Na pierwszy rzut oka, tekst wydaje się jałową dyskusją akademicką skupiającą się na atakowaniu drugiej strony na bazie odmiennej treści omawianych pojęć. Tak jest właśnie z "kapitałem".
Jednakże po dłuższym zastanowieniu tekst nabiera pewnej wartości. Istotnie, autor słusznie ukazuje (płytko dość) mechanizm zawłaszczania języka celem usprawiedliwienia systemu wyzysku. Tyle, że cały wywód nie powinien, w moim przekonaniu, koncentrować się na próbie ustanowienia własnych jedynie słusznych definicji pojęć, ale podjąć wysiłek uświadomienia skąd owy kapitał się bierze. Akcenty powinny były zostać rozłożone inaczej.
Kapitał, rozumiany jako ogół przedmiotów oraz środków wymiany, a także umiejętności i właściwości, ma źródło praktycznie wyłącznie w pracy człowieka.
Tak na przykład ziemia, maszyny, a nawet pieniądze same z siebie się nie pomnożą, dopóki człowiek nie wykona nań pracy, jakichś operacji. Poziomki w lesie nie mają wartości ekonomicznej, dopóki człowiek nie przyjdzie i ich nie zbierze, zabierając np. na targ. Podobnie węgiel, to tylko skała dopóki nie zostanie wydobyta na powierzchnię, rozkruszona i dostarczona do odbiorcy. Wszystko więc, czym się handluje, co sprzedaje, ma swoją wartość tylko dzięki pracy ludzkiej.
Takie jednak rozumowanie można przeprowadzić tylko wtedy, gdy założymy, że wartość wymienna i wartość użytkowa są odrębnymi i odmiennymi kategorami ekonomicznymi. Liberałowie współcześni odrzucają tą koncepcję, stąd zajadły ich atak bez najmniejszej chęci analizy zagadnienia z przedstawionych pozycji, a także nahalne i bezmyślne pouczanie, jak Afrykańczyk strofujący Eskimosa jak ma się ubierać.
Wystarczy jednak im zadać proste pytanie: co to jest wartość marki, co to jest wartość odtworzeniowa budynku, co to jest wartosć środków trwałych brutto i netto, co to jest wartość księgowa, aby łatwo uświadomić, że nie istnieje wyłącznie wartość wymienna tj. rynkowa. Nota bene, ta ostatnia jest tylko czystym konstruktem teoretycznym, gdyż ten sam przedmiot przemysłowy sprzedany na targu 5 m dalej komu innemu może mieć zupełnie inną cenę, tak więc nie istnieje jedna cena na dane dobro, choć taki postulat stawiają liberałowie.
Thor wielce się mylisz. Wartość nie bierze się wyłącznie z pracy. Bo, gdyby tak było jak piszesz, i jakby chcieli socjaliści, to uncja złota znaleziona na spacerze po plaży miała by duża niższą wartość niż uncja złota wydobyta w pocie czoła przez murzyna w południowej Afryce. A jednak oba te kawałki złota będą miały takie same ceny (przyjmijmy, że cena to wartość wyrażona w pieniądzu). A więc, niewątpliwie ciężka praca murzyna nie dodała wykopanej przez niego uncji złota dodatkowej wartości. I tak jest ze wszystkim. Twoje przykłady tez nie są najlepsze. Chociaż nie, są one całkiem dobre, tyle tylko, że nie potwierdzają przyjętej przez ciebie tezy, ze wartość jest funkcja pracy.
Poziomki posiadają wartość tylko i wyłącznie dlatego, że są smaczne i że można je jeść. Gdyby były trujące, to nawet gdyby włożone w ich zebranie mnóstwo pracy i przelano hektolitry potu, to nie miałyby one żadnej wartości. Węgiel jest skałą do momentu kiedy ktoś wpadnie na pomysł jak go wykorzystać, a nie do momentu wyciagnięcia go na powierzchnię. Tak więc, wszystko czym się handluje nabiera wartości w momencie, kiedy owa rzecz staje się przydatna, pożyteczna, potrzebna. Liberałowie odrzucają koncepcję pochodzenia wartości od pracy, gdyż jest ona z gruntu fałszywa. A tak swoja drogą A. Smith też uważał, że wartość pochodzi od pracy, podobnie jak Marks.
