Opowiada zresztą brednie. Naród i armia, które wniosły decydujący wkład w zwycięstwo w obu wojnach światowych, miałyby sobie nie poradzić w drugorzędnej wojnie z partyzantami? Śmieszne po prostu.
o Vietcongu?
amerykańskich miast, a nie w wietnamskiej dżungli. Między "wojny nie da się wygrać" a "nie chcemy dalej tej wojny prowadzić" jest subtelna różnica.
czyli do wybuchu pacyfistycznych demonstracji w USA, było dość czasu na wygranie wojny w Wietnamie.
A jeśli idzie o sytuację w Iraku, to kryterium jest tutaj brak efektywnej kontroli nad krajem okupowanym. Jeśli - nie szukając daleko - Amerykanie, żeby ochronić bagdadzką ambasadę swojego polskiego sojusznika, muszą ją przenosić do specjalnie chronionej "zielonej strefy", to o czym mówimy? Żenada!