Raczej nie jestem za mundurkami. Zjeździłem za to większość Turcji. Tam uczniakowie i uczennice muszą się nosić w stylu szkół brytyjskich - marynarki, spódniczki w kratę szkocką jakby etc. Wypełnienie tychże mundurków bywa zaskakująco orientalne, ale w sumie małolaty owe nieźle się prezentują.
- trafna i całkowicie pozaideologiczna wypowiedź o mundurkach
- a jeśli chodzi o lektury, to Legutce zależy na wysokim standardzie nauczania, a nie na tym, czy w kanonie jest gej, czy endek
- legutce nie zależy tylko na wysokim standardzie nauczania. zależy mu na wysokim konserwatywnym standardzie nauczania.
- jego opinia o mundurkach jest jak najbardziej ideologiczna.
- i wcale nie jest mu bez różnicy, czy ktoś jest gejem, czy nie.
na czym polega konserwatywny standart nauczania i czym sie rozni od nie-konserwatywnego?
Moze sie myle, ale czu nie chodzi przypadkiem o nakazanie czytania smiertelnie nudnej klasyki zamiast Bravo-Girl?
jak w temacie.
czerwonym chorągiewkom właśnie o to chodzi.
Z tym, że nie jestem pewien, czy zamiast wymienionego przez ciebie tytułu nie wolałaby Cosmopolitan.
Warto też odnotować, że chorągiewki zarzucają Legutce (niesłusznie), iż jako minister jest ideologiczny. A przecież same, gdyby objęły władzę na edukacją, zideologizowałyby ją w stopniu skrajnym.
Powiem krótko: Legutce zależy, aby uczniowie czytali utwory tak Gombrowicza, jak i Sienkiewicza w całości.
A w szkole chorągiewek można by się o Gombrowiczu i Sienkiewiczu dowiedzieć tylko tego, że pierwszy był gejem, a drugi faszolem.
"Zbiurokratyzowanie szkół naszych sięgnęło o wiele głębiej, bo sięgnęło do samej istoty wychowania, bo objęło ono i pożarło naturalny stosunek wychowaewcy do wychowanka. Oddzieliliśmy się od swoich wychowanków murem regulaminów i wszelakich przepisów. Patrzymy na swoich wychowanków przez gęstą siatkę reguł i paragrafów, oceniamy ich nie według zdrowego rozsądku i ojcowskiego serca, ale wedlug wymyślonego kodeksu szkolnego i również według kodeksu często wydalamy ze szkoły i łamiemy im życie. Mimo to sumienie nasze jest spokojne, bo postępujemy według prawa".
Nie jest tak? A wiecie kto to powiedział?
Absurdem jest pisowski propagandzista na miejscu ministra edukacji. No i co młodzieżowcy z SLD? Tak się cieszyliście, że Giertycha nie będzie, a tu giertychowszczyzna w innym, elegantszym (chyba) wydaniu.
Bravo Girl jest nudniejsze od "śmiertelnie nudnej klasyki"
w jednej z wielunskich szkol mundurkiem jest jakis nedzny dżinsowy bezrekawnik (i to wszystko. dzieciaki zakladac moga pod nia i tak co chca wiec argument, ze szkola to nie rewia mody w tym porzypadku odpada).
jest to ubior ubior,ktorego nie zalozylbym nawet w okresie mojego punkowania ;-P
Człowiek wyraża się na wiele sposobów, jednym z nich jest ubiór, odpowiedni do jego charakteru. Pomysł, że im bardziej będziemy tworzyć jednolitą masę, tym mniej będzie problemów, z pewnością jest trafiony. Takie społeczeństwo łatwiej kontrolować, łatwiej nim się manipuluje, mniej jest przez to wewnętrznych konfliktów. Kiedy już staniemy się maszynami, wykonującymi jedynie zakodowane programy, w ogóle nie będzie przestępstw.
Poparcie dla sprawy mundurków większości społeczeństwa mówi jedynie, że jest to społeczeństwo pragnące świętego spokoju, społeczeństwo, które zamiast zaangażowania, rozmów, nowych idei, pomysłów, wybiera kodeksy, regulaminy, przykazania - wtedy sprawy mają się świetnie, policja pilnuje porządku, a my nie musimy nic robić, ani nic rozumieć. Większość rodziców woli przyłożyć w pupę swojej pociesze, bo trwa to zaledwie chwilę, skutek wywołuje natychmiastowy, niż rozmawiać, wyjaśniać, prowadzić dziecko do zrozumienia.
Mundurki mają być odpowiedzią na przemoc, ale uczą dokładnie tego, że silniejszy ma zawsze rację - w tym wypadku tym silniejszym jest państwo. Tak to jest, że w państwach totalitarnych, takich jak na przykład Korea Północna, przestępczość jest niewielka, bo i musi być, gdyż państwo stało się największym przestępcą, tam się skumulowała niema cała przemoc.
Jeśli naprawdę marzy nam się mądre, światłe społeczeństwo, kreatywne, zdolne stworzyć nowy model komputera, zdolne wyprodukować własny samochód, tworzące oryginalną sztukę, muzykę, film, to kierunek od tego mundurkowego jest zupełnie przeciwny i polega na wyrywaniu młodych ludzi z szablonów myślowych. Jakże wiele zmieniłoby się, gdyby zamiast tych milionów, które pójdą na mundurkowe szaleństwo zakupić gitary, sztalugi, aparaty fotograficzne, otworzyć modelarnie, czy pracownie projektujące ubiory i dać to dzieciom do ręki. Na moim osiedlu powinny być przynajmniej trzy tak zwane domy kultury ze swobodnym dostępem do rożnego rodzaju pracowni, a nie ma żadnego. Są za to kościoły, opłacani klerycy w szkołach, którzy także uczą "jednolitości, jednakowości".