Mylisz się również, kiedy twierdzisz, że liberałowie twierdzą, ze rzeczy, usługi posiadają jedną wartość (wg ciebie rynkową) i że wartość jest kategorią obiektywną. Liberałowie uważają, że wartość jest subiektywnym odczuciem każdej jednostki. Każdy z nas z osoba non stop wartościuje. W sklepie sprzedawca wystawił różne towary i napisał na nich ile są dla niego warte (cena). My konsumenci przechadzając się miedzy półkami dokonujemy wartościowania i jeśli wartość (cena) sprzedawcy pokryje się z naszą wartością dochodzi do transakcji kupna. Jeśli wartości te się rozmijają, towar zostaje na półce.
Thor, chyba powinieneś co nieco zweryfikować swoje podejście do kwestii wartości, jej pochodzenia.
Zawsze myślałam, że jak się potknę o złoty samorodek i go podniosę oraz zawłaszczę (kopaliny są państwowe, ale on na dróżce leżał!), to jest to mój zysk nadzwyczajny, no nie?
Gdyby poziomka była trująca, pewnie zażywano by ją jak marychę lub "Klubowe" i wówczas też trza by było włożyć w ich zebranie mnóstwo roboty i przelać hektolitry potu. Wtedy miałyby te "poziomki" dużą wartość. No nie?
O węglu nic nie napiszę, bo ci nie sprostam merytorycznie i intelektualnie...
Bo ty masz łeb jak ten twój sklep, po którym przechadzasz się dostojnie miedzy półkami jako wybredny konsument, gdzie dokonujesz wartościowania i selekcji aby zdołować sprzedawcę, który tam robi za półdarmo, ale ceny se może wypisywać jakie mu się zachce, no nie?
Eh, kwaku, mieć taki łeb to rozkosz dla widza i słuchacza, no nie?
:-))))
Są rzeczy i własności człowieka, które zwyczajowo są poddane prawom rynku i takie, które prawom rynku nie powinny podlegac.
Np wszyscy oburzamy się gdy ktoś zawiera małżeństwo dla pieniędzy lub sprzedaje swoje ciało...
Niestety utowarowienie przybiera ciągle nowe formy, towarem stała się już edukacja, towarem mogą stac się kontakty towarzyskie, towarem jest dobry, atrakcyjny, przyciągający klientów wygląd hostess proponujących rózne towary promocyjne itd...
Towarem stają się dyplomy uniwersyteckie, różne świętości jak np wizerunki świętych czy JP II.
Utowarowiony jest też facet przebrany za telefon komórkowy czuy kufel piwa w celach reklamowych...
Lewica powinna byc wierna swojej tradycji i piętnowac takie zjawiska jako sprzeczne z zasadą przyrodzonej i niezbywalnej godności każdego człowieka. Niestety do krytyki utowarowienia trzeba wrażliwości i zdrowego rozsądku, a tego coraz mniej na świecie.... Zjawisko utowarowienia ze znanych w Polsce myślicieli krytykują jedynie Zygmunt Bauman i George Ritzer, polecam też świetny artykuł socjologa Marka Ziólkowskiego ,,Utowarowienie życia społecznego a kapitały społeczne'' w książce ,,Kregi integracji rodzaje tożsamości'' red Włodzimierz Wesołowski i Jan Wlodarek. Jest to jedyny jak dotąd polski artykuł traktujący otwarcie o utowarowieniu i zawierający to slowo...
Takie słowa jak utowarowienie znalazły się na cenzurowanym z powodu ich marksistowskiego rodowodu....Lewica powinna konsekwetnie przywracac swą siatkę pojęciową społeczeństwu..
Ten artykuł jest świetny, czekam na ksiązkę:) Może jako prenumerator Le Monde Diplomatique dostanę ją w prezencie;)
o zjawisku utowarowienia a ścislej uprzedmiotowienia w stosunkach gospodarczych pisało wielu autorów, w tym ja.
Kwaku, nie pojąłeś mojego wywodu. Nic dziwnego. Stoisz na stanowisku, że wartość to odczucie subiektywne. Widizsz, negujesz w ten sposób dorobek kilku tysięcy lat myśli filozoficznej, która uznaje, że wartość ma charakter subiektywno-obiektywny.
