Tekst wartościowy i ciekawy, takich właśnie materiałów trzeba lewicy. Jakość całości obniża niestety to, że artykuł jest momentami bardzo doktrynerski, porównując dane zjawisko z wielką wspaniałą teorią, a nie z realiami. Dwa przykłady, które akurat znam dość dobrze:
1. Rady pracowników, powołane ustawą w roku 2006, rzeczywiście nie są doskonałe, a do ulepszenia przepisów w tej sprawie należy dążyć (nawiasem mówiąc, ich niedemokratyczny charakter krytykowały nie tylko Sierpień 80 i IP, lecz także nasz Instytut Spraw Obywatelskich, który nie tylko "protestował" w postaci jednorazowych oświadczeń, lecz skierował sprawę na forum UE - gdzie wciąż jest rozpatrywana - do Rzecznika Praw Obywatelskich, Senackiej Komisji Praworządności i Praw Człowieka, zaprezentował projekt zmian w ustawie poparty przez wiele rad itp.). Nie zmienia to faktu, że rady te są jedynym w ostatnich latach świeżym powiewem w kwestii samorządności pracowniczej i organizowania się pracowników. Tylko z bezpośrednich kontaktów znam około 100 prężnych rad pracowników w całej Polsce, które - często przy nieobecności związków w firmie - prężnie działają, wchodzą w ostre spory z pracodawcami, domagają się wpływu na przedsiębiorstwo itp. (co ciekawe, bardzo często są one złożone z ludzi, którzy wcześniej nie angażowali się w żadną działalność tego typu). Jest to więc zjawisko ze wszech miar pozytywne, mimo obecnych i możliwych do wyeliminowania wad zapisów ustawowych.
2. Dość dziecinne jest czepianie się akurat spółdzielni "Nasz Sad", że wpisowe ustaliła na 50 tys., a koszt udziału na 4 tys., wskutek czego uniemożliwia/utrudnia pracownikom dołączenie do grona spółdzielców. Autor nie rozumie ani specyfiki branży, ani nie zna historii tej spółdzielni. Otóż powstała ona wskutek zjednoczenia się grupy sadowników. Każdy z nich wchodząc w tę formę działalności sporo ryzykował, bo spółdzielnia pośrednio włada majątkiem każdego z nich, a są to wielkie sady, warte bardzo dużo pieniędzy, stanowiące dorobek wielu lat pracy, nierzadko kilkupokoleniowej. Nic dziwnego, że tacy ludzie nie chcą dopuścić do sytuacji, w której do spółdzielni zapisuje się np. 20 osób nie znających specyfiki branży, albo po prostu lekkomyślnych, i na zebraniu spółdzielców (przypominam: 1 udział = 1 głos) przegłosowują, niczego osobiście nie ryzykując, decyzje niekorzystne dla całości spółdzielni, wskutek czego prywatnie traci każdy z sadowników. No cóż, trudno przekonać ludzi, którzy wnieśli majątek wart setki tysięcy złotych i kilkanaście lat pracy, żeby ot tak po prostu zgodzili się na absolutną równość z tymi, którzy nie wnieśli do niej prawie nic.
Autor myli sie troche twierdzac, ze koncepcje samorzadnosci robotniczej zarzucono po upadku PRL, nawet w srodowiskach ZZ. Nawet Balcerowicz wspomina o niezwykle silnej frakcji wsrod poslow z ramienia "S" domagajacej sie wprowadzenia samorzadnosci robotniczej. Ich zgoda na prywatyzacje wiazala sie wlasnie z umozliwieniem prywtayzacji pracowniczej, czy tez w razie innych form prywatyzacji - udostepnienie czesci akcji zalodze.
Po drugie okres, w ktorym bodaj najwiekszy wplyw mialy rady pracownikow z okresu PRL to byl wlasnie poczatek lat 90ych. Zostaly one uwolnione spod wplywu partyjnego, a jednoczesnie nie zostaly wcale zlikwidowane. W wielu przedsiebiorstwach to one mialy decydujacy wplyw na najwazniejsze decyzje, i to np. od nich zalezala decyzja o prywtayzacji.
pod względem zawartego materiału, ale stronniczy w tym sensie, że jest to głos związkowy, głos zwolennika jednej z wizji.
Koniecznie uzupełnienie do tekstu.
