Odnoszę wrażenie, że dla Rymarczyka "prawdziwa lewica" ogranicza się do szkoły frankfurckiej i jej pochodnych. Nie ma tu miejsca nie tylko na "konserwatywną lewicę", postmodernistów i ekoanarchistycznych neotrybalistów ale też na kolektywistyczny główny nurt marksizmu, heroiczny wczesny syndykalizm czy Proudhonowski anarchizm. Bo przecież, pozwolę sobie zwrócić uwagę, ograniczenie indywidualnej samorealizacji niekonecznie musi płynąc z tradycji ale też z projektów futurystycznych i konstruktywistycznych.
Ale istotniejsze jest coś innego: przeciwstawianie przez Rymarczyka kapitalizmu i konserwatyzmu widziane jako konflikt McDonaldsa i kamieniowania. Rzecz w tym, że odpowiednikiem McDonaldsa w społeczeństwie tradycyjnym jest raczej wiejska oberża (czy choćby klasyczny angielski pub), natomiast kamieniowaniu odpowiada współcześnie raczej Guantanamo lub, jak kto woli, filmy "gore". Odpowiednikiem małżeństw aranżowanych dawniej są małżeństwa kupowane obecnie itd. Ale właśnie kontrastowanie McDonaldsa i kamieniowania pokazuje gdzie sytuują się sympatie Rymarczyka. To jest "kontestator", którego naturalnym środowiskiem jest późny kapitalizm. On się w nim dobrze czuje, podczas gdy przednowoczesność napierająca z blokowisk, prowincji czy Trzeciego Świata go przeraża.
W każdym razie, jak Rymarczyk słusznie zauważył: "w ostatnich dekadach /.../ lewica traci zdolności do inspirowania masowych ruchów społecznych i funkcje wyrazicieli społecznego niezadowolenia przejmują ruchy populistyczne i fundamentalistyczne". Hasła z 1968 roku to już pieśń przeszłości.
Tekst zawiera tyle uproszczeń i ułatwiających życie, ale utrudniających POZNANIE przeskoków myślowych już na poziomie teorii (nie mówiąc o kwestii strategii i taktyki walki z globalizacją), że odkręcanie tego wymagałoby zbliżónej objętościowo odpowiedzi. Teraz nie dam rady, ale pod wieczór coś machnę, po prostu czytać hadko, a zostawić tego tak nie można.
"Rewolucjonista" ze środowiska Książki i Prasy, Piotr Rymarczyk, prezentowany jest klientom publicystyki tego wydawnictwa jako "socjolog". Przyjrzyjmy się więc, na ile naukowymi metodami posługuje się on w swoich "analizach".
Z kilkudziesięciu numerów szkalowanego przez niego pisma wybrał on zaledwie kilka artykułów. Z tej próbki, tekst Alana de Benoist ukazał się w ramach przeglądu różnych stanowisk we współczesnej myśli politycznej. Tekst R.Łętochy jest historyczną rekonstrukcją poglądów jednego z dawniejszych myślicieli. L.Tomiałojć zabrał głos w ramach pluralistycznej dyskusji. Nie jest członkiem zespołu ani stałym współpracownikiem pisma.
Z powyższego, oczywiście, nie wynika, że cenzorsko-inkwizytorskie ataki na wymienionych autorów są w jakimkolwiek stopniu słuszne. Tak czy owak, ich tekstów nie należy uznawać za reprezentatywne dla ideowego profilu pisma.
W paszkwilu P.Rymarczyka nie ma natomiast próby odniesienia się do publikacji, które można traktować jako manifest programowy - przynajmniej częsci środowiska "Obywatela". Nie ma tam również żadnej refleksji o konstrukcji numerów tematycznych, a więc o ujawniającym się tam doborze problemów, tez i autorów.
Bo też w "krytyce" Rymarczyka nie chodzi o prawdę. Jest to wyłącznie neostalinowska próba zdyskredytowania grupy opatrzonej etykietką "wroga klasowego".
Myślę, że niesłusznie dajesz się zasugerować Rymarczykowi i jego środowisku. Istotnie, autorzy ci od czasu do czasu powołują się na szkołę frankfurcką. Biorą z niej jednak tylko wątki dziś już skrajnie banalne (krytykę "autorytaryzmu" itd.).
Nie jest zresztą przypadkiem, że o niektórych czołowych postaciach tej szkoły potrafią wypowiadać się z pogardą i nienawiścią. Por. notoryczne u nich, obecne i u Rymarczyka, ataki na M.Horkheimera, który - według ich demaskacji - zwalczał antykoncepcję i cenił "obskuranckie mity".
Idzie o to, że szkoła frankfurcka - jakie by mieć zdanie o aktualności jej dorobku - była na pewno poważną probą krytycznego sprzeciwu wobec współczesnego kapitalizmu. Natomiast dzisiejsi epigoni skrajnej lewicy traktują ów kapitalizm jako środowisko naturalne i całkiem wygodne. Dlatego też, jeśli go na pokaz "krytykują" w swoich pisemkach, to infantylnie, płytko i nie na serio. Sam to zauważasz, analizując wątek McDonalda w tekście Rymarczyka.
Ich przesłanek ideowych należałoby szukać znacznie bliżej. "Antyamerykanizm" w wersji nie Marcusego, tylko raczej Artura Domosławskiego i jego rozmówców z publikacji, którą nieprzypadkowo recenzowali nader entuzjastycznie - to narzucający się przykład.
generalnie zgoda, aczkolwiek ja bym nagrobków dla 68 nie wykuwał.
ograniczenie lewicy do szkoły frankfurckiej, konserwatyzmu do "obywatela", ekologii do konserwatyzmu etc - niepokojące uproszczenia...
wiem, że się martwocie o pluralizm na lewicy (faktycznie ekoanarchistów-prymitywistów wielu się na lewica.pl nie wypowiada. być może nie mają dostępu do komputera w swoich szałasach z trawy), że się znacie na sz. frankfurckiej i nie lubicie uproszczeń, ale może przenieście się z tym kabaretem na własną stronę "Oba", co? chyba, że chcecie rozwalić nas swoim komicznym przejęciem i nadęciem, i to p prostu taka strategia? moc buziaków dla wszystkich prymitywistów i neotrybalistów!
cię lubię: rzeczowe, wyważone, kulturalne wypowiedzi. Dokładnie jak na Fightnews.com ;).
PS
Jak się udał Sylwester?
Portal lewica.pl chętnie zamieszcza każdy tekst zawierający krytykę "Obywatela". Jednocześnie na rózne sposoby blokowano tu szerszą prezentację oryginalnych tekstów z "Obywatela". W efekcie czytelnik portalu może poznać starannie wyselekcjonowane fakty mające świadczyć o "prawicowości" czy "konserwatyzmie" naszej gazety, ale nie pozna znacznie większej ilości faktów prezentujących jej znacznie bardziej lewicowe oblicze. Jest to metoda prezentacji zjawiska analogiczna do tej stosowanej przez PZPR. Za komuny można było w masowych nakładach poznać np. tendencyjne omówienie anarchizmu przez partyjnego propagandzistę, ale już książek samych anarchistów nie wydawano wcale lub w nakładzie 2 tysiące egz., żeby czytelnicy przypadkiem nie mogli sami wyrobić sobie zdania o anarchizmie. Ot, epoki się zmieniają, "lewica" pozostaje ta sama, jej metody także.
No i później można "argumentować" w tak demagogiczny sposób, jak tutaj: "Można mieć jednak poważne wątpliwości, czy MacDonalds’y i supermarkety są w istocie czymś gorszym od kamienowania i czy kapitalistyczna atomizacja społeczna to piekło w porównaniu z zamknięciem granic i aranżowaniem małżeństw przez księdza biskupa". Tak jakby w "Obywatelu" nieustannie redaktorzy tej gazety wzywali do zamykania granic, kamieniowania i wszechwładzy biskupów. A jakże, o niczym innym nie piszemy i zapewne to z tego powodu większość prawicy ma nas za lewaków. Swoją drogą to ciekawe, że "dowody" naszej postawy nie są wsparte ani jednym tekstem autora należącego do redakcji gazety (a więc chyba najbardziej reprezentatywnego dla jej stanowiska), a jedyny cytowany tu stały współpracownik tejże to autor tekstu, który omawia zjawisko historyczne, nie twierdząc wszak że się z nim do końca zgadza czy identyfikuje. Dochodzi tu do takiego absurdu, że Rymarczyk jako dowód "konserwatywności" przytacza tekst Ludwika Tomiałojcia, ktory jest członkiem... Zielonych 2004, a więc partii która akurat stoi w awangardzie liberalizmu obyczajowego.
Cóż, nikomu nie każę się z nami zgadzać, ale ktoś, kto polemizuje w taki sposób i tak prezentuje nasze poglądy, po prostu kłamie i manipuluje, nie da się tego nazwać inaczej.
chętnie bym przeczytał jakąś poważną i rzetelną krytyczną analizę zawartości "Obywatela", bo nikt nie jest perfekcyjny i warto się przeglądać w zwierciadle krytyki. Niestety, takie "analizy" jak ta Rymarczyka, może napisać średnio zaawansowany program komputerowy. Wystarczy wprowadzić terminy "konserwatyzm", "sympatie prawicowe", "niechęć wobec liberalizmu obyczajowego", "Dugin", "Mahler", "de Benoist" - i niech to komputer wymiesza tak jak chce.
Nawiasem mówiąc, gdyby zebrać wszystkie teksty, jakie kilka gazet wydawanych przez Książkę i Prasę opublikowało o niewielkim "Obywatelu", to nie znając realiów można dojść tylko do dwóch wniosków: albo ten "Obywatel" to jakiś wysokonakładowy dziennik, albo nasi krytycy mają na naszym punkcie obsesję.
