraz NAKAZAĆ ustawowo obecność organizacji społecznych róznych orientacji w debacie w mediach publicznych>taka formuła demokracji [wyłącznie przedstawicielska], to demokracja liberalna
Ja nie mam zamiaru tego 1 proc. oddać ŻADNEJ partii. Co w takim przypadku? Ten projekt chyba nie zakłada OBOWIĄZKU finansowania partii, nie pisze też nigdzie, że musiałyby to być partie duże (a nie wszystkie zarejestrowane). Skoro tak, to chyba nie ma tu żadnego zagrożenia.
O widzimy, że "nowe zasady" komentowania przeszły już do lamusa. Moderatorzy nadal jednak blokują kolejne nasze wpisy, które wprost dotyczą omawianego tematu.
co wam zależy na zasadach finansowania partii?
Przecież marksistowsko-leninowskiej partii internacjonalistycznej klasy robotniczej i tak niet.
Zależy nam jednak na naszych komentarzach i tym samym jesteśmy przeciwko blokowaniu dyskusji w kilku merytorycznych tematach, np. na temat podsumowania protestów służby zdrowia czy cenzury na lewica.pl.
ustota demokracji liberalnej wynika zupelnie z czego innego, niz z faktu przedstawicielstwa.
Mój komentarz został strasznie pocięty, brak kilku zdań.
Widocznie coś nie wysłałeś. Sprawdziłem jeszcze raz w oczekujących wpisach i był tylko tylko ten krótki komentarz. Spróbuj wysłać jeszcze raz.
Doprawdy, zabawny tekst. Rzekomy anarchosyndykalista broni nie tylko finansowania partii z budżetu. Broni też nie hipotetycznej - jak ta, której niebezpieczeństwo opisuje - lecz faktycznej obecnej oligarchizacji sceny politycznej. Bo to już dziś system finansowania partii sprawia, że najwięcej forsy dostają te, które uzyskały najlepsze wyniki wyborcze, a więc mają one najwięcej forsy, żeby ponownie uzyskać poparcie - tymczasem partia mała, z poparciem poniżej 3% głosów, nie dostaje żadnej forsy z budżetu, nie ma więc żadnej szansy, by urosnąć, zwłaszcza gdy w dodatku istnieje 5% próg wyborczy (co oznacza, że poparcie 2,9% nie daje ani miejsc w parlamencie, ani zwrotu nakładów na kampanię, więc oznacza bezproduktywny wydatek sporej forsy na kampanię) a mniejsze podmioty nie mają dostępu do mediów. Oznacza to, że niemal niemożliwe jest pojawienie się nowego podmiotu o istotnym poparciu, chyba że będzie to nowa bardzo bogata lub wpływowa partia - wszelkie nowe, niezależne inicjatywy są z góry skazane na porażkę. Po drugie, ta "nierówność" w finansowaniu partii istnieje także dzisiaj - polskie prawo nie zakazuje wpłat na fundusze wyborcze, lecz jedynie ogranicza ich wysokość, co nie zmienia faktu, że bogacz i tak wpłaci więcej niż ubogi. Ten ostatni problem można zresztą rozwiązać ustalając, że przekazywana kwota nie musi być 1% podatku, lecz dla wszystkich obywateli stanowić jednakową sumę - część podatku, np. 5 zł, co proponował senator Romaszewski. Równie łatwy do rozwiązania jest problem braku wpłat ze strony studentów czy najuboższych - niech właśnie za nich państwo wpłaci np. te 5 zł na wybraną przez nich partię zamiast oferować subwencje w imieniu wszystkich obywateli i tylko największym partiom. Z kolei argument, że informacje o wpłacie na rzecz danej partii mogą wyciec i narobić komuś kłopotów, jest oczywiście trafny, tyle że demagogiczny - dziś np. mogą wyciec dane o przekazanym 1% na rzecz organizacji pożytku publicznego (czy wpłaciłeś na Caritas, czy na Stowarzyszenie Gejów i Lesbijek) albo dane o chorobach z NFZ (czy masz uraz kręgosłupa, czy może syfilis), albo o przynależności partyjnej - i w takim samym stopniu zaszkodzić.
Mnie się zawsze wydawało, że lewica, a już na pewno anarchiści, powinni być za inicjatywami demokratycznymi (ludzie sami decydują, kogo poprzeć/wesprzeć), oddolną kontrolą (jeśli partia nie realizuje obietnic, zmieniam obiekt poparcia) i zaangażowaniem szerokich rzesz społeczeństwa w politykę (samo nagłośnienie możliwości przekazania takiej kwoty byłoby bodźcem skłaniającym do zainteresowania się polityką - tak jak 1% na organizacje pozarządowe sprawił, że zaczęli je wspierać ludzie, którzy dotychczas tego nie czynili). No ale jak się okazuje, można być "anarchistą" spod znaku państwowego centralizmu i odgórnej uznaniowości oraz "syndykalistą" spod znaku sprzyjania polityczno-ekonomicznej oligarchii.
jedna uwaga - mi sie wydaje, ze autor wcale nie jest anarchista. choc az tak w jego poglady ideologiczne to nei wnikalem.