Przedsiębiorstwa w gospodarce Polski Ludowej podlegały wielotorowej społecznej kontroli. Pamiętajmy, że radni to także ciała społeczne. Nadzór nad nimi sprawowały odpowiednie urzędy oraz ciała społeczne. W szczególności uprawnione do kontroli i nadzoru były: ministerstwa, urzędy wojewódzkie i gminne, państwowe instytucje nadzoru i kontroli, inspekcje, urzędy skarbowe, w pewnym zakresie cechy i izby rzemieślnicze oraz samorządy lokalne i pracownicze.
Samorządy pracownicze
Pierwszym aktem wprowadzającym tą instytucję był dekret z 6 lutego 1945 r. o utworzeniu Rad Zakładowych. Podwaliny konstytucyjne dla kontroli społecznej położyła konstytucja z 1952 roku. Ogólnie o kontroli społecznej mówił art. 86. Jego szczegółowe formy zawierają art. 84, 85 oraz rozdział o terenowych organach władzy państwowej. Jednakże ustawowe pełne spełnienie tych zapisów konstytucyjnych znalazło miejsce dopiero podczas reformy administracyjnej w 1973 roku.
Najwcześniejszą formą kontroli społecznej były powołane rady zakładowe. W 1956 roku drogą ustawy zmieniono je na rady robotnicze. Dwa lata później nazwane zostały one w ustawie samorządem robotniczym. Była to najniższa komórka kolegialna społecznej kontroli w przedsiębiorstwie. Do zakresu kompetencji rady należało:
- sprawowanie bieżącej kontroli działalności gospodarczej i finansowej przedsiębiorstwa, w której była powołana
- uchwalanie miesięcznych i kwartalnych planów
- zatwierdzanie planów działalności/produkcji ubocznej
- nadzór nad wykonaniem uchwał podjętych przez konferencję samorządu robotniczego
- za pośrednictwem prezydium: opiniowanie wniosków dotyczących mianowania i odwołania dyrektora, kontrola transakcji dokonywanych z przedsiębiorstwami spółdzielczymi i prywatnymi, kontrola listy płac oraz wypłat nagród i premii
Nadrzędną jednostką samorządu pracowniczego była konferencja samorządu robotniczego. W jej skład wchodziły: rada robotnicza, rada zakładowa związku zawodowego, komitet zakładowy pop (podstawowej organizacji partyjnej, głównie PZPR), przedstawiciel organizacji młodzieżowej, członkowie zakładowego koła NOT (Naczelnej Organizacji Technicznej). Do zakresu praw i obowiązków konferencji należało:
- rozpatrywanie składanych przez dyrektora rocznych bilansów oraz kwartalnych i półrocznych sprawozdań z działalności przedsiębiorstwa
- uchwalanie rocznych i wieloletnich planów przedsiębiorstwa
- podejmowanie decyzji w sprawie większych inwestycji zdecentralizowanych
- wyłączność do podejmowania decyzji dotyczących podziału i przeznaczenia funduszu zakładowego
- wyłączność do podejmowania decyzji dotyczących spraw zakładowego budownictwa mieszkaniowego
W latach osiemdziesiątych dotychczasowe rady robotnicze zastąpione zostały przez rady pracownicze, których zakres kompetencji był szerszy od poprzednio działających struktur. Do nowego zakresu kompetencji należało m.in. powoływanie i odwoływanie dyrektora z wyjątkiem przedsiębiorstw nowo organizowanych (dotychczas jedynie opiniowanie). Spory między radą a dyrektorem rozstrzygały powoływane komisje rozjemcze, a następnie sądy powszechne.
Samorządy lokalne.
Drugą strukturą kontrolną była tzw. rada narodowa. Ciało społeczne o charakterze władzy terenowej funkcjonujące w latach 1944-1990. Przejęła ona kompetencje i obowiązki działających od 1919 roku na ziemiach polskich samorządów terytorialnych. Do roku 1954 rady narodowe tworzyli przedstawiciele niektórych partii politycznych, związków zawodowych oraz organizacji społecznych. Po tym okresie rady wybierano na okres czterech lat w obowiązkowych wyborach powszechnych. Z uwagi na doktrynę marksowsko-leninowską, wybory te przybrały w swym charakterze bardziej formę plebiscytu.