Co nie zmienia faktu, że za reklamę dziękujemy - antyreklama też jest reklamą. Dotychczasowe teksty w gazetach KiP przysporzyły nam kilku ciekawych współpracowników, a poprzedni tekst w "Bez Dogmatu", autorstwa Żukowskiego, jednego z najbardziej zaangażowanych i twórczych spośród nich.
z tymi "szałasami z trawy" i sprowadzaniem krytyki uniwersalizmu do wielbicieli pisma "obywatel" jesteś równie przekonujący, co liberałowie straszący wszystkich nie-liberałów koreą północną.
natomiast abstrahując od złośliwostek, gdzie na osi "postęp/cywilizacja - natura/lokalność/ZłO" nasi wojujący uniwersaliści umieściliby zachodnioeuropejski operaizm, czy anty-korporacyjne, anty-(neo)kolonialne ruchy w trzecim świecie?
chcesz dyskutować sam z sobą?
Po czyjej stronie staną progresiści-uniwersaliści: galijskich powstańców bagaudów - czy rzymskich legionów? Robotników-luddystów - czy fabrykantów? Amazońskich Indian - czy pozbawiających ich ziemi plantatorów?
Jeśli nawet ich walka z punktu widzenia historii jest przegrana - to TU I TERAZ po czyjej stronie nakazuje stanąć moralny odruch?
...A teraz z niepokojem czekam, co napisze o tym wszystkim rote :).
który w żaden sposób nie narusza regulaminu:
Portal lewica.pl chętnie zamieszcza każdy tekst zawierający krytykę "Obywatela". Jednocześnie na rózne sposoby blokowano tu szerszą prezentację oryginalnych tekstów z "Obywatela". W efekcie czytelnik portalu może poznać starannie wyselekcjonowane fakty mające świadczyć o "prawicowości" czy "konserwatyzmie" naszej gazety, ale nie pozna znacznie większej ilości faktów prezentujących jej znacznie bardziej lewicowe oblicze. Jest to metoda prezentacji zjawiska analogiczna do tej stosowanej przez PZPR. Za komuny można było w masowych nakładach poznać np. tendencyjne omówienie anarchizmu przez partyjnego propagandzistę, ale już książek samych anarchistów nie wydawano wcale lub w nakładzie 2 tysiące egz., żeby czytelnicy przypadkiem nie mogli sami wyrobić sobie zdania o anarchizmie. Ot, epoki się zmieniają, "lewica" pozostaje ta sama, jej metody także.
No i później można "argumentować" w tak demagogiczny sposób, jak tutaj: "Można mieć jednak poważne wątpliwości, czy MacDonalds’y i supermarkety są w istocie czymś gorszym od kamienowania i czy kapitalistyczna atomizacja społeczna to piekło w porównaniu z zamknięciem granic i aranżowaniem małżeństw przez księdza biskupa". Tak jakby w "Obywatelu" nieustannie redaktorzy tej gazety wzywali do zamykania granic, kamieniowania i wszechwładzy biskupów. A jakże, o niczym innym nie piszemy i zapewne to z tego powodu większość prawicy ma nas za lewaków. Swoją drogą to ciekawe, że "dowody" naszej postawy nie są wsparte ani jednym tekstem autora należącego do redakcji gazety (a więc chyba najbardziej reprezentatywnego dla jej stanowiska), a jedyny cytowany tu stały współpracownik tejże to autor tekstu, który omawia zjawisko historyczne, nie twierdząc wszak że się z nim do końca zgadza czy identyfikuje. Dochodzi tu do takiego absurdu, że Rymarczyk jako dowód "konserwatywności" przytacza tekst Ludwika Tomiałojcia, ktory jest członkiem... Zielonych 2004, a więc partii która akurat stoi w awangardzie liberalizmu obyczajowego.
Cóż, nikomu nie każę się z nami zgadzać, ale ktoś, kto polemizuje w taki sposób i tak prezentuje nasze poglądy, po prostu kłamie i manipuluje, nie da się tego nazwać inaczej.
Chętnie bym przeczytał jakąś poważną i rzetelną krytyczną analizę zawartości "Obywatela", bo nikt nie jest perfekcyjny i warto się przeglądać w zwierciadle krytyki. Niestety, takie "analizy" jak ta Rymarczyka, może napisać średnio zaawansowany program komputerowy. Wystarczy wprowadzić terminy "konserwatyzm", "sympatie prawicowe", "niechęć wobec liberalizmu obyczajowego", "Dugin", "Mahler", "de Benoist" - i niech to komputer wymiesza tak jak chce.
Nawiasem mówiąc, gdyby zebrać wszystkie teksty, jakie kilka gazet wydawanych przez Książkę i Prasę opublikowało o niewielkim "Obywatelu", to nie znając realiów można dojść tylko do dwóch wniosków: albo ten "Obywatel" to jakiś wysokonakładowy dziennik, albo nasi krytycy mają na naszym punkcie obsesję.
Co nie zmienia faktu, że za reklamę dziękujemy - antyreklama też jest reklamą. Dotychczasowe teksty w gazetach KiP przysporzyły nam kilku ciekawych współpracowników, a poprzedni tekst w "Bez Dogmatu", autorstwa Żukowskiego, jednego z najbardziej zaangażowanych i twórczych spośród nich.
popełnię wyjątek od zasady i skomentuję, bo tekst mnie zachwycił. Właśnie tak, oszołomy! To jest dokładnie to, co mówiłem prostszymi słowy na tutejszym forum, zanim się załamałem i odpuściłem, porażony ogromem umysłowej choroby forumowiczów.
niewielka strata
araya: mówiłeś dużo prostszymi słowy. Tym niemniej na twoim miejscu nie załamywałbym się: jeśli chcesz poprawić elokwencję to musisz po prostu dużo ćwiczyć.
Gwoli uczciwości należy zauważyć, że tekst Rymarczyka zawiera też uczciwy fragment:
"Twórcy wspomnianego pisma wywodzą się w znacznej mierze z kręgów kontrkultury i działaczy ekologicznych. Protestują przeciwko globalnemu kapitalizmowi, multikorporacjom i fasadowej demokracji przedstawicielskiej, przeciwstawiając im wizję społeczeństwa zdecentralizowanego, w większym stopniu opartego na samorządach i lokalnych inicjatywach, majątkowo bardziej egalitarnego, przyjaznego środowisku i odrzucającego – w imię jakości życia – ślepe dążenie do ekonomicznego wzrostu".
Taka opinia kontrastuje z dotychczasowymi wywodami kolegów Rymarczyka, którzy starannie przemilczali to, skąd się wywodzimy i czego chcemy. Można było odnieść wrażenie, że rekrutujemy się z szeregów NOP-u i Młodzieży Wszechpolskiej, a ja jestem nieślubnym dzieckiem Tejkowskiego, z kolei nasze zamiary obejmują, w sojuszu z neonazistami niemieckimi, restytucję III Rzeszy i powtórkę z Holocaustu.
Kto by pomyslal, ze i E. Fromm trafi na lewe skrzydlo NSDAP? ;-)
A tak powaznie, to troche smieszne jest pisanie o linii politycznej jakiegos pisma na podstawie zamieszczonych tam dwoch tekstow, bynajmniej nie autorstwa ktoregos z redkatorow, czy wspolpracownikow.
Dziwne jest tez, ze autor zabiera sie za pisanie o utopiach a nie wiadomo do ktorej koncepcji utopii sie odwoluje. Mannhaima? Kołakowskiego? Pańków? Szackiego? Pichta?
A tak juz na marginesie to o zwiazkach swoistej utopii i konserwatyzmu powstala bardzo ciekawa ksiazka. Żyro T., Boza plantacja, historia utopii amerykanskiej. Mozna sie dowiedziec bardzo duzo niestereotypowych rzeczy.
Panowe. Może coś na temat, a nie kto co pisał i gdzie.
Ja np. jestem za świecką szkołą i programem nauki jednolitym i produkowanym przez "państwo" i PAN dla każdej szkółki i przedszkola w Polsce. Czy to znaczy, że jestem konserwatystą, bo to ograniczenie wolności? O tym chyba był ten tekst. Jak pogodzić wolność z brakiem wolności. Przecież racjonalizm, to najszczystsze ograniczanie wolności.
A, właśnie widziałem te przysięgające amerykańskie dzieci. Pełna wolność obywatelska.
Niech będzie, że się nie znam na filozofii. Niech będzie, że poglądy polityczne mam eklektyczne. Niech będzie, że chcąc nie chcąc, reprezentuję tu skrzydło obywatelskie. Niech będzie, że jako kobiecie brakuje mi zdolności do krytycznej analizy i uniwersalistycznego spojrzenia, a jako dobra ciocia tęsknię za Gemeinschaft. Zgodzę się nawet z Rote fahne, że jestem nadęta i brakuje mi poczucia humoru.
Ale niech mi kto wyjaśni, czemu, do jasnej, poważny facet i światły publicysta taki jak Piotr Rymarczyk pisze takie bzdety? Czy naprawdę myśli, że wszyscy czytelnicy "Bez Dogmatu" tak bezkrytycznie łykną jego elaborat?
Czy Piotr Rymarczyk odkrył złotą różdżkę politologiczną, która pozwala mu zaklasyfikować całość myśli komunitariańskiej jako konserwatyzm? A jeśli nie, to co go skłania do takiego topornego uproszczenia, poza chęcią zarysowania prostej antynomii konserwatyzm-lewica, i nałożenia jej na antynomię uniwersalizm-wspólnotowość? I czy Piotr Rymarczyk przeoczył istnienie komunitarystycznych koncepcji uniwersalizmu, choćby u Etzioniego, ale nie tylko? Czy może mu się w główce istnienie takowych nie mieści?
Czy Rymarczyk nie zauważył tego, co nazywa "postulatami samorealizacji" w myśli choćby najbardziej znanych komunitarystów, takich jak Walzer? To niech zauważy, będzie więcej wiedział.
O sprowadzaniu tradycji lewicowej do szkoły frakfurckiej i roku już przedmówcy wspomnieli. Mogę dodać, że teza o "odwrocie" w ciągu "ostatnich trzech dekad" od "postulatów samorealizacji" jest troszkę bez sensu, skoro owe postulaty "na poważnie" (pomijając szkołę frankfurcką) pojawiły się w NIEKTÓRYCH nurtach lewicy cztery dekady temu. Pomijając, czy w ogóle można mówić o odwrocie, czy wręcz przeciwnie - o przejmowaniu tychże postulatów przez "tradycyjną" lewicę.