Nie ma jednego pojęcia wartości, a ty uparcie sprowadzasz je do wartości wymiennej, jak w przypadku tego złota znalezionego na spacerze. Mylisz także ilość z jakością (albo inaczej wartość nominalną z źródłem ceny), wskazując, że uncja złota znaleziona na spacerze ma taką samą wartość (wymienną) jak wydobyta w pocie czoła przez murzyna.
Wreszcie nie sposób wskazać, że w swojej wypowiedzi zanegowałeś mechanizm tzw. jednej ceny, czyli prawo popytu i podaży (pamiętasz te wykresiki przecinające się w jednym punkcie, czyli cenie optymalnej z punktu widzenia największej sprzedaży dla konsumentów i producentów?). Tylko nie pomyl to z elastycznością popytu i podaży (np. zdolnością do reakcji na zmianę cen lub zapotrzebownia!)
Nawiasem mówiąc, jeśli według ciebie ceny są subiektywnym odczuciem a nie idealnym ustaleniem niewidzialnej ręki wolnego rynku, to dlaczego wy liberałowie, tak uparcie sprzeciwiacie się np. płacy minimalnej, skoro teraz wg ciebie cena (za prace) może być dowolna, sybiektywna, w żaden sposób nie oparta o kalkulację, o rzeczywiste koszty :)
Jak pisałem, formuł wartości jest dużo
są wartości moralne, duchowe, kulturalne, psychologiczne, emocjonalne, ekonomiczne, gospodarcze, filozoficzne, użytkowe.
Ty nie myl ich razem, bo nic z tego dobrego nie wyjdzie.
Przedmiot może mieć wartość użytkową (służyć w domu), mieć wartość emocjonalną (sentymentalną, tj. wzhudza uczucia, wspomnienia, których nie może wzbudzić taki sam przedmiot, ale inny), choć nie mieć wartości ekonomicznej (niezdatny do użytku w procesie gospodarczym przedsiębiorstwa, bo np. zużyty moralnie, technicznie itp), ale może mieć wartość wymienną (cenę), bo był kiedyś w obrocie handlowym.
Rzeczywiście powierzchowne to wszystko. Kapitał ludzki to według niektórych definicji nie = zasoby ludzkie, tylko suma zdolności produkcyjnych danego człowieka. Traktowanie ludzi jako jednego zasobów to pomysł naukowców nie tyle z dziedziny teorii ekonomii (tam według szkół klasycznych są 3 zasoby: ziemia, kapitał i praca, potem niektórzy dodali ludzi, a jeszcze informację, ale nie jest to powszechnie przyjęte), ile raczej nauk o zarządzaniu.
Teorii wartości nie kwestionuję, ale chętnie "przegryzłbym" ją Simmlem :-)
Wartosc wymienna zalezy oczywiscie od wartosci uzytkowej. Dla kazdego oczywiscie dany obiekt ma inna wartosc uzytkowa, inaczej nie byloby zadnych wymian i zadnego rynku. Na rynku z kolei ustala sie jedna cena na dany towar, bedaca odzwierciedleniem wszystkich wartosci uzytkowych ludzi bioracych udzial w tym rynku. Ceny nie sa subiektywnym odczuciem, ale sa wynikiem subiektywnych uczuc ludzi, okreslajaca wartosc obiektu wzgledem innych.
Pojęcie kapitalu ludzkiego rzeczywiscie uderza w serce teorii wartosci opartej na pracy wyznawanej przez Smith -> Ricardo -> Marx. XIX wieczni ekonomisci klasyczni wierzyli ze pracownicy to homogeniczna szczurza masa podlegla prostym zasadom namnażania się wraz ze wzrostem ilości żywności a tym samym żelaznemu prawu płac pozostajacych stale na poziomie wystarczajacym jedynie do przetrwania. Tymczasem pojecie kapitalu ludzkiego uzmyslawia nam czym tak naprawde jest pracownik. Jego pensja, czyli rynkowa cena za jego usługi, jest dokładnie proporcjonalna do jego produktywnosci, tak samo jak kazdego kapitalu zgromadzonego w maszynach czy towarach. Z kolei jego produktywnosc moze byc znacznie pomnozona poprzez inwestycje w kapital jego zdolnosci, do czego sprowadza sie edukacja.