i sensownie napisany. Tylko pare uwag - owe think tanki nie tyle walczyly z lewica jako tako, co z panstwem socjalnym. A to nie jest tozsame, poniewaz czesc tzw. prawica bronila owego panstwa (czesc chadekow, czesc gaullistow, itp) a z kolei czesc tzw lewicy, a scislej nowej lewicy panstwo socjalne wsciekle atakowala.
Druga uwaga - nieprecyzyjne sa zwrotu w stylu "popolistyczna retoryka". Autor zapewne chcial napisac "demagogiczna retoryka", a to nie jest to samo (wbrew temu co sie powszechnie sadzi). ale poza tym tekst jak najbardziej OK!
Friedman reprezentował trochę inną (choć z punktu widzenia społecznego równie złą rzecz jasna) orientację w teorii ekonomii niż dostrzegający więcej, gdyż będący w niektórych kwestiach (nierównowaga na rynku, zmienność modeli w czasie i związane z tym ograniczenia) pod wpływem Schumpetera Hayek. Gospodarczych neoliberałów wrzucono tu do jednego worka, wbrew oczywistym prawdom teorii ekonomii. To tak na marginesie.
Faktycznie natomiast szeroko pojęta (neo)liberalno-(neo)konserwatywna prawica odrobiła po prostu lekcję z Gramsciego, który nawiasem mówiąc okazał się prorokiem trzeźwej oceny działania w warunkach późnego, konsumpcjonistycznego kapitalizmu, którego sam przecież nie dożył: najpierw trzeba zdobyć background, żeby istniały siły skłonne przeobrazić gospodarkę i strukturę społeczną.
Swoją drogą aż dziw, że to nazwisko nie padło w ogóle w tekście. Dlaczego? Przecież samo się o to prosiło poniekąd.
gratuluję! Starannie opracowany i ukazujący sedno problemu.
Sam nawet myślałem o napisaniu podobnego artykułu.
Autor pisze:"Wspiera go m.in. Coca-Cola, Citibank, Schell Oil, Philip Morris i Toyota (instytut CATO). Na ironię przy takich sponsorach zakrawają słowa Davida Boaza, wiceprzewodniczącego instytutu: "Z zasady nie akceptujemy państwowych pieniędzy". Z wymienionych sponsorów, żaden nie jest państwowy, a więc o jakiej ironii pisze autor?
Trafna analiza roli jaką odgrywają "doktrynerzy wolnego rynku".
MiaĹo byÄ ironicznie, Ĺźe chwalÄ
siÄ, iĹź nie biorÄ
kasy od paĹstwa, a biorÄ
od prywatnych koncernĂłw. Niestety, w tym kraju coraz trudniej z ironiÄ
, ale trudno siÄ dziwiÄ :)
SwojÄ
drogÄ
, gdyby czÄĹÄ kolegĂłw z forum lewicy.pl poĹwiÄciĹa wiÄcej czasu na Ĺapanie za rÄkÄ liberaĹĂłw, wyciÄ
ganie ich przekrÄtĂłw, siedzenie w archiwach, grzebanie w internecie, niĹź na daremne poĹajanki, to juĹź byĹoby coĹ. PomyĹlcie o tym :)
za chorobę nie można się domyśleć co się kryje za kwadracikami :P
liberalni ekonomiści i bankierzy szwajcarscy mieli wspólnego wroga: państwo socjalne?
Przecież takie państwo jewszcze nie istniało :))
ABCD
Doucz siÄ: zobacz wprowadzany po wojnie program rzÄ
du francuskiego (z komunistami), a dla tej ekipy paĹstwem, socjalnym byĹy nawet Stany Zjednoczone w okresie Nowego Ĺadu Roosevelta.
I tyle, bo szkoda mi na ciebie czasu. Z trollami wolÄ mieÄ kontakt w filmach fantasy :)
To ty się Zalega co nieco doucz, a może wtedy zaczniesz odróżniać "program" od "państwa". Owszem, różne prospołeczne programy formułowano i częściowo wprowadzano wcześniej - bardziej zresztą w Anglii przez Beveridge'a niż we Francji przez agenturę Stalina - ale do socjalnego państwa droga była jeszcze cokolwiek daleka w roku 1947.
Polecam ważną pozycję lewicowego ekonomisty i politologa, Daniela Singera: Whose Millenium. Theirs or ours?
Wskazuje się tam wyraźnie, że państwo socjalne istniało w Europie Zachodniej w tzw. trzech złotych dekadach, czyli w latach pięćdziesiątych, sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku.
Zbieżne dane i oceny z książką Singera podają również wydawnictwa encyklopedyczne.
Bezpośrednio po wojnie, rząd francuski mógł przyjąć za swój co najwyżej program państwa socjalnego. A zatem środowiska ekonomistów liberalnych walczyły wtedy z tym programem, a nie państwem socjalnym jako takim (bo takowego jeszcze nie było).
Autor tekstu przywołuje trafne tezy Chomsky'ego i George, ale niczego nie rozwija. Przede wszystkim, brakuje mi tu postawienia pytania: jak to było możliwe? Elementarna analiza procesów gospodarczych i społecznych, ale także zasadniczych przetasowań politycznych, jakie doprowadziły do podkopywania się państwa dobrobytu na Zachodzie (i mariażu "gdańskich liberałów" z "reformatorskim skrzydłem" PZPR i uwłaszczoną nomenklaturą z partii i styropianu w polskich warunkach) jest tu niezbędna, by nie poprzestawać na oklepanych formułkach.
Dlaczego liberalni guru byli w połowie lat 40. ignorowani, w latach 60. przechodzili rozmaite wolty (libertarianie Rothbarda np. popierali ruchy kontestatorskie! podobne zjawisko intelektualnego flirtu części kalifornijskiej akademickiej "lewicy" kampusowej z obozem Reagana ciekawie opisał Douglas MacCannel), aż w końcu stali się mentorami "reform" struktur gospodarczych? Przecież ani oni sami nie zmieniali zrębu swoich poglądów, ani korporacjom ich idee nie były mniej opłacalne. Dlaczego Hayek wiedział, że ich czas nadejdzie? Ano ponieważ dzięki Schumpeterowi rozumiał znaczenie i sens przebiegów cykli koniunktury. Ale dlaczego dało się spacyfikować społeczeństwa Welfare state'ów, że dały sobie wmówić korzyści z "cięcia kosztów" i "otwierania rynków"? I dlaczego "klasyczna" (nomen omen częstokroć także liberalna) ekonomia keynesowska nie potrafiła odpowiedzieć na stagflację lat 70.? Czy autor czytał podstawowe prace Galbraitha chociaż?
Reasumując - autor prześlizguje się tylko po powierzchni, przynosząc co najwyżej jakiś reportaż z przeszłości (?), ale na pewno nie rzetelną analizę interferencji zjawisk, które zrodziły intelektualną dominację neoliberalnych think-tanków.
Nawiasem mówiąc, właśnie powielanie tego błędu (mechaniczne żenienie szkoły austriackiej z chicagowską - politycznie oczywiście zbieżnej, ale intelektualnie i filozoficznie nieporównanie głębszej od Friedmana) powoduje moim zdaniem jeden z czołowych błędów lewicy. Hayek rozumiał przynajmniej ograniczenia teorii i dogmatów oraz znaczenie zmienności i nieprzewidywalności pewnych wskaźników, związanych z wahaniami koniunktury, ale i obciążeniami metod badawczych. Po szeroko rozumianej "lewej" stronie zrozumiał i rozwinął to chyba dopiero Galbraith - kompletnie ignorowany w życiu intelektualnym zarówno "nowoczesnej liberalnej socjaldemokracji", jak i betonowych piewców upaństwowienia wszystkiego, co stoi i się rusza.
artykuły gazetowe to nie dysertacje doktorskie. Zwłaszcza, jak ma się ograniczone do 10 tys. znaków pole prezentacji.:)
nie zgadzam się z Twoją opozycją. Bywają powierzchowne dysertacje i powierzchowne artykuły (przykład wyżej).
Jak również - pogłębione dysertacje i pogłębione artykuły.
Na złość wystąpieniom antyklerykałów na poziomie "dyskusyj" toczonych pod budkami z piwem (no niech będzie, że nawet "pubów" irlandzkich bądź angielskich), proponuję jeszcze jeden cytacik z pewnego "klechy":
"Liberalizm jako ustrój był rajem dla mocnych i bogatych, piekłem dla słabych, dla biednych, dla warstw ludowych. Niech nas Bóg broni przed powrotem do ustroju, który sobie imaginował liberalizm. Musielibyśmy powtarzać na nowo od początku wszystkie rewolucje, wszystkie bunty mas, wszystkie walki społeczne, które stanowiły historię XIX wieku".
Ks. Jan Piwowarczyk, założyciel i pierwszy redaktor naczelny "Tygodnika Powszechnego".
I to by było na tyle w tym temacie. Amen!
Ks. Piwowarczyk to ideolog przedwojenne chadecji.
Katolicka nauka społeczna jest ciekawa o tyle o ile w pewnym wymiarze się pokrywa z ideami lewicowymi.
Nie oznacza to że musi być jedynym środkiem zaradczym czy też remedium na rzeczywistość tym bardziej dla lewicowca.
To że żyjemy w kraju, gdzie katolicy stanowią znaczną część społeczeństwa (często nie postępują zgodnie z zasadami wiary której głoszą) nie musi oznaczać swego rodzaju uproszczenia w poszukiwaniu wzorców politycznych.
Według mnie można się zapoznawać z przedstawicielami inteligencji chadeckiej ale można i tych guru krytykować.
Tak jak można krytykować Marksa czy też Lenina.
W tym cytacie akurat da się też wyczuć pewną przestrogę.
Tzn. przestrzegę przed nadmiernym liberalizmem bo ten może zasiać ziarno rewolucji...
Piwowarczyk był też znany ze swojego co najmniej negatywnego stosunku do ruchów lewicowych promujących socjalizm i komunizm bo uważał je za "skrajne"...
Jego niechęć do liberalizmu wynikała z większej niechęci do socjalizmu i komunizmu które uważał że tylko dają "nadzieje robotnikowi" na lepszy świat.
Był on typowym zwolennikiem "solidaryzmu społecznego" który poza umowną zgodą między kapitalistom a robotnikiem czy pracownikiem nie proponuje nazbyt wiele.
W pewnym sensie na taki "solidaryzm" powołują się i politycy LiD mówiący że kapitaliści dają pracę i należy im się szacunek ze strony społeczeństwa.
Na taki "solidaryzm" powołują się politycy PiS-u, wierzący że jak wyczyszczą państwo z nieuczciwych kapitalistów te stanie się dobrem wspólnym.
Ponieważ, jak rozumiem, do mnie pijesz, bo mieszkam w Irlandii (tu są puby, "puby" są w Polsce) i wolę prosty język niż dywagacje o rzymskich mozaikach, odpowiem Twojemu klesze po swojemu. Dlaczego Kościół (a w każdym razie Watykan) zawsze trzyma stronę mocnych i bogatych, do których zresztą sam się zalicza, przyczyniając się do "piekła słabych"?
Ja mówię: bo ma z tego zyski. A szanowny pan arbiter elegantiae co powie?
Nie trzeba aż tak daleko sięgać po czyjej stoi stronie kościół instytucjonalny.
To jak postąpił Watykan wobec Fernando Lugo wskazuje gdzie tak naprawdę potrzeby biednych ma ten kościół...
W Toruniu jest wspierany przez kapitalistę urugwajskiego niejaki "ojciec"
W Gdańsku żyje "skromnie" Henio J.;)
SLG pseud. flaszka też się zalicza do tej "biedniejszej" części kościoła i na dodatek żyje w "cnocie"...
Nie chcę już wspominać o "pasterzu ubogich", Staszku D. który ostatnio się spotkał w Watykanie z Ryśkiem K. by mu podziękować osobiście za pomoc finansową w remoncie domu "papy"...
Na naszym podwórku sami Piotrowie Ściegienni...
"Dlaczego Kościół (a w każdym razie Watykan) zawsze trzyma stronę mocnych i bogatych, do których zresztą sam się zalicza, przyczyniając się do "piekła słabych"?"
W sprawie Iraku też? A "Wikariat Solidarności" w Chile? Bez przesady, Kościół w kwestiach społecznych reprezentował różne stanowiska, od "pobożnego liberalizmu" dzisiejszej koalicji trzech pyrknięć (LPR-PR-UPR), przez solidaryzm społeczny, po lewicę chrześcijańską, Sprawiedliwy Handel (biura przy parafiach), komunizm chrześc. (republika Lugonów!) czy teologię wyzwolenia (tylko jeden z jej 3 nurtów został odrzucony przez Watykan).
Bardzo potrzebny tekst.
Otwierający oczy na kulisy ponadpartyjnych koalicji.
Uzupełnienie wywiadu z Robertem Reichem: "Kapitalizm niszczy demokrację".
Wy, jajogłowi, zawsze lubicie szukać dziury w całym. Używając języka Gombrowiczowskiego: tak się pogrążyliście w analizie, że umyka Wam synteza. Jeżeli ktoś np. napisze, że pogoda zwariowała bo zmiany klimatyczne zaszły za daleko, zawsze znajdzie się jakiś "myśliciel", który wytknie: ale w tym roku na Seszelach było ładnie a w zeszłym roku w Kanadzie pogoda nie odbiegała od przeciętnej.
Parę jaskółek nie czyni wiosny. Poczynając od Konstantyna Wielkiego polityka papiestwa zawsze zmierzała do sojuszu tronu z ołtarzem, czy wręcz podporządkowania pierwszego drugiemu - raczej nie po to, by pomagać słabym. Jaki jest koń, każdy widzi i wspominanie o republice Lugonów tego zmienić nie może. Cała instytucja Kościoła katolickiego od samego zarania ukierunkowana jest na gromadzenie władzy i dóbr doczesnych przy perfidnym użyciu prymitywnej ideologii jako narzędzia. Paru odszczepieńców w historii (jeśli Jezus istniał, to czy był katolikiem? :) tego nie zmienić nie było w stanie. Po co więc to mydlenie oczu?
Ale którego roku? To samo czytałem już x lat temu u... cytowanych przez autora dysydentów a la Chomsky. Nic nowego od siebie autor nie dodał, nic, co służyłoby dalej idącej refleksji o przyczynach opisanego przez niego odtwórczo stanu rzeczy.
Reich dostarczył kiedyś przydatnej kategorii warstwy istotnej dla późnego kapitalizmu: "analityków symbolicznych". Jego "Pracę narodów" choćby z tego względu warto przeczytać. Ale czy Żakowski rozmawiał z nim na takim kiepskim poziomie, jak zazwyczaj u niego? To ja dziękuję, ale wolę oryginał.
Myślę, że jak porównasz powyższy artykuł z innymi tekstami o pokrewnej tematyce, to zasadniczo zmienisz zdanie.
Polecam zainteresowanie się np. "antyglobalistyczną" serią Wydawnictwa Dolnośląskiego.
Bardzo się ucieszyłem, gdy w wiosennym numerze "Robotnika" z 2000 roku przypomniano o istnieniu "Temoignage Chretien". Było to ważne z kilku powodów. Przede wszystkim, dlatego że polscy publicyści mieniący się katolikami nie przejawiają w żadnym stopniu tego, co można by nazwać wrażliwością społeczną. Z jednej strony są bezduszni chwalcy liberalizmu (neoliberalizmu), z drugiej ci, którzy budzą upiory nacjonalizmu. Bardzo niewielu jest takich, którym udaje się uniknąć wpadnięcia w te koleiny. Może wymienię tu Micewskiego, ks. Musiała, no i wybitnego filozofa i matematyka Andrzeja Grzegorczyka.
Natomiast tzw. lewica zatruta jest jadem prymitywnego i odstręczającego antyklerykalizmu. To ludzie, którzy niczego nie przemyśleli, a przecież od XVIII wieku minęło już trochę czasu, coś tam się wydarzyło i trzeba by wyciągnąć jakieś nauki.
Ja, w każdym bądź razie, brzydzę się zarówno piewcami jakiegoś chrześcijańskiego liberalizmu, draniami konstruującymi konglomerat nacjonalizmu i religii (który to już raz), jak i wrednym, płaskim antyklerykalizmem lewicowców różnej maści. Wszyscy oni są siebie warci.
Szkoda tylko, że tak mało miejsca poświęcono w "Robotniku" prezentacji inicjatywy "Temoignage Chretien". Można by przecież, choćby w kilku zdaniach, przypomnieć tak wspaniałe postaci, jak o. Pierre Chaillet, ks. Aleksander Glasberg, o. Henry de Lubac czy Georges Montaron.
"Verite, justice quai qi'il en coute" (Prawda, sprawiedliwość, cokolwiek by to kosztowało) - oto dewiza "Temoignage Chretien". Hasło, które powinno przyświecać każdemu uczciwemu człowiekowi, synteza tego, o co chodzi "lewicy chrześcijańskiej".
ARAYA, w sprawie Watykanu zgoda. Jeśli chodzi o mozaiki wczesnochrześcijańskie to są naprawdę wspaniałe. Jeżeli poczułeś się urażony, to przepraszam. Przejrzałem Twoje inne posty i z wieloma się zgadzam. Przyznaję też, że masz swoje zdanie i potrafisz go bronić. Pozdrawiam.
CHErwony, Michal dzięki za interesujące dopowiedzenia. Jeżeli coś pokręciłem we "francuszczyźnie", to ABCD może mnie poprawić.
Z tymże na rodzimym podwórku aż takich przejawów "lewicowości" w łonie polskiego KK nie widać
Nie da się jakoś zauważyć aby ktoś z wyższych hierarchów w polskim K był zwolennikiem wspólnoty dóbr materialnych czy teologii wyzwolenia.
Nikt też nie promuje z polskich duchownych tzw. kościoła ludowego.
Już Ikonowicz podczas ostatnich obchodów Święta Pracy apelował do księży o zaangażowanie się w sprawę biednych ale jakoś nikt z nich na ten apel nie zareagował.
Nie jest to chyba dziwne biorąc pod uwagę antylewicowość i antykomunizm którym "ewangelizuje" polski kler.
Watykan akurat tych teologów którzy konsekwentnie łączą postulat wyzwolenia społecznego (w sensie chrześcijańskim) z fundamentalną zasadą walki klas dla marksistów, uznaje za heretyków.
Przeprosiny niepotrzebne, ale przyjęte. :) Spróbuję jednak jeszcze raz sprecyzować mój antyklerykalizm (może to nie będzie wyjaśnienie na Twoim poziomie). Żadne wypociny "ojców" i księży mnie nie interesują, bo cokolwiek by napisali, zawsze będą niewiarygodni. Jak każdy użalający się nad losem biednych funkcjonariusz instytucji, która na nich żeruje. Użalanie sie na piśmie nic nie kosztuje - szczególnie klechów.
"Prawda, sprawiedliwość, cokolwiek by to kosztowało..." Wg mnie powinno być "cokolwiek to znaczy". W ustach katolickich "myślicieli" albo nic, albo przeciwieństwo.
Michale, Żakowski jest jednym z niewielu dziennikarzy, których darzę szacunkiem, lubię słuchać i czytać:)
Na tle ogólnej, pozbawionej skrupułów, dziennikarskiej miernoty stanowi jasny punkt.
Co do wywiadów...hm....ważniejsze jest chyba to, co ma do powiedzenia rozmówca, nie prowadzący.
Żakowski dobiera sobie atrakcyjnych intelektualnie rozmówców, żeby na ich tle zabłysnąć "zainteresowaniem przemianami cywilizacyjnymi" i "rytmem współczesności".
Ze swej strony polecam lektury oryginalnych prac jego interlokutorów, z Reichem i Rifkinem na czele. Więcej się można dowiedzieć i głębiej, a zarazem bardziej krytycznie przemyśleć.
Może to kwestia wieku, albo zbyt dobrej pamięci, ale nie zapomnę nigdy jego roli w mediach lat 90. - był wtedy janczarem reform Balcerowicza, gromiącym bezlitośnie "demagogów, ekstremistów i ich roszczenia".
Toteż uczciwie wymieniłem RÓŻNE orientacje społeczne występujące w obrębie Kościoła. Może księża komunizujący to w skali świata margines (choć w odniesieniu do Am. Łac. nie byłbym tego pewien), ale opinia Jana Pawła II (i wielu kardynałów i biskupów, także ówczesnego kard. Ratzingera) w sprawie Iraku już nie da się wymiksować. A nad grobami setek duchownych ofiar Pinocheta, z biskupem Romero włącznie, też niełatwo przejść obojętnie.
Dziękuję za sugestie.
Przyznaję, że nie jestem tak wnikliwie obeznana z 'ideami współczesności', jak większość z Was.
Nie uważasz, że my wszyscy, będący 'dorosłymi';) przez ostatnie kilkadziesiąt lat daliśmy się zwieść, oszukać, omamić (dużo na ten temat pisze David Ost, tyle, że niektórzy, jak J.Kuroń mają odwagę się do tego przyznać...
Może Żakowski także do tych należy, nie wiem.......
"Żadne wypociny księży mnie nie interesują, bo cokolwiek by napisali, zawsze będą niewiarygodni. Jak każdy użalający się nad losem biednych funkcjonariusz instytucji, która na nich żeruje."
A co z księżmi robotnikami - oni utrzymywali się ze swojej pracy?
- to fakt, że polskie duchowieństwo jest w swej masie bardzo prawicowe. Ale czy lewica nie jest za ten stan rzeczy częściowo odpowiedziana? Po pierwsze, przez zaszłości historyczne czyli ograniczanie wolności wyznania w PRL. Po drugie, przez fanatyczny antyklerykalizm odmawiający z góry jakiegokolwiek dialogu (zob. wyżej) jak również przez forsowanie kontrowersyjnych postulatów obyczajowych.
- można się z Tobą jakoś skontaktować?
Mój e-mail: mirco07@gmail.com
to nieprawda ze duchowienstwo jest w Polsce prawicowe, przynjmniej nie o tyle, jezeli w miare scisle bedziemy trzymac sie definicji prawicowosci. Czy ksieza w Polsce sa prorynkowi? Czy popieraja wyzysk ludzi pracy? Jestem pewien ze nie i to dotyczy zarowno ksiezy w wiejskich parafiach zachecajacych do sluchania RM, jak i jezuitow uwazanych powszechnie za socjalistow. Problem lezy raczej po stronie lewicy, ktora nie jest w stanie wypracowac jezyka, ktory moglby byc narzedziem komunikacji z innym prospolecznymi srodowiskami, ktore niekoniecznie daza do dyktatury proletariatu itp.
oczywiscie uzalanie sie nic nie znaczy. DLatego tez jestem wielkim zwolennikiem oceniania ludzi po tym, co faktycznie zrobili dla innych. I tu akurat znam spora liczbe ksiezy ktora zrobila bardzo wiele za Bog zaplac, pomagajac setkom ludzi nic nie zadajac w zamian. A co zrobil araya? Komu pomogl? Czy potrafi tylko wypisywac to i owo na lewica.pl?
Po prostu JP 2 umiał lepiej liczyć. Albo jego przydupasy. I wyliczyli, że sprzeciw wobec wojny im się bardziej opłaca. Zresztą do tego nie trzeba było być papieżem - średnio rozgarnięty pięciolatek wiedział to już w 2002 r. Dziwi mnie, że tacy Jaśnie Państwo udają, że tego nie wiedzą. Jaśnie Panie, po cóż z ludem się pospolitować, miast podziwiać mozaiki. Zgaduję: żeby było po kim na konia wsiadać (wojtas, Angka Leu).
troche ciezko znalezc w twoich wywodach odrobine logiki. Sam pisujesz ze kosciol i papiez maja gdzies zwyklych ludzi i spoleczenstwa, po czym zarzucasz papiezowi, ze w sprawie wojny w Iraku....sugerowal sie opinia spoleczenstwa a nie Busha, ktory wedle Ciebie jest zapewne jego najlepszym kumplem. Troche cos nie tu mi nie pasuje.