Co najmniej zastanawia teza o tym, iż, kolokwialnie mówiąc, "uduchowienie" ruchu ekologicznego to objaw odejścia lewicy od tradycji roku 68. O ile mi wiadomo, to włączenie ekologizmu, życia "w zgodzie z naturą" w obręb lewicowości oraz szukanie ekologicznych inspiracji w religiach wschodu oraz odwrót od cywilizacji zachodniej to właśnie spuścizna po hipisach, między innymi... No chyba, że coś mi się pochrzaniło.
Jeśli już krytykować biednego Fromma za używanie quasireligijnego i moralistycznego języka, to za to samo trzeba by krytykować Gramsciego, choć nie znam się ani na jednym, ani na drugim.
O co najmniej niezbyt rzetelnym przedstawianiu spektrum obywatelskiej refleksji już pisali ci, co się na tym znają. Jeszcze długo by tak można, ale rączki cioci opadają.
Rymarczyk pisze:
Nieprawdziwa wydaje się również teza o sprzeczności między egalitarno-antykapitalistycznym a wolnościowo-samorealizacyjnym wymiarem
lewicowego projektu,
gdyż to właśnie afirmacja wolności w pełnym wymiarze może zapobiec powrotowi charakterystycznych dla kapitalizmu nierówności w nowym kształcie.
xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
A może to jest raczej tak, że nie byłoby sprzeczności w warunkach egalitaryzmu.
Nie ma wolności bez równości.
"Dowodem" na prawicowość czy konserwatyzm pisma Obywatel ma być - według P.Rymarczyka - życzliwa rekonstrukcja poglądów XIX-wiecznego duchownego i działacza (a nie "myśliciela", jak chce Rymarczyk) Wilhelma Emmanuela von Kettelera.
Otóż Ketteler nazywany był "czerwonym biskupem". Zakładał stowarzyszenia robotnicze i pracownicze nawet wcześniej niż postarali się o to Lasalle, Marks czy Engels. Jako jeden z pierwszych użył (w roku 1869!) terminu "Państwo socjalne". Głosił pionierskie postulaty zakazu zatrudniania dzieci. Jak również - walczyl o wzrost wynagrodzeń pracowniczych, organizacje związkowe w przedsiębiorstwach itd. Odrzucał filantropię jako metodę rozwiązywania konfliktów społecznych. Jego program mało czym, jeśli w ogóle, się różnił od programu XIX-wiecznwej (a więc jeszcze rewolucyjnej) socjaldemokracji niemieckiej.
Jeśli Ketteler atakował liberalizm, to coś mi się mgliście przypomina, że podobne, a nawet ostrzejsze ataki na ten prąd ideowo-polityczny można znależć w książce pt. Kapitał.
Rzecz ciekawa. W żadnym z dostępnym źródeł nie znalazłem wzmianki o jakimś szczególnym konserwatyzmie obyczajowym czy światopoglądowym Kettelera. Wypowiedzi konserwatywne zapewne mogły mu się zdarzyć. Działał przecież w epoce I (a nie II) Soboru Watykańskiego.
Jego rysy szczególne tworzy jednak radykalizm społeczny, a nie konserwatyzm.
Mimo to, lewicowiec P.Rymarczyk potępia sam fakt przypominania jego poglądów.
Dziwne?! A może wcale nie takie dziwne.
Dla Rymarczyka i podobnie jak on myślących jedynym wyznacznikiem lewicowości jest liberalizm obyczajowy. Natomiast ustrój kapitalistyczny jest w publicystyce tego quasi-lewicowego nurtu coraz jawniej afirmowany jako warunek realizacji postulatów liberalizmu obyczajowego.
to fakt, że hasła "samorealizacji jednostki" robią karierę na lewicy dopiero w ostatnich dekadach. Ale weź pod uwagę, że W TYM SAMYM CZASIE lewica przeżyła katastrofalną zapaść, wypierana przez neoliberałów, populistów i fundamentalistów. To świadectwo zmierzchu Roku 1968.
Angka Leu, Ty i Adrem. Ja się po prostu czepiam tego, co mi się wydaje mocno nieścisłe, a nie tego, co jest życzeniem/wolą p. Rymarczyka. Oczywiście, jeśli nie mam racji, niech mnie ktoś poprawi, nie jestem ani politologiem, ani filozofem.
Jeszcze do tego, co napisał Adrem: cały artykuł poświęcony jest kłopotom, jakie ma lewica, chcąc pogodzić wolność z egalitaryzmem, a kończy się gołosłownym zapewnieniem, że nie ma żadnej sprzeczności... Nie bardzo widać uzasadnienie takiego budującego morału.
nie pomogą egzorcyzmy Rymarczyka, „złe” nie ustąpi, bo właśnie w nurcie wolnościowo – samorealizacyjnym zaprogramowany jest wzrost nierówności.
Jest to podstawowa sprzeczność w stosunko do nurtu egalitarno – antykapitalistycznego.
Dzisiaj hasłem wolności wycierają sobie gęby różne neoliberalne stwory, mające za cel zawłaszczyć na tym świecie co się da, kosztem innych, dlatego jestem
już uczulony na „wolność”.
„Wolność” służy im do pożegnania solidaryzmu i obowiązku.
Dlatego wydaje się godna polecenia zasada - „Egalitaryzm przed wolnością”.
Obydwa pojęcia mają ogromną pojemność, a ludzie jeszcze długo będą się spierać o to ile wolności, a ile egalitaryzmu, być może kiedyś znajdziemy wyznaczniki „złotego środka”.
1) Fromm odwoływał się do humanistycznych wątków kilku religii (od chrześcijaństwa po buddyzm), odrzucając ich instytucjonalno-dogmatyczne skostnienia. Na ile pamiętam "Rewolucję nadziei" czy "Mieć czy być", wśród jego pomysłów były np. projekty powołania rad konsumenckich, kierowanych przez wybitne autorytety humanistyczne, decydujące czy dany wynalazek techniczny nie prowadzi do dehumanizacji stosunków społecznych i kultury. Możne owe postulaty traktować jako (nomen omen) utopijne, ale gdzie tu konserwatyzm???
2) Horkheimer atakował rozum subiektywny, instrumentalny i sformalizowany (czyli myślenie nakierowane wyłącznie na osiąganie celów, służących podmiotowi, w/g niego w kapitalizmie wprzęgnięte w mechanizmy użyteczności produkcyjne i rynkowe) w imię rozumu obiektywnego wielkich systemów filozoficznych, od Platona począwszy (także tych sceptycznych wobec metafizyki w wersji sztampowo religijnej - vide Spinoza). Konsekwentnie, Horkheimer wśród przeciwników wszelkiej metafizyki (a więc - w uproszczeniu - obozu swoich filozoficznych przeciwników) wymienia biskupa Berkeleya. Szkoda, że Rymarczyk o tym nie napisał - ktoś, kto "Krytyki..." nie czytał dojdzie do wniosku, że Horkheimerowi chodzi o rzewne biadolenie nad rozmyciem sacrum w profanum, a przecież nie o to chodzi.
3) Rozumiem, że bez okresowej nagonki na pismo "Obywatel" na tym portalu się nie obędzie. Ale o co w tym chodzi? Jeśli przez utopię rozumieć "dyskurs" zorientowany wyłącznie na moralizowanie zamiast twardej analizy rzeczywistości i poszukiwań środków podważających logikę systemu, to rozumowanie autora zawodzi na całej linii, gdyż:
a) w "Obywatelu" takich nieutopijnych analiz "machin" współczesnej gospodarki (Walden Bello o kryzysach finansowych w ostatnim nr.!) i polityki (Piskorski o populizmie i "Balcerowicz musi odejść!" jakiś rok temu) co nieco było,
b) nie ma takich diagnoz i recept u Rymarczyka.
To znaczy przepraszam, Rymarczyk jeden pomysł ma. Wywalić z lewicy i ruchów antysystemowych tych, których (domniemana) aksjologia mu się nie podoba. Skuteczności dla przyszłej walki politycznej to nie służy. A myśl o tym, że masowy ruch polityczny ma odzwierciedlać w 100% czyjeś widzimisię, to utopia do n-tej potęgi!
Jeszcze ten de Benoist. Jego tekst w "Obywatelu" pamiętam dobrze, to był numer z piwkiem na okładce (i raportem o rozwalaniu przez koncerny polskich browarów w środku). Facet wyraźnie podkreślił, że jest dla niego jasne, że ludzie w różnych kulturach mogą woleć luz, zdjęcie z siebie obowiązków czy ograniczeń uwarunkowanych tradycją kulturową itd. i jeśli oni sami (ludzie, zbiorowości, kultury) wyewoluują na mocy własnych świadomych decyzji to nie ma problemu. Tylko że nawracanie ich na NASZ POSTĘP, wyrażany w dyskursie "prac człowieka" (będącym z kolei wytworem Oświecenia, rozwiązań systemowych porewolucyjnej Francji - w każdym razie to produkt konkretnohistorycznych uwarunkowań jednego z kolonialnych mocarstw Europy) może być i w praktyce staje się narzędziem imperialnej zależności wyzwalanych w imię "praw człowieka" peryferiów od oświeconego (według SWOJEGO modelu oświecenia i postępu) centrum. "Brzemię białego człowieka w nowej szacie. Po prostu facet pojechał a la Levi Strauss, ale z wyraźnym ukazaniem problemu w kontekście globalnego kapitalizmu i jego relacji zależności. Gość wyciągnął zdaje się ze swoich wniosków ideolo daleko idące konsekwencje - z "nieortodoksyjnej prawicy" biorąc kurs ostro w lewo, współpracując z rewolucyjną lewicą (n.p."debordowską").
Rozumiem, że ex-prawicowiec idący w lewo to dla niektórych straszliwe zagrożenie. A może powinien wrócić na prawo i umocnić się w poglądach reakcyjnych. Tego chcecie?