Rada narodowa działała kolegialnie. Na poziome organizacyjnym funkcjonowały prezydium oraz komisje tematyczne. W skład komisji wchodzili radni, jednakże ustawa dopuszczała udział w pracach osób nie będących radnymi, ale będących wysokiej klasy specjalistami bądź cieszących się szczególnym zaufaniem społecznym. Z tego prawa korzystano zwłaszcza w przypadku pomocy społecznej, która była obejmowana przez lokalnego działacza PCK.
Kompetencje rad narodowych wyznaczały akty prawne najwyższego szczebla, a nadzór nad nimi sprawowały najwyższe organa władzy wykonawczej, ustawodawczej i sądy.
Rady były organami uchwałodawczymi w gminach, powiatach i województwach. Po reformie z 1973 roku w praktyce kierowały całokształtem życia społecznego obszaru, który rada obejmowała. Do ich właściwości należało kreowanie inicjatywy i aktywności społeczności lokalnej, kierowanie całokształtem rozwoju gospodarczego, społecznego i kulturalnego, wpływanie na wszystkie jednostki administracji i gospodarki na swoim terenie, inicjowanie i koordynowanie działalności jednostek gospodarczych, sprawowanie nad nimi kontroli
zaspokajanie potrzeb ludności w zakresie zaopatrzenia, usług, rozbudowy instytucji i urządzeń komunalnych, oświatowych, kulturalnych, sanitarnych i sportowych. Odpowiedzialna była za rozwój ekonomiczny obszaru w oparciu o jego własne możliwości, za utrzymanie porządku publicznego i czuwanie nad przestrzeganiem prawa, ochronę własności społecznej.
Konstytucyjnie i ustawowo stanowiły terenową władzę państwową, stąd też ich dualny charakter - władzy społecznej i władzy wykonawczo-administracyjnej. Naczelnikowi lub prezydentowi zaś zlecić przeprowadzenie zadań, których zakres określała ustawa. W ramach rady powoływano komisje tematyczne. Do zakresu kompetencji komisji należało między innym omawiane wykonywanie kontroli w przedsiębiorstwach, zakładach i instytucjach działających na terenie rady. Kontrola ta nie ograniczała się wyłącznie do formalnego badania finansów, tzw. bilansu, lecz działania rady mogły wydatnie wpływać na organizację i działalność przedsiębiorstwa. Uchwały rady wykonywane były przez jednostki podległe, tj. jednostki administracyjne, które stanowili naczelnicy, prezydenci i wojewodowie z podległymi im urzędami gminnymi, miejskimi, wojewódzkimi. Rada wiec stanowiła władzę uchwałodawczą, a administracja – wykonawczą.
Zakres kompetencji był nieporównywalnie szerszy od dzisiejszych ich odpowiedników. Mimo to, obie instytucje cieszyły się miernym zaufaniem i zainteresowaniem społecznym. Jak się wydaje, zaciążyła na nich filozofia marksistowsko-leninowska, która uczyniła z PZPR strukturę autokratyczną przenikającą wszystkie instytucje społeczne. To właśnie w prezydiach rad pracowniczych i rad narodowych zasiadali członkowie tej partii niezależnie od poparcia lub dezaprobaty jakiego im udzielano. Prezydia to ciała organizujące pracę. Stąd też to upartyjnienie wywołało opór społeczny przed zaangażowaniem się w skądinąd bardzo dobrze zorganizowane i umocowane prawnie instytucje.
Samorządność pracownicza w zakresie kontroli nie tylko stosunków pracy, ale i działalności przedsiębiorstwa sprawdza się w następujących warunkach:
1. pracownicy i ich delegaci do rad są wykształceni, również ekonomicznie
2. na terenie całego państwa (skupisk ludzkich) funkcjonuje bogaty rynek konsumencki i szeroko rozwinięta gospodarka
3. ad. 2 - nie istnieje potrzeba rozwoju kraju lub wyrównywania poziomu rozwoju poszczególnych regionów
spójrzmy jak wyglądała sytuacja u progu PRL.
