Komentarze czytelników portalu lewica.pl Komentarze czytelników portalu lewica.pl

Przejdź do menu

Komentowany tekst

Inicjatywa Pracownicza o wyborach parlamentarnych

Komentarze czytelników

Dodaj komentarz

coś w tym jest

ale watpie, by IP mogla osiagnac cos naprawde wielkiego...
a o strajku generalnym moga pomarzyc.

autor: moskwa, data nadania: 2007-09-07 11:14:12, suma postów tego autora: 605

coś w tym jest cz. II.

nie uważacie, że jest coś w tym, że widzi człowiek logo IP, potem nagłówek tekstu i nie musząc czytać dalej, wie, co będzie w środku?! :-) co by się nie działo, ta sama wolnościowa mantra. a może właśnie to jest sposób na świat?nie wiem.

autor: rote_fahne, data nadania: 2007-09-07 12:04:46, suma postów tego autora: 1805

Zanosi się,

że PPP faktycznie pójdzie na wybory samodzielnie.

autor: ABCD, data nadania: 2007-09-07 13:02:31, suma postów tego autora: 20871

Zamiast bojkotu lepiej zagłosować na PPP

Wyboru to jedyna możliwość wpływu obywateli na włądze. Jednakże co wybory obywatele nie wybierają dobrze dla siebie, wybierają tych którzy lepiej się prezentują. Niestety.....

autor: socjalmaniek, data nadania: 2007-09-07 13:29:30, suma postów tego autora: 33

Racja, ale co z tego?

To że wybory nic nie zmienią poza ekipą to wiadomo. Faktycznie byłoby pięknie, gdyby ta prosta prawda dotarła do świadomości ludzi pracy i w odpowiedzi zbojkotowali wybory, a w zamian zrobili strajk generalny i puścili tych panów z torbami. Niestety tak się nie stanie, bo ludzie pracy są bierni, albo mają fałszywą świadomość i popierają partie kapitalistów. Przewalone.

autor: Bartek, data nadania: 2007-09-07 13:29:55, suma postów tego autora: 2550

Mantra

No ale czego oczekujesz rote_fahne? że anarchosyndykaliści zaczną oficjalnie wspierać PPP w wyborach?

autor: XaViER, data nadania: 2007-09-07 13:46:44, suma postów tego autora: 352

xavier

akurat jeżeli chodzi o anarchosyndykalistów to nic nie jest mnie w stanie zaskoczyć, tak więc nie oczekuję niczego - to tak odpowiadając na twoje pytanie.

a czy mają poprzeć ppp? no, nie bo to przecież partia, prawda? czyli państwo, władza, cierpienie i biurokracja, elity, itp. a jak sądzę sprzecznością logiczną w wydaniu anarchistycznym, byłaby taka krytyczna analiza polityczna, która mogłaby się skończyć wnioskiem innym niż "bojkot wyborów". co by się nie działo, wniosek musi być zawsze taki sam - coś w końcu musi konstytuować anarchiczną tożsamość? nie ukrywam, że takie, jak najbardziej etyczne podejście do polityki, jest godne podziwu....i nic więcej.

autor: rote_fahne, data nadania: 2007-09-07 14:21:56, suma postów tego autora: 1805

A

ja, a ja, a ja zagłosuję na LiD. A potem, potem, potem zacznę w nich może walić. Jakąś melodyjkę trza.
Nieobecni, to ryby.

autor: prezio, data nadania: 2007-09-07 14:47:05, suma postów tego autora: 878

Potem

będzie za późno. LiD już pójdzie z głosami swoich wyborców do Platformy. Na kolanach!

autor: ABCD, data nadania: 2007-09-07 14:52:51, suma postów tego autora: 20871

Mantra socjaldemokratyczna

Otóż mylisz się, bojkot wyborów jest kwestią taktyki a nie pryncypiów. Co najmniej dwa razy duże związki anarchosyndykalistyczne nie ogłosiły bojkotu wyborów i co umożliwiło różnym partiom lewicowym dojście do władzy. Szczególnie spektakularne efekty miało to w Hiszpanii podczas wyborów 1936 roku, gdzie bez głosów członków CNT koalicja lewicowych partii nie miałaby najmniejszych szans na pokonanie prawicy. Taktycznie CNT tym razem nie ogłosiła bojkotu (choć oficjalnie nie wsparła też żadnej partii zostawiając decyzję czy głosować i na kogo swoim sympatykom). Przy czym odbyły się negocjacje polityczne. Politycy lewicowej koalicji przyjęli żądanie zwolnienia wszystkich uwięzionych anarchosyndykalistów (uwięzionych wcześniej nie tylko przez prawicę, ale także lewicowe rządy. Wszak to pod panowaniem "dobrego republikańskiego rządu" doszło do krwawego stłumienia powstania anarchistycznego w Casas Viejas, zresztą ta krwawa rozprawa z członkami CNT doprowadziła do upadku rządu Azanii i zwycięstwa prawicy w następnych wyborach) - to żądanie zostało spełnione, oraz zobowiązali się do wydania broni związkom zawodowym w razie puczu ze strony prawicy - to żądanie po wybuchu nacjonalistycznego przewrotu nie zostało spełnione i efekty tej decyzji rządzącej kliki lewicowej koalicji znamy. Targi targami, bojkot bojkotem, ale to taktyczne posunięcie, które przyniosło wymierne korzyści (zwolnienie ludzi z więzień, bo w wydanie broni nikt nie wierzył specjalnie, dlatego CNT na własną rękę zaczęła się zbroić) nie powstrzymało to anarchistów przed dalszą bezpardonową walką z pseudo-demokracją parlamentarną.

Rzecz polega na trzeźwej ocenie sytuacji strategicznej i obecnie nie widzę najmniejszego powodu, żeby rezygnować z bojkotu wyborów. Nic po tym ani anarchosyndykalistom, ani pracownikom najemnym. Czas wiary w reformistyczne marzenia z XIX wieku i "parlamentarną drogę do socjalizmu", skończył sie z kompromitacją największej socjaldemokracji czyli SPD, a potem kompromitacji taktyki "marszu przez urzędy" po 1968 roku. A jeśli ktoś wierzy w to, że to wina tego czy innego polityka tej czy innej partii, spisku "układu neoliberalnego", jest frajerem. To jest logika systemu parlamentarnego, którą wszystkie lewicowe partie poszły z komunistami na czele.

Niestety większość czytelników tego portalu jest tak pochłonięta roszadami w kanapach partyjnych i podniecaniem się że komuś skoczyło poparcie o jedną dziesiątą procenta, że nie zauważają, że ludzie generalnie mają to w dupie. I teraz pytanie jest, czy zmęczeni parlamentarną szopką pójdą za kolejnym "silnym człowiekiem", który "zrobi za nich porządek", czy zaczną robić coś sami wokół siebie i w końcu sami, za pomocą takich narzędzi właśnie jak związki zawodowe, za pomocą takich metod jak radykalna demokracja, zedrą tę fasadę w masowym ruchu. Jeśli to się nie uda, to mamy generalnie że tak powiem przejebane i żadne zakładanie kolejnych "prawdziwych lewicowych partii" i 5 proc. w wyborach za 20 lat niewiele tu pomoże.

autor: XaViER, data nadania: 2007-09-07 15:21:09, suma postów tego autora: 352

.

rote_fahne
Anarchiści czasami mogą niezbojkotować wyborów jak w hiszpanii i przyczynić się do zwycięstwa lewicowego rzadu. Lepiej mogą też wejść do burżuazyjngo rządu, następnie obrazić się na niego i wyjść, a później wejść do niego znowu.

Prawda że w "normalnej" sytuacji anarchistom niezaleznie od składników równania wychodzi ten sam wynik. Moim zdaniem ze względu na przemoralizowanie ruchu i teorii. Wszystko musi być zdecentralizowane, wolnościowe, antyautorytarne, antypaństwowe (jakby związek zawodowy niebył częścią aparatu panstwowego), apartyjne, czasem też apolityczne. Słowa-bożki za pomocą których anarchiści określają siebie wobec świata i wobec innych.

autor: mzzm, data nadania: 2007-09-07 15:28:55, suma postów tego autora: 155

nie bagatelizujmy

IP rzeczywiście ma świadomość roli wyborów i (z tego co wiem) analizowała sensowność startu w ostatnich ostatnich wyborach samorządowych. Teraz stanowisko jest z gruntu inne, może wskutek złych wspomnień po zbliżeniu z PPP. Fundamentalistyczny ton oświadczenia IP jest, być może w swej istocie, świadectwem rozpaczy. Cóż bowiem oznacza hasło bojkotu i strajku generalnego? Nic więcej ponad to, że jest to apel abyśmy w październikowy weekend stali się, jako osoby i jako społeczeństwo w jednej chwili mądrzejsi, bardziej świadomi, bardziej oddolni, suwerenni, czujni, niehierarchiczni. Bardzo świetnie, bardzo dżezi, ale skąd?
Może raczej trochę popracować, trochę bardziej wczuć się w ducha dziejów.
Przed wojną w niektórych latach proklamowanie przy byle okazji albo i bez "strajku generalnego" było specjalnością KPP. IP niechcąco wpisuje się tym oświadczeniem w tę tradycję.

autor: altstettiner, data nadania: 2007-09-07 15:58:24, suma postów tego autora: 1512

xavier

czyli od dobrych kilkudziesięciu lat nie nadarzyła się okazja do "nie-bojkotu"? rozumiem.... silna, trzeźwa logika anarchistyczna każde traktować wybory jako fasadową formę politycznego zorganizowania się społeczeństwa. oki. każdy ma swoje halo. w to nie wnikam. inna rzecz, że chyba tylko groźba totalnego zamordyzmu mogła by popchnąć cię w kierunku wyborów...

pomijam też anarchistyczny, zupełnie pozbawiony sensu
frazes, że bez względu na to kto rządzi, to nic się nie zmienia (ew. na gorsze). bojkotując wybory odbierasz sobie jedno z narzędzi walki- to w miarę proste. pytanie o co walczysz? i czy np. poprawa warunków socjalnych, reforma kodeksu pracy, itp. jest już sukcesem? jeżeli uznasz, że w warunkach demokracji parlamentarnej nie możesz wpłynąć na cokolwiek (używając jej narzędzi), to nie tylko bawisz się w radykalizm bez pomysłu (czyli etykę), ale po prostu nie widzisz, że tu i teraz (jak to się w zinach anarchistycznych pisze) decyzje rzeczywiście są podejmowane z góry. dlatego, wolałbym dogmatyków i trockistów z PPP wycofujących wojska z iraku i bawiących się w prospołeczne ustawy, niż nawet tak "silny" ruch anarchistyczny jak teraz w hiszpanii.

samoorganizacja nie kłóci się z prowadzeniem walki politycznej. warunków historycznych się nie wybiera, a jedna zdechła po 2 latach hiszpania, anarchistycznej wiosny nie czyni - wręcz odwrotnie (zastanawiałeś się dlaczego akurat w hiszpanii ruch anarchistyczny był tak mocny? masz na to jakąś inną teorię niż "teoria samoorganizującego się ruchu"?). 36' jest raczej wyimkiem z historii. dlatego, dziś, jest już bez politycznego znaczenia.

autor: rote_fahne, data nadania: 2007-09-07 15:58:47, suma postów tego autora: 1805

do mzzm

Czy możesz dać jakis namiar do siebie? np email ?

autor: Saint_Just, data nadania: 2007-09-07 16:19:24, suma postów tego autora: 201

cd.

Nie napisałem, że jest to "fasadowe zorganizowanie się społeczeństwa" bo nie wiem co to znaczy. Chodzi o fasadowość takiej formy demokracji oraz jej nieefektywność.

Taktyka anarchistyczna opiera się na tym, że nie ma sensu rozpraszać sił i środków. Trzeba ocenić co ze strategicznego punktu widzenia się bardziej opłaca. Nie da się dwóch rzeczy robić dobrze na raz. Tworzyć sprawną maszynkę do wygrywania wyborów i tworzyć ruch za pomocą narzędzi różnych, w tym także związków (które mają swoje wady, ale nie miejsce o tym do dyskusji). Co ciekawe Polska miała olbrzymią przez lata reprezentację związkowców w Sejmie i to od prawicy (Solidarność) po lewicę (OPZZ). Solidarność założyła nawet koalicję AWS i wygrała wybory. Teraz kolejny związek (a raczej jego aparat) Sierpień 80 wygenerował partię polityczną, która już "tym razem nie zdradzi" i jest "najprawdziwszą lewicą" (ciekaw jestem kto tam wydaje zaświadczenia o byciu prawdziwym lewicowcem). Trzeba być głupcem, żeby wkładać 10 razy rękę do rozgrzanego piekarnika i jeśli są tacy robotnicy poza aparatem związku którzy poparli ten ruch, to szybko się o tym przekonają. Zresztą rozmawiając z jednym działaczem Sierpnia 80 kiedyś odniosłem wrażenie, że wcale o sensowności tego nie jest do końca przekonany i jakoś niemrawo bronił tej idei.

Piszesz o kodeksie pracy i zmianach w systemie, a ja ciągle przypominam, że jedne z pierwszych uregulowań prawnych w sprawie regulacji pracy wprowadzał konserwatysta Bismarck i nie dlatego, że tak chciał, ale dlatego, że do tego zmusiła rządzących sytuacja. Zdawał sobie sprawę, że albo popuści, albo będzie miał rewolucję na głowie. Zwycięstwa na polu "socjalu", były przede wszystkim wtedy odnoszone, gdy ruch, "ciśnienie", było duże, a niekoniecznie wtedy kiedy dużo socjalistów czy komunistów siedziało w parlamencie. Mało tego socjaldemokraci i partie "robotnicze" najczęściej służyły jako wentyl bezpieczeństwa dla systemu, a także jako tłumik na ruchy rewolucyjne (casus rewolucyjnych Niemiec i roli socjaldemokratów w tym niesławnego członka SPD Gustawa Noske w stłumieniu rewolucji), rola francuskiej partii komunistycznej francuskich w stłumieniu rewolucyjnego maja 68 itd. przykładów jest tyle, że do rana bym pisał.

Podsumowując, ważniejsze jest budowanie demokratycznych, radykalnych organizacji pozaparlamentarnych niż tracenie szczupłych zasobów na organizowanie wyborów i patrzenie jak po raz kolejny partia odrywa się od bazy społecznej z której wyrosła (ja to nazywam syndromem Wałęsy). A silny ruch w najgorszym przypadku dostanie państwo socjalne, czyli parafrazując słynne hasło syndykalistyczne, "większy kawałek chleba", w najlepszym "całą piekarnię".

autor: XaViER, data nadania: 2007-09-07 17:18:31, suma postów tego autora: 352

altstettiner,


bo KPP przyjęła idiotyczny pomysł, że partia może "proklamować strajk generalny".

Co do startu w wyborach był taki pomysł kilku działaczy FA poznańskiego a nie IP, ale został odrzucony. Część osób o ile wiem poparła jakąś lokalną listę czy coś (niech ktoś z Poznania mnie poprawi), ale lista ta nie zdobyła żadnego mandatu. Ja myślę, że ten start skończyłby się tylko kompromitacją, tak jak kompromitacją był pewien wrocławski działacz anarchistyczny i jego budowanie "prawdziwej lewicy" w ramach klubu radnych SLD miasta Wrocławia.

Co ciekawe przecież z tego co pamiętam "ojciec chrzestny" anarchizmu, Proudhon empirycznie najpierw doświadczył co to znaczy bycie parlamentarzystą zanim określił się jako anarchista. Mamy kilka przykładów anarchistów, którzy poszli w odwrotnym kierunku niż dziadek Proudhon. Ich los w większości był żałosny. Ci rycerze, którzy mieli walczyć z "układami lokalnymi" albo sami stawali się częścią tego "układu", albo szybko wylatywali z tego świadka, skutecznie izolowani przez "pragmatyków" którzy wiedzieli, że bycie radnym, to robienie kasy i znajomości, a nie "służba ludowi". To jest empiria, a nie gadanie filozofów i teoretyków z lewica.pl, który nie widzieli (oprócz Ikonowicza) w większość ław radnych i poselskich i sobie "wyobrażają" jak to może wyglądać. Wielu anarchistów w tym akurat jest bardziej doświadczony niż niejeden działacz kanapy partyjnej.

autor: XaViER, data nadania: 2007-09-07 17:30:47, suma postów tego autora: 352

do Saint_Just

jeśli wynajdziesz sposób jak ci podać mejla tak by przy okazji cała lewica.pl sie o nim niedowiedziała to moge go podać:)

autor: mzzm, data nadania: 2007-09-07 18:00:53, suma postów tego autora: 155

Mam pomysla

Szkoda,ze nie ma tu opcji prywatnej wiadomosci :( Więc może daj znac na mój kosai @ wp pl , tą skrzynke i tak mam od przyjmowania spamu wiec lewica.pl moze o niej wiedziec :)

autor: Saint_Just, data nadania: 2007-09-07 18:42:49, suma postów tego autora: 201

cd...n

xavier, wiem, że akurat wnioskowanie per analogiam opanowałeś do perfekcji, ale wyobraź sobie, że w przypadku krytyki politycznej są zdecydowanie ciekawsze narzędzia. ot, taka choćby "dialektyka", która nakazuje roztrzaskać o kant przysłowiowej epistemologicznej dupy twoje a-historyczne wycieczki w stronę bismarcka, proudhona i hiszpanii roku 36-go. równie dobrze mógłbyś zacząć pisać o wypaczeniach demokratycznych w greckich polis lub wspólnotach pierwotnych i przykładać to do współczesności (nie wiem, może nawet poszukiwać w tym jakichś praźródeł władzy państwowej, i początku końca ludzkiej wolności, do której to należy powrócić. bo czemuż by nie?). nie wiem, być może ciężko anarchiście zauważyć, że świat jednak się zmienia - prywatnie, tak właśnie definiuję sobie teorię anarchistyczną (jeżeli coś takiego w ogóle istnieje lub istniało), która sprowadza się do kilku praktycznych porad - czyli, de facto, nie jest teorią (akurat tu engels trafił w 10). możesz sobie wyobrazić, że niemcy czasów bismarcka to nie te same niemcy co w 1968 i nie te same niemcy, co dziś? itp., itd., etc, i można by chyba z 30 takich, w gruncie rzeczy tępych analogi wyłuskać z twoich wypowiedzi - co właściwie skazuje rozmowę z tobą na straty, chyba, że ktoś to łyka i bawi się w licytację typu, "a ten i ten, był tym i tym i się sprzedał lub nie. a w tym i tym roku to, te i te państwo było lepsze od tego a albo i gorsze od, itd". wyciągasz pojedyncze przypadki i układasz w całość, która poza twoją, subiektywną "logiką" jest mało czytelna i dlatego, powtórzę po raz n-ty, czyni z ciebie moralizatora/etyka ruchu społecznego, który nie istnieje. a jak wiesz ciężko rozmawia się ateiście z osobą wierzącą.
inna sprawa, że zupełnie unikasz spotkania z kwestią taką jak polityka bez rewolucji. wiem, że nie pasuje to do radykalnego anarchistycznego image, ale być może reformy, nawet te drobne mają znaczenie dla ludzi, nie gwarantując od razu nowej "jakości" życia (cokolwiek to znaczy. nie wnikam, bo mitologia to nie moja działka tylko anarchistów od bakunina po sorela.); unikasz kwestii takiej, że to, kto akurat jest u władzy w pewnych przypadkach przekłada się na tzw. życie codzienne, np. na poziom edukacji, dostęp do kultury, bezrobocie, prawa mniejszości, poziom bezpieczeństwa pracy, wielkość wynagrodzeń, ilość spożytych kalorii, itp (wymieniam mechanicznie); "dzierżona władza państwowa" być może nie przekłada się na wszystkie z tych wymienionych rzeczy na raz, ale na niektóre z nich tak. i co teraz? powiesz, że to ideologiczny haczyk pod publiczkę? oki, masz do tego prawo, ale nie wciskaj ludziom kitu, że kwestia taka jak "wybory parlamentarne" jest bez znaczenia, dlatego można ją "olać", bo nie jest. i przedstawianie tego w kategoriach jakiegoś spuszczania z tonu, rozmiękczania walki ruchu społecznego, itp. też jest śmieszna. dosłownie. to tkwienie mentalnie w czasach, gdzie rewolucja rzeczywiście była "za rogiem". dziś za rogiem jest jedynie neoliberalny syf.

autor: rote_fahne, data nadania: 2007-09-07 21:43:42, suma postów tego autora: 1805

sanacyjna II RP

Już odchodząc od samej sensowności czy partia musiała proklamować strajk generalny może lepiej się zastanówmy jaki charakter miały te strajki.
Według mojej wiedzy nie były one proprywatyzacyjnymi posunięciami a wynikały ze zwyczajnej próby mobilizacji proletariatu w tym wypadku akurat przez partię...

autor: ScyzoRED, data nadania: 2007-09-07 22:28:44, suma postów tego autora: 350

nie wyglupiajcie sie!

na tym forum udziela sie nie wiecej niz 20 obob, a z pewnoscia nikt by sie do ciebie nie odezwal...

autor: moskwa, data nadania: 2007-09-07 22:53:51, suma postów tego autora: 605

cd

Niemcy Bismarcka i Niemcy dzisiejsze to bez wątpienia inne Niemcy. Przecież tego nie podważałem. Rozumiem, że analogie mają pewne ograniczenia (np można powiedzieć, że jeśli coś nie udawało się 100 razy nie oznacza że musi się nie udać po raz 101, ale to kwestia prawdopodobieństwa).

Nie należy też zapominać, że socjaldemokracja czy socjalliberalizm w wersji anglosaskiej miał "złoty róg" po wojnie, który stracił. Należałoby się zastanowić skąd się wziął neoliberalizm, bo chyba nie wierzysz w spisek elit i knowania przy zielonym stoliku. On się wziął w dużej mierze z porażki socjaldemokratów. A przecież jeszcze w latach 50 próbowali realizować takie pomysły, że tzw. "rewolucja boliwariańskia" blednie. Przecież nawet "reakcyjna" Armia Krajowa nie negowała zasadności nacjonalizacji głównych gałęzi przemysłu. Socjaldemorkacja w tej czy innej odmianie miała hegemonię, liberałowie siedzieli w dziurach i psioczyli na Keynesa, a z drugiej strony Kołakowski ogłaszał śmierć projektu rewolucyjnego i błędne założenia o degenerującym się kapitalizmie, bo przecież "państwo dobrobytu już wszystko załatwiło". Gdzie się to podziało? Przyszli źli neoliberałowie i ukradli?

Mnie też zastanawia, że przy twojej niechęci do etyki używasz etycznych kategorii typu "neoliberalny syf". Dlaczego syf? Chętnie się dowiem. Dlaczego w ogóle mamy cokolwiek zmieniać?

"unikasz spotkania z kwestią taką jak polityka bez rewolucji"

Nie unikam, piszę o zadaniach na dziś: budowa ruchu, który jeśli będzie silny uzyska to czego chce i to bez względu na to kto będzie rządził (socjaldemokraci, konserwatyści itd.) Może za wyjątkiem rządów jakichś totalitarnych oszołomów, ale i to na krótką metę, bo jakoś totalitaryzmom nie udawało sie zbyt długo przetrwać i potęrzne siły społeczne je rozwalały.

Nie da się też zaprzeczyć, że na całym świecie demokracja przedstawicielska przeżywa ostry kryzys. Polega on przede wszystkim na tym, że zamieniła się w pusty spektakl, ale czy w ogóle dało się tego uniknąć? Wiara w to, że jakakolwiek partia, nie posiadająca kasy, infrastruktury, poparcia mediów i kapitału jest w stanie wygrać wybory, to wiara w krasnoludki. Kapitał i media są niezbędne, a one nie dają czasu antenowego za darmo, a kapitał nie sponsoruje partii bezinteresownie. Ale nawet jeśli dostaną te 5 proc. - (pomijając już fakt, że nie będą mieli w sejmie wiele do powiedzenia) dochodzi problem już samej psychologii władzy nazwałbym to. Posłowie nie są związani instrukcjami, a tym bardziej rząd i aparat państwowy który w dużej mierze jest stały. Więc rządzą się jak chcą, mogą dość swobodnie dysponować swoim mandatem. Wystarczy pooglądać obrady Sejmu. Pytanie, dlaczego mieliby realizować mandat zgodnie z twoim jako wyborcy interesem, a nie własnym? Posłowie to ludzie, a nie maszyny do głosowania, czy "emanacje zbiorowej woli". Jeśli tego nie widzisz, to jesteś po prostu "etykiem", a nie żadnym strategiem. Naiwna wiara sporej części lewicy, że republikański rząd jest emanacją ludu i nie posiada właściwie żadnych własnych interesów i wystarczy tylko go "przejąć", ułatwiła rozprawę teoretykom-liberałom. Mam nadzieję, że aż takiego błędu nie popełniasz.

Ponadto należy także brać uwarunkowania ekonomiczne. Jeśli w Polsce wygrałaby socjaldemokratyczna partia (populistyczna, jak to określiłyby media) to istnieje duże prawdopodobieństwo że z dnia na dzień z giełdy wyparowują miliony spekulacyjnego kapitału, potem ocena ratingowa spada i mniej jest inwestycji, które opierają się na wykorzystywaniu miękkości polskiego państwa, a więc pogarsza się sytuacja polskiego kapitalizmu. Ludzie się wkurwiają i mamy powtórkę początku lat 90 kiedy za prywatyzacją było 80 proc społeczeństwa. Przecież "rewolucja neoliberalna" jak ją nazwał ideolog tego nurtu w Polsce Janusz Lewandowski, nie odbyła się za pomocą spisku. Ludzie już tak rzygali socjalizmem państwowym, że brali wszystko co im w ręce wpadło i to "partie robotnicze" wykopały lewicy grób w tym kraju i w całym bloku wschodnim, a teraz kopią na Kubie (potem będą jęki o spisku neoliberałów, jak już nastapi tam restytucja kapitalizmu, co ma taką wartość jak jęki kaczora o "spiskach układu").

No i jeśli moja "logika" ma błędy to je punktuj, bo na razie to stosujesz zbyt dużo chwytów retorycznych ("tępe analogie", e "a-historyczne wycieczki" etc), co świadczy o tym że ci puszczają nerwy, albo wręcz przeciwnie - na zimno próbujesz mnie wziąć "na Lenina" (tzn. tak przemielić retoryką przeciwnika, że już nie ma siły odpowiadać, co pozwala ogłosić zwycięstwo).

autor: XaViER, data nadania: 2007-09-08 00:13:17, suma postów tego autora: 352

anarchistyczne kung-fu

mam za swoje. po raz kolejny wdaje się z tobą w dyskusję chociaż właściwie przed pisaniem kolejnego komentarza i tak z góry wiem, że nic nowego nie przeczytam (i vice versa, jak sądzę).

zarzut o retorykę uważam za dobry, ale w programie "warto rozmawiać". swoją drogą przeczytaj, to co przeczytałeś i dokonaj rozbioru swojej wypowiedzi- toż to czysta retoryka, od pierwszego akapitu po ostatni frazes.

inna rzecz, że za bardzo nie mam co punktować? bo niby, co? kilka faktów powyciąganych tak, żeby pasowało do anarchistycznej opowiastki o z definicji wyalienowanej władzy? postulat budowania ruchu- ale po co go punktować on mi się sam w sobie podoba? budowanie ruchu, ale jak? - rozumiem, że masz na to receptę i to "nie posiadając kasy, infrastruktury, poparcia mediów i kapitału" (tak jakoś ten fragment mi tu pasował, zmieniłem jedynie jedną literkę). poza tym zakładasz jakąś moją "zasłonę niewiedzy" - xavier ja doskonale wiem, że władza to zajęcie mało etyczne, wiem to! i godzę się na to, dlatego pisanie, że czegoś tam nie widzę, że ktoś tam kogoś zrobił w balona (i zrobi w tej czy innej kwestii), jest żadnym argumentem- taka jest logika polityki. nie ma czystej polityki, która byłaby etyką zarazem, chyba, że w anarchistycznej teorii. polityka to antypody etyki.

strategiem też nie jestem, bo akurat pole manewru nie pozwala na wiele. spektrum możliwości w tym momencie jest wąskie. oczywiście można się zamknąć w świecie utopii (tzw. budowanie ruchu, bez ruchu), ciągle walić argumentem na "lewicową kanapę" (ciekawe, mam wrażenie, że nieświadomie przywaliłeś idealnie w siebie), i zasadniczo mieć poczucie czystych politycznych łapek. i proszę, nie pisz więcej tekstów w stylu "jeżeli wierzysz w 'emancypacyjną moc rządu republikańskiego'" - xavier, bądź poważny. to nie przednówek rewolucji francuskiej tylko polska.

ostatni pasaż poświęcony "ewentualnemu zwycięstwu socjaldemokracji" zasługuje chyba tylko na znaczące milczenie. przeczytaj go jeszcze raz i potwierdź, bo jakiś ideologiczny konstrukt, który za nim stoi przyprawia mnie o mentalne rzygi.

nerwy mi rzecz jasna puszczają. a jak znam życie to raczej ty będziesz tą osobą, która napisze ostatniego maila...

ps. pomijam jakieś 80% twojego komentarza, bo pisałeś go chyba do siebie? nie potrafię go skomentować. przepraszam. i nie o trud zawiłego języka teorii tu idzie.

autor: rote_fahne, data nadania: 2007-09-08 01:36:12, suma postów tego autora: 1805

Rote; Xavier

Ależ scholastykę uprawiacie. Przypomina mi się to zdanie o tragedii i grotesce z 18 Broumierra.

1. opinia inicjatywy pracowniczej, mówiąca, że: "Nadchodzące wybory, to żaden wybór. (...) Liczne obietnice i przysięgi, że jedynym celem elit politycznych jest dobro nas wszystkich, nie zmienią naszego zdania. Wiemy dobrze, że zapewnienia rządzących to kłamstwa." Jest zdaniem analitycznym. Taka jest logika demokracji parlamentarnej, która polega na zarządzaniu "namiętnościami mas".

2. Kwestia w ogóle nie rozgrywa sięw parlamencie, w którym nie uprawia się polityki (o ile nie ma się masowej partii, posiadającej masowe zaplecze i najlepiej uzbrojone związki zawodowe). I nie chodzi o weryfikacje obietnic wyborczych.

Idzie natomiast o to, że w obecnej rzeczywistości nie da się zbudować porządnego ruchu wykraczającego poza 5 zakładów pracy, albo gminę bez wygenerowania reprezentacji tegoż ruchu w dyskursie publicznym (ponieważ li tylko w tym dyskursie istnieje społeczeństwo jako całość).

2.2. Oświadczenia wydawane przez inicjatywę pracowniczą właśnie w momencie wyborów wpisują się dokładnie w tą samą logikę, która każe prominentnym politykom składać "Liczne obietnice i przysięgi, że jedynym celem elit politycznych jest dobro nas wszystkich". Co robi Inicjatywa pracownicza, jeśli nie prezentuje swojej propozycji programowej i nie próbuje przekonać nas wszystkich, że tak naprawdę to właśnie jej leży na sercu "dobro nas wszystkich" (bo przecież ona to ruch oddolny, a więc IP i ludzie to jedno i to samo. Partia zawsze z masami.)? Zapewnienia o tym, że trzeba budować pozaparlamentarny prawdziwy oddolny ruch wolnościowy brzmią dziwnie znajomo z zapewnieniami, że trzeba wreszcie budować prawdziwą lewicę, taką która po wejściu do parlamentu naprawdę pomoże ludziom.

3. To, że wejście do parlamentu x przedstawicieli Lewicy oznaczać może jakieś realne zmiany, to wspaniale. Bardzo mnie to cieszy. Ale w obecnej sytuacji, nie liczyłbym na to skoro ludzie na których wszyscy tak bardzo przecież liczymy mają pełnić jedynie funkcje legitymizacyjne. Ale oczywiście mogę zostać zaskoczony. Istotny jest natomiast fakt, że walka wyborcza jest walką o realne zaistnienie pewnej opcji politycznej i zbudowanie realnego zaplecza, które w przyszłości może spowodować, że niezależnie od tego czy w parlamencie będzie 5 członków PPP czy nie, społeczeństwo będzie w stanie wymusić na nim takie a nie inne rostrzygnięcia. I naprawdę, to czy jest to ruch zorganizuje się oddolnie, czy nie, nie ma najmniejszego znaczenia, bo chodzi o wytworzenie realnej siły politycznej, która będzie w stanie negocjować/dyktować swoje warunki Państwu/Wielkiemu kapitałowi/Imperialistom etc. . Takie etyczne kwestie można rozważać sobie później, kiedy już istnieć będzie cokolwiek. A obecnie dyskusja toczy się w kompletnej abstrakcji, jako że Ruch (przez duże eR) lewicowy nie istnieje. We francji przeciwko jakiejś tam ustawie o pierwszą pracy wyszło parę milionów ludzi, dziesiątki szkół i uczelni zastrajkowały, sparaliżowano cały mechanizm demokracji parlamentarnej uruchamiając mechanizm polityczny. W polsce na antyszczycie UE bylo jakies 5 tysięcy osób i był to nasz wielki sukces. Hura.

Tak więc:
Narazie zarówno IP jak i wszyscy uruchamiają swoje kampanie wyborcze zgodnie z jedną i tą samą logiką, którą narzuca im rzeczywistość. Wszystkim ze szczerego serca życzę powodzenia. Bardzo chciałbym żeby anarchiści mieli całe zastępy bojowników i żeby Sierpień 80 miał tabuny górników ze śląska, wtedy będzie można rozmawiać o formie organizacji. Chwilowo powtarzanie debat z okresu pierwszej i drugiej międzynarodówki zakrawa na parodię.

amen.

autor: Baruch, data nadania: 2007-09-08 02:32:50, suma postów tego autora: 44

.

zdecydowanie bardziej wole taktyke "na bakunina" (moralizatorskie jeczenie połaczone z zarzucaniem przeciwnikowi rzeczy których nie powiedział i niezrobił oraz rozliczanie go z błędów popełnionych przez osoby trzecie)

autor: mzzm, data nadania: 2007-09-08 09:21:41, suma postów tego autora: 155

baruch z legnicy (?)

nie, no git! tylko kto tu uprawia scholastykę? ;-) bierze facet pojęcie i sobie resztę dopowiada, zaczynając od fragmenciku niemalże z Pisma. potem zgrabnie między wierszami cytuje barucha s.(nie przyznając się do tego), a że rzeczywistość do pojęcia nie pasuje, więc wnioski są takie, a nie inne: "w parlamencie nie uprawia się polityki" - bardzo ładnie mi to pobrzmiewa! ;-)doczepiłbym się jedynie do małego niuansiku jakim jest realny wpływ organów państwowych tzw.aparatów na redystrybucję władzy i swobody. to, że parlament może nie uprawiać polityki - w danym momencie nie zarządza "namiętnościami mas", bo robi to ktoś/coś zupełnie inny - nie znaczy, że nie kształtuje pola polityki, a więc, że nie funkcjonuje w polu, tego, co "polityczne". (oczywiście przyznaję się, że w mojej myśli scholastycznej pojęcie polityki wiąże się z obszarem władzy. niech zostanie mi wybaczone). ogólnie wypowiedz błyskotliwa i podoba mi się. chyba wrócę do etyki w porządku geometrycznym wyłożonej.

autor: rote_fahne, data nadania: 2007-09-08 11:21:20, suma postów tego autora: 1805

o syfach, etyce i demokracji

rote, proszę spuśćmy nieco z tonu, bo to do niczego nas nie zaprowadzi. Mnie się ciągle zdaje, że ty czytasz to co chcesz czytać w moich tekstach, a nie to co ja chcę przekazać. Być może to moja wina i nie wyrażam się dostatecznie precyzyjnie. Jeśli chcesz mnie \"pognębić\" to oczywiście możemy dalej prowadzić taką pyskówkę. Rzecz w tym żeby się zrozumieć, a nie z góry zakładać \"co autor miał na myśli\".

Kwestia etyki, choć istotna w polityce (nie powiedziałbym, że polityka to antypody etyki, ktoś kto w polityce nie bierze pod uwagę czynnika etycznego najpewniej przegra - przestrzegał przed tym nawet Machiavelli, pisząc, żeby władca za nadto nie nadużywał władzy, bo odstręczy od siebie ludzi, Kropotkin (etyk skąd inąd, ale nie byle jaki - jako pierwszy tak sugestywnie przedstawił problem źródła postaw etycznych w biologii, do czego odwołują się współcześni biologowie - by daleko nie sięgać np. prof. Tomiałojć z Wrocławia uwielbiał swego czasu rozpoczynać wykłady od odwołania do Kropotkina) pisał do Lenina, że jeśli nie spuści z tonu to wprowadzenie komunizmu nie będzie możliwe nigdy, bo ludzie obrzydzeni takimi praktykami odwrócą się od tego co proponuje nie tylko reżim bolszewicki, ale także anarchokomuniści. Lenin spartolił między innymi robotę, bo działał jak \"polityczna maszyna\", co paradoksalnie jest nieefektywne politycznie). Nie jest to jednak sprawa w tym momencie istotna dla mojego toku rozumowania i mojej postawy strategicznej.

