Trochę podobnie widzieli przyszłość autorzy książki "Netokracja". Ale dostrzegam tu pewne niebezpieczeństwo. Otóż ów "kognitariat" to swego rodzaju elita proletariatu. Elita w skali świata bardzo nieliczna. W dodatku elita od początku zdająca sobie sprawę ze swej elitarności - nie widać wśród informatyków, żeby czuli więź z górnikami czy sprzątaczkami. Jeśli więc nastąpi wieszczona przez Jaworskiego "rewolucja kognitariacka" - w czyim będzie interesie? Czy kognitariusze nie zastąpią po prostu dotychczasowej klasy panującej kapitalistów i menadżerów? Czy dla tradycyjnego proletariatu albo dla bezrobotnych nie zostanie wszystko po staremu? Czy też może podzielą los chłopów w rewolucji bolszewickiej - staną się "nawozem historii"?
Tylko czy ten nowy e-komunizm bedzie w koncu w stanie dostarczac solidnie papier toaletowy do sklepów? Bo jak do tej pory żadnej odmianie socjalizmu się to jeszcze nie udało. No, ale bądźmy dobrej myśli, w końcu czego to nowe modne (czytaj: puste) buzzwordy w IT nie potrafią?
Diagnoza jest dyskusyjna, a recepta naiwna. Pozycja pracowników zmieniła się, ale nie nastąpiło ich upodmiotowienie. Pracownicy umysłowi sterują procesami produkcji w zbliżonym stopniu jak pracownicy fabryk. Nie widzę więc tutaj automatycznego wzrostu "świadomości w sobie". Nie doszukiwałbym się też emancypacyjnego potencjału w internecie. Dostęp do internetu mają wciąż głównie bogaci mieszkańcy miast krajów rozwiniętych. Tym bardziej tyczy się to jego twórców. Przykładowo największe polskie portale odtwarzają (a nawet wzmacniają) układ sił, który jest we wszystkich innych mediach. Perspektywa konserwatywno-neoliberalna dominuje też na większości forów dyskusyjnych. Fakt rosnącej partycypacji w tworzeniu sieci wcale nie oznacza emancypacji. Uczestnictwo dokonuje się na zasadach wyznaczonych przez koncerny medialne. Sam dostęp do sieci w większości krajów jest potrzebny ze względu np. na strukturę rynku pracy, ale nie ma wiele wspólnego z socjalizmem. Oczywiście bardziej powszechny dostęp do informacji czy możliwość aktywnego udziału całego społeczeństwa w życiu publicznym są czymś pozytywnym. Pojawienie się nowego medium nie zmienia jednak struktury władzy politycznej i ekonomicznej. Przynajmniej w pierwszej fazie raczej ją umacnia. Potem wszystko zależy od układu sił i realnych walk o hegemonię.
Rewolucja zgodna z waszymi pogladami juz nastapila, i to wiele razy. Pierwsi byli, jak nietrudno zgadnac, amerykanie. Poczytaj sobie kiedys o tym jakie doswiadczenia miały pierwsze osady USA w XVII wieku z ideą wspólnej własności. Jak się pewnie domyślasz, nie bardzo im to wyszło, i to nie dlatego że była jakaś "wroga klasa" która złośliwie ich wykorzystywała, bo byli tam SAMI pare tysięcy kilometrów od Europy. I tak od 400 lat kombinujecie dalej to samo, głową w mur, ciągle tylko się buzzwordy zmieniają, teraz jest e-comunism 2.0, i za każdym razem wydaje się wam że nowy termin zastąpi myślenie.
Antonio Negri i inni ,,rewolucjoniści z katedry'', chcieliby by sam postęp technologiczny tworzył warunki socjalizmu. Teza stara i zgrana, zresztą wystarczy spojrzec np. na współpracę wielkich korporacji z cia czy rządem chin. Mechanizmy cenzury w internecie są bardzo silne.
Bardziej prawdopodobne jest że internet przyczyni się do dalszej alienacji ludzi, którym zapewni się jedzenie i tanią rozrywkę i będą oni siedzieli przed komputerami i telewizorami niezdolni do jakiegokolwiek samodzielnego czynu...
Świadomością ludzką bardzo łatwo jest manipulowac, inaczej samo wprowadzenie powszechnego prawa głosu dawno już skutkowałoby społeczeństwem bezklasowym ( jak przewidywali chartyści
Ten artykuł to w istocie zbiór twierdzeń, które mają ukrywac fakt, że potrzebne jest działanie polityczne w realnym a nie wirtualnym świecie by cokolwiek w kapitalizmie zmienic.
- NAM? Dlaczego zwracacie się do mnie w liczbie mnogiej, towarzyszu ;-). Ja jestem jeden.
A co do papieru toaletowego, który wspominasz wręcz obsesyjnie ;-): mam znajomych, którzy w latach 70. i 80. pracowali na komunistycznych Węgrzech. Twierdzą, że nie było tam żadnych problemów z tym produktem.
Właśnie przeczytałem, że rząd japoński planuje stworzyć nową sieć, która zastąpiłaby coraz mniej wydajny Internet. W 2020 r. Internet ma być przestarzały. Co nastąpi? Dalsze rozwarstwienie. Dziś mamy dwie klasy: posiadający dostęp do Internetu (którzy dzielą się na biernie i czynnie zeń korzystających) i nieposiadający go; jutro pojawi sę trzecia klasa: posiadający dostęp do superinternetu.
I tu jest pies pogrzebany. Społeczeństwo oparte na wiedzy (technologiach) wydaje się być jeszcze bardziej hierarchiczne niż jakiekolwiek inne. Własność można równo rozdzielić - wiedzy nie.
Święta racja. Szkoda pracy autora, który jest następnym teoretykiem oderwanym od rzeczywistości. Internet, jak każde medium, przy wszystkich różnicach poddany jest regułom komercjalizmu. Pierwszy przykład z brzegu - skype, kupiony przez Fox Inc. Ruperta Murdocha, albo taki niby niezależny na początku You Tube. Przykłady można mnożyć. Po prostu ludzie coś tworzą z pasji, a kiedy nieco dojrzeją i zaczynają się orientować, że mogą mieć z tego pieniądze, robią je. Taka jest ludzka natura.
A żadnej rewolucji już nie będzie, bo i być nie może. Ludzie (i słusznie, która cokolwiek zmieniła?) jej nie chcą a i technologia na usługach władzy na zbyt wysokim poziomie. Tak, że autorowi gratuluję rewolucyjnego zapału ale na jego wypociny wzruszam ramionami.
Tekst akurat w niewielkim stopniu dotyczy internetu jako takiego, bardziej nowej formy gospodarki, opartej na informacji, wiedzy i usługach. Tutaj niestety autor popada w dość dziecinne wishful thinking. Siła zorganizowanego proletariatu, tego "marksowskiego", polegała na jego koncentracji w wielkich fabrykach i powiązanych z nimi społecznościach. Na jej bazie powstała wspólna, dość homogeniczna kultura i styl życia, solidarność grupowa i świadomość wspólnoty interesów. Czegoś takiego nie ma i nie będzie wśród "kognitariatu", który jest rozczłonkowany, zatomizowany, "zoutsourcingowany".
Do tego dochodzi problem bardziej ogólny, ale znacznie bardziej poważny, o którym wspomina Cohen w wywiadzie, do którego link podałem w dyskusji pod tekstem Ciszy. Otóż o zbiorowe, zorganizowane działanie jest coraz trudniej mimo że ludzi łączy w globalnym świecie coraz więcej więzi, coraz więcej informacji itp. Po prostu dzisiejsza kultura jest mocno indywidualistyczna, czy wręcz egoistyczna, dlatego nie powstają silne, wyraziste i trwałe grupy interesu, najwyżej krótkotrwałe koalicje zawiązywane ad hoc i szybko kończące żywot. Nie ma już żadnego proletariatu - są setki, tysiące malutkich "podproletariacików", których żadna siła nie zjednoczy we wspólnym, długofalowym działaniu. Taką indywidualistyczną kulturę zawdzięczamy natomiast nie komu innemu, lecz wspólnej pracy liberałów gospodarczych i nowej, obyczajowej lewicy, tej po roku 1968. To oni pospołu rozwalili fundamenty, na których mógłby powstać masowy, silny, długofalowy ruch rewindykacyjny. Największym wrogiem lewicy społecznej, egalitarnej i plebejskiej są nowomodni lewicowi sługusi liberalizmu. Realizacja ideałów lewicy "klasowej" jest możliwa tylko na gruncie silnej kultury wspólnotowej - tylko jej odrodzenie, kosztem rozbuchanego indywidualizmu, eskalacji praw różnych grupek, atomizacji społecznej, dałoby szanse na masowy bunt społeczny. Dzisiejszy model gospodarki temu nie sprzyja, nie sprzyja też etos kulturowy, w efekcie odrodzenie "proletariatu" jest mało realne.
Naczytałeś się konserwatystów amerykańskich Durango i stąd tworzysz banalne opozycje typu wspólnota versus jednostka. Co to w ogóle znaczy? Dzisiaj ludzie organizują się na innych zasadach niż kiedyś, ale to nie znaczy, że w ogóle się nie organizują. Poza tym najsilniejsze związki zawodowe są w krajach skandynawskich, gdzie zarazem ruch feministyczny czy LGBT osiągnął największe sukcesy. Z drugiej strony mamy np. Polskę, gdzie ruch związkowy jest bardzo słaby, a prawa kobiet czy mniejszości seksualnych są znacznie mniej przestrzegane. Nie pojmuję też dlaczego robotnicy mieliby ideowo nie interesować się tzw. kwestiami obyczajowymi i być homofobami czy antyfeministami. Warto też zwrócić uwagę, że Finlandia i Szwecja należą do najbardziej rozwiniętych technologicznie krajów świata, a robotnicy nie tylko są tam dobrze zorganizowani, ale też wykorzystują nowe technologie do realizacji włąsnych interesów. Innymi słowy internet nie jest sam w sobie ani reakcyjny ani postępowy. Wszystko zależy od politycznych walk i układu sił.
Niestety, Piotrze Sz., cały problem polega na tym, że dyskutujesz z jakimiś własnymi urojeniami, a nie ze mną. I dlatego wydaje ci się, że naczytałem się amerykańskich neokonserwatystów (to zostawiam twoim kolegom, demaskującym "imperialistyczno-syjonistyczne" spiski)i że w ogóle interesuje mnie problem gejów, feminizmu, homofobii czy lesbijek (ja pisałem głównie o hedonistyczno-konsumpcyjno-egoistycznyme etosie kulturowym, a nie o marginalnych dziwolągach).
Ale ad rem. Nie musisz mnie "oświecać", że dziś ludzie organizują się na innych zasadach, ale się organizują - ja napisałem dokładnie to samo. Tyle tylko, że te dzisiejsze podstawy organizowania się ludzi są znacznie bardziej nietrwałe niż dawniej i stąd wynika właśnie słabość dzisiejszych ruchów społecznych w stosunku do dawnego ruchu robotniczego. Nic dziwnego - rozumie to każdy, kto zamiast czytać amerykańskich neokonserwatystów lub feministki, zechce się zapoznać ze współczesną socjologią i jej analizami na temat tego, jak wygląda dzisiejsze społeczeństwo. Idźmy dalej: owszem, Skandynawia ma silne związki zawodowe i wpływ pracowników na procesy decyzyjne - ale może zapoznaj się z przyczynami tego zjawiska, jego korzeniami, historią, a przede wszystkim dowiedz, od kiedy tak się dzieje (zapewniam, że zręby tegoż powstały przed apogeum liberalno-lewackiej rewolucji obyczajowej). Radzę też odwiedzić Szwecję czy Finlandię, zwłaszcza poza wielkimi miastami, i poznać trochę tamtejszą ludność - wbrew pozorom, nie jest ona aż tak liberalna i wyzwolona, jak się to może wydawać, wciąż silny jest tam surowy, konserwatywny etos. Polecam też zainteresować się nie tylko skandynawskimi sukcesami technologicznymi, ale i obecnymi procesami społecznymi w tych krajach. Np. starsi Szwedzi dość często narzekają na to, że dzisiejsza młodzież za nic ma te wartości, które zbudowały socjalny dobrobyt, że jest egoistyczna i nastawiona tylko na konsumpcję. Zresztą kłopoty socjalnego etosu widać też w wynikach wyborów i dyskursie publicznym - w ostatnich latach coraz częściej dochodzi do głosu opcja liberalna, niechęć do wysokich podatków, prawica zwiększa wpływy. Oczywiście nie ma to takiej skali jak w innych rozwiniętych krajach, ale obawiam się, że za kilkanaście lat mocno się zdziwicie.
ja też nie pojmuję " dlaczego robotnicy mieliby ideowo nie interesować się tzw. kwestiami obyczajowymi" - ale tak po prostu jest. Właśnie wczoraj spotkałem na piwie kolegę z podstawówki - ślusarza z kopalni. Nie chciałbyś usłyszeć co mówił o, hm, gejach.
ponieważ znowu odbiegamy od głównego tematu (niektórzy lubią wekslować każdą dyskusję na problem homofobii czy antysemityzmu) to spróbuję do niego wrócić. Otóż pojawia się pytanie, czy i jaka rewolucja (albo nazwijmy inaczej: zmiana strukturalna) jest w ogóle możliwa. Pomijając opcję kol. Araya - "rewolucja nie jest ani możliwa ani potrzebna" - to mamy jeszcze co najmniej cztery. 1) tradycyjna rewolucja ludowa czy proletariacka w stylu rosyjskim czy chińskim; 2) "rewolucja kognitariacka"; 3) bunt konsumentów; 4) populistyczny zryw bloku wieloklasowego (to jest np. przypadek Boliwii). Trzy pierwsze wydają się być we współczesnej Polsce nierealne, pozostaje czwarta. Ale co miałoby być ideologicznym spoiwem i mobilizującym hasłem takiego wieloklasowego populistycznego bloku?
Paradoksalnie, takie hasła były, ale - w znacznym stopniu - się zmyły, bo zostały zdyskredytowane przez ich nieudacznych użytkowników z PiS. Polska solidarna przeciw liberalnej, odrzucenie fałszywych elit, rehabilitacja większości społeczeństwa, ośmieszanej w mediach tyleż za ubóstwo, co za konserwatyzm obyczajowy..
Zadaniem antyoligarchicznej inteligencji, działającej w takim bloku, byłoby pilnowanie, żeby np. niechęć do takich "wykształciuchów", jak absolwent-magister Kwaśniewski, lumpenprofesor Winiciecki czy najemna papuga aferzysty Kulczyka, mecenas Łajdaki, nie zdegenerowała się we wrogość wobec "kognitariatu" jako takiego.
Niestety, współcześni konfederaci barscy z PiS wszystko (?) popsuli.
polacy co prawda bardziej niż inni na wszystko patrzą przez pryzmat narodowy, ale - ze statystyk jakie znam - równie wyjątkowo nie lubią własnego narodu. Nieufność do siebie nawzajem najwyższa w okolicy. Więc nici. Za Jaruzela może, ale już nie teraz. Teraz pojadą na wyspy i ewentualnie tam skopią polskiego pracodawcę, żeby odreagować.
a powiedz, na czym to oparłbyś taką rewolucję boliwariańską w Polsce. Pomijając patriotyczne frazesy.
Poza tym, że najwyraźniej na miarę polską już na naszych oczach dokonało się coś analogicznego - drobna burżuazja (drobnomieszczaństwo) (PiS, SO) wywalczyła sobie pozycję przeciwko wielkiej burżuazji (PO, SLD). Obyło się tylko bez skoku cywilizacyjnego wielu grup społecznych i bez uwolnienia od dominacji USA, jak w Wenezueli. Cóż, trudno - widać taka już polska specyfika. Pewnie do pewnego stopnia rolę tę przejęło wejście do UE.
Durango 95: pelna zgodna w sprawie konserwatyzmu szwedzkiej czy finskiej prowincji. Podobnie zreszta jest w Niemczech, Szwajcarii i wielu innych krajach wysoko uprzemyslowionych, Stanow Zjednoczonych nie wylaczajac. Ten ostatni kraj jest chyba jedynym zreszta, gdzie homoseksualisci musza sie liczyc z oberwaniem kulki, gdy sie pokaza w miejscu niewlasciwym i o niewlasciwym czasie.
Natomiast Twoje zarzuty, ze lewica niepotrzebnie zajmuje sie zydowskim i amerykanskim imperializmem to prawdziwy belkot. Odszedl Rove i Gonzales z Bushgangu po to by "nowe" i "czyste" jastrzebie wojny rozniosly w pyl Iran i jego infrastrukture. Co powiesz, gdy bunker-busters spadna na terytorium Iranu? Ze Iran na to zasluzyl?
problem polega na tym, że nie mam pojęcia. Stawiam pytanie - nie daję odpowiedzi.
Oczywiście mi najbliższy byłby taki konsensus, jaki łączył "pierwszą Solidarność": egalitaryzm, demokratyzm, ekumeniczne chrześcijaństwo, otwarty patriotyzm. Zdaję sobie jednak sprawę, że przez te dwadzieścia lat dezintegracja dotknęła polskie społeczeństwo we WSZYSTKICH wymiarach.
Tym niemniej opowiadam się za wariantem nr 4 dlatego, że trzy poprzednie są nierealne z powodów obiektywnych: proletariatu w Polsce już nie ma, kognitariatu jeszcze nie ma (a jak powstanie to będzie siłą zainteresowaną w utrzymaniu hierarchii), bunt konsumentów w tym społeczeństwie na wiecznym dorobku też nie nastąpi. Na przeszkodzie zrywowi populistycznemu stoją "tylko" przeszkody subiektywne - wystarczy ;-) zmienić świadomość społeczną.
Jeśli nie to - to chyba pozostaje nam zgodzic się z Arayą ;-).
Ale można jeszcze wykorzystać tą dyskusję by zamiast połajanek - wyjątkowo, dla odprężenia ;-) - spróbować dojść do jakichś wspólnych ustaleń. Że jest to możliwe świadczy niespotykany w kronikach świata fakt, że ABCD i ty się zgodziliście ;-).
celne porównanie: to jakby wojna konfederacji barskiej z targowicką.
widzisz, sęk w tym, że mi narzuca się też inne porównanie. Otóż jeśli chcieć mówić o rewolucji IV RP, to na podobnej zasadzie również moczaryzm można nazwać rewolucją. Bo - patrząc "strukturalnie" - czyż nie umożliwił "awansu cywilizacyjnego" setkom miernot, frustratów, aparatczyków i cwaniaków-konformistów, nie "wyemancypował" ich spod władzy elity partyjnej? Ziemska istota "rewolucji moralnej" polega na tym, że pomaga dziś podobnym ludziom "utrzymać emocje na poziomie epopei historycznej". Dzięki temu mogą kąsać unijną dłoń, która ich karmi. IV RP mieściłaby się gdzieś pośrodku wielkiej skali między rewolucją Chaveza a moczaryzmem. Powtarzam - "na miarę polską".
Sal, na temat skojarzeń był kiedyś niezły kawał o szer. Czereśniaku i białej chusteczce ;-) - każdemu może się wszystko kojarzyć ze wszystkim. W każdym razie mi Kaczyński NIE kojarzy się z Chavezem.
Jeszcze pod koniec ub.r. też widziałem to jako walkę bloku drobnomieszczańskiego (PiS-SO-LPR) z wielkokapitałowym (PO-LiD). Musiałem jednak zweryfikować swój pogląd. Dlaczego? Dlatego, że nie tylko dla robotników i biedaków PiS nie stworzył "Polski solidarnej" ale też nic nie zrobił dla drobnych i średnich przedsiębiorców. Paradoksalnie - ich położenie relatywnie się pogorszyło (przynajmniej w niektórych przypadkach). Nie dysponuję tu wprawdzie żadnymi wynikami badań ale taki obraz rysuje się z mojego oglądu rzeczywistości. Otóż moi znajomi - pracownicy fizyczni generalnie sobie chwalą (choć nie pozostaje to w związku na ich stosunek do rządu!), bo o pracę łatwiej a płace rosną. Pracownicy umysłowi (z budżetówki) są niezadowoleni, bo ich sztywne płace w warunkach wzrostu cen i podwyżki płac robotniczych są relatywnie mniejsze. Mam też wśród swoich znajomych dwóch prywaciarzy: sklepikarza i hurtownika. Pierwszy jest zadowolony bo interes kręci się lepiej niż przedtem ale drugi cały czas kręci nosem: wprawdzie obroty rosną ale nie może znaleźć pracowników, którzy by chcieli za taką pensję pracować i grozi, że będzie musiał zwinąć interes. Na PiS, jak się domyślasz, nie zostawia suchej nitki. Mam też przykład z mojego osiedla fotografa (zatrudniał dwie albo trzy osoby), który zamknął zakład i pojechał pracować fizycznie do Anglii.
Dlatego raczej widzę to dziś - pisałem o tym już tutaj nie tak dawno - jako walkę dwóch układów wielkokapitałowych.
ale ja nie mówię o Kaczyńskim. Kaczyński pozuje na kogo innego - na Pana Wołodyjowskiego, jak z kolei ja tu już kiedyś mówiłem. I w tym tkwi jego siła. Dzięki Panu Wołodyjowskiemu udało mu się stworzyć nową jakość w ramach sztuki PR - PR autentyczności bije na głowę dotychczasowy PR oparty na nieskazitelności.
A wracając do rewolucji i kognitariatu, to ja oczywiście też jestem daleki od wiary w wyzwalającą moc rozwoju technologicznego, komunikacji, pracy niematerialnej. Pytanie brzmi: czy uda się utrzymać stosunki władzy (także kapitałowej) w sytuacji, gdy część ludzi wymyka się spod bezpośredniej kontroli, kumulując kapitał wiedzy i zdolność komunikacji? Przypuszczam, że są na to sposoby. Większa dawka czynnika ideologicznego osłodzonego forsą, odpowiednie "miękkie" zarządzanie oparte na segmentacji, rotacji, wielozadaniowości, życie prywatne, tworzenie "równowagi informacyjnej", inwigilacja itd. Można mnożyć. Artykuł owszem ciekawy, tylko skąd autorowi przyszło do głowy, że kognitariat mało zarabia? Wszyscy moi kumple, którzy siedzą w informacji, są najlepiej zarabiającymi ludźmi w moim wieku jakich znam. I chyba najbardziej neoliberalnie nastawionymi. Owszem w pracy ceni się ich indywidualizm, ale to ich tylko pacyfikuje politycznie.
A jeśli chodzi o rewolucję w Polsce, to jest to światek na tyle zależny i wtórny wobec wszelkich podmuchów z zewnątrz, że bardziej się liczą warunki zewnętrzne, a dopiero wtedy za ich pośrednictwem również te wewnętrzne mogą znacznie zmienić charakter. "A wówczas gromkie pianie londyńskiego koguta obwieści dzień polskiego zmartwychwstania". Nawiązując do Marksa, dzisiejsza Polska kojarzy mi się zresztą trochę z tą diagnozą z "Przyczynku...Wstęp." Zacytuję:
Chodzi o to, aby opisać przygniatający nacisk wywierany przez poszczególne warstwy społeczne na
siebie wzajemnie, powszechny nastrój niezadowolenia i bezczynności, ograniczoność, która samą siebie w
równej mierze uznaje, jak i zapoznaje – wszystko to ujęte w system rządów, który żyjąc z konserwacji
wszelkiej marnoty, sam nie jest niczym innym, jak tylko marnotą sprawującą rządy.
Cóż za widowisko! Posunięty do nieskończoności podział społeczeństwa na najróżnorodniejsze
kasty, które stoją naprzeciw siebie ze swymi drobnymi antypatiami, ze swym nieczystym sumieniem i swą
brutalną miernością, a które, właśnie z powodu dwuznacznej i podejrzliwej postawy względem siebie,
wszystkie bez różnicy, choć różnie pod względem formalnym, traktowane są przez swych władców jak
istoty żyjące z łaski pańskiej.
a co powiesz o miernotach, cwaniakach i konformistach w obozie obrońców III RP? Albo w obozie bojowników przeciw faszyzmowi?
z tym co wydaje mi się słusznie zanalizował sal paradise.
Czy perspektywa konserwatywna dominuje w polskich glownych portalach internetowych i forach, jak nalezacym do TVN onecie, czy gazeta.pl?? Rozumiem ze z konserwatyzmem wiaze sie np. potepianie zwiazkow homoseksualnych, promowanie naturalnych metod zapobiegania ciazy tudziez brak wszelkiego erotyzmu lub tez wspieranie konserwatywnego odlamu polskiego kosciola katol.
Ja tam na zadne fora oprocz lewica.pl nie wchodze, ale na onecie n ajaka informacje nie kikne to pierwszych pare komentarzy na 99% jestw stylu ":precz z kaczorami" albo "to wszysctko przez kaczynskich " itp itd
Zarzut do Durango nijak sie ma do konserwatystow amerykanskich, jak juz to do komunitarian. A poza tym pelna zgoda z Durango i Angka Leu. To ze akurat w Skandynawii jest stosunkowo silny ruch zwiazkowy wynika z wielu innych przyczyn jak np tradycji takiego ruchu zwiazkowego w ogole, jak i PANSTWOWEGO wspieranie tego ruchu na zasadach niemal korporacjonistycznych. Faktycznie w takiej Szwecji istnieje jeden ZZ (oprocz niewielkiego SAC). Czy gdyby nagle zniszczyc ow ZZ, a panstwo cofnelo swe wsparcie dla zwiazkow, to czy pracownicy szwedzcy od razu tak latwo zorganizowaliby sie od nowa?
ZZ powstaly na bazie najbardziej elementarnej - podobienstwa zyciowej sytuacji, bliskosci i wrecz homogenicznosci. Dzisiejszy styl zycia a takze gospodarka w ogole temu nei sprzyja. Nie wiem jakie ma doswiadczenie zawodowe taki towarzysz jak Piotr Sz, ale nie np. z tego co widze mlodsci pracownicy w dupie maja zwiazki. Bo po pierwsze nie maja czasu na takie glupoty, po drugie nie wiedze czy beda na pewno dluzej pracowac w danym miejscu pracy, po trzecie wola spedzac czas ze znajomymi albo ludzmi o podobnych zainteresowaniach, a po czwarte kto wie, moze niedlugo pojedzie sie do Anglii do pracy, a po piate - wielkie mi tam rzeczy jakies zwiazki zawodowe - mi tu placa od godziny a nie zamierzam poswiecac swego wolnego czasu na jakakolwiek aktywnosc za frajer.
Racja, Wojtas. Jeszcze jedna rzecz mnie zastanawia. Otóz, gdy tylko pojawi się słowo "wspólnota", to tacy ponoć lewicowcy jak Piotrek Sz. odczytują je właśnie wedle kategorii bliskich neokonserwatystom, i staje im przed oczami albo rodzina, albo jakaś "silna, zwarta i gotowa" społeczność lokalna, albo "zjednoczony" naród. A przecież wspólnoty mają rozmaity charakter, i równie dobrze może to być prężny, mający aktywne oddziały związek zawodowy czy razem działający przedstawiciele jednej grupy zawodowej. O ile wczesny kapitalizm rozbijał wspólnoty pierwotne, o tyle na jego gruncie tworzył się wspólnoty wtórne, na ktorych bazie powstawały struktury społecznego oporu wobec kapitalizmu. Natomiast obecny kapitalizm rozwala wszystkie trwałe wspólnoty - i naturalne i wtórne. Społeczeństwo staje się zbiorem pojedynczych monad, dryfujących każda sobie, a jeśli czasem zbierają się one razem, to na chwilę, by szybko rozpaść (co zostało np. po raptem kilku latach z ruchu antyglobalistycznego, o którym wieszczono kilka lat temu, że będzie trwałą, prężną alternatywą wobec neoliberalizmu?).
jest też bardzo ciężko napisać dosadny komentarz który krytykuje zarówno PiS PO jak i $LD.
Na tymże forum łatwo pozwalają moderatorzy ośmieszać Hugo Chaveza i w niewybredny sposób komentować jego poczynania.
Niedawno ktoś światły z redakcji onetu uznał iż Chavez to....okropny dyktator i w tytule newsa zawarł takie oto słowa: "Dyktator zamknął telewizję"...
Natomiast jakakolwiek chęć obrony Chavez rzekł bym według nich musi być "krótka" i mało chwytliwa.
Jakoś dziwnym trafem moderatorzy onetu, przyzwalają na to że wszyscy komentatorzy o orientacji prawicowej czy tej z nadania PO UPR lub PiS-u mogą nazywać "komunistami" SLD czy "socjalistami" PiS a nie pozwalają często na publikacje innych przemyśleń w kwestii wyznawanych przez partie wzorców ideologicznych.
Jeszcze mi się nie zdarzyło zobaczyć aby któryś z oponentów SLD nazwał tą formacje właściwie czyli jako liberalną czy też socjalliberalną albo przynajmniej socjaldemokratyczną.
SLD w komercyjnym necie jest uznawane za...."komunistyczne" a Kwaśniewski do dla niektórych "towarzysz" i "komunista".
Wedle mojej oceny "onet" stał się przytułkiem dla dyskutantów którzy reprezentują "wielką burżuazję" piszących iż PiS jest "socjalistyczne" (co lewicy tej na lewo od SLD nie pomaga) a z drugiej strony dla PiS-owców piszących iż PO to..."komuniści" i na odwrót.
Na tymże portalu (onet) są zamieszczone blogi polityków takich jak JKM czy Wierzejski.
Jeden ciągle plecie jak to by pozabijał ludzi pracy (słynny tytuł bełkotu zatytułowany pt. Śmierć ludziom pracy) a drugi sam nie bardziej niż nazwijmy to tęczowa "lewica" porusza wątek kulturowy a także światopoglądowy.
Na tymże portalu można śledzić co nowego nam przyniosła prasa (choć nie cała). Ale np. artykuły z "Obywatela" można spokojnie sobie przeczytać.
Co ciekawe przyzwolenie na posiadanie bloga ma "Stowarzyszenie Zadruga"...
Ciekawe czy ktoś kto chciałby założyć bloga o charakterze radykalnie lewicowym, miał by szansę na onecie publikować.
Większa swoboda już jest na gazecie.pl choć tam dominuje już oficjalny kurs polityczny nastawiony na hołubienie demokratów.pl. i podobnie jak w onecie prześmiewcze ukazywanie marksizmu.
ScyzoRED, w Kiosku Onetu są też regularnie zamieszczane teksty z "Trybuny" i "Przeglądu", czyli gazet w których publikują m.in. lewicowi radykałowie (w tym znani z redakcji lewica.pl). A że nie ma z innych, bardziej radykalnych gazet lewicy? Może po prostu pies z kulawą nogą o nich nie słyszał poza lewackim gettem, albo ich redaktorzy są nieudacznikami nie potrafiącymi zadbać o promocję swoich gazet. Ależ skąd - to na pewno spisek Prawicy i Wielkiego Kapitału.
W Przeglądzie publikuje rzeczywiście czasami K. Pilawski (który tworzył ciekawy "Impuls"), B. Machalica czy bodajże Piotr Szumlewicz ale co poza tym? Nic poza tym...
No jeszcze wywiady z Karolem Modzelewskim czy z David'em Ost-em mogę uznać za w pewien sposób lewicowe.
A tak to można by rzec jest to tytuł dla elektoratu SLD (czasami bardziej lewego) choć też np. broniący okres kapitalistycznej transformacji...
No to super. Okazuje się, że się nawet zgadzamy w ocenie sytuacji. Ale co dalej? Jakie perspektywy przemian ustrojowych? Jaka strategia? Po prostu czekamy aż nas zreformuje Unia Europejska?
przecież w XIX w. i później też były takie głosy i teorie, że świat odczarowany, ze miasto i maszyna to zatomizowana masa obcych sobie istot, wyrwanych ze swego naturalnego otoczenia, że - jak u Toenniesa - wspólnotę zastąpiło oparte na interesie jedynie zrzeszenie... Wszystko to było w dużym stopniu prawdą, ale i tak w nowych formach cywilizacyjnych powstały nowe więzi międzyludzkie, które zaowocowały m.in. ruchem związkowym, później też socjalistycznym.
Człowiek jest istota społeczną i po takim dopasowaniu się do nowych warunków, by przeżyć i materialnym "zabezpieczeniu się" (przynajmniej tymczasowym), zaczyna myśleć o stworzeniu relacji zaspokajających takie te swoje potrzeby psychiczne, które wiążą się z życiem społecznym. Nowe formy organizacji pracy, produkcji i obiegu informacji prędzej czy później takie nowe formy zbiorowej identyfikacji stworzą.
Powtórzę to, co pisałem pod tamtym wątkiem: Cohen ma trafne (chociaż znowu niezbyt bardzo oryginalne, napisało to przed nim parę socjologów i ekonomistów, nie mówiąc już o narzucających się spostrzeżeniach co inteligentniejszego czytelnika dodatku do "Rzepy"...) obserwacje, ale z wnioskami odlatuje: choćby nie wiem jak bardzo "dezintegrował się w poziomie" obieg towaru od pracowni projektanta, przez wydobycie, obróbkę pierwotną, półprodukt, produkcję finalną, dystrybucję i handel w hurcie i detalu - to nadal jakieś relacje wejścia/wyjścia zachodzą, bo po prostu muszą (chwytliwe i efekciarskie, ale puste w środku postfoucaultowskie slogany o "kapitalizmie bez ludzi" nic tu nie dadzą) - biorą w tym udział ludzie pracujący na różnych etapach w rolach bardziej przedmiotu niż podmiotu, co niezależnie od chwilowej koniunktury prędzej czy później odczują. Potrzeba "tylko" znaleźć punk zaczepienia dla zakiełkowania poczucia WSPÓLNEGO interesu i uświadomienia sobie, że w obecnej strukturze gospodarki i społeczeństwa ten interes nigdy nie zostanie w sposób TRWAŁY zrealizowany.
Gruszek na wierzbie obiecywać nie mam zamiaru, bo faktycznie wymienione przez uczestników dyskusji problemy z dezintegracją społeczną są faktem. Ale z drugiej strony nie przesadzajmy z tą skrajną atomizacją i zobojętnieniem na wszystko, pewne wydarzenia (typu papież czy żałoby po narodowych katastrofach licząc od powodzi) pokazały, że Polaków stać na przejściowe przynajmniej nastroje zbiorowej identyfikacji i wspólnego losu. Pytanie, czy uda nam się przekuć takie intuicje na coś trwałego i prowadzącego w kierunku zmiany społecznej, a nie charytatywnego wyciszania sumień. Przypomnijcie sobie jednak (a młodsi niech zapytają starszych) jakie było polskie społeczeństwo za późnego zwłaszcza Gierka, jak (niezależnie od dystansu wobec rzeczywistości oficjalnej i propagandy) postrzegano na szerszą skalę środowiska opozycyjne i jak to się zmieniło w Sierpniu. Trzeba robić swoje i przede wszystkim szykować program(y), jak przyjdzie fala i będziemy dla ludzi wiarygodni (we wszystkich aspektach tego słowa) to sami się do nas dołączą (inna sprawa, jak będzie wyglądało to "my").
[To tyle z mojej strony na jakiś czas. Jadę na spóźniony, ale jeszcze w miarę ciepły urlop i przez co najmniej 2 tygodnie będę w ogóle poza dostępem świata "usieciowionego" i "otorbionego". Tymczasem pozdrawiam wszystkich dyskutantów, z moimi największymi i najostrzejszymi polemistami włącznie. Do rychłego zobaczenia w dyskusjach na lewicy.pl, a być może także i poza nimi. M.J.]
No to fajnie. Nie przeceniałbym zbawiennego wpływu Unii Europejskiej. Natomiast jeśli chodzi o perspektywę przemian ustrojowych na dzień dzisiejszy, to co powiesz np. na syntezę modelu putinowskiego z bushowskim? Wzmocnienie władzy wykonawczej, cicha identyfikacja "milczącej większości" z władzą, a do tego ustabilizowany system medialny, silna pozycja premiera i służb specjalnych?
1. Nie potępiam silnej władzy wykonawczej z zasady. Czasem bywa potrzebna.
2. W tym konkretnym przypadku jestem jej przeciwny.
3. Zagrożenie jakąś kaczystowską semidyktaturą wydaje mi się mało realne, bo za pół roku wszystko już zapewne wróci w utarte koleiny.
4. Wciąż jednak nic nie dowiaduję się na temat strategii lewicy w tym kraju.
wszystko ladnie, ale nijak ma sie do tego co napisalem. Po pierwsze nie dysponujemy rzetelna i fachowa analiza tresci wspomnianych portali czy forow. Po drugie - nie pisalem o tym ze onet nie jest prawicowy (mniejsza juz jak to bedziemy definiowac) ale - wbrew Piotrowi Sz - ze nie jest konserwatywny. A to nie jest to samo.
Michal - z ta wspolnota i podobnymi kwestiami najwaznijeszy problem wg. mnie polega na tym, ze od mniej -wiecej '68 wspolczesne lewica idzie ramie w ramie z liberalami w ich urzeczywistnianiu ich wizji rzeczywistosci spolecznej - odosobnionych jednostek. Akurat w tej sprawie (antropologicznej )socjalizm juz bardziej koresponduje z konserwatyzmem.
chcesz, żebym ci tu ad hoc wykoncypował radykalny program dla lewicy? I jeszcze pod kątem strategicznym? Jeśli chodzi o "co", to z grubsza wiadomo, wszystko zależy od radykalizmu, a jeśli chodzi o "jak", to sorry ale nie wiem (i chyba nikt nie wie). Poza tym, że muszą się zmienić warunki zewnętrzne.
a powiedz czemu jesteś zwolennikiem silnej władzy wykonawczej? Oczywiście w stosunku do pozostałych.
nie fałszuj moich wypowiedzi. Gdzie ja napisałem, że jestem "zwolennikiem silnej władzy wykonawczej"?
Tak w ogóle to jestem bardzo nieufnie nastawiony do każdej władzy. Ale nie jestem przeciwnikiem osłabiania władzy dla zasady. Powtórzę: CZASEM bywa potrzebna. Czy mogę się tu powołać na Chaveza, poszerzającego uprawnienia głowy państwa?
Wolałbym jednak, żeby to był wyjątek a nie reguła.
Zadowolony?
no dobra, ale zadałem też inne pytania w poprzednim poście. Jeśli chodzi o lewicę.
Więc odbijam piłeczkę. Gdzie leżą priorytety dla lewicy? System reprezentacji? Stosunki produkcji? Kultura medialno-kapitałowa?