No i Tomiałojć. Proponuję przeczytać jego artykuł dla radykalnie ekologicznego periodyku, będący wariacjami na temat książki Rifkina o "europejskim marzeniu" (powinno być w goglach). Tomiałojć wprost preferuje europejski model cywilizacyjno-gospodarczo-polityczny wobec amerykańskiego (twierdzi np., że formalnie świeccy Europejczycy lepiej rozwiązali w praktyce systemowej etyczne dylematy relacji człowiek-człowiek, człowiek-gospodarka, gospodarka-środowisko itd. niż krzykliwie religijni, ale w swym etosie i praktyce systemu społecznego drapieżnie merkantylni, barbarzyńscy i łupieżczy Amerykanie). Jeśli takie poglądy to "polski konserwatyzm" albo "osuwanie się weń", to ja jestem King Bruce Lee, karate miszcz.
tak zupełnie na marginesie dodam, że w kwestiach obyczajowych prof. Tomiałojć jest raczej liberalny (vide jeden z jego tekstów opublikowanych na łamach... "Chrońmy Przyrodę Ojczystą"), jednak racjonalnie patrzy na racje istnienia i priorytety lewicy. Innymi słowy - nie oddaje należnej czci dogmatom w rodzaju "kwestii obyczajowych nie należy..." itd. A że uczynił to m.in. na łamach "Obywatela", już zupełnie go dyskwalifikuje jako człowieka lewicy :-)
michał: "Horkheimer atakował rozum subiektywny, instrumentalny i sformalizowany (czyli myślenie nakierowane wyłącznie na osiąganie celów, służących podmiotowi, w/g niego w kapitalizmie wprzęgnięte w mechanizmy użyteczności produkcyjne i rynkowe) w imię rozumu obiektywnego wielkich systemów filozoficznych...(...)".
nie chcę przeszkadzać w tej redakcyjnej dyskusji "obywatela" na lewicowym forum, ale chłopaki, horkheimera, to się chyba niektórzy z was na papieskich opracowaniach uczyli!
to od lat jest bardzo stanowczym antyklerykałem. Trudno wiele powiedzieć o jego poglądach gospodarczych, choć z pewnością jego podejście do spraw ekologii zasługuje na szacunek.
a mnie się wydaje, że Michał zreferował jeden z podstawowych wątków książki Horkheimera Eclipse of Reason, znanej również jako Die Kritik der Instrumentellen Vernunft.
Udowodnisz mi, że się mylę?
nie graj sokratejskiego głupka, bo akurat tu nie jest to potrzebne. to jasne, że michał pisał o krytyce instrumentalnego rozumu, i że zreferował to po swojemu i błędnie przy okazji; bo za cholerę nie udowodnisz, ani ty, ani michał, że horkheimerowska krytyka rozumu subiektywnego jest prowadzona w imię rozumu obiektywnego i "systemów filozoficznych" (tak właśnie pisze michał_). to zupełna pomyłka i naprawdę dziwna, konserwatywna interpretacja, pod uwagę biorąc nie tylko ten tekst horkheimera, ale i inne z końcówki lat 30 i początku lat 40 (mniej więcej do "dialektyki oświecenia"). co mam ci wykazać dalej? mam przekopiować ci całe pasaże z K.I.R? przestań to dziecinada. akurat w tej kwestii michał_ się pomylił (nie twierdzę, że zrobił to umyślnie) i twoja solidarność na nic się tu nie zda.
Przytoczyłem wątki K.I.R., bazując na lekturze polskiego wydania tej pracy (czytałem to późno-PRL-owskie wydanie z plus-minusa, całość nazywała się "Społeczna funkcja filozofii" bodajże) i własnej pamięci. Chcesz polemizować z moją interpretacją, to oczywiście Twoje prawo, ale mam wrażenie, że w Twoich wywodach mylisz pewne pojęcia: "rozum obiektywny" to nie to samo, co w brykach do filozofii figuruje pod "filozofią racjonalistyczną", "scjentyzmem" itd. Co więcej, gros z nich dla Horkheimera podpada pod rozum sformalizowany, który jednoznacznie utożsamia on właśnie z racjonalnością subiektywną. Pamiętam, że gdy to lata temu czytałem też kolidowało mi to z potocznymi wyobrażeniami (zgodnie z którymi np. "Magdalenka i Okrągły Stół były obiektywne, a nasze dymy wynikały z subiektywnego sobiepaństwa" - serio, słyszałem takie rzeczy na własne uszy; swoją drogą przypominają mi one sedno "antyutopijnych" wywodów Rymarczyka).
No i drobiazg: nie jestem członkiem redakcji ani tego, ani żadnego innego czasopisma.
Z kontekstu znanych mi publikowanych przez Tomiałojcia artykułów wynika, że jest on zwolennikiem modelu zachodnioeuropejskiego welfare state, z silniejszym wątkiem proekologicznym rzecz jasna.
byłbym zapomniał: jest wrogiem etyki katolickiej (także obyczajowej) i popiera postulaty ruchów mniejszości seksualnych (na pewno od lat 90., gdy zaczął skręcać ostrzej w lewo).
człowieku, w jakich moich wywodach piszesz? o czym ty mówisz? przecież ja przekopiowałem twoją wypowiedź i po prostu wytknąłem ci, że napisałeś, iż horkheimer podejmuje krytykę "rozumu subiektywnego" w imię systemów filozoficznych, co jest bzdurą do kwadratu, albo nawet sześcianu.
poza tym, doskonale wiem, że pojęcie "rozumu obiektywnego" nie jest po prostu inną nazwą filozofii racjonalistycznej, itp. to oczywiste, bo horkheimera nie interesowała krytyka literatury filozoficznej sama w sobie, tylko krytyka kapitalizmu i jego kultury.
i nie chowaj się za "magdalenkę". walnąłeś byka i tyle. po co w to mieszać okrągły stół?
mógłbyś wyjaśnić, dlaczego Michałową interpretację studium Horkheimera uważasz za "bzdurę do kwadratu, a nawet do sześcianu"?
Twierdził Horkheimer, że rozum subiektywny vel sformalizowany to narzędzie kapitalistycznej użyteczności? Twierdził. Wskazywał, że powszechne utożsamienie "rozumności" czegokolwiek z rozumem subiektywnym to zasługa filozoficznych wrogów metafizyki, z bp-em Berkeleyem włącznie? Wskazywał. Przyznawał, że filozofia od Platona po Spinozę była nastawiona na poznanie "Prawdy przez duże P" a nie na podmiot (w związku z czym jej przywiązanie do wędzidła wąsko-praktycznej użyteczności było trudniejsze)? Przyznawał. No więc podtrzymuję to, co napisałem - a jeśli zrozumiałeś to jako sugestię, że "Horkheimer w ramach walki z liberalno-lewackimi sceptykami poparł tout court filozofię Platona" (czego oczywiście nie twierdziłem) to naprawdę nie moja wina.
czy ktoś, któremu udowodniono nieznajomość sprawy w innym wątku (prawicowe pismo "Templum", zamieszczające jak wykazał Angka Leu mnóstwo tekstów antyliberalnych i antykapitalistycznych; wg rote_fahne miałby to być organ jednej z partyjek skrajnie prawicowych, co w polskich warunkach znaczyłoby mieszaninę nacjonalizmu i korwinizmu), może fałszywie imputować to innym, nie rozliczywszy się z własnym lapsusem?
nie mam zamiaru was przekonywać, że białe jest białe, a czarne jest czarne - co oznacza, ni mniej, ni więcej, że jeżeli ktoś przeczytał horkheimerowską krytykę instumentalnego rozumu i uważa, że była ona pisana w imię "systemów filozoficznych", jako, że ""Horkheimer w ramach walki z liberalno-lewackimi sceptykami poparł tout court filozofię Platona" (czego michał nie twierdzi i twierdzi zarazem), w dodatku miesza w to jakieś chore przykłady z "magdalenki", żeby ukryć własną wpadkę i naciągniętą interpretację, mówi o prawdzie przez duże P, jakby chodziło tu o prawdę absolutną (michałku, horkheimer bardzo często do prawdy przez duże P dodaje określenie "dialektyczna". jak to ma się do tego niezmiennego świata boskich idei palatona?), to ja w tedy mówię: spieprzaj dziadu!
nie słyszałeś o tym, że platoński świat idei jest właśnie dialektyczny? Polecam dialogi Sofista i Parmenides.
Rote, poluzuj, bo jeszcze coś ci pęknie. Tak, kiedy zaznaczam wyraźnie, że czegoś nie twierdziłem, to naprawdę to twierdziłem, jeśli ktoś traktuje coś dialektycznie, to nie może się do tego czegoś odwoływać w kontrze do jeszcze innych postaw filozoficznych, Horkheimer musiał Platonowi/Palatynowi/Palantowi "dokleić" dialektykę, bo autor "Fajdrosa" nigdy by na nią nie wpadł, a w ogóle to zemsta chłopaków (?!) z "redakcji" (?!) na wybitnym dziele lewicowej publicystyki w ogóle, a rote-fahne w szczególności.
pardąsik za przeoczenie Twojego postu. Faktycznie, Żyro to dobra rzecz - aczkolwiek ja zwróciłem uwagę przede wszystkim na opisy "akcji bezpośrednich" ówczesnych amerykańskich związków i przyznanie przez autora, że były (także biorąc pod uwagę siłę nacisku na korzystne zmiany w położeniu robotników) skuteczne :-)
tak, tak dr filozofii abcd, horkheimerowi idzie właśnie o dialektykę platońską :)
...bo to przecież oczywiste, że jako "platonik" (co wykazał michał_) max horkheimer był dialektykiem (tautologia); czyli jest tak: horkheimer, jako, że pisze o dialektyce jest platonikiem, a jako, że jest platonikiem pisze o dialektyce.
sorki, ale chyba komuś się filozoficzna klepka...odkleiła od podłogi, jeżeli rzeczywiście sądzi, że pojęcie dialektyki u horkheimera jest zapożyczeniem platońskim. :)
ale jak to (dialektycznie) mówi nasz drogi wielki brat kaczorek: nikt was nie przekona, że białe jest białe...itd.
miałem chyba w ręku jakąś książkę Horkeimera, gdzie twierdzi on, że szkoła frankfurcka swoją koncepcję dialektyki (jasne, że nie bezkrytycznie) przejęła od Hegla. Może zresztą wyczytałem o tym w wikipedii.
Teraz tak. Hegel przyznaje, na ten przykład w przedmowie do Fenomenologii ducha, że jego dialektyka w znacznym stopniu jest derywatem późnych dialogów Platona (osobliwie Parmenidesa i Sofisty).
Czyli - w ostatniej instancji, jak mówili klasycy - piszesz slusznie. Dialektyka u Horkheimera jest zapożyczeniem platońskim.
Widzę, że zabrałeś się ostro do walki ideologicznej ;)
W razie czego, na bieżące potrzeby, informuję, że 1) ABCD blefuje(zakładając że nikt nie wie), bo Hegel w FD odwołuje się jedynie do "Parmenidesa" i to w żadnym wypadku traktując własną dialektykę jako "derywat" 2) późny Platon (ten od Sofisty i Parmenidesa) już głównie naigrywa się z tak zwanej teorii idei, więc Twój antagonista jak zwykle popełnia grube byki ujawniając po raz n-ty swą tatarkiewiczowską naturę. O czym świadczy też toporny sposób argumentacji ("Michała" także).
Weźmy choćby pierwsze z brzegu dane (z bazy danych brytyjskiego wywiadu), pochodzące od naszego niemieckiego agenta (pseudonim: Theunissen), który ujawnia m.in. następujące fakty. Przeklejam:
Auf die herakliteische Dialektisierung des Anfangs der Philosophie und die eleatische Entdialektisierung folgt mit dem späten Platon eine Redialektisierung.
Platons Konzept dialektischen Wissens als Unterscheidungskunst spiegelt wider, dass seine Spätphilosophie alle weltliche Realität vorab auf eine schärfer nicht denkbare „Endlichkeit“ festlegt. Auf dieser Spitze balanciert Hegel.
I nici ze świata idei, a już zwłaszcza z rozumu substancjalnego. Bo jeśli chodzi o cały ten wątek dyskusji o Horkheimerze, to sory, ale jest już tak toporny ze strony obywatelowej, że chyba nie warto się w niego wdawać :)))
To ględzenie.
No i oczywiście prowokacja :)
Prowokacją jest to wszystko jedynie "w ostatniej instancji" rzecz jasna.
komentarz zbyteczny: "Dialektyka u Horkheimera jest zapożyczeniem platońskim."
[możesz to sobie czytać na nutę przeboju z programu "ziarno": chrześcijanin tańczy, tańczy, tańczy...]
iż chyba akurat w tej sprawie najlepszym autorytetem byłby Lukacs. A w pierwszym akapicie "Antynomii myśli mieszczańskiej" podkreśla właśnie że dialektyka (nawet wbrew niektórym wypowiedziom Hegla) jest czymś istotnie innym niż dialektyka antyczna.
sprawdziłem, nie w pierwszym akapicie tylko dalej na str.303
a mnie w tej ksiazce zaciekawilo bardzo opisane zblizenie pomiedzy ruchami populistycznymi (dla coeniktorych nawet faszyzujacymi ;-) a wlasnie ruchem robotniczym. no i druga sprawa - jak karta robotnicza gralo tuz przed wojna secesyjna Poludnie.
zdecydujcie się może, czy Horkheimer był dobry, bo olewał faszystę Platona, czy zły, bo - jak pisze Rymarczyk - popierał "obskuranckie mity"?
O "naigrywaniu się" późnego Platona z teorii idei pisał, salu, nie Tatarkiewicz, tylko - do niedawna - kanoniczny u naS TŁumacz dialogów platońskich, Władysław Witwicki. Sympatyczny ten filozof, psycholog i pedagog miał wykształcenie raczej pozytywistyczne, więc trudno oczekiwać od niego jakiegoś wnikliwego ujęcia zagadnień idealizmu i dialektyki.
Wobec tego, warto przeczytać zasadniczą - jeśli idzie o tę problematykę w dialogach późnoplatońskich - rozprawę Stanley Rosena "Plato`s Sophist". W amazonie - po w miarę przystępnej cenie 29 $.
Dowiemy się stamtąd, że platońska "diaeresis" (czyli - jak to niektórzy tłumaczą na niemiecki - "Unterscheidungskraft") jest właśnie prekursorska wobec rozumu intstrumentalnego. O tyle, mianowicie, że rozum dochodzi tu do poszukiwanego przedmiotu poznania, stosując formalną zasadę podziału na dwie wykluczające się klasy. W tej perspektywie, człowiek okazuje się "zwierzęciem dwunożnym", które od innych takich zwierząt różni się tym, że nie ma piór.
Zabawną krytykę diaeresis przeprowadził Diogenes, który oskubał koguta i nosił go po agorze, krzycząc: Oto człowiek Platonowy.
Widzimy więc, że myślenie formalnologiczne musi zostać odniesione do "substancjalnego", czyli idealnego porządku.
"Sofista" jest zresztą wkładem Platona do walki "przyjaciół idei" z "gigantami" (czyli materialistami, naturalistami i prescjentycznymi racjonalistami.
Otóż "przyjacielem idei" w rozumieniu z "Sofisty" był jak najbardziej Hegel, a także Horkheimer. Co nie oznacza mechanicznewgo kopiowania rozwiązań platońskich, oczywiście.
Przypadkiem rzuciłem okiem na stronę zatytułowaną Initiative Sozialistisches Forum
http://www.osf-freiburg.org/verlag/leseproben/breuer-aspekte_lp-horkheimer.adorno.html
Znajdujemy tam ciekawe uwagi o Horkheimerze:
Horkheimer...aus der philosophisches Tradition nicht nur die Frage, sondern auch die Antworten bezieht...
Oraz:
Alle diese Modifikationen andern jedoch nichts davon, dass Horkheimers kritische Theorie eine idealistische Theorie ist...
Czyli:
Horkheimer przejmuje z tradycji filozoficznej nie tylko pytania, lecz rownież odpowiedzi...
Wszystkie te modyfikacje (stanowiska Horkheimera w stosunku do Hegla - przyp. ABCD) nie przekreślają zasadniczego faktu, że Horkheimerowska teoria krytyczna jest idealistyczna.
A więc?!
Zwolennicy wykorzystania koncepcji Horkheimera dla potrzeb współczesnego socjalizmu podkreślają jego związki z tradycją filozoficznego idealizmu tak samo, jak my z Michałem. Tylko, że... mocniej.
znajmości tytułu i jednego akapitu Antynomii myśli mieszczańskiej - lektury kursowo-seminaryjnej studentów II czy III roku.
Czytając w całości ten ciekawy tekst, można się dowiedzieć, że różnica między dialektyką starożytną a nowoczesną polega głównie na stawianym sobie celu (ta ostatnia dąży do zracjonalizowania świata w jego całości, gdy ta pierwsza takiego postulatu jeszcze sobie nie stawia). Nie podważa to analogii na planie teoretycznych struktur myślenia.
Zresztą Lukacs z okresu Historii i świadomości klasowej słynął z fascynacji tradycją platońską, a nawet mistyczną.
Strach powiedzieć, ale w Historii... znajdujemy pozytywne odniesienia do dialektyki w myśli alchemików, a nawet Eckharta (który był... "kiecuchem").
Człowiek w niedzielę ma dużo czasu, to i może przepisać dla zabawy parę linijek:
"Wielkie systemy filozoficzne, na przykład Platona i Arystotelesa, scholastyki i idealizmu niemieckiego, były ugruntowane przez obiektywną teorię rozumu. Teoria ta zmierzała do stworzenia ogólnego systemu lub hierarchii wszystkich bytów, włącznie z człowiekiem i jego celami. Stopień rozumności ludzkiego życia można było określić według jego harmonii z tą totalnością. Jej obiektywna struktura, a nie tylko człowiek i jego cele, miała być miarą dla indywidualnego myślenia i działania. Takie pojęcie rozumu nigdy nie wykluczało rozumu subiektywnego, lecz ujmowało go jako cząstkowy, ograniczony wyraz ogólnej rozumności, z której wywiedziono kryteria dla wszystkich rzeczy i istot żyjących. Nacisk kładziono bardziej na cele niż środki. Najwyższym celem tego rodzaju myślenia było doprowadzenie do zgodności między obiektywnym porządkiem "tego, co rozumne", tak jak pojmowała go filozofia, a ludzką egzystencją włącznie z interesem własnym indywiduum i jego przetrwaniem. Tak więc Platon w swoim "Państwie" chce pokazać, iż ten, kto zyje w świecie rozumu obiektywnego, jest także szczęśliwy i odnosi sukcesy w życiu. W centrum teorii rozumu obiektywnego znajdowało się nie tyle przyporządkowanie postępowania celowi, ile pojęcia - dzisiaj wydające się już mitologicznymi - dotyczące idei najwyższego dobra, problemu ludzkiego przeznaczenia oraz sposobu, w jaki należy urzeczywistniać najwyższe cele.
Istnieje zasadnicza różnica między ta teorią, zgodnie z która rozum jest wewnętrzną zasadą rzeczywistości, a nauką, która głosi, że jest on subiektywną zdolnością ducha. Według tej ostatniej, tylko podmiot w pierwotnym sensie może mieć rozum: gdy mówimy, że jakaś instytucja lub jakakolwiek inna rzeczywistość jest rozumna, to zwykle mamy na myśli, że ludzie ją rozumnie zorganizowali, że wykorzystali w niej, w mniej lub bardziej techniczny sposób, swoje logiczne i kalkulacyjne zdolności. Ostatecznie rozum subiektywny okazuje się zdolnością oliczania prawdopodobieństwa, a dzięki temu także przyporządkowania danym celom właściwych środków. Definicja ta wydaje się zgodnia z ideami wielu wybitnych filozofów, zwłaszcza myślicieli angielskich poczawszy od Johna Locke'a. Locke nie przeoczył oczywiście innych funkcji duchowych, które można by zaszeregować do tej samej kategorii, na przykłąd zdolności rozróżniania i refleksji. Ale również i te funkcje pomagają, bez wątpienia, w przyporządkowaniu środków celom, co ostatecznie stanowi społeczny interes nauki oraz w jakiś sposób jest raison d'etre każdej teorii w społecznym procesie produkcji."