Rzecz w tym, że z mojego punktu widzenia, z punktu widzenia mojego interesu, demokracja przedstawicielska jest nieefektywna. Wskazywałem tu na brak instrukcji poselskich i to że \"oni robią co chcą\" i nie można ich odwołać, nie dlatego że jest to \"obrzydliwe etycznie\", ale dlatego że jest nieefektywne. I to z dwóch powodów co najmniej. Pierwszy podałem wyżej (nie daje mi w zasadzie żadnej gwarancji na realizację mojego interesu) oraz co wynika z tego prowadzi do kryzysu demokracji w ogóle, zamiany demokratycznego procesu w pusty szoł, który nie tyle jest \"polityczny\", co raczej przypomina igrzyska w TV. Ten kryzys mamy jak na dłoni na całym świecie i piszą o nim tony opracowań. Problem w tym, że ci którzy je piszą najczęściej boją się wyciągać radykalnych wniosków z tego co piszą, ale to inna sprawa. I nie dlatego sprzeciwiam się temu \"szoł\" dlatego że mnie to \"brzydzi etycznie\", ale dlatego, że grozi upadkiem demokracji w ogóle, co jest sprzeczne z moim interesem, a nie z moją moralnością sensu stricto. Mnie nie brzydzi polityka, bo sam w jakimś sensie jestem \"politykiem\", czy też może \"antypolitykiem\" w nomenklaturze zaproponowanej bodaj przez prof. Ryszkę.

Ale dość tej defensywy. Chciałbym usłyszeć, co ty masz do zaproponowania, bo na razie słyszę tylko narzekania na anarchistyczny idealizm. Pozwól że teraz ja posłucham co ty taktycznie proponujesz, bo nijak z tego co piszesz sensownej pozycji wysnuć nie można. I czego tak naprawdę chcesz, bo przecież jeśli ustawiać taktykę to do jakiegoś strategicznego planu. Tylko z tego punktu widzenia można oceniać, czy taktyka jest słuszna, czy nie. Jak na razie skutecznie od tego się wymigujesz, co pozwala ci pełnić wygodną rolę arbitra. Nie odpowiedziałeś też na pytanie po co w ogóle coś zmieniać i dlaczego syf neoliberalny jest syfem?

autor: XaViER, data nadania: 2007-09-08 11:49:23, suma postów tego autora: 352

...z najbardziej ziomalskiego miasta w polsce:)

Wiesz, w dyskusji nad tym ilu anarchistów a ilu parlamentarzystów zmieści się na łebku wyborczej szpilki, zazwyczaj trudno uniknąć pustej mowy.
...
Ależ wszyscy niezależnie od opcji uznają pole polityki wyznaczane -między innymi- przez parlament, czego dowodem jest antywyborcza odezwa wyborcza IP.

To, że "wpływ organów państwowych tzw.aparatów na redystrybucję władzy i swobody" jest realny to też prawda poniekąd oczywista. Scholastyczny charakter dyskusji o której dyskutujemy wynika z tego, że przedmiot tej dyskusji jest sztucznie wytworzony i poza nią nie istnieje. Tłumaczenie, że odezwa IP jest etycznym popiskiwaniem na zły system i że realistycznie rzecz ujmując trzeba startować w wyborach, żeby mieć realny wpływ na władzę w sytuacji w której nie są spełnione nawet podstawowe warunki zapewniające przetrwanie w parlamentarnym światku dłużej niż 30 politycznych sekund jest dokładnie takim samym mażycielstwem co wiara w ruch oddolny bez relacji władzy, który tu i teraz tworzy królestwo wolności. Nie jest tak, że obecność w parlamencie automatycznie gwarantuje wpływ na redystrybucję władzy. A właśnie dlatego, że jak mówisz polityka wiąże się z władzą, należy na rzeczywistość spojrzeć szerzej. Nie stoimy przed alternatywą "wszystko" albo "nic", tylko "Nic" albo "nic z odległą perspektywą czegoś". Kampanię wyborczą wykorzystać trzeba do zbudowania podmiotu politycznego, który będzie zdolny do działania zarówno w parlamencie jak i poza nim. To może banalne, ale wygląda na to, że jakoś nie bierze się pod uwagę takiej opcji.
Tako rzekłem.
...
Mam wrażenie, że kiedy mówisz o władzy parlamentarnej to masz na myśli taki spójny wewnętrznie twór, w którym nie istnieją sprzeczności interesów, w którym zgłoszenie propozycji ustawy jest tożsame z jej wejściem w życie etc. Zdajesz się przejawiać xavieryzm "ze znakiem minus".

autor: Baruch, data nadania: 2007-09-08 12:24:04, suma postów tego autora: 44

częściowo do barucha

baruch, my sobie tak tu teoretyzujemy, bo od tego jest forum. Jednak rzecz w tym, że na coś trzeba się też zdecydować w praktyce, jak działać itd. Ja doskonale wiem, że jeśliby jakakolwiek organizacja anarchosyndykalistyczna urosła w Polsce w siłę, to natychmiast lewicowi intelektualiści-krzykacze z tego forum by się do niej przykleili, bo intelektualistów podnieca siła i nagle by się okazało że oni mieli rację.

Rzecz w tym, że jeśli coś się chce zrobić, to trzeba się na coś zdecydować, a nie miętolić gadki i dzielić włos na czworo. Albo budujemy niezależny od partii ruch (co ludzie łatwiej łykają niż popieranie partii, wiem to z własnego "działackiego" doświadczenia. Jak rozmawiam z ludźmi w zakładach, czy nawet w rodzinie, to pierwsze pytanie, jaką partię reprezentuję. mówię że żadną, odpowiedź najczęściej brzmi, "a to dobrze"), albo budujemy partię startujemy w wyborach i wpisujemy się w spektakl mocniej niż związki zawodowe. Dla mnie to strata czasu i energii. Mimo całej krytyki o ahistoryczność itd. rote nie wyjaśnił mi dlaczego nawet masowa partia dajmy na to komunistyczna, albo Partia Syndykalistyczna, w sejmie miałaby działać inaczej niż partia komunistyczna we Francji która pomogła stłumić paryski maj 68? W jaki sposób miałaby się tego ustrzec i co zasadniczo się zmieniło od tego czasu, że sytuacja miałaby się radykalnie różnić? Skoro jest zarzut o ahistoryczność trzeba potrafić go uzasadnić, a nie puszczać ładnie wyglądające slogany, bo ja to na studiach widziałem jak jeden historyk drugiego walił po głowie o ahistoryczność, a potem się okazywało że żona go zdradzała z nim i o to chodziło ;-). To może przekonać przekonanych, ale rote przyjął złą taktykę na przekonanie pozostałych.

autor: XaViER, data nadania: 2007-09-08 12:29:05, suma postów tego autora: 352

Post scriptum

PS. Baruch, rote to jest ex-anarchista, więc teraz musi być bardziej papieski od papieża i stąd ten minus przez "xavieryzmem". Musi sam przed sobą udowodnić, że anarchizm go brzydzi za "idealizm", jak to mówią w reklamach, "wydobyć jego wewnętrzne fuj" ;-)

autor: XaViER, data nadania: 2007-09-08 12:37:35, suma postów tego autora: 352

Die Partei hat immer recht

Xavier, tylko, że ty reprezentujesz partię polityczną. To, że nie kandydujecie do parlamentu, nie znaczy, że nagle w jakiś magiczny sposób działacie na odmiennzch zasadach niż dowolne inne stronnictwo polityczne. Musicie odnosić się do panujących warunków, uczestniczyć w sporach, które są sporami partii, posiadać swój PR i marketing polityczny. Abstrachowanie od możliwości, które daje kampania wyborcza jest pozbawianiem się możliwości politycznego oddziaływania, a jak mawiał wspomniany tu Spinoza: im większą moc posiada dana rzecz tym więcej ma rzeczywistości. I to nie dziwota, że gdybyście nagle z jakichś tam powodów urośli w siłę to przykleiliby się do was lewicowi intelektualiści, bo tu nie chodzi o to, kto ma rację tylko o to kto ma warunki i siłę po temu, żeby budować alternatywę wobec panujacego poryadku. Racja i prawda w "polu polityki" to coś innego niż racja i prawda w logice formalnej.

autor: Baruch, data nadania: 2007-09-08 12:56:57, suma postów tego autora: 44

strategia bez strategii

nie mam żadnej strategii. (przecież napisałem, że nie jestem strategiem). bo i żadnej strategio tu być nie może. baruch napisał mądrą rzecz - strategia jest potrzebna "komuś"- w jego rozumieniu, chodzi tu o polityczny podmiot, "masę". nie mam pomysłu jak obalić kapitalistycznego hegemona, a więc zorganizować masę tak by była przewidywalna i racjonalna- cieszę się, że chociaż ty wiesz jak to zrobić (sugestia, abym się "otworzył", performatywnie wskazuje, że "ty wiesz").

nie podaję "rozwiązań" na tacy: "ludzie organizujcie się", "ludzie głosujcie na PPP", albo "ludzie podkładajcie bomby", "ludzie módlcie się". nie wiem po prostu! oczywiście jak chcesz mogę zacytować, tego bądź owego teoretyka, praktyka, aktywistę, filozofa, fanatyka, itp. chcesz?

mogę ci powiedzieć czego bym chciał i czego sobie życzę - ale to właśnie jest moralizowanie i utopia.kogo/co obchodzi czego bym chciał? po co mam to robić? równie dobrze mógłbym odbić piłeczkę i poprosić o twoją receptę na zmianę świata - ty tego ode mnie właśnie oczekujesz. tylko po co to robić? a co bym usłyszał od ciebie? - no, że trzeba się oddolnie organizować, stowarzyszać, aktywizować, budować ruch, zakładać związki zawodowe, stawiać opór, ważny jest antyautorytaryzm, itp. spoko. wiem to! i...? chcesz usłyszeć taką mantrę - bo to mantra właśnie, powtarzane w kółko frazesy bez względu na czas i miejsce.

znajdź formułę jak tą listę życzeń uczynić realnością, a staniesz się w podręcznikach historii drugim po marksie, a może nawet pierwszym.

to, że nie mam przepisu na lepszy świat (własnego, oryginalnego), nie znaczy, że nie mogę podjąć krytyki. oczywiście możesz wyjść z założenia, że ci co nie mają pomysłu, nie mają też głosu. ale akurat taką postawę mam delikatnie mówią w głębokim poważaniu- to jest zwykły faszyzm. nie wiem jak mam to prościej wyłożyć. to że pomachasz czarną flagą pod zakładem pracy, albo zorganizujesz wykład, czy strzelisz artykuł w rocznicę 36' nie czyni jeszcze z ciebie rewolucjonisty. w pewien sposób zgadzam się (ponownie) z baruchem: to rewolucja tworzy rewolucjonistów. ot, taka antyhumanistyczna (nie humanitarna?) filozofia.

rzecz jasna, możesz przyjąć strategię "wszystko", bądź "nic". tylko zazwyczaj (raczej zawsze?) kończy się na tym drugim. tym właśnie jest, w tym momencie "bojkot wyborów". bo przecież nie ma mowy tu o bojkocie (zorganizowanej i politycznej akcji mas w celu podkreślenia własnej niezgody, na to, owa, tamto, siamto.). nie wierzę w rewolucję "zorganizowaną". nie wierzę społeczeństwo bez władzy i państwa. w ludzi tym bardziej nie wierzę. i co z tego? jakie ma to polityczne znaczenie i w czym moje stanowisko jest gorsze od twojego zaangażowanego? podaj konkrety, wypunktuj.

jeszcze jedno. nikogo nie nakłaniam do wyborów, ale w przeciwieństwie do ciebie, nie zrównuję wszystkich jak leci. wolałbym (i tu masz moje życzenie) u władzy socjalistów - nawet jak miałoby to doprowadzić do kryzysu kapitalizmu w polsce, którego tak się boisz! - niż liberałów.

o "syfie", przesłankach moje krytyki społecznej, itp. nie piszę, bo to BEZ ZNACZENIA. dosłownie. nie o mnie tu idzie. w autoanalizę nie wierzę. więc wybacz. nie potrafię powiedzieć dlaczego ten świat mnie z lekka irytuje.

autor: rote_fahne, data nadania: 2007-09-08 13:12:27, suma postów tego autora: 1805

Baruch

To zależy od taktyki. Jeśli nasza taktyka opiera się nad nie byciu w świadomości społecznej "onymi", "tymi-co-rządzą", to startowanie w wyborach przylepiło by nam łatkę "tych onych", części spektaklu, co znacznie obniżyłoby naszą wiarygodność. Na tym polega różnica. Lepper na tym jechał długo "oni już rządzili, oni już byli". I co? porządził 2 lata i go nie ma już prawie w polityce, bo okazał się być "onym". Taktyka jaką proponujesz to samobój dla każdego ruchu antysystemowego.

Co innego środki, ale nie czarujmy się, kapitał który sponsoruje partie nie da kasy na organizację która chce realnych zmian. A skoro nasze środki są tak szczupłe to trwonienie ich na kampanie wyborcze w której aby realnie zaistnieć, a nie na zasadzie ciekawostki, trzeba wydawać miliony złotych, jest po prostu bezsensowne. Jak sie ma mało wojska, to trzeba je skupić na najsłabszym punkcie systemu i ruszyć na niego całą mocą jaką się posiada, a nie trwonić siły po całym polu bitwy.

No i nie jesteśmy partią polityczną sensu stricto, tzn jesteśmy jak mówiłem wcześniej "politykiami", ale naszym celem nie jest bycie przedstawicielami, zarządzającymi itd. dzierżyć "twardą władzę" co raczej umiejscowienie się w polu władzy "miękkiej". Partia polityczna dąży do zdobycia władzy w państwie i skoncentrowanie jej w rękach "kierownictwa", my chcemy żeby ta władza została rozproszona.

autor: XaViER, data nadania: 2007-09-08 13:19:29, suma postów tego autora: 352

rote_fahne sam do siebie

oczywiście, że pisząc "parlament" mam na myśli twór, który jest wewnętrznie spójny. należy (z czystego pragmatyzmu) tylko założyć, że tenże służy jedynie swoim interesom - wszystko inne załatwia przy okazji. pytanie jest więc nie o jego samego, ale o to "przy okazji". bo jeżeli uznasz, że "to przy okazji" jednak ma realny, materialny odpowiednik (czyli w nomenklaturze spinozjańskiej nie jest czystym "nic"), to nie możesz głosić "parlamentarnego redukcjonizmu". problemem ściśle politycznym byłoby takie majstrowanie w obrębie pola "poza parlamentarnego", aby "to przy okazji" było tak wielkie, jak to tylko możliwe. oczywiście można założyć, że reformy i poprawa bytu materialnego to tylko i wyłącznie ideologiczna gra polityków skierowana na tłumienie społecznych nacisków (vide, casus bismarcka). tylko co wtedy? powiesz ludziom zarabiajcie mniej, jedzcie mniej, chorujcie więcej, płaćcie więcej, itp. bo to tylko ideologiczna gra? hm?

autor: rote_fahne, data nadania: 2007-09-08 13:29:40, suma postów tego autora: 1805

rote

Pozycja którą zająłeś jest bardzo wygodna i sam mam ciągoty żeby ją zająć i ze szklanej wieży stawiać oceny i krytyki, problem w tym, że pachnie impotencją polityczną, niemożnością i z gruntu jest pesymistyczna. Wczoraj kolega sal paradise zacytował mi Gramsciego, że trzeba być pesymistą intelektu, ale optymistą woli. Ja tego optymizmu woli nie widzę. Osobiście uważam że to jest jakaś moda intelektualna ostatnio na taką polityczną depresję i mam pewne przesłanki twierdzić, że jest ona odzwierciedleniem ciężkiej depresji i niemocy jaką przeżywa to społeczeństwo, bo ma przetrącony kręgosłup po wzlotach lat 80-81 i upadku Solidarności w stanie wojennym i restytucji kapitalizmu w latach 90 rękami dawnych przywódców związkowych razem z aparatem PZPR. Mnie to osobiście nie odpowiada, choć z natury jestem depresyjny i sceptyczny i tak naprawdę nie sądzę, że ludzkość ma jakieś światło przed sobą, ale to jest śmierć za życia. Jak okręt tonie to się nie czas na zastanawianie się czy ma sens wylewanie wiadrami wodę.

Ale w jednym się zgadzam częściowo z wami: rewolucjonistów tworzy rewolucja. Ja nie jestem rewolucjonistą w tym znaczeniu, bo nie ma rewolucji. Jestem raczej radykalnym działaczem, który sądzi, że bez rewolucji tutaj się nie obejdzie, choć jak powtarzałem osobiście rewolucji nie lubię. Ale to nie ja zrobię rewolucję. Zawsze powtarzam, że rewolucja jest wtedy gdy stoją zakłady i tysiące przewalają się przez ulice, a nie wtedy gdy ogłosi ją ten czy inny "rewolucjonista" i wywiesi czarną flagę na ratuszu. Ja nie mam zamiaru proklamować rewolucji, ani proklamować strajku generalnego jak wspomniany aparat KPP w II RP.

Ty jak chcesz to głosuj na socjalistów czy kogo tam chcesz, ale politykę się robi na ulicy, a nie w parlamencie. Bojkot wyborów to jest hasło propagandowe, które ma przyciągnąć tych którzy nie głosują i mają dość demokracji parlamentarnej do innej wizji uprawiania polityki, tak aby ponownie ich wciągnąć do działania politycznego, bo jak na razie to ono kojarzy się tylko i wyłącznie z wodolejstwem w parlamencie i szopką przedwyborczą, co ludzi autentycznie odstręcza od polityki.

Natomiast mam pogląd na taktykę działania na teraz i jakiś ogólny projekt strategiczny, to jest coś co drażni osoby z ciężką depresją polityczną. Bo aby działać trzeba mieć pewną dozę "pewności" nawet wbrew tej depresji i odwagi, by "żądać niemożliwego". Nie obiecuję nikomu raju, ale mam dość tej wszechobecnego marudzenia. Sam siłą swej woli tego nie zmienię, ale jeśli zbierze się kilku "optymistów woli" do kupy to mogą tym "zarazić" innych i wtedy zaczyna się robić ciekawiej. Na razie mamy impas, bo intelekt blokuje wolę.

autor: XaViER, data nadania: 2007-09-08 13:59:45, suma postów tego autora: 352

xavier

ależ ja nadal jestem anarchistą! a że nie potrafię się dogadać z nikim, to już inna bajka. zwykła neuroza. nihil novi. oczywiście twojej papieskiej pozycji w ruchu syndykalistycznym i anarchistycznym nie ważę się tknąć. jest niekwestionowana.

autor: rote_fahne, data nadania: 2007-09-08 14:09:42, suma postów tego autora: 1805

xavier

i okej! cieszę się, że masz cel w życiu. depresja cię nie dopadnie! życzę ci szczęścia i sukcesów w walce z wiatrakami z całego anarchistycznego serca!

z jednym się pozwolę nie zgodzić: obecna sytuacja w tym kawałku systemu-świata sprawia, że impotencję polityczną dzielimy po równo. machaj więc flagą, rozmawiaj z ludźmi, przekonuj, organizuj, knuj! przede wszystkim knuj! serio, nie znam lepszego środka na deprechę! odkąd przestałem wybijać szyby, rzucać kamolami i kleić plakaty poziom mojej szczęśliwości radykalnie zmalał! :-( tak więc, działaj! to lepsze niż prozac!

autor: rote_fahne, data nadania: 2007-09-08 14:18:34, suma postów tego autora: 1805

Xavier

Przecież nie rozmawiamy o tym czy anarchiści mają startować w wyborach. Anarchiści są po to żeby kontestować władzę, zgadzamy się obaj na to. Tylko, że Ty upierasz się, że to wyznacza jakąś zupełnie odrębną jakość polityki. Że funkcjonujecie zgodnie na zupełnie innych prawach w nieomal równoległej rzeczywistości społecznej. Każda organizacja mająca więcej niż 10 członków (20, 100...w każdym razie wykraczająca poza czysto prywatną grupkę kolegów) swoją spójność konstytuuje właśnie w tym fasadowym świecie iluzji o którym tak się rozpisujesz. Po to są czarne kolory i Odezwy antywyborcze i kotek na waszym logo i mit 36', żeby wykreować jakąś tożsamość polityczną. To, że ignorujecie przy tym mechanizmy kształtujące obecną rzeczywistość społeczną to już inna sprawa (może to konieczność dziejowa, może poprostu warunek waszego istnienia bedący jednocześnie warunkiem niemożliwości waszego zaistnienia...).
Piszesz o angażowaniu się całą siłą i impetem w atak na słaby punkt systemu. Jasne, tylko że z całą siłą i impetem ruch anarchistyczny atakował 100 lat temu i wiązało się to zazwyczaj z tym, że ktoś umierał trafiał na długie lata za kraty i generalnie, nie mówiąc już o marnowaniu życia prywatnego dla Sprawy. Co to ma wspólnego z obecną, zupełnie już w pisaną w polityczny koloryt codzienności, działalnością IP?
Słuchaj, ja dażę niezgłębioną sympatią ruch anarchistyczny, bardzo chciałbym tylko, żebyś nie robił z tegoż ruchu jakiegoś cudu który złapał Historię za nogi i już tylko jedna jedyna koleina dzieli go od wyzwolenia wszystkiego i wszystkich.

Wszyscyśmy w kloace dziejów, przykro mi.

autor: Baruch, data nadania: 2007-09-08 14:19:47, suma postów tego autora: 44

Re: "rote_fahne sam do siebie"

Chodzi tu nie o to, że te reformy były bez znaczenia, ale o to że casus Bismarcka czy Roosevelta pokazują, że kto aktualnie dzierży władzę ma znaczenie drugorzędne i żeby wpływać na to jak to się plecie nie trzeba mieć posłów w sejmie, pierwszorzędne znaczenie zaś ma to jaki jest "stan ulicy", jak silny jest ruch społeczny i kto na niego wpływa.

Dodatkowo trzeba mieć świadomość, że to jest wybieg taktyczny ze strony rządzących (na obie reformy musieli się niechętnie zgodzić kapitaliści, zdając sobie sprawę z powagi sytuacji), a nie coś co jest dane raz na zawsze. Wtedy następuje przegrupowanie sił i jeśli ruch społeczny spuści z tonu, bo "wywalczył większy kawałek chleba", bo zapomni, że chodzi o "całą piekarnię", to przegra. Znowu odwołam się do analogii militarnej - jeśli wygrasz bitwę, ale nie rozbijając głównych sił wroga, a potem odeślesz wojsko do domu (bo "wygrałeś"), to za chwilę przegrasz wojnę. Rzecz w tym, żeby po wywalczeniu kawałka chleba dorzucać do pieca dalej i nie pozwolić na demobilizację ruchu. Dlatego zwycięstwo na poziomie "kawałka chleba" to zwycięstwo taktyczne, a nie strategiczne.

autor: XaViER, data nadania: 2007-09-08 14:25:16, suma postów tego autora: 352

...

Jeszcze tylko jedno słowo.

Xavier: to nie jest depresja polityczna tylko realna ocena sytuacji. Poprostu: Radykalna Lewica leży na całej linii (t.j. tutaj w Polsce) i podryguje w kabaretowej agonii. I trzeba znaleźć jakieś wyjście...anarchiści na razie go nie znaleźli. Jak znajdą to będzie cudownie. Obecnie nie jest.

Impas nie wynika z jakiejś blokady intelektu. Tylko z obiektywnych warunków historycznych.

Resztę w tej materii dopowiedział rote_fahne w kontekście kategorii "przy okazji".
Ja osobiście wyczerpałem swoje skromne zapasy refleksji w tej materii.

autor: Baruch, data nadania: 2007-09-08 14:31:08, suma postów tego autora: 44

Nasz Papież

rote, możliwe że jesteś anarchistą, nie chcę ci tego odbierać. a co do papieskiego tronu, to po "obaleniu" janego z tronu papieskiego nie został na nowo wybrany. Nie wiem dlaczego sądzisz, że jestem papieżem i to w dodatku niekwestionowanym! Wielu by z tobą ostro polemizowało w tym punkcie :-).

autor: XaViER, data nadania: 2007-09-08 15:15:51, suma postów tego autora: 352

baruch

Baruch nie przejmuj się, nie zrobię z tego "cudu". Ruch anarchistyczny jest jednym z najbardziej autokrytycznych ruchów jakie znam, ale jednak z tego autokrytycyzmu potrafi wykrzesać jakąś wolę działania, więc mam to co lubię sceptycyzm, ale i wolę. To mi się w nim podoba. To że ludzie ginęli 100 lat tamu to fakt, ale pytanie czy zupełnie na darmo? Mieli nie zakładać związków, bo ich stuknie pistolero wynajęty przez właściciela firmy?

nie wiem czy "ignorujemy przy tym mechanizmy kształtujące obecną rzeczywistość". Przyjmujemy po prostu inną pozycję taktyczną.

To że radykalna lewica jest w dołku to fakt niezaprzeczalny, tak jak w dołku jest cały ruch pracowniczy, bo taka jest sytuacja historyczna itd. łącznie z żółtymi związkami zawodowymi. Ale czy to znaczy że mamy rozłożyć ręce i powiedzieć: "przegraliśmy"? Co innego diagnoza sytuacji a co innego działania na rzecz tego, żeby z niej się wydostać. 100 lat temu do związkowców strzelali, a mimo to nie jęczeli o takiej czy innej sytuacji, tylko coś robili, żeby to zmienić. Z tego, z pojedynczych grupek i osób narodziły się ruchy które dokonały sporo.

Robimy tyle ile dana chwila na to pozwala. Ale dziś to nie jutro, bo jutro może nas zupełnie zaskoczyć, tak jak zwykle zaskakuje wszystkich analityków i obserwatorów rewolucja, czy powstanie dużych ruchów społecznych. Ale jutro będzie już za późno na przygotowania, za późno na dyskusje. Teraz mamy na to czas, żeby się przygotować, także organizacyjnie i coś zrobić na tyle na ile to możliwe. Można oczywiście też usiąść i marudzić. Ale to nie jest dojrzałość polityczna i "rozsądek", to jest starczy uwiąd. Nie mam już 20 lat, ale nie mam zamiaru skończyć jako żywy trup.

PS. sam nie jestem obecnie członkiem IP, żeby było jasne.

autor: XaViER, data nadania: 2007-09-08 15:50:03, suma postów tego autora: 352

Baruch

Nie wypada mi się nie zgodzić że lewica radykalna tu w Polsce leży na całej linii.
Należy się zastanowić co zrobić żeby sytuacja się zmieniła...

autor: ScyzoRED, data nadania: 2007-09-08 16:53:12, suma postów tego autora: 350

Xavier:

pare drobiazgow. Masz pelna racje piszac, ze neolibralizm nie wzial sie z powietrza i to nie chodzi tylko o prosta zdrade socjaldemokrat9w tylko o cos wiecej. Ale takie postawienie sprawy w najmniejszym stopniu nie jest argumentem przeciwko systemowi parlamentarnemu i partycypacji w nim. Rownie dobrze zapytac mozna, czy juz po anarchosyndykalistycznej rewolucji oddolne kolektywy czy co tam nowego wymyslilicie beda w stanie ominac neoliberalizm i wszelkie gospodarcze uwarunkowanie, ktore skazuje obecnie wiele rzadow socjaldemokratycznych na taka a nieinna polityke.
Co do reform Roosevelta, czy Bismarcka. Wydjae sie, ze Bismarck to faktycznie bylo typowe zagranie metoa kija i marchewski. Rozbrojenie ruchu robotniczego poprzez reformy i represje jenoczesnie. Z drugiej strony ciekawa jest sytuacja Belgii i Holandii. W tym drugim kraju ruchu robotniczy byl o wiele radykalniejszy, a wplywy lewicowego komunizmu (Panneokok) czy anarchizmu byly b. silne. Ale to wlasnie w Belgii - kraju bardzo reformistycznego ruchu socjalistycznego Leopold II zdecydowal sie na wzorowane na Niemczech Bismarcak reformy. Podobnie wyjatkowo karkolomna jest teza o tym, ze Roosevelt przeprowadzal swe reformy pod wplywem oddolnego ruchu robotniczego. Niestety byl on juz od dawna rozbity.
Stad wniosek ze pewne reformy niekoniecnzie musza wynikac z oddolnego wplywu, ale rownie dobrze moga wynikac z pewnej zalozonej wczesniej polityki elit.

autor: wojtas, data nadania: 2007-09-09 16:01:10, suma postów tego autora: 4863

re

Kolektywy anarchosyndykalistyczne ominą neoliberalizm bo one "ominą" kapitalizm w ogóle. Socjalidemokracja zaś tylko moderuje kapitalizm, a nie ma go zamiaru obalać (stąd też nazywanie jej antykapitalistyczną jest zupełnie na wyrost). W pewnym sensie kłótnia między neoliberałami a keynesistami to kłótnia w rodzinie, w ramach takich a nie innych ram systemowych. Co innego wyjście poza te ramy, co proponuje anarchosyndykalizm.

Co do Roosevelta. Po kryzysie nastąpiły potężne zaburzenia społeczne, IWW zaczęła się nawet odradzać. Roosevelt świetnie zdawał sobie sprawę z sytuacji, że jeszcze chwila a system kapitalistyczny zostanie zmieciony. Są na to ślady w źródłach. Roosevelt powiedział, że on jest prokapitalistą i wielcy kapitaliści mu jeszcze za New Deal podziękują, bo ratuje kraj przed rewolucją. Polecam książkę Teda Nacea, który prześledził rozwój korporacji, piszę o latach 30 i wielkim strachu jaki padł na elity państwa burżuazyjnego, co widać było w wymianie korespondencji na przykład.

Co do Belgii się nie wypowiadam, bo nie mam żadnych materiałów na ten temat. Być może próbował ratować sytuację za wczasu. Państwo dobrobytu to najlepszy kaganiec na ruchy radykalne. Ale dość krótkotrwały. Kapitalizm dość szybko wyrwał się z tych wątłych pęt i pędzi przed siebie miażdżąc to wszystko. Rewolucja znowu powoli zbiera się u bram. Pytanie czy kolejny Roosevelt znajdzie wystarczająco mocne pęta.

autor: XaViER, data nadania: 2007-09-09 18:00:47, suma postów tego autora: 352

Xavier

po kolei. W jaki sposob kolektywy te omina neoliberalizm i kapitalizm? Nie odsylaj mnie tylko prosze do jakis tekstow klasykow i broszurek, bo sie juz ich naczytalem bez liku. I nadal nie znam odpowiedzi na powyzsze pytanie. Dlaczego sytuacji nie mialyby determinowac stosunki rynkowe? Co oprocz woli Xaviera zabroni kolektywowi przeksztalcic sie w korporacje (nawet jesli zachowa on demokratyczne relacje wewnętrzne)? A co do socjaldemokratow - to podstaowe znaczneie terminu socjaldemokratyzm to budowa socjalizmu droga pokojowa. I to robila socjaldemkracja jeszcze paredziesiat lat temu, bynajmniej nie w celu "obrony kapitalizmu."
O ile mnie pamiec nie myli to to odrodzenie IWW dotyczylo osiagniecia niebotycznej liczby 10 tys czlonkow w calych stanach :-)))) zaiscie impunujacy stan. Przyznaje, e jakbym byl prezydentem USA, to tez nie moglbym spac po nocach. Nie jestes w stanie niczym udowodnic tezy, ktora jak sadze wyznajesz o tym, ze wszelkie postepowe, czy korzystne dla wiekszosci spoleczenstwa zmiany moga sie dokonac wylacznie droga oddolnego nacisku zbuntowanego spoleczenstwa. Wlasnie New Deal temu przeczy.
Aha i gdzie wzbiera ta rewolucja? U ktorych bram? Po prostu ciekaw jestem, bo moze cos tam przoczylem.

autor: wojtas, data nadania: 2007-09-09 22:10:57, suma postów tego autora: 4863

Wzbieranie rewolucji

ominie w ten sposób, że zlikwiduje kapitalistyczne stosunki produkcji. ot co. A neoliberalizm jest produktem tego systemu. To do czego się odwoływałem, to nie broszurka klasyka, ale książka sprzed paru lat opisująca dość drobiazgowo powstawanie korporacji w USA. Przy okazji także autor dokopał się do słów Roosevelta i jego walki o zachowanie kapitalizmu. Roosevelt nie tyle bał się konkretnej organizacji IWW, co potężnych ruchów społecznych jakie się rodziły w USA, marszów głodowych itd. To nie są spekulacje, wszystko jest w źródłach. Ja podaję na czym się opieram, nie mam nic do ukrycia.

No i guru socjademokratów Keynes nie był antykapitalistą, a państwo opiekuńcze to ciągle państwo kapitalistyczne, tyle że powstało w określonym momencie historycznym zagrożenia kapitalizmu przez ZSRR i jego czas mija. Globalizacja ekonomiczna, która jest wpisana w kapitalizm, podmywa to państwo które z jednej strony swoją siłę opiera na eksploatacji Południa z drugiej zaś na moderacji kapitalizmu, która nie może trwać wiecznie.

Rewolucja "wzbiera", ale nie "stoi" jeszcze u bram. Po prostu sypnął się wielki mit państwa dobrobytu, które jak zauważył Kołakowski słusznie, było główną tamą ruchów rewolucyjnych. Skoro nawet w Szwecji te ruchy zaczynają odzyskiwać siłę (np. SAC powoli wraca z wiary w socjaldemokratyczne państwo, które zaczyna się sypać do korzeni anarchosyndykalistycznych), to coś się zaczyna dziać. Choć trzeba być jeszcze dość uważnym obserwatorem, żeby to zauważyć.

autor: XaViER, data nadania: 2007-09-10 10:04:20, suma postów tego autora: 352

A to niezmiernie ciekawe

Xavier, ale jak tego dokonacie? Socjaldemokraci, o czym widocznie nie wiesz, tez chcieli zlikwidowac (aczkolwiek stopniowo) kapitalistyczne stosunki produkcji. I tego nie udalo im sie zrobic, co slusznie uwaza sie za kleske socjaldemokracji (aczkolwiek niezupelna, bo przynajmniej osiagneli przy okazji pare innych rzeczy). Wiec to, ze chce sie zlikwidowac pewne rzeczy nic nie wyjasnia. Ja sie pytam: JAK? Jakie mam gwarancje, ze w wolnosciowychj kolektywach nie bedzie wysyzku? Jakie mam gwarancje, ze wysoko oplacani specjalisci nie zorganizuja sie np. w jeden kolektyw i beda faktycznie szantazowac pozostale kolektywy wysokim popytem na swe uslugi i ograniczona ich podaza?? Co z rynkowymi relacjami pomiedzy kolektywami? CO z kryzysami? Co jelsi jakis kolektyw zbankrutuje? We wszystkich waszych broszurkach pize jak ma byc, ale nie jak to osiagnac. Na takim poziomie to i w Pismie sw sa spawy opisane.
Przykro mi to mowic, ale najwyrazniej nie wiesz czym jest, a raczej bylo socjaldemokracja. Keynes nie byl ani socjaldemokrata, ani jej zalozycielem. Socjaldemokracja powstala jako odlam ruchu robotniczego zakladajacy pokojowe przemiany na drodze do socjalizmu. I to w zasadzie tyle w temacie. Ekonomia keynesowska okazala sie po prostu wygodnym narzedziem ktore umozliwialo ten sopniowy proces, poniewaz stopniowo pozwalala na ograniczanie zakresu stosunkow rynkowych w gospodarce. Ale nie oznacza ze cel porzucono. Jeszcze w latach 80-ych socjaldemokraci francuscy , czy greccy probowali w ciagu kilku lat wprowadzic socjalizm w swych krajach, choc niestety w nieprzemyslany sposob. Poza tym ekonomia socjakdemokratyczna to nie tylko Keynes ale i Kalecki, czy szkola sztokholmska. Pytanie: coz rewolucyjnego i mogacego porownac sie z Keynes stworzyla w dziedzinie ekonomie mysl anarchistyczna??
Wrocmy jednak do New Deal. Przyznaje sie ze nie czytalem wspomnianej przez Ciebie ksiazki, ale jak bede mial okazje to nie omieszkam jej zaliczyc. Tobie natomiast polecam "Desiging a New America. The Origins of New Deal Planning" autorska A. Ekricha (bodajze, o ile nie przekrecilem). Z tej pracy z kolei wynika, ze bynajmniej wplyw rozgniewanych mas byl niemal zerowych, zas pewne zarysy New Dealu gotowe juz byly znacznie wczesniej w pewnych kregach demokratow i nauczycieli akademickich. Nie mam pojecia natomiast co mas zna mysli mowiac o poteznych ruchach spolecznych. To, ze faktycznie byly marsze glodowe itp nie swiadczy o tym, ze ruchu te byly antysystemowe. Ze znanych mi wowczas ruchow np duza czesc ruchu farmerskiego miala charakter klasyczno populistyczny lub wrecz prawicowy (zadania oparcia waluty wylacznie na zlocie, obnizenia podatkow, zaprzestania finansowania stanowej czy federalnej edukacji, itp). Probuje odnalezc gdziekolwiek informacje o wzroscie liczebnosci jakichkolwiek ruchow antysystemowych, co byloby w stanie podeprzec Twa teze. O IWW juz wspomnialem. Np. z reguly dobrym wskaznikiem sa partie komunistyczna, np glownego nurtu. Taka Kom Partia USA w 1928 (PRZED kryzysem) liczyla 24 tys. czlonkow, zas w 1932r. (jeszcze przed New Dealem) spadla do nedznych 6 tys. Bylo mnostwo innych grupek, trockistowskich, czy takich jak American Workers Party, ale liczyly najwyzej po kilkuset czlonkow. Nie neguje faktu, ze zapewne wzrosla liczba konfliktu klasowych, ale zeby od razu prowadzilo to do upadku kapitalizmu? To dosc karkolomna teza.
A co do rewolucji obecnej - poczekamy zobaczymy. Mi sie cos nie wydaje, aby 8 tys. SAC byl dobrym wskaznikiem.

autor: wojtas, data nadania: 2007-09-10 20:36:08, suma postów tego autora: 4863

Dodaj komentarz