Jeśli chcesz pozbawić dziecko oryginalności, rozwijaj kierunek "mundurkowy", ty będziesz miał święty spokój, a dziecko nie będzie się zastanawiać po co żyje.
mógłbyś zdradzić, jaka gazetka SLD-owska się tak ukulturalniła, że serwuje takie cytaty?
Niemniej w postach szczękowego biznesmena, który w innym wątku całkiem poważnie pytał: "co to znaczy, że kogoś nie stać dla dzieci?" (sic!) i argumentował (na serio!), ze "w krajach biedniejszych niż Polska dzietność jest większa" (chodziło o Czad?), a więc socjalnej polityki rodzinnej nie warto prowadzić, takie humanitarne cytaty są trochę nie na miejscu.
Powiem krótko: chęć popisania się oczytaniem miałeś dobrą, ale wykonanie - takie sobie.
Cytat jest spóźniony mniej więcej o 100 lat.
Obecnie problemem szkół nie jest nadmiar dyscypliny, autorytetu i biurokracji. Jest nim niezdolność nauczycieli do egzekwowania elementarnych standardów edukacyjnych i wychjowawczych.
Oczywiście, nie znaczy to, że należy usprawiedliwiać - zwłaszcza arbitralną - przemoc nauczycieli wobec uczniów, ale, na szczęście, nikt się o to nie stara.
> Człowiek wyraża się na wiele sposobów, jednym z nich jest ubiór, odpowiedni do jego charakteru.
Pod warunkiem, że ma na to kasę.
I jeszcze drugi warunek: Ci, co mają kasę, nie reprezentują stylu: Mam kupę szmalu więc jestem człowiekiem. Reszta schodzić mi z drogi.
potrafią zapewni sobie u uczniów autorytet i utrzymać dyscyplinę również dzisiaj. Jeżeli Ty lub Twoi znajomi tego nie potraficie, świadczyć to może o słabości systemu edukacyjnego w jednym punkcie - doboru kadr. Twoja agresywna reakcja na niewinny skądinąd cytat z tekstu dość znanego pedagoga świadczy po raz kolejny o tym, że u podstaw Twojej aprobaty dla obecnych rządów nie stoi wcale ich mityczna "socjalna orientacja", tylko banalny drobnomieszczański lęk przed światem, przed którym osłonić może tylko "silna władza".
naprawdę nie ma w szkołach uczniowskich gangów, natomiast nauczyciele sadyści są. Mówię tylko o tym co widziałem, a mity o strasznych uczniach nie wiem kto chce utrwalać, szkoła ma być szkołą, a nie obozem szkoleniowym.
dotyczyła szkolnictwa średniego i podstawowego, z którym nie jestem związany. Nie ma to zreszttą nic wspólnego z dyskutowanym problemem.
Opiera się ona na dość uważnym - jak sądzę - śledzeniu faktów prasowych, jak również nieformalnych konsultacjach wśród zawodowych pedagogów bądź też absolwentów,
Sugerowanie, że nauczyciel po prostu "sobie poradzi" niezależnie od struktur instytucjonalnych w szkole czy szerszych realiów społecznych, świadczy o ignorancji. Każdy wie, że nauczycielom należy stwarzać warunki, aby "sobie radzili", a jednocześnie - w miarę tego procesu - więcej wymagać. Przerzucanie całej odpowiedzialności za wady instytucji na osoby w niej zatrudnione jest podejściem wprawdzie często spotykanym, ale głównie dlatego, iż jest ono po prostu prymitywne.
Natomiast z uznaniem muszę odnotować, że starasz się poszerzać swoją wiedzę. Niestety, nie potrafisz jeszcze odróżnić w cytowanych przez siebie opiniach odróżniać takich, które są adekwatne wobec omawianego stanu rzeczy od innych, nietrafnych lub anachronicznych.
W szkolnictwie na dobrym poziomie taką umiejętność zdobywa się najpóźniej u progu egzaminu dojrzałości.
Tak więc możesz stwierdzić niejako introspekcyjnie, że w polskiej szkole zostało jeszcze wiele do zrobienia. Dobrze, iż zdarzają się ministrowie, którzy to rozumieją.
no wqłaśnie, mówisz o tym, co widziałeś. Warto korzystać również z powszechnie źródeł informacji, gdzie pospolicie mowa o gwałtach, rabunkach lub aktach poniżania nauczycieli w szkole.
Czy wszystkie te informacje są skłamane lub wyolbrzymione.
Oczywiście, ukazują one tylko jedną - ale ważną - stronę problemu.
chamstwo i brutalność tzw. wykładowców przechodzi wszelkie granice.
skłamane, ale jest ich chyba mniej niż chamstwa i przemocy skierowanej w stronę uczniów. Ja tylko opieram się na własnych doświadczeniach.
Bo raczej tylko tam można znaleźć mrożące krew w żyłach opisy gangów dziesięcioletnich nożowników-gwałcicieli, terroryzujących polskie szkoły. Nie mogę zrozumieć, jak osoba bądź co bądź wykształcona moze wierzyć, że w XXI metodą na poprawę sytuacji szkolnictwa jest powrót do czasow, kiedy nauczyciel mógł uczniem pomiatać.