Max Horkheimer, Krytyka instrumentalnego rozumu, [w:] Społeczna funkcja filozofii, W-wa 1987, str. 248-249
Jak zwykle mijamy się z prawdą. Przecież Lukacs pisze
- że dialektyka Hegla jest jakościowo inną teorią oparta na materialnym charakterze treści, co wcześniej nigdy nie miało miejsca
- że systemowość ma inny charakter i inne cele niż choćby w XVII wieku. Nie racjonalizacja świata, ale rozpuszczanie form myślenia urzeczowionego, myślenie historyczności itd.
Przecież już nawet Brzozowski w Anty-Engelsie pisze, że w grę wchodzi zerwanie z "metafizycznym ponaddziejowym paradygmatem nowożytnego racjonalizmu". Ale gadaj do ściany.
Proponuję - zapisz się jeszcze raz na II, III rok Uni.
Pogląd że w dialektyce chodzi o "racjonalizację świata "(w sensie zracjonalizowania sobie tego co irracjonalne) jest na poziomie Bertranda Russella i robi z Hegla idiotę.
że dialektyka przed Heglem nie miała do czynienia z treściami o materialnym charakterze?
A czy wąż ma ogon?
Wyłącznie.
Otóż właśnie dialektyka uprawiana z teoretyczną samoświadomością lub immenentnie przez Platona, Arystotelesa, Plotyna, Proklosa, Augustyna czy Bruna musiała nie tylko odnosić się do materialnych treści problematyzowanych przez nią wymiarów rzeczywistości (np. kosmosu, historii ludzkości, państwa), ale nawet kształtować w zależności od nich. Dlatego nie była ona zdolna do stworzenia systemu, który musiałby być nadrzędny wobec obejmowanych przezeń poszczególnych obszarów. Nie dostrzegano tam np. (z wyjątkiem ewentualnie wizji Bruna) możliwości ujęcia w jednolitej teorii tak świata ziemskiego, jak i gwiazd.
Powstanie dialektyki "systemowej" wymagało właśnie abstrahowania od materialnie zdeterminowanych treści.
Nie jest przypadkiem, że Hegel określa swoją " Die Wissenschaft der Logik" jako "myśli Boga, jakimi one są przed stworzeniem świata i ducha skończonego".
Obawiam się, że dalszy ciąg wywodu byłby już za trudny dla czytelników wątku, którzy w nim jeszcze zostali.
With eception for _Michal_.
według Brzozowskiego - była "reimpatriacją rozumu racjonalistów". Dlatego - stwierdza autor Idei - "byt musiał być od początku ciężarny Prusami", taK żeby zakończenie historii w rozumnym państwie pruskim mogło zaowocować systemem (jego definicja - patrz wyżej).
Łatwo zauważyć, że jest to antycypacja słynnej dużo później idei "końca historii" u Kojeve`a.
Proszę tylko, salu, nie serwuj po raz 1001 swoich wikipedycznych danych o przygodach tego francusko-rosyjskiego myśliciela z KGB.
Filozofia wymaga czytania klasycznych i (w nieco mniejszym stopniu) współczesnych tekstów ze zrozumieniem.
Jeżeli nie spełnia się tych warunków, to jest przecież wiele innych ciekawych tematów (książka Grossa, skłoty, strajk w Budryku, publikacje z feminoteki itd.)
- spójny i wyczerpujący zbiór sądów prawdziwych.
Jego utworzenie było ekcplicite formułowanym celem wszystkich znaczących myślicieli nowożytnych. Od Bacona, Bruna, Boehme`ego, Kartezjusza przez Spinozę, Lebniza, Malebranche`a aż do idealizmu niemieckiego i Hegla.
Cyt:
Powstanie dialektyki "systemowej" wymagało właśnie abstrahowania od materialnie zdeterminowanych treści.
To zwykła bzdura. Dyskutuj z Lukacsem, nie ze mną. Poza tym zwyczajnie nie zrozumiałeś, co napisał.
Na podstawie tego fragmentu podpowiem, że mylisz dwie rzeczy: bezkrytyczne PODKŁADANIE znaczeń (np. religijnych) pod znaczenia pojęciowe (na tym polega ta "materialność" o której piszesz) i faktycznie materialno-treściową, krytyczną dialektykę pojęć (sensów) u Hegla PO KANCIE. To jest kapitalna różnica. Bo tak to cofamy się przed Kanta i wychodzi nam obskurantyzm filozoficzny, jakaś "dawna metafizyka"(Hegel) w wydaniu Wolffa albo mistyków religijnych.
Niedostrzeganie tej różnicy jest zwykłą nieodpowiedzialnością intelektualną, tendencyjnym mitologizowaniem (w służbie reakcyjnych ideologii prawicowych - w ostatniej instancji - rzecz jasna)
Zastanów się lepiej nad tym, jakim cudem skorzystanie z metody Hegla pozwoliło Marksowi sformułować problem fetyszyzmu. I tym podobnymi sprawami. Hic rodus!
celem filozofii od Kartezjusza do Hegla była pełna racjonalizacja świata (faktów, tego, co dane).
Pisze o tym obszernie Lukacs w Antynomiach myśli mieszczańskiej...
Nie mam w tej chwili ochoty wynotowywać odpowiedniego cytatu, ale - jeśli zostanę do tego zmuszony - z łatwością to zrobię.
piszesz na tyle niekonkretnie, że aż niezrozumiale.
Co to znaczy np. "podkładanie znaczeń (np. religijnych) pod znaczenia pojęciowe"?
Dalszy ciąg zdania też znaczy - w wymiarze teoretycznym - nie więcej niż "Ogród Pana Błyszczyńskiego zielenieje na wymroczu, a to jakaś mgła dziewczęca chciała dostać rąk i oczu...".
Lukacsa nie czytałeś, bo - gdyby było inaczej - nie twierdziłbyś, że celem myśli - tak zwanej przez Lukacsa - mieszczańskiej od Kartezjusza do Hegla nie była pełna racjonalizacja świata.
Naprawdę muszę wkleić cytat?
Cyt:
system - spójny i wyczerpujący zbiór sądów prawdziwych.
Buhahahaha!
Takim formalizmem to możesz co najwyżej zbajerować swoich kolegów z Oba. W tym sensie prawie wszystko jest systemem. Nawet kryminał z kiosku.
Oj chyba na I rok...
o "tendencyjne mitologizowanie w służbie reakcyjnych ideologii prawicowych", to myśl polska uwolniła się od tego języka i takich demaskacji w roku 1956.
Dawne dobre czasy nie wrócą.
jest wyczerpującym zbiorem sądów prawdziwych?
A co to - w logice formalnej i metodologii nauk - znaczy "wyczerpujący"?
sadzisz. Lukacs właśnie pisze coś odwrotnego: że Hegel już się w tym nie mieści. To, co dane, zakrzepłość "faktów", "Gegebenheit" zastanych treści - wszystko to właśnie "bolączki" przed-heglowskie.
Wklejaj.
Bo póki co, czwórki byś nie dostał na egzaminie.
"wyczerpujący" - w luźniejszym facon de parle - znaczy tyle, co: pełny, kompletny.
No choćby stara triada metaphysica specialis: Bóg, świat i dusza, to są właśnie te bezkrytycznie podkładane treści.
A materialnie traktowane treści u Hegla (według Lukacsa) to np. tożsamość, różnica, egzystencja, zjawisko, rzecz, możliwość, konieczność itd. Czytałeś chociaż KCR Kanta? Nie widzisz nawet różnicy między pojęciami a wyobrażeniami? Tu nawet nieszczęsny Platon się kłania. Coraz bardziej cienko to widzę. To utrudnia jakąkolwiek merytoryczną dyskusję.
Każda nowożytna doktryna filozoficzna nowożytności stawiała sobie za cel "skonstruowanie" tego, co dane (na tym - między innymi - polegała racjonalizacja).
Na poziomie ogólnie postawionego celu, Hegel nie różni się od Spinozy.
I Podobnie jak Spinozie, Heglowi nie udaje się w pełni tego celu osiągnąć.
Dowodem - uzależnienie jego filozofii dziejów od takiej faktyczności, jak narody.
To, co dane, nie zostaje wykreowane przez podmiot, ale mu się narzuca jako "die Gegebenheit".
Powyższe jest zwięzłym streszczeniem pewnego ważnego wątku krytyki Hegla z Antynomii myśli mieszczańskiej.
"bezkrytycznie podkładane" miały być "znaczenia np. religijne" (!) pod "znaczenia pojęciowe".
Zdanie było całkowicie niezrozumiałe.
A kategorie tożsamości, różnicy etc. zostały przez myśl filozoficzną odkryte - historycznie rzecz biorąc - najwcześniej.
Były też rozważane w znacznej niezależności od konkretyzacji materialnych. Weźmy platońskiego Sofistę oraz np. Pierwsze zasady teologii Proklosa.
Hegel bynajmniej nie uważał sensów tych kategorii za materialnie określone.
Dowodem - że rozważał je w "Logice", która (przynajmniej w intencji) miała prezentować "myśli Boga, jakimi one są przed stworzeniem świata i ducha skończonego".
Proszę ewentualnie o komentarz do cytowanego zdania.
heglowska (czy kantowska) rewolucja w myśleniu?
Że logiczną kiategorię tożsamości uznano za "materialną treść"?
Przykro mi, salu, nie rozumiesz tekstów, na które się powołujesz.
izomorficzna przestrzeń trójwymiarowa jest funkcją abstrakcji od materialnie określonych rzeczy.
Dlatego też, zakładając ją u fundamentu teoretycznego swojej mechaniki, Newton mógł stworzyć spójną i wyczerpującą teorię obydwu światów: podksiężycowego i gwiezdnego.
Analogiczną procedurą abstrakcji od materialnych określeń posługuje się filozoficzna myśl nowożytności. I z tego względu jest ona w stanie pokusić się o konstrukcję systemu (o co - w tym stopniu i sensie - nie była w stanie się pokusić filozofia starożytna i średniowieczna).
ci to. Bo mieszasz tendencyjnie dwie rzeczy.
Otóż tym, co Lukacs odkrywa u Hegla jest właśnie przełamanie owego Gegebenheit i - całkiem zgodnie z tezą Brzozowiskiego - przełamanie pewnego paradygmatu. Oto cytat, który nie dotyczy już Hegla, lecz jego poprzedników
"myślenie racjonalistyczne, zorientowane na formalną wyliczalność uabstrakcyjnionych już formalnych treści [Forminhalte], musi te treści – w obrębie każdorazowo obowiązującego systemu odniesień – definiować jako niezmienne. Stawanie się rzeczywistych treści, zagadnienie historii, jest więc dla tego myślenia uchwytne tylko w formie systemu takich praw, które pretendowałyby do objęcia i uwzględnienia wszelkich dających się przewidzieć możliwości. […] tym samym droga do poznania treści […] została zamknięta już przez samą metodę". Lukacs, Historia i świadomość klasowa, Warszawa, 1988, przeł. M. J. Siemek, s. 306.
Hegel natomiast przełamał ten impas. Natomiast to, że Hegel jako osoba według Lukaca nie wyzwolił się z pewnego empiryzmu i nie nie skonstruował rewolucyjnego pojęcia podmiotu w rozumieniu Lukacsa, poprzestając na tym co dane, czyli narodach i ich "duchach" to zupełnie inna sprawa i inny wątek, zresztą problematyczny.
Kapiści Mikele?
Miej pretensję do Lukacsa, nie do mnie. Tak - kategorie LOGICZNE są u Hegla traktowane materialne, oczywiście nie w potocznym sensie, lecz - powiedzmy, i chyba znów według Lukacsa - mniej więcej w rozumieniu "Majmonowskim". Nic na to nie poradzisz.
I już kończąc:
Lukacs pisze że dialektyka H. jako pierwsza oparła myślenie cyt: "na materialnym charakterze treści, na materii w logiczno-filozoficznym sensie"
Czy ma na myśli materię w sensie materializmu mechanistycznego i i innych potocznych wyobrażeń ABCD?
Ignorancja.
w cytacie, który podałeś, nie ma ani śladu sugestii, że Hegel przełamał - wskazane przez Lukacsa - ograniczenie racjonalizmu nowożytnego.
Taka teza u Lukacsa nie miałaby nawet sensu. Gdyby bowiem antynomie myśli mieszczańskiej (wyrsażające się w ograniczeniach wypracowanego przez nią modelu racjonalizmu) mogły zostać przełamane teoretycznie, to... marksizm z jego tezą o determinowaniu myśli teoretycznej przez byt społeczny nadawałby się do rozbicia o kant pewnej części ciała.
Hegel, rzeczywiście, wykracza poza racjonalizm XVII-wieczny o tyle, że problematyzuje historię (co według Kartezjusza miało być niemożliwe. Zarazem jednak, w decydujących momentach swojej filozofii dziejów okazuje się on więźniem tego samego modelu racjonalizmu, poza który starał się wyjść. Dlatego też jest nie udaje mu się teoretycznie ująć wymiaru przyszłości. Co i nie dziwota, bowiem racjonalizm nowożytny był, wedle Lukacsa, niezdolny do zgodnego ze swymi postulatami metodologicznymi, to jest racjonalnego "uchwycenia tego, co nowe".
Hegel musi więc arbitralnie zakończyć historię, aby ją ująć w system.
Słusznie więc Brzozowski twierdził, że "jego filozofia była reimpatriacją rozumu racjonalistów".
PS. Odróżnienie Hegla jako "osoby" i teoretyka jest sztuczne i nie znajduje uzasadnienia w tekście Lukacsa.
Wystarczy elementarna logika, żeby zestawiając dwa cytaty odróżnić: "uabstrakcyjnione formalne treści" "od materialnego charakteru treści".
Bez sensu jest także twierdzenie, że - bylo nie było - heglizujący marksita Lukacs, aby dowieść wyższości marksizmu nad Heglem, zaliczył go do urzeczowieonego, formalnie- racjonalistycznego paradygmatu myśli mieszczańskiej...
Puknij się.
Cyt":
Gdyby bowiem antynomie myśli mieszczańskiej (wyrsażające się w ograniczeniach wypracowanego przez nią modelu racjonalizmu) mogły zostać przełamane teoretycznie, to... marksizm z jego tezą o determinowaniu myśli teoretycznej przez byt społeczny nadawałby się do rozbicia o kant pewnej części ciała.
Ten fragment dowodzi właśnie zupełnego niezrozumienia problemu tekstu, relacji: myśl mieszczańska - Hegel - marksizm. Lukacs musi w nim dopiero dowieść takiej tezy, a a nie przyjmować ją za diagnozę wyjściową. Że tylkomarskizm tak naprawdę jest zdolny przezwyciężyć tę trudność, Hegelka zaś - mimo odkrycia dialektytki - nie jest i musi forsować filozofię ex post.
Pomijając już że Hegekl doskonale wiedział o determinacji myślenia przez byt społeczny, więc byłoby to wyważanie otwartych drzwi i dla odmiany robienie durnia z Lukacsa
Hegel odkrył dialektykę? :)))))
To dlaczego Lukacs odnosi jego koncepcje dialektyczne aż do eleatów i sofistów?
tłumaczyłem, i wcześniej pisałem o stronie 303, że jest to jakościowo inna teoria, zdolna analizować sensy historyczne. nie przypadkiem Lukacs fascynuje się Fenomenologią ducha, która jest dowodem, na przełamanie instrumentalnego, formalnego etc. paradygmatu. Powtarzam, zarzuty należy kierować do Lukacsa.
Antynomie myśli mieszczańskiej są tylko fragmentem szerszych rozważań o urzeczowieniu i świadomości proletariatu, te zaś - należą, jak wiadomo do studium o historii i świadomości klasowej.
Już stąd widać, że Lukacs niejako z góry zakłada, że na skuteczną kontestację urzeczowienia może zdobyć się tylko proletariat. Oraz - że wszelkie historyczne idee i działania są wurazem świadomości klasowej.
A z tego łatwo wywnioskować, że Hegel musiał być uwikłany w "paradygmat" (jak to ładnie określasz) racjonalizmu mieszczańskiego. Choć, oczywiście, starał się go przezwyciężyć.
Analogicznie - idee niektórych rewolucji mieszczańskich wskazywały poza horyzont klasy, której interesy wyrażały. Ale też nie zdołały go efektywnie przekroczyć.
co gorsza, iż nie do końca rozumiesz sens terminu "materialny", jaki Lukacs w cytowanym przez Ciebie fragmencie żeczywiście (!) stosuje wobec kategorii heglowskiej logiki dialektycznej.
Zróbmy może tak: racz powiedzieć własnymi słowami, o ma chodzić z tą "materialnością"?
polecam zestawienie fragmentów z Logiki tom II str. 784nn (ulubione fragmenty Lenina :))) z wypowiedzią z tomu I str. 52.
Niezależnie od "pobłażliwości" wobec Platona i reszty oraz prób zakotwiczenia sprawy w dialektyce antycznej, widać jasno że należy to traktować co najwyżej jako "nawiązanie", które jest gdzie indziej zakotwiczone teoretycznie. Tak z dobrej woli mówię i tego samego oczekuję.
o stosunku klasycznej filozofii niemieckiej do mieszczańskiego racjonalizmu:
"Ten przewrót bowiem, polegający na na ujęciu racjonalnego poznania jako tworu samego umysłu, nie wywodzi się dopiero od Kanta; Kant tylko w sposób bardziej radykalny od swych poprzedników wyprowadził jego konsekwencje".
"... klasyczna filozofia, która bezlitośnie rozwiała wszystkie metafizyczne złudzenia poprzedniego okresu. musiała zarazem do pewnych przesłanek odnieść się w sposób równie bezkrytyczny, jak jej poprzednicy...chodzi o... pogląd, iż racjonalistyczno-formalistyczna procedura poznawcza stanowi jedynie możliwy... sposób ujmowania rzeczywistości..."
Jak widać, Lukacs nie ustawia nieprzekraczalnej bariery między klasyczną filozofią niemiecką a racjonalizmem XVII wieku.
Niestety, na słynnej stronie 303 Lukacs stwierdza np. "dzieje dialektycznej metody sięgają bardzo głęboko wstecz, ku samym początkom racjonalistycznego myślenia".
I zaznacza, że tych historycznych powinowactw dialektyki świadomy był sam Hegel, co widać w jego "stosunku do Platona.
Tak więc, salu, Lukacs stawia z greubsza biorąc tę samą tezę, za jaką zaatakowałeś mnie i Michała.
Czyżby Lukacs... Apage!
umieszczając Hegla na tle tradycji myśli dialektycznej, można zauważyć wprowadzone przez niego innowacje.
Hegel - komentuje Lukacs - odnosi dialektykę pojęć do "problemu treści, problemu irracjonalności".
Ale też o tyle okazuje się on tyleż nowatorem, co spadkobiercą racjonalizmu nowożytnego. Jego systemy ujmowały bowiem "irracjonalność tego, co dane jako zadanie", starając się, "ażeby treść, która na pierwszy rzut oka starała się być dana, wystąpiła także jako stworzona".
A co było celem dialektyki Hegla?
"Dopiero w takim wypadku... gdy podmiot porusza się w jakimś p[rzez siebie samego stworzonym świecie, którego świadomym upostaciowaniem jest on sam... otóż dopiero wtedy można uwazać za rozwiązany problem dialektyki...".
Znowu to samo: różnicę między Heglem a np. Spinozą można dostrzec tylko na tle zasadniczej identyczności celow ich refleksji (a także formacji racjonalistycznej myśli mieszczańskiej, do której należeli).
nie bądź dzieckiem.
Na tej samej stronie dalej Lukacs podkreśla co innego, przecież widzisz. Co do tego, że Kant był więźniem struktury myślenia urzczowionego - oczywiście, ja temu nie zaprzeczam ani Lukacs. Mówimy o Heglu.
Kolejny cytat:
System Hegla, tak jak nam się przedstawia, jest pewnym faktem historycznym. Sądzę zresztą, iż rzeczywiście wnikliwa krytyka musiałaby nawet dojść do wniosku, że mamy tu do czynienia nie z jednym i naprawdę wewnętrznie jednolitym systemem, lecz kilkoma systemami, które się w siebie nawzajem wbudowują. (Sprzeczności metody, zachodzące między Fenomenologią a samym systemem, stanowią tylko jeden przykład tych anomalii). Jeśli więc mamy nie traktować już Hegla jak "zdechłego psa", to architektonika – martwa – jego systemu w jego historycznie danej postaci musi zostać rozbita, aby mogły ponownie ożyć i oddziaływać te tendencje jego myśli, które jeszcze są w najwyższym stopniu aktualne.
Czy Lukacs nawiazuje tu do racjonalizacji świata w systemiea la wiek XVII? A może dowodzi, że Hegel był obskuranckim idealistą-platonikiem?
A propos "szacowności tradycji platońskiej " dla refleksji wklejam jeszcze jeden cytat z Siemka o Lukacsu, żebyś sobie uświadomił, iż od Platona trochę czasu upłynęło, a problemy filozoficzne nie są "wieczne":
nie bez powodu wciąż jest – tak jak dawniej była dialektyka Marksa i Hegla – obiektem gwłtownych krytyk i sprzeciwów ze strony wszystkich bez mała stanowisk możliwych w polu myślowym tradycyjnej "filozoficzności", nie wyłączając tych, które ogłaszają się za marksistowskie. Dialektyka ta bowiem rzeczysiście wyrasta z marksowakiego "zniesienia" filozofii i nie waha się przed wyciągnięciem wszystkich jego poznawczych konsekwencji […] Ale właściwa treść tego Lukacsowskiego wyzwania jest przecież na wskroś filozoficzna. I to nie tylko dlatego, że samo ono wyłania się wprost z głębin głównego nurtu intelektualnych wysiłków europejskiej myśli filozoficznej. Także dlatego, że jest wyzwaniem dla filozofii właśnie. Idzie w nim wszak o to, by filozoficznemu myśleniu, które w naszych czasach coraz dotkliwiej odczuwa rosnącą nieprzystawalność swej tradycyjnej aparatury pojęciowej do samej rzeczywistości myślanego świata i przez to coraz bardziej zawodzi w swej podstawowej funkcji rozumienia tej rzeczywistości uświadomić konieczność także krytycznego namysłu także nad samym sobą – namysłu, który odsłoniłby przed tym myśleniem zwłaszcza jego ograniczoność poznawczą i teoretyczną niedorosłość dla zadań stojących przd nim jako myśleniem właśnie. Jest to więc wyzwanie rzucone "filozofii" po to, by stała się rzeczywiście filozofią – w pierwotnym i najwłaściwszym sensie rozumiejącego zgłębiania przez myśl tego, co rzeczywiste, żywe i prawdziwe; by więc bezwzględnie dostosowała kształt swoich pojęciowych narzędzi i sposób ich użycia do wyłaniających się nowych konfiguracji samej rzeczywistości, i to nawet wtedy – lub raczej: właśnie wtedy przede wszystkim – gdy wymaga to utworzenia narzędzi radykalnie nowych.
ABCD. Poza tym błaźnisz się tylko fałszując cytaty, jak dzieięciolatek.
Na stronie 303 czytamy: "tej różnicy [między sobą a antykiem] nie docenia nawet sam Hegel, co widać np. w jego podejściu do Platona)"
Żenada.
To, że kwestia treści i irracjonalności inaczej wygląda u Hegla a inaczej u jego poprzedników - to podstawowy wątek tego tekstu, i nie masz tu co dyskutować. Szkoda czasu.
str. 258 "Otóż wielkość paradoks i tragizm..."
Uparcie ignorujesz główne tezy Lukacsa
prosiłem Cię, żebyś wyjaśnił, jak rozumiesz termin "materialny" w odniesieniu do kategorii Heglowskiej logiki dialektycznej. Nie zrobiłeś tego. I nie bez kozery. Stosujesz bowiem żonglerkę pojęciową, opartą na naiwnej ekwiwokacji.
1. Po pierwsze, wołasz, że Hegel nie był OBSKURANCKIM (sic! - takich epitetow używasz w XXI w.!)idealistą, bo przecież jego - używając twego języka - "znaczenia pojęciowe" są "materialne". Jeśli próbujesz swoim okrzykom nadawać jakiś sens refleksyjny, to chyba taki, że w "wojnie obozów" idealistycznego i materialistycznego, Hegel był po właściwej, "naszej stronie".
2. Po drugie, powołujesz się na cytat z Lukacsa, gdzie mowa o tym, że Hegel oparł problemy logiczne na jakościowo-materialnym charakterze treści".
Ale tutaj materia wzięta jest w innym znaczeniu niż w pkt. 1. Swoje rozumienie "materii" według pkt. 2 Lukacs zaczerpnął - co sam przyznaje - od neokantystów Rickerta i Laska.
"Do końca raczej wyostrzając logiczne przeciwieństwo formy i treści, w którym spotykają się i krzyżują wszystkie opozycje tkwiące u podstaw filozofii, i utrzymując je jako przeciwieństwo, lecz jednak zarazem usiłując je w systematyczny sposób opanować, mogła ona (tj. klasyczna filozofia niemiecka - przyp. ABCD) wykroczyć poza horyzont swoich poprzedników i zbudować metodyczne podstawy dla metody dialektycznej".
Jak widać, dialektyka Hegla nie wyskoczyła jak diabełek z pudełka - czy też, nie rozpłomieniła się z jego rewolucyjnego zapału - tylko była konsekwencją systematycznego przemyślenia "oopozycji" tkwiących - tak w sensie teoretycznym, jak historycznym - "u podstaw filozofii".
że Lukacs w przytoczonych przeze mnie fragmentach mówi o "klasycznej filozofii niemieckiej", a więc o całym ciągu od Kanta do Hegla, a nie tylko o Kancie.
klasycznej filozofii niemieckiej i nowożytnym racjonalizmie:
Swą rekonstrukcję dialektyki i filozofii historii Hegla zamyka Lukacs następującym podsumowaniem:
"... na niczym spełza cała podjęta przez filozofię klasdyczną próba myślowego przełamania barier, jakie napotyka myślenie formalno-racjonalistyczne (mieszczańsko-urzeczowione) oraz tym samym próba myślowej rekonstrukcji człowieka unicestwionego przez urzeczowienie".
"Filozofia klasyczna wyostrzyła wprawdzie wszystkie tkwiące w jej podstawie życiowej zawarte antynomie do ostatecznych granic myślowych, jakie były dla niej osiągalne, i nadała im możliwie najpełniejszy myślowy wyraz, ale antynoimie te nawet i dla tej myśli pozostały nierozwiązanymi i nierozwiązalnymi antynomiami".
Niczego innego nie twierdziłem powyżej.
zostaje przez Hegla zapewne postawiona inaczej niż u poprzedników (w innym wypadku nie byłby on oryginalnym myślicielem). Ale, w konkluzjach: historia nma powrót stacza się w swą dopiero co przezwyciężoną faktyczność i irracjonalność. Jeśli zaś jej stosunek do pojmującego ją rozumu jest tylko stosunkiem pewnej irracjonalnej treści do jakiejś ogólnej formy... to rozum na powrót popada we wszystkie te antynomie związane z pojęciem rzeczy w sobie, jakie właściwe są metodom przeddialektycznym".
A więc - oddzielenie Hegla od Kanta czy nawet racjonalizmu XVII-wiecznego jest niemożliwe.
"...filozofia Hegla" - zaznacza jeszcze Lukacs - "oznacza absolutną kulminację metody racjonalistycznej".
To, że filozofia Hegla jest "szczytowym wyrazem roszczeń racjonalizmu", że "jest jedynym z wielkich systemów tak jak system Platona" bla bla - jeszcze brakuje "Hegel a św. Tomasz" - to są wszytko podręcznikowe, śmiechu warte formułki, które w najlepszym razie niczego nie wyjaśniają. I po tobie można by się mimo wszystko czegoś więcej spodziewać.
Co się tyczy Lukacsa, to powtarzam: chodzi o "takie pojęcie formy [...] które nie odznacza się już tym brakiem wszlkiej określoności, tą czystą RACJONALNOŚCIĄ"(podkreślenie moje, s. 273.) Jak pisałem wcześniej w zgodzie z tym fragmentem Lukacs dialektykę wiąże właśnie z "materialnym charakterem treści" etc., podkreśla jakościowo nową wykładnię myślenia u Hegla. Opisuje też różnicę w podejściu do przypadkowości i irracjonalności (też podałem wcześniej). Weźmy fetyszyzm: odkrycie "obiektywności pozoru" typowej dla fetyszyzmu jest właśnie najbardziej bijącym w oczy świadectwem tej zmiany związanej z dialektyką. I tu jest pies pogrzebany.
Kwestia irracjonalności u Hegla - w wydaniu Lukacsa - jest znacznie ciekawsza i idzie w zupełnie innym kierunku niż obiegowe banały o których piszesz. Hegel, podobnie jak potem Marks, próbuje sprostać tym rzeczom, anie "racjonalizować" je, jak jakaś teodycea. Oczywiście zawsze można wskazać jakiś cytat, który ma niby świadczyć o czymś przeciwnym. Tylko dyskusja na takim poziomie staje się nudna.
(jeśli tu jeszcze zaglądasz) Swoją drogą, nie zastanowiła Cię specyficzna metoda/maniera Żyro? Utopię opisuje jako piękną, porywającą opowieść, która w relacji z "brudną polityką" ulega zbrukaniu (lub w najlepszym razie "rozmyciu konturów" