Szczególnie po zwycięstwie wyborczym szowinistów z Platformy, popieranej przez takie nacjonalistyczne instytucje medialne, jak TVN, Polsat, Polityka, Tok FM, Zetka i oczywiście - niestrudzenie promująca "lewicowe" demaskacje patriotyzmu - Gadżeta (!) Wyborcza :)))
Rzeczywiście, ten patriotyzm to prawdziwa zgroza i oczywiście służy klasom posiadającym. Za to publikowanie w neoliberalnej tubie propagandowej, która wspierała najbardziej skrajne rozwiązania antyspołeczne - o, to jest służenie wartościom lewicowym i walka z wyzyskiem.
W gruncie rzeczy bardziej byloby uprawomocnione traktowanie patriotyzmu jako wlasnosci lewicy. W momencie powstanioa lewicy jako pojecia politologicznego (rewolucja franc.) to wlasnie lewica poslugiwala sie patriotyczna retoryka. To jakobini uwazali sie za pariotow, w odroznieniu od konserwatystow, ktorych lojalnosc dotyczyla raczej dynastii, niz narodu.
Podobnie mozna spojrzec np. na lewice powstania listopadowego czy styczniopwego.
różni się czymkolwiek pod względem tzw. "polityki historycznej" od PiSu czy LPRu? Ja myślę, że nie, PO jeszcze pokaże jaka to klerykalna, antylewicowa i "patriotyczna" (nacjonalistyczna) partia. Na razie jeszcze nie mogą, ale już niedługo...A te główne media są głupie, że tego nie zauważają jeszcze.
za parawanem którego uprawiała swoje małe geszefty. Teza, że patriotyczna retoryka w wydaniu PiS miała zatkać ludziom usta, wydaje mi się trafna.
Agresywna, na granicy nacjonalizmu patriotyczna propaganda uprawiana w okresie międzywojennym stała się główną przyczyną tragedii powstania warszawskiego. I już choćby z tego powodu warto powiedzieć: "Nigdy więcej!".
Piotrek! To bardzo ryzykowna teza... Przywodzi na myżl jedyną słuszną drogę... Moim zdaniem patriotyzm jest fundamentem tożsamości narodowej. Objawias się najczęściej wtedy, gdy zgarożony jest byt państwa i narodu, który jest jego spoiwem. Przerabialiśmy już to nieraz w historii (niestety). Zapłaciliśmy też za to przerażającą cenę, żeby wspomnieć hitlerowską obozy zagłady i i ich stalinowskie odpowiedniki, jak Katyń, Miednoje, Piatichatki i inne. To nie patriotyzm był przyczyną, lecz tożsamość narodowa, której można się wyrzec, lecz nie można nic więcej. To kultura, której jesteśmy dziedzicami czy tego chcemy, czy nie. Ja z niej czerpię, Ty nie, Ale to jest nieograniczony skarb, tyle że dla tych, którzy umieją go przetwazrzać i czynić zeń nową wartość i coś więcej, a co nie tak łatwo ubrać w słowa. Warto o tym dyskutować. Myślę, że to jest dobry czas na to. Nie potępiaj tego a priori, wszak możesz nie mieć racji.
Ciekawa impresja, z którą się w większości nie zgadzam. W zamian podzielę się kilkoma uwagami.
"Patriotyzm socjalny" polegający na "działaniu dla dobra pokrzywdzonych współobywateli" nie pojawił się po drugiej wojnie światowej - jest to bardzo ryzykowna i bardzo ahistoryczna teza.
Na ziemiach polskich był obecny przynajmniej od lat osiemdziesiątych dziewiętnastego wieku - wcześniejsze doszukiwanie się go byłoby dość naciągane, boć sam patriotyzm dopiero się kształtował. Jest to dziedzictwo zarówno lewicowe, jak i prawicowe - działalność samopomocową, oświatową, charytatywną, kulturalną itd. wśród "biednego ludu", traktowaną jako podstawowy obowiązek patriotyczny, prowadzili zarówno endecy, ludowcy, jak i pepeesowcy. Nie ma się co wstydzić tego typu tradycji. Przypomniana ostatnio sympatyczna rocznica powołania Rządu Tymczasowego w 1918 roku daje nam przykład takiego patriotyzmu. No, chyba, że P. Szumlewicz wyodrębnia dla tego typu patriotyzmu jakąś inną nazwę.
Nie jestem specem od kwestii narodowej, i nie jestem w stanie powiedzieć, jak to wyglądało w innych krajach europejskich - z pewnością podobne rozumienie patriotyzmu/nacjonalizmu natomiast prezentowały także zamieszkałe na terenie przedwojennej Polski mniejszości narodowe. Myślę jednak, że - niezależnie od tego, skąd zaczerpnięte - stwierdzenie o rozumieniu patriotyzmu jako społecznikowstwa na rzecz pokrzywdzonych współplemieńców oraz państwowej troski o tychże nie odnosi
Oczywiście, nad dziewiętnastowiecznym i dwudziestowiecznym patriotyzmem polskim ciąży wizja "powstańczo-wyzwoleńcza", po trosze konkurencyjna, po trosze syntoniczna z . Ale nie ma powodu twierdzić, że "Finowie tacy mądrzy" a my nie, bo o różnych Judymach i innych Siłaczkach to w liceum uczą.
Jest niewątpliwa racja w krytyce pisowskiego hurrapatriotyzmu mającego tuszować niedostatki socjalności. O pozostałych kwestiach napiszę nieco później, na razie tyle.
urwało mi dwa zdania, które zrobiły się przez to niezrozumiałe:
Myślę jednak, że - niezależnie od tego, skąd zaczerpnięte - stwierdzenie o rozumieniu patriotyzmu jako społecznikostwa na rzecz pokrzywdzonych współplemieńców oraz państwowej troski o tychże nie może odnosić się tylko do drugiej połowy dwudziestego wieku i początku wieku dwudziestego pierwszego.
Oczywiście, nad dziewiętnastowiecznym i dwudziestowiecznym patriotyzmem polskim ciąży wizja "powstańczo-wyzwoleńcza", po trosze konkurencyjna, po trosze syntoniczna z różnymi ideami "patriotyzmu socjalnego".
I dalszy ciąg:
Jak wspomniałam, nie wykluczam, że ów dziewiętnastowieczny "inteligencki" patriotyzm P. Szumlewicz nazywa inaczej. Tyle tylko, że pomijanie tego typu źródeł i ciągłości (mogącej mieć, oczywiście, pozytywne i negatywne przejawy) trochę nam zaburza obraz sytuacji. Może ciekawa byłaby odpowiedź na pytanie, czy zamiast się wpatrzyć z niechętną rezygnacją w patriotyzm fiński, możemy w jakikolwiek sposób oczekiwać kontynuacji owych chwalebnych lewicowych tradycji w naszym społeczeństwie.
Wydaje się, że odpowiedź na to pytanie jest negatywna o tyle, że zarówno "wyzwoleńczy" jak "patriotyczno-socjalny" etos dziewiętnastowiecznej inteligencji polskiej został aktualnie zawłaszczony niemal całkowicie przez establishmentowych liberałów. Pamiętam jedną ze swoich niegdyś ulubionych lektur - wywiad-rzekę z Adamem Michnikiem - gdzie, jakże częste, odwołanie do "niepokornych" ma oczywiście, uzasadnienie historyczne - owi liberałowie mogą się odwoływać do swoich zasług w obaleniu poprzedniego ustroju.
Nie bardzo też wiadomo, kto miałby ów, dość elitarny skądinąd, etos podjąć - inteligencja jako warstwa albo nie istnieje, albo jest co najmniej rozmyta. Z drugiej strony - masowo kształcąca się na studiach wyższych młodzież wynosi ze szkół średnich choćby mglistą wiedzę o tym, co robił Cezary Baryka w malinowym chruśniaku. Na tym gruncie być może łatwiej zaszczepić "patriotyczny egalitaryzm", niż odwołując się do "modelu fińskiego".
Nie wiadomo też, co z tymi, którzy się do inteligenckości nie będą poczuwać - czy oznacza to skazanie na wersję z Torunia, czy też może ma jakikolwiek sens odwoływanie się do Witosa i Wysłoucha. Szczerze mówiąc, żałuję, że Piotr Szumlewicz nie zajął się tą kwestią, ale, jak rozumiem, odniósł się tylko do etycznego wymiaru patriotyzmu.
Odnośnie zagrożeń ksenofobicznych i nacjonalistycznych - oczywiście istnieją, nawet w egalitarnej i prosocjalnej Finlandii. Tylko nie wiem, czy to nie jest mylenie skutku z przyczyną. Żadne państwo dobrobytu nie jest w stanie pomieścić wszystkich chętnych, a zamykanie granic jest drogą donikąd - stąd "rozumną" odpowiedzią nie powinno być wyrzucanie cudzoziemców, lecz działania na rzecz poprawy sytuacji ekonomicznej w ich krajach, w imię dobrze pojętego patriotyzmu właśnie. Brzmi to abstrakcyjnie, ale jest niezwykle częstą motywacją "patriotyczną" używaną przez działających na rzecz poprawy sytuacji w Trzecim Świecie.
Jakbym czytał toporne agitki raczkujących marksistów w XIX w., którzy już przeczytali, że "Robotnicy nie mają ojczyzny" ale jeszcze nie dosłyszeli jak Marks wołał "Niech żyje Polska!". Jakby od tej pory nie było Connolly'ego, Borochowa, Kelles-Krauza, Fanona, Ho Szi-mina, Habbasza, Castro, Chaveza czy choćby i Lenina. Patriotyzm to dla Szumlewicza tylko i wyłącznie resentyment Belga wobec Kongijczyka - jak wobec tego nazwać resentymenty Kongijczyka wobec Belga? A słyszeliście o kimś takim jak Lumumba? Czy jego patriotyczne odczucia wobec Konga były uprawnione czy nie? Szumlewiczowi i innym przeciwnikom każdego patriotyzmu polecam rzucenie okiem na stronę http://www.broadleft.org/natliber.htm - choć zdaję sobie sprawę, że są ludzie odporni na każdą wiedzę.
Poruszasz (od innej strony) ten sam aspekt, co Sloterdijk (że tak się popiszę znajomością nazwisk). Czyli rewolucyjną niewystarczalność lewicowego "gniewu" ekonomicznego i konieczność dołożenia do niego "gniewu" kulturowego albo narodowego. Czyli ten "patriotyzm narodowowyzwoleńczy", albo, jak pisze Szumlewicz "militarny". Ja bym się bała (tak jak Sloterdijk) że z tego się zrobi, mówiąc jego językiem, "lewicowy faszyzm".
I w ten prosty sposób zdystansuję się i od Piotra Szumlewicza, i od Ciebie, he,he...
Przynajmniej w Polsce. Mój patriotyzm obejmuje wielokulturowość, która jest naszym bogactwem. To ta wielowątkowa kultura stworzyła Mickiewicza, Broniewskiego, Konopnicką, Żeromskiego, Tuwima, Brzechwę, Korczaka, Leśmiana (Boże dzięki za to żeś go nam dał), Słonimskiego, Schultza, Jasieńskiego czy Gombrowicza. To wielki skarb. To jest też niełatwy patriotyzm Osieckiej, Młynarskiego, Przybory, Kofty, Iredyńskiego, Słomczyńskiego, Wiecha...
Może warto podyskutować nie tylko o
ekstremach pojęcia, lecz o jego rzeczywistym wyrmiarze.
Mnie to, co Ty piszesz, akurat jest bliskie:) Nie mam nic przeciw "patriotyzmowi pozytywnemu" i uważam za bezsensowną i destruktywną walkę z kulturą i jej symbolami - oraz z dumą z tej kultury. Tylko że "patriotyzm rewolucjonistów" to jest raczej "patriotyzm negatywny". Czyli nie chodzi o to, że mi się łezka w oku zakręci na dźwięk Mazurka Dąbrowskiego i będę czerpać obficie z dorobku przodków, tylko o to, że do chęci "zemsty na burżujach" może dołączyć chęć "zemsty na obcej krwi".
A mówiąc o łączeniu się gniewu narodowowyzwoleńczego z gniewem klasowym myślę o tym, że "ekonomiczna" motywacja do żadnej rewolucji nie wystarcza, czy to będzie Palestyna, Rosja, Chiny czy Irlandia. I zastanawiam się, gdzie jest ta granica na kontinuum, za którą znajduje się Kambodża, Ceausescu, Mieczysław Moczar i stalinowska "Wielka Wojna Ojczyźniana".
muszę przyznać, że jestem uprzedzony do Sloterdijka, m.in. ze względu na jego islamofobię.
...A co do meritum: czy potrafiłabyś mi podać przykład zrywu wyzwoleńczego - takiego krystalicznie czystego, wyrastającego tylko i wyłącznie z gniewu klasowego, nieskalanego "gniewem kulturowym" - który nie splamiłby się masakrami, czystkami i dyktaturą? Co by to miało być? Bolszewicka Rosja? Republikańska Hiszpania? Maoistowskie Chiny? Czy to nie był – używając Twej terminologii - "lewicowy faszyzm"? A może więc w ogóle nie da się przeprowadzić rewolucji nie plamiać sobie rąk? Jak to pisał Mao: "Rewolucja to nie proszony obiad" :).
wedle Sloterdijka, i maoistowskie Chiny, i bolszewicka Rosja, i Hiszpania w trzydziestym szóstym, były także "kulturowe". Nie da się zrobić "czysto ekonomicznej" rewolucji, która nie odwoływałaby się do innych antagonizmów.
Nie jestem fanką Sloterdijka, ani "Europejką", ale coś w tym jest. A rewolucji w ogóle nie lubię, więc mogę sobie marudzić.
1) są sytuacje, w której także patriotyzm "militarny" (w tym przypadku wyzwoleńczy lub obronny) jest uprawniony,
2) ograniczenie się do gniewu klasowego wcale nie gwarantuje, że ruch społeczny nie ulegnie autorytarnej degeneracji,
3) skoro nawet Hiszpania 1936 ma być przykładem "zanieczyszczenia" klasowości przez kulturowość to okazuje się, że stworzenie krystalicznie czystego ruchu społecznego w ogóle nie jest możliwe.
Punkt drugi i trzeci to jest to, o co chodzi i mnie, i Sloterdijkowi, więc w pełni się zgadzam:)
Co do punktu pierwszego - się nie zgadzam, choć nie wrzucam do jednego wora kata i broniącej się ofiary. Jest ogromna jakościowa różnica, ale moje prywatne "odstępstwo" od pacyfistycznej doktryny obejmuje tylko użycie przemocy bez pozbawienia życia. A - Twoim zdaniem - gdzie jest granica "uprawnionego" patriotyzmu militarnego i po czym się ją poznaje?
Ja nie jestem pacyfistą. Wojnę, przemoc uważam za zło ale za zło czasami konieczne. Nie bardzo wyobrażam sobie, jakbyś chciała bez zabijania pokonać np. III Rzeszę. Gdzie jest granica uprawnionej przemocy? Dla mnie jest to zabijanie niezaangażowanych w walkę cywili. Dlatego nie znajduję usprawiedliwienia dla dokonanej w Phillipsville przez algierski FLN masakry kolonów, przeprowadzanych przez UPA rzezi polskich chłopów na Wołyniu, zabójstwa żydowskich dzieci w Maalot będącego dziełem Demokratycznego Frontu Wyzwolenia Palestyny - nawet jeśli cele mogły być usprawiedliwione. Usprawiedliwione natomiast może być atakowanie żołnierzy, funkcjonariuszy, polityków.