Gdybyś jeszcze pisał to w tonie luźnej opinii, można by to przyjąć z uśmiechem. Ale kiedy usiłujesz po raz kolejny swoją wiedzę wyniesioną z "faktów prasowych" podawać z wysokości rzekomego autorytetu - ośmieszasz się po prostu. Zwłaszcza że tuż obok piszesz, że ze szkolnictwem podstawowym i średnim nie jesteś związany.
wszystkich wykładowców?
Na jakiej postawie te dość krzywdzące uogólnienia?
Zresztą, jeżeli spotkałeś się z przejawami "chamstwa i brutalności", to jest milion sposobów, aby na nie zareagować, zaczynając od zwrócenia się do reprezentujących studentów tzw. starostów roku, do bardziej sformalizowanych struktur samorządu studenckiego i potem - przez pracowników naukowo-dydaktycznych, będących opiekunami roku, prowadzi droga do prodziekanów i rektorów do spraw studenckich.
W przypadkach drastycznych, są też instytucje prawa karnego.
Czego jeszcze można sobie życzyć?
Najgorsi są chyba "wieczni doktorzy". Ale też nie przesadzajmy - zachowania wykładowców (tak jak ja pamiętam, skończyłem studia w 96 r.) jednak podlegają ocenie zarowno studentów, jak i pozostałej kadry, i wykładowca usiłujący nadrabiać braki wiedzy bądź skrzywienia osobowości chamstwem wobec studentów prędzej czy później jest odsuwany od nauczania albo ląduje na drugorzędnej posadzie na jakiejś prowincjonalnej uczelni.
mogę zapytać, jakie studia skończyłeś?
Interesuję się tym z ciekawości, jeśli nie chcesz się przyznać, to nie nalegam.
przecież wyraźnie zaznaczyłem, że jestem przeciwko przemocy wobec uczniów.
Natomiast o realnym problemie uczniów wobec kolegów - lub wobec nauczycieli - mówią, na szczęście, chyba wszystkie media, niezależnie od profilu politycznego.
Oczywiście, można ulegać naiwnemu mitowi, że zawsze winien jest ten, kto ma formalną władzę (czyli - w tym wypadku - nauczyciel), ale rzeczywistość jest bardziej skomplikowana.
że z pretensjami wobec nauczycieli oraz systemu szkolnego występują ludzie, którzy z własnej winy nie zdobyli, w odpowiednim czasie, kultury intelektualnej i ogólnej. Braki te potrafiły im przeszkodzić w próbach awansowania nawet w niezbyt wymagających, gdy idzie o jakość swych kadr, partiach politycznych.
No cóż, zawsze jakoś to łatwiej wmówić sobie, że winna była szkoła.
Nie spotkałem w czasie swojej edukacji gangów szkolnych, za to niejednego nauczyciela/-lkę pomiatającego/-ą na różne sposoby uczniami. Cynizm, naginanie istniejącego prawa (również wewnątrzszkolnego) do własnego "widzimisię", traktowanie uczniów z góry, jawnie niesprawiedliwe traktowanie poprzez wyraźne dawanie do zrozumienia, że na ogólną ocenę ucznia wpływają tylko i wyłącznie czyjeś sympatie lub antypatie - to wszystko było na porządku dziennym. No ale to była I połowa lat 90-tych, być może od tego czasu wiele się zmieniło.
Z pewnością nie tak wiele jakby to wynikało z krzykliwych tytułów "Faktu" na pierwszej stronie. Atmosfera panująca w polskich szkołach to problem złożony. Myślę, że w dużym stopniu winien jest system, w którym złego nauczyciela bardzo trudno jest zwolnić, nauczyciele bardzo często przedkładają wąsko rozumianą zawodową solidarność nad dobro edukacji, a kuratorium prędzej doniesie o skargach uczniów do dyrekcji szkoły niż podejmie jakiekolwiek kroki.
"Fakt" jednak nie będzie tego analizował i nie napisze o tych drobnych codziennych przejawach niesprawiedliwości, jakiej ofiarą padają uczniowie, bo to nie interesuje, a często wykracza poza percepcję jego czytelników. Lud domaga się nieskomplikowanych sensacji z jasnym scenariuszem dobra i zła, na opisanie których wystarczy nie więcej niż 10 linijek. Takich jak zaatakowanie nauczyciela siekierą przez "ucznia - bandytę" czy znęcanie się nad koleżanką przez "nastoletnich bandytów", w wyniku czego popełniła ona samobójstwo. I po przeczytaniu tego prosty Jan Kowalski nabiera przekonania, że tak wygląda właśnie polska szkoła: nauczyciele-ofiary, nastoletni gangsterzy i kibicujące im wymalowane lolitki.
Ja mam akurat odmienne doświadczenia: to właśnie uczelnia wyższa pozwoliła mnie i paru jeszcze innym osobom uwierzyć w siebie. Lata studiowania wspominam bardzo dobrze - trafiłem na wspaniałą kadrę naukowców, którzy pomogli mi wydobyć z siebie to co najlepsze. Owszem, byli też profesorowie czy doktorzy, których zachowanie nie zawsze licytowało z powagą ich tytułu naukowego, niemniej - w przeciwieństwie do nauczycieli z ogólniaka - była to zdecydowana mniejszość.
jakie realne możliwości represjonowania uczniów mają nauczyciele w polskich szkołach? O ile wiem, kara zostawienia na drugi rok jest raczej teoretyczna. A zagrożeni nią o tym doskonale wiedzą.
może i domaga się braku komplikacji i jasnego scenariusza, ale jeszcze bardziej oczekują ich wyznawcy określonych opcji politycznych.
I tak na przykład, kiedy mowa o sytuacji w szkole, wyznawca tak lub inaczej określonej lewicy ma gotową odpowiedź.
Szkoła jest autorytarna i represyjna.
Jak ją zmienić?
Zwiększyć prawa ucznia.
Represjonować represjonujących nauczycieli.
Usunąć bagaż encyklopedyczny z programów.
Ograniczać listę nudnych i niepotrzebnych lektrur obowiązkowych.
I tak dalej.
A że szkoła była reformowana według tych założeń od początku lat dziewięćdziesiątych reformowana według tych założeń od początku lat 90-tych i niekoniecznie ją to zmieniło na lepsze? To dlatego, że reformy były za mało konsekwentne, że zablokowała je hegemonia prawicy itd.
według gotowych pakietów powoduje, że spetryfikowane opcje polityczne, a już szczególnie lewica, nie są w stanie znaleźć klucza do żadnego realnego problemu społecznego.
Wracając do szkolnictwa: ciekawe, że w anglosaskich szkołach elitarnych, gdzie rodzice, płacąc czesne, mają wpływ na ich profil, są zarówno "represyjne" mundurki, jak dyscyplina i wysokie standardy programowe. Widocznie doświadczeni politycy, biznesmeni czy ludzie mediów, którzy właśnie tam posyłają swoje dzieci, wiedzą, że taka edukacja na dłuższą metę zostanie zaakceptowana i - pomijając inne względy - się opłaci.
Można nawet powiedzieć, że lewica, walcząc z "autorytarną" i "represyjną" szkołą przyczynia się nie tylko do obniżenia poziomu szkolnictwa, ale i do zaostrzenia podziału klasowego.
Dzieci, których rodziców nie stać na - wyżej opisane - eliotarne szkolnictwo prywatne mają zablokowane szanse awansu na wszystkich polach.
Lewica oficjalna (jak u nas SLD) o tych konsekwencjach doskonale wie, ale się na nie godzi, bo one jej odpowiadają.
Natomiast lewica ideowa popycha wóżek w tym samym kierunku, bo jej to daje satysfakcję, iż może podnieść ciągle ten sam pakiet swoich haseł: Precz z autorytaryzmem! Precz z represją! Zabrania się zabraniać! Wolny wybór!
I tak się kręci błędne kółko.
Ulubionym zajęciem niektórych nauczycieli ogólniaka było wmawianie uczniom klasy maturalnej, których nie lubili, że studia są nie dla nich - co najwyżej 3-letnia szkółka sobotnio-niedzielna, za którą zapłacą ich rodzice.
Rzeczywistość zazwyczaj weryfikowała te nauczycielskie opinie. Oto jak wyglądała rozmowa mojej kumpeli z jej byłą wychowawczynią matematyczką po egzaminach wstępnych, kiedy spotkali się przypadkiem gdzieś na "mieście":
Nauczycielka: No i jak Kasia, dostałaś się na Politechnikę Radomską?
Kasia: Nie zdawałam na politechnikę. Zostałam studentką Uniwersytetu Jagiellońskiego.
N: Aaa. A co będziesz studiować? Jakąś filologię?
K: Nie, matematykę.
N: Oooooo! Pewnie zaocznie?
K: Nie, dziennie...
który każdego, kogo przyłapał na nieprzygotowaniu, wysyłał do - zlikwidowanej chyba przez rząd Buzka - szkoły cyrkowej w Julinku.
Ale represyjny, autorytarny łotr!
Wszyscy z jego klasy zdali śpiewająco matematykę na agzaminach wstępny na studia, a ci, którzy wybrali kierunki humanistyczne, do dziś matematykę pamiętają i lubią.
Oczywiście, wszystkim ofiarom jego "autorytaryzmu" łza się w oku kręci, jak go sobie przypomną.
Zarzucasz zwolennikom partnerskich relacji nauczyciel-uczeń w szkołach, wywodzącym się w zdecydowanej większości z opcji lewicowych, myślenie według gotowych pakietów.
Sęk w tym, że podobne gotowce, tyle że zmierzające w przeciwnym kierunku, mają ich przeciwnicy: bezwzględne posłuszeństwo wobec nauczycieli wymuszone surowymi karami, w tym nawet karami cielesnymi, zwiększenie uprawnień nauczycieli bez względu na to, w jaki sposób będą one wykorzystywane, wspieranie żądań ZNP bez oglądania się na interesy dzieci czy ich rodziców (ten postulat często wspiera również lewica eseldowska).
Ponieważ zdaję sobie sprawę z tego, że moje zapatrywania na prawa dzieci czy uczniów budzą i budzić będą jeszcze długo kontrowersje, nie żądam ich wprowadzenia do szkół publicznych. Chcę jedynie mieć prawo posłać swoje dziecko do szkoły prywatnej realizującą misję edukacyjno-wychowawczą inaczej niż wyobraża to sobie Roman Giertych. Najlepiej gdyby to była szkoła prowadzona przez racjonalistów, oparta na ideach humanizmu. Później będziemy mogli się przekonać, które dzieci będą sobie lepiej radzić w życiu i nie sprowadzam tego bynajmniej do takich eufenizmów jak "umiejętność poruszania się na rynku pracy".
kary cielesne?
Ja wyobrażam sobie szkołę z dużą ilością lektur i wiedzy z nauk ścisłych, językami nie tylko praktycznymi, więc również łaciną, stałym kontaktem z kulturą przez multimedia itp.
A racjonalna dyscyplina jest - obawiam się - niezbędna, bo nie zyjemy w świecie idealnym
niezbędne jest poza tym wpajanie pewnej "bazy aksjologicznej". Co by nie mówić o przedwojennym liceum, jednak dawało ono - może intelektualnie trochę naiwne i anachroniczne - formuły patriotyzmu i dobra wspólnego.
Dla mnie polska edukacja jest chora, jeśli choć jeden posiadacz matury czy może nawet jakiegoś licencjatu rajcuje sobie rozkosznie, jak ktoś tutaj niedawno: gadanie, że Polaków nie stać na dzieci, to zawracanie głowy, drugiego samochodu im się zachciało, a jak ich naprawdę nie stać, to niech się nie rozmnażają.
Z takich maturzystów i licencjatów układają się potem LiS-y, LiD-y, Platformy...
...o powtarzanym często w szkołach sloganie "wy się macie uczyć,a nie politykować", zgodnie z którym ideałem jest uczeń, który odtwarza wiedzę podawaną mu na lekcji, a nie wykorzystuje jej do samodzielnego myślenia i wyciągania wniosków. Dotyczy to nie tylko zajęć z historii czy WOS-u, ale i również języka polskiego.
Ktoś mógłby zapytać: a cóż bardziej uczy samodzielnego myślenia niż obcowanie z literaturą piękną? Tak, ale tylko wtedy, kiedy warunkiem otrzymania pozytywnej oceny z wypracowania nie jest "wykucie się" i odtworzenie schematu zgodnego z tym, co mówiła na lekcji polonistka.
Ja napisałem o własnych doświadczeniach, nie mówię, że wszyscy nauczyciele i wykładowcy to degeneraci i sadyści (Wy może trafiliście na porządnych dobrych ludzie, ja niestety nie), ale naprawdę sporo takich całkowicie nieprzygotowanych do swojej pracy jest. Natomiast tych strasznych uczniów nie spotkałem (też tylko moje doświadczenia). Cały czas uważam, że szanowanie ucznia, studenta, traktowanie go po partnersku da lepsze wyniki niż nauczycielski zamordyzm.
Ale po prostu szanujmy się nawzajem, uczniowie(studenci) nauczycieli(wykładowców), a wykładowcy(nauczyciele) studentów(uczniów). Naprawde tak bedzię lepiej niż w sytuacji, że nauczyciel to król świata, a uczeń to jakiś niewolnik. I wyniki też będą lepsze, jestem pewien, że taki uczeń chętniej będzie sie uczył przedmiotu, który prowadzic ktoś kto nie traktuje go z góry, a traktuje dobrze i poważnie, niż ktoś kto stoi z tym przysłowiowym batem nad uczniem. Bo taka nadmierna dyscyplina doprowadzi tylko do buntu i kontestacji.
strona medalu.
Coraz częściej zdarzają się "adepci", którzy oczekują schematu do wykucia bo tą drogą łatwo zdobyć dobry stopięń, odfajkować sprawę i mieć spokój.
A refleksja jest trudniejsza i bardziej czasochłonna.
aliści gdzie nauczyciel pomiata uczniem?
W dzisiejszej szkole gdzie nie może go zostawić w klasie na drugi rok?
Trafiłeś w sedno sprawy.
Miałem okazję uczęszczać do szkoły sredniej w latach 1954 - 1958. Do pierwszej klasy przyjeto 36, do matury dotarło tylko szesnastu!!!!
sytuacji panującej w szkołach...
Po pierwsze liberalne reformy wprowadzane do szkół, korzystanie ze wzorców z za Oceanu Atlantyckiego, wprowadzenie gimnazjów spowodowało iż poziom nauczania w szkołach jednak mimo wszystko jest na równi pochyłej.
Też niedawno chodziłem do gimnazjum i do liceum i wiem że w gimnazjum zachowywaliśmy się jak przysłowiowa dzicz, na dodatek będąc tak już potem w liceum w większości u młodych ludzi te postawy pozostały.
Także wiedza raczej uczniów jest przytłaczająca o czym świadczą np. wyniki matur. Nie dziwne iż w tym kraju młodych nie interesują problemy społeczne, polityka jak połowa młodych ludzi zdający WOS na ostatniej maturze nie wiedziała kto jest koncepcją teorii "walki klas" a za twórcę pierestrojki pewne część ludzi podawała...Lenina.
Recepta jednak tylko "mundurkowa" czyli tak naprawdę tworząca zaledwie pozory równości w szkołach jest chybionym pomysłem tym bardziej iż za złych np. takowej sytuacji a nie innej w szkołach Giertych czy Legutko podają osoby związane z subkulturą "punk". Znam tą subkulturę dobrze i choć się z nią nie identyfikuje wiem iż to nie oni odpowiadają raczej negatywną sytuacje w szkołach.
Ja sądzę iż do szkół powinni trafiać nauczyciele z pasją, którzy są gotowi na rozmowę nawet nie stricte związaną z tematem który jest w programie nauczania.
Sądzę też iż nauczyciele powinni być grupą szczególnie szanowaną przez państwo, tzn. powinni mieć oni możliwości oddziaływania na uczniów w taki sposób aby Ci czuli iż nauczyciel to może być ich autorytet.
Niestety od czasów Handke po Łybacką, Sawickiego, Giertycha po teraz Legutkę z przykrością muszę stwierdzić iż zmian które by sytuacje w szkołach poprawiły nie dostrzegam.
Dziś jest bolączką szkoły dziś to że jest ona powoli przez kolejnych ministrów wykańczana.
W tym wypadku należy przyznać iż szkoła w czasach PRL-u była o wiele bardziej zdrowszym organizmem i to dla nauczycieli którzy mogli czuć się osobami szanowanymi i dla uczniów którzy nie wątpię mieli z sobą lepsze relacje, byli bardziej zintegrowani, żyli w poczuciu pewnej równości nie wynikającej tylko z założenia mundurka.
O dziwno jednak tego nie potrafią przyznać nauczyciele którzy dzisiejszą szkołę krytykują. Nieraz spotkałem nauczycieli którzy twierdzili iż "kiedyś to było lepiej" no ale przecież to była np. "ateistyczna komuna".
Taka jest nasza szkoła...
Przyznaję: za komuny poziom szkolnictwa był znacznie wyższy.
Wynikało to jednak, paradoksalnie, z zachowania pewnych elementów społeczeństwa tradycyjnego i własciwego mu respektu dla wiedzy.
Co prawda, to prawda, w PRL mniej silnie zaznaczało się to, co nasz forumowy Michał nazywa merkantylizmem.
Ale, z drugiej strony, do niszczenia oświaty w III RP najbardziej przyczynmili się ministrowie Wiatr i Łybacka. Choć również AWS-owiec Handke.
kontynuowała zamierzenia Handke choć do dziś pamiętam a byłem wtedy młodszy że miała zawrócić z linii tegoż AWS-owca. Przynajmniej tak w trakcie kampanii pseudolewicowcy z "sojuszu" zapowiadali sześć, siedem lat temu.
Niestety...tego nie zrobiła.
Być może gdyby udało jej się zmienić "bieg dziejów" w szkole i nie przejmować "spuścizny" Handkego nie sterowali by dziś szkołą ultrakatolicy i
ultrakonserwtyaści w stylu Giertycha czy Legutki.
na socjalistyczne wychowanie.
dobry standard programowy, jak na przykład czytanie lektur w calości się przyda
SLD mial 8 lat na pokazanie jak potrafi podnieść poziom oświaty. I pokazał, cha, cha, cha
Więc niech teraz więcej pokutuje, a mniej krytykuje
a jak wyglada wychowanie socjalistyczne?
A Ty jesteś nauczycielem lub jakimś weryfikatorem czyiś poglądów że się tak zapytam z ciekawości?
Cóż jakbyś się wczytał w moje komentarze w kwestii "wychowania" wiedział byś jakie w tym temacie mam poglądy i jak ja widzę takowe inne lepsze według mnie wychowanie socjalistyczne.
Czy pan Legutko ma blade pojęcie o szkole? Chyba nie. W szkole brakuje czasu na przerabianie lektur we fragmentach, a co dopiero w całości. Owszem, o wiele lepiej jest przerabiać całe dzieło, to można wprowadzić, ale trzeba wycofać kilka pozycji i wybrać np. 5 dzieł do jednej klasy, które będą przerobione dokładnie. Z tego co wiem, to na Zachodzie przez cały rok potrafią przerabiać jeden utwór, ale czynią to bardzo dokładnie, np. "Zbrodnię i karę" omawia się w kontekście psychologii, czyta się różne artykuły z tego zakresu, do tego dochodzi filozofia nawiązująca do dzieła itp. A mundurki nie są lekiem na całe zło. Ani nie zlikwidują przemocy, ani nie pomogą nawiązać więzi ze szkołą. Dobra kadra pedagogiczna pozwala nawiązać tę więź. Studenci odwiedzają tych nauczycieli z liceum, których cenią za wkład w ich edukację, a nie dlatego że w szkole były mundurki. Nie zniosą one różnic społecznych, bo bogate dziecko pojedzie na zieloną szkołę, a biedne nie będzie miało takiej możliwości. Ponadto mundurki dodatkowo obciążają rodziców z biednych rodzin. Może zamiast wydawać miliony na częściową refundację mundurków, należałoby te pieniądze przeznaczyć na dożywienie biednych dzieci czy też sfinansowanie zielonej szkoły? Czy nie wystarczyłby zakaz strojenia się na lekcjach?
to ze Lybacka miala zmienic kurs Handkego nie oznacza ze zrobila cokolwiek dobrego. Moim zdaniem byla wrecz znacznie gorsza. To zwykla nawiedzona baba, ktorej niejeden pomysl narodzil sie z dysput ze znanym warzawskim psychologiem i przyjacielem dzieci Andrzejem S.
A co do tego do pisze Pawel Konczyk - nie znam zadnych badan spolecznych na temat gangow szkolnych i przemocy zarowno uczniow i nauczycieli wgledem siebie. Dlatego tez kazdy moze osbie wypisywac co zauwazyl ale to sie na nic nie przeklada. Moje spostrzezenia sa diemetralnie roznie. Nie zanotowalem nigdy przypadku znecania sie nad dzieckiem w zadnej ze szkol w ktorej sie uczylem, natomiast calkiem liczne przypadki wyjatkowo wrednyh przypadkow znecania sie nad niektorymi nauczycielami, w czym, niestety, sam niejednokrotnie bralem udzial. Dzieci w szkole podstawowej i gimnazjum jeszcze wielu rzeczy nei rozumieja i nie znaja granic. Jesli maja mozliwosc to ida na calosc. Nie zanotowalem tez zandego przypadku zniechecania uczniow do dalszej nauki, wrecz odwrotnie. WIelu nauczycieli poswiecalo wiele czasu zeby wyciagnac i zmotywowac najgorszych oslow.
Obecnie co do sytuacji nauczycieli jest coraz gorzej. Mozna sie zorientowac bo bardzo wielu symptomach. Wystarczy przejsc sie pod szkole i przyjzec sie. Gdybym ja wychodzil z podstawowki z papiersoem w ustach to chyba bym sie przez rok nie pozbieral. Oczywiscie palilo sie, ale gdzies po krzakach itp. Teraz w TEJ SAMEJ szkole dzieci normalnie na legalu wychodza, pala itp. To tylko szczegol. Ale raczej nie podstzymuje tezy o rosnacym gnebicielstwie uczniow przed nauczycieli - sadystow.
źle odczytałeś moje intencje. Ja nie napisałem iż Łybacka mogła coś zrobić lepszego. Ona tego w gruncie rzeczy nie chciała. Na tym polega bezideowość $LD które wręcz projekty prawicy w tym wprowadzenie gimnazjów akceptowało.
Oczywiście ona mogła coś zmieniać, ale przecież poszła po linii "twórczej" misji psucia szkoły od wewnątrz rozpoczętej przez Handke (którego szczerze nie trawie tak samo jak panią Łybacką).
po co caly czas poslugujesz sie pustymi etykietkami? Dlaczego stworzenie gimnazjum ma byc prawicowe, a ich nie stworzenie lewicowe? Albo dlaczego mundurki w szkolach maja byc prawicowe a nie lewicowe?
Lybacka przede wszystkim byla beznadziejna sama z siebie i to nie dlatego ze nie odkrecila pomyslow Handkego, ale wlasnie z powodu relizacji wlasnych pomyslow. Zreszta taki Handke jaki byl, taki byl, ale przynajmniej dal spore podwyzki nauczycielom (choc sie walnal przy ich wyliczeniu, ale osatecznie wyszlo na korzysc nauczycieli). A Lybacka? Nie dala ani grosza.
Nie jestem nauczycielem, aczkolwiek ejstem z rodziny nauczycielki i jakies tam pojecie mam. Natomiast wielce mnie ciekawi jaki to model wychowania chce wprowadzac w Polsce lewica rewolucyjna, bo badz co badz to powazna sprawa. Wiec czekam na konkrety.
przejść się do szkoły i zobaczyć jakie są skutki wprowadzenia gimnazjów. Tzn. po pierwsze przychodzą dzieci do szkół którym w podstawówce nie przekazano dość odpowiedniej wiedzy aby mogły przejść w etap gimnazjalny (pośredni pomiędzy podstawówką i gimnazjum). Po prostu podstawówka jest za krótka.
Po drugie w gimnazjach panuje swoista eliminacja jednostek słabszych w wyścigu szczurów. Gimnazjum jako krótki etap nauczania sprowadza tych słabszych psychicznie uczniów do roli po pierwsze "kozłów ofiarnych", po drugie osób izolowanych i po trzecie nie gwarantuje wszystkim uczniom, w szczególności tym słabszym odpowiedniego czasu do nauki.
Gimnazjum to też etap gdzie młodzi ludzie muszą zrywać wcześniejsze znajomości z podstawówki.
Są też jakby dwa typy gimnazjów. Jedno jest dla bogatszych, tych co mają pieniądze na kształcenie, będą mieć na mundurki, w których czasami gdzie nie gdzie z racji tego iż tak "region" nakazał pojawią się biedniejsi traktowani z przekąsem przez nauczycieli.
Drugi typ gimnazjów to ten słabszy. Są to swoiste molochy gdzie są ci niżej sytuowani, jakby odseparowani drutem kolczastym od tych bogatszych, zdolniejszych.
Akurat miałem tą okazję chodzić do gimnazjum i pamiętam jak na ten etap nauczania skarżyli się sami nauczyciele.
Tzn. w głównej mierze byli niezadowoleni iż przychodzą do szkół ludzie zazwyczaj z jeszcze mało rozwiniętą kulturą osobistą i ludzie niezbyt dorośli z którymi do tej pory nie mieli okazji pracować. Reforma Handke spowodowała i na ten fakt trzeba najbardziej zwrócić redukcję etatów w szkołach podstawowych a także w szkołach zawodowych. Szkoły zawodowe w końcu upadły. I raczej tym nauczycielom zwolnionym wyższych pensji już za Handke nie wypłacano.
Chyba wymieniłem wystarczającą dużo argumentów przeciw byłemu ministrowi edukacji czyli prof. Handke.
Łybacką jednakże obarczam tak samo za złą sytuacją w szkole gdyż z drogi absurdalnych reform nie zawróciła, biernie wręcz poparła tą drogę reform, i zaakceptowała sytuacje taką iż gimnazjum stworzyło podstawy wtórnego analfabetyzmu, co na pewno nie jest lewicowe.
Wyniki matur tylko dobitnie stwierdzają co przyniosło gimnazjum. Dziś niema tak że w liceum w czasie czterech lat można było poznawać ludzi, integrować się, a także poszerzać swoją wiedzę, mieć spokój w czwartej klasie i uczyć się do matury.
Dziś jest tak że forma uczenia się i przechodzenie do kolejnego etapu odbywa się na zasadzie nie wyrabiania się z z nawet minimalnym zarysem programowym.
Co ciekawe należy uczyć się dużo a pomimo to nie jest to absolutnie ta sama wiedza co była kiedyś w czteroletnim gimnazjum.
Wracając do kwestii mundurków nie uważam ją za ani lewicową ani prawicową. Mundurki były w państwach kapitalistycznych, niestety nawet faszyzujących a także były w tzw. krajach "demokracji ludowej".
Liczy się jednak związek mundurków ze statusem ekonomicznym uczniów. Jeżeli mundurki mają się stać pozorowanym działaniem a tak właśnie będzie bo nierówności ekonomiczne w szkołach będą i tak wychodzić na powierzchnie to jest to wręcz hipokryzja. Owszem w PRL-u były mundurki ale wtedy z tego co wiem do bardziej ludzi doświadczonych nie było takich różnic społecznych miedzy ludźmi a same mundurki jeszcze dowartościowywały uczniów w poczuciu równości.
Teraz mamy do czynienia z zakrywaniem problemu różnic a nie jego likwidacją.
Powinna być o wysokim poziomie nauczania. Po prostu chciałem powtórzyć to co mówiłem wcześniej. W szkole powinnismy sie nawzajem szanowac (mam nadzieje, że to nie "pobożne" infantylne życzenie), nauczyciele uczniów i na odwrót. Wtedy będzie dobrze. Ale to nauczyciele jako starsi powinni dać przykład szacunku uczniom, a uczniowie wezmą sobie to do serca (zrozumieją, że nauczyciel to nie tyran, nie jest ich śmiertelnym wrogiem, tylko przyjacielem chcącym przekazać wiedzę i do którego można zwrócić sie z uczniowskimi problemami) i odpowiedzą takim samym szacunkiem. Mam taka nadzieję.
"Tzn. po pierwsze przychodzą dzieci do szkół którym w podstawówce nie przekazano dość odpowiedniej wiedzy aby mogły przejść w etap gimnazjalny (pośredni pomiędzy podstawówką a liceum)"...
ale po co przekonujesz nas do gtego ze gimnazja sa zlym pomyslem? Czy ja napisalem ze popieram ten pomysl?
Z drugiej strony zbyt wiele zjawisk zwalasz akurat na karb gimnazjow. Np. kwestia slabych wynikow z matur zupoelnie nie ma nic wspolnego z gimnazjami tylko z obnizeniem sie poziomu szkolnictwa sredniego wynikajacego z kolei z dwoch rownoleglych zjawisk - likwidacji zawodowek oraz niezrozumialym pedem mlodziezy ku maturze i studiom. Znacznie wiecej osob chce miec teraz mature, ale chyba oczywiste ze nie kazdy jest do tego intelektualnie predysponowany.
ScozoRED: czy przedwojenna Wielka Brytania to kraj faszyzujacy? Nie mieszaj mundorkow z polityka, bo to dosc karkolomne zadanie.
Starasz mi się coś przypisać co absolutnie wykluczyłem czyli upolitycznienie mundurków. To taki drobny szczegół.
Powinieneś mieć to na uwadze gdyż chodziło mi oto że niezależnie jaki system panuje w danym państwie, władze z różnych pobudek wprowadzały/wprowadzają mundurki do szkół.
Co do matur wiem jak one wyglądają bo jakiś czas temu takową zdawałem już po tzw. reformach w oświacie.
Wiem jak wyglądają przygotowania do tych matur a w zasadzie ich brak tzn. dziś przerabia się w szkołach materiał w bardzo okrojonej wersji a dodatkowych zajęć które mogły by pomóc słabszym uczniom jest jak na lekarstwo.
Nie każdy mówiąc kolokwialnie, jest "fenomenem" ale to nie oznacza że należy odbierać szansę dalszej możliwości edukowania się ludziom trochę słabszym, nie tak rozwiniętym intelektualnie ale z predyspozycjami.
Kwestia "niezrozumiałego pędu młodych ludzi" ku maturze i chęci studiowania niestety związana jest z tym iż ludzie nie mają wyboru gdyż właśnie likwidacja zawodówek, także szkół technicznych, spowodowała iż nie mają się czego zaczepić a też jest spore grono ludzi którzy chcą uniknąć służby wojskowej co nie jest dziwne biorąc pod uwagę czym jest wojsko od wewnątrz.
Sięgając pamięcią, przypominam sobie jak przynajmniej w moim województwie odbywały się akcje protestacyjne uczniów i nauczycieli przeciwko zamykaniu szkół zawodowych i technicznych na które w żaden sposób nie odpowiadał Handke a ciche przyzwolenie (pomimo iż deklarowali że będą się starać ratować szkoły) na likwidacje szkół kontynuowali kolejni ministrowie związani z resortem edukacji. Tak jest niestety do dzisiaj.
skale porownawcza. Mysilsz ze przed reforma byly jakies zajecia wyrownawcze dla slabszych uczniow przed matura? Nie nie bylo. WYjasnij mi wiec w jaki sposob gimnazja sa uderzeniem w mniej zamoznych uczniow i co to zmienia.
Z zawodowkami to bylo dwutorowo. Raz aktycznie Handke sie uparl na ich zniszczenie, dwa - mialy wowczas fatalna opinie i ludzie masowo zaczeli sie garnac do szkol srednich maturalnych. Zobacz ile osob teraz studiuje a ile wczesniej. to wlasnie efekt tego pedu m.in. Dlatego tez proporcjonalnie znacznie slabsi uczniowie stawali do matury i znacznie slabiej proporcjonalnie ja zdano. A poza tym wzrosly nieco wymagania maturalne i bardzo dobrze. Za moich czasow matura tobyla jakas kpina. A od osoby z matura powinno sie cokolwiek wymagac.
Mam starszych braci i ma pewną skalę porównawczą. Dlatego też wysuwam takie a nie inne osądy rzeczywistości w oświacie.