ad. 1 odsetek ludności posiadający jakiekolwiek ponadpodstawowe wykształcenie wynosił 4%, 30% było analfabetami, wiedza makro ekonomiczna (tj. ta dotycząca rozwoju kraju) i mikro ekonomiczna (ta dotycząca przedsiębiorstw) była praktycznie zerowa
ad. 2 kraj był głęboko zdewastowany, niedorozwnięty i zróżnicowany regionalnie, system bankowy praktycznie nie istniał, a przedsiębiorstwa zdewkapitalizowane, zdwastowane, zadłuzone (cudzoziemscy właściciele), w olbrzymiej swej większości o charatkerze manufakturowym, a nie przemysłowym; na 30 tys. zakładów o charakterze wytwórczym, 19,5 tys. było unieruchomione - zdewastowane
tylko 350 z nich stanowiły przedsiębiorstwa z prawdziwego zdarzenia (o produkcji przemysłowej i zatrudnieniu powyżej 50 osób), reszta to drobne manufaktury lub zakłady rzemieślnicze, zatrudniające przede wszystkim członków własnej rodziny a tylko niewielką liczbę osób z zewnątrz.
ad. 3
PRL więc musiał zbudować cały przemysł, wyrównać warunki rozwoju w poszczególnych regionach i zbudować normalny rynek konsumencki, tzn. doprowadzić do sytuacji, gdy wynagrodzenia za pracę pozwalają samodzielnie utrzymać się, wynajmując mieszkanie i zakupując wszystkie niezbędne elementarne produkty i usługi we wszystkich regionach.
Na to jednak potrzebne były środki i inwestycje centralne. Środki z podatków (jak dziś możemy to obserwować) są daleko niewystarczające. Państwo musiało mieć udział w wytwarzanej akumulacji finansowej (dziś się mówi - wartość dodana).
W wyniku centralizacji, zbudowano 8500 przedsiębiorstw przemysłowych (poza rolniczych), wyrównano poziom poszczególnych regionów; w stosunku do 1950 roku produkcja wzrosła w woj. rzeszowskim 21 razy, białostockim, lubelskim 19x, a w woj. katowickim 4x,łodzkim - 8x, wrocławskim 7x.
Podsumowując.
Gdyby wdrożono od samego początku model samorządowy, Polska regionalnie pozostałaby niezmieniona. Widać dziś to bardzo wyraźnie; największe miasta jak Warszawa, Poznań, Wrocław, Kraków i parę innych się bujnie rozwijają, podczas gdy mniejsze po prostu stoją w miejscu. Dzieje się właśnie tak, gdy mechanizm gospodarki oparty jest o czysty rynek, a o inwestycjach decydują zarządy samych przedsiębiorstw.
Samorządy bowiem mogły powstać tylko tam, gdzie były przedsiębiorstwa. Robotnicy sami byli za biedni, aby mogli powołać przedsiębiorstwa przemysłowe.
A na koniec jeszcze jedno. Upaństwowienie gospodarki nastąpiła dlatego, że polska gospodarka przed wojną była w 70% własnością obcego kapitału. Po wojnie państwo polskie wzięlo na siebie te zobowiązania i SPŁACIŁO, ale żeby spłacić musiało partycypować w zyskach. Inaczej nie dałoby się utrzymać kontroli pracowniczej i spłacić długów względem obcych inwestorów przedwojennych.
Thor, bardzo ładnie nam tu propagandowo wyjaśniłeś, dlaczego rozwój samorządu pracowniczego w PRL nie był możliwy. Gdyby blokowanie rozwoju samorządu dotyczyło, powiedzmy, pierwszych 10 lat, potrzebnnych na odbudowę i rozbudowę przemysłu, wówczas mógłbym od biedy uznać, że masz rację i że państwo nie mogło sobie pozwolić w tym okresie na takie "eksperymenty". Ale jedną rzecz przeoczyłeś - ograniczanie i rozbijanie przez państwo prób rozwoju faktycznego (nie zaś ustawowo zadekretowanej atrapy) samorządu pracowniczego trwało do końca PRL-u. Z prostego powodu: był on niepożądany, bo stanowił konkurencję dla partyjnych aparatczyków i dla samej partii, która robotniczą była tylko z nazwy, de facto reprezentując klasę pasożytniczo-próżniaczą, żerującą m.in. właśnie na przedsiębiorstwach państwowych.
Zwracam tylko uwagę iż gdyby większość członków PZPR właściwie rozumiała marksizm jak i leninizm to zdecydowanie mielibyśmy do czynienia w okresie Polski Ludowej z prawdziwą samorządnością robotniczą.
Zgadzam się natomiast z oceną świadomości tej dopiero co tworzącej się w PRL-u nowoczesnej przemysłowej klasy robotniczej która.
Była ta świadomość dość słaba. Najczęściej miasta zaludnianie były przez warstwę chłopską która potem zasilając przemysł nie bardzo jeszcze rozumiała co to jest praktyczna władza w rękach na zakładzie.
Trzeba jednak zadać sobie pytanie co stało na przeszkodzie, by po tym przejściowym okresie powojennym, zakłady pracy zaczęły działać w duchu robotniczej demokracji.
Ja sądzę iż to stalinowskie wzorce funkcjonowania zakładów pracy zapożyczone do Polski nie pozwoliły szybko robotnikom zrewolucjonizować panujących stosunków zarządzania na zakładzie.
Spotykam z takimi poglądami wśród już weteranów świata pracy że i tak kiedyś pomimo niedoskonałości dało się wiele spraw wyjaśnić poprzez radę zakładową a jeśli to nie pomagało, można było się upominać o swoje przez miejscowy komitet partii.
Natomiast odnosząc się już do samego meritum tekstu to uważam że autor kładąc nacisk na historię samorządności robotniczej wykazuje się i tak obiektywizmem i nie ukrywa np. tego jakie intencje miał np. Wałęsa.
Cieszy iż autor wspomina o udziale komunistów w okresie międzywojennym, w Radach Delegatów Robotniczych i nie pomija przy tym nazwiska Jana Hampela, który jak wiadomo jedną z ofiar czystek stalinowskich.
W kapitalizmie nikt nikomu nie zabrania sie stowarzyszac i tworzyc firmy zarzadzane w jakikolwiek sposob sie komukolwiek podoba. A jezeli rzad temu przeszkadza, to jest to wina nadmiernego interwencjonizmu panstwa, a nie kapitalizmu.
Czym innym jest jednak zwykla kradziez. Kapitalisci popelniaja bledy, czasami ich fabryki okazuja sie niedochodowe, czasami trzeba je zamknac i sprzedac urzadzenia aby odzyskac choc czesc zainwestowanego kapitalu. Pracownikom latwo mowic, ze my tu mamy miejsca pracy, nic nas to nie obchodzi, ale to nie oni ryzykowali swoj kapital przy tworzeniu firmy, wiec nie maja zadnego nawet moralnego prawa mowic kapitaliscie co ma robic ze swoim majatkiem.
"Pracownikom latwo mowic, ze my tu mamy miejsca pracy, nic nas to nie obchodzi, ale to nie oni ryzykowali swoj kapital przy tworzeniu firmy, wiec nie maja zadnego nawet moralnego prawa mowic kapitaliscie co ma robic ze swoim majatkiem."
Mają bo:
- kapitalista nie ma zielonego pojęcia o produkcji
- całość efektu finansowego to wynik pracy najemnej
- to kapitalista potrzebuje pracowników a nie odwrotnie
- kapitalista zakładając taki "biznes" musi się liczyć że jeśli mu nie wyjdzie to zostanie wywieziony na taczkach. To że niektórym się wydaje że będzie inaczej - to ich problem, nie nasz...
zamiast "pracodawcy" używać "zatrudniciele"
Twoja logika jest bardzo dziwna. Odnosząc się do twoich punktow w tej samej kolejnosci:
- jezeli to prawda że kapitalista rzeczywiscie nie ma zielonego pojecia o produkcji, to tym lepiej dla samorzadow pracowniczych w kapitaliźmie, beda mialy lepsza pozycje konkurencyjna, tyle ze nie widzę dalej w jaki sposób to daje pracownikom prawo do mówienia co kapitalista (czy ktokolwiek inny) ma robić ze swoim własnym majątkiem. To że wydaje ci się że wiesz lepiej co zrobić z czyjąś własnością nie daje ci prawa do jej kradzieży. Logikę masz złodzieja po prostu.
- Efekt finansowy firmy to wynik sprzedaży jej produktów po odjęciu kosztów środków produkcji, między innymi pracy najemnej. Pracownicy sprzedając kapitaliście środek produkcji którym dysponują (usługa pracy), mają taki sam wpływ na efekt finansowy jak np. dostawcy sprzedający maszyny. Chyba nie powiesz że dostawcy środków produkcji danej firmy mają prawo mówić co ma ta firma robić ze swoim majątkiem?
- Na tej samej zasadzie mógłbyś powiedzieć że to kupujący potrzebuje sprzedawcy a nie odwrotnie. Bez sensu, umowa kupna sprzedaży, czy to usług (pracy) czy towaru, jest zawierana zawsze przez dwie strony które uważają że z danej transakcji odnoszą korzyść. Obie się nawzajem potrzebują aby tą korzyść odnieść.
- Oczywiście że kapitalista ryzykuje swój kapitał, każdy doskonale z tego sobie zdaje sprawę, przecież właśnie o tym mówię. W przeciwieństwie do pracownika który nie ryzykuje żadnym kapitałem, po prostu angażuje się w umowy sprzedaży swojej pracy. Zysk kapitalisty pojawia się jedynie wtedy gdy poprawnie przewidzi on przyszłość, czyli uda mu się sprzedać wyprodukowane towary przynajmniej za cenę pokrywającą koszty środków produkcji plus stopa procentowa (koszt straconej okazji). Pracownik zaś po prostu otrzymuje zapłatę natychmiastowo po wykonaniu usługi, tak samo jak każdy inny dostawca środków produkcji nie ryzykuje niczym.
Należą Ci się słowa uznania za wyjaśnienie tak przejmującej kwestii jaką jest niedola...kapitalistów.
W zasadzie dzięki twojej złożonej wypowiedzi, mowa o obaleniu kapitalizmu nie staje się jakimś banałem a jak najbardziej realną potrzebą.
Tekst Górskiego nie spełnia warunków "naukowości" w stylu telewizyjnych profesorów i "obiektywizmu" odpytujących ich redaktorów. Tekst Górskiego jest plebejski (w najbardziej pozytywnym sensie tego słowa) i autor zapewne mocno brzydzi się owym "łajnem w jedwabiach" z salonów swojskiego chowu kapitalizmu. Górski jest przede wszystkim radykalnym i konsekwentnym antykapitalistą.
"Zapominamy czasem, że nasza solidarność wystawiona zostanie na "żrący" wpływ kapitalistycznej ekonomii. Za każdym razem, kiedy znajdziemy się w trudnej sytuacji i przekonamy się, że bliźni raczej podstawi nam nogę niz poda pomocną dłoń, ekonomia objawi nam swoją moc. Czyni z nas zajadłych rywali wydzierających sobie lepszą pensję, zasiłek, zyski lub po prostu samą pracę. Na rynku nie ma sentymentów, tutaj sprytniejszy pożera frajera. Jeśli nie akceptujesz tej gry, wiedz, że nie godzisz się z samą istotą kapitalizmu".
Fragment ten pochodzi z broszury wydanej przed kilku laty przez RED RAT. Cenię Górskiego za tego rodzaju wypowiedzi.
Zastanawiam się też, jaki jest stosunek autora do koncepcji Jana Aleksandra Króla, które ten próbował przynajmniej forsować w redagowanym przez siebie tygodniku "Wieś".
Takich właśnie NIEPOKORNYCH i NIESALONOWYCH tekstów trzeba jak najwięcej na "Lewicy.pl".
Gdzie ja mówię o niedoli kapitalistów? Chodzi ci że to oni jedyni w gospodarce podejmują ryzyko własnym kapitałem? Nie robiliby tego gdyby nie byli za to odpowiednio wynagradzani na wolnym rynku. To jedynie socjaliści wierzą że kapitalista powinien ryzykować całymi miliardami budując np nową fabrykę, tylko po to aby skończyć z zyskami nie przekraczającymi tych które dostałby na etacie. Jak straci miliard jego problem, a co, wredny jest i tak, źle mu z oczu patrzy, i pewnie żyd do tego, dokopać nie zaszkodzi. A jak zarobi miliard to mu zabierzemy 99% podatkami bo tego wymaga "sprawiedliwość społeczna". Taki nowoczesny zawsze modny termin na... złodziejstwo. Oczywiście, kapitaliści nie są debilami i im więcej socjalizmu, tym mniej kapitalistów. Co was zawsze cieszy, tylko jakoś zimno w tej kolejce po papier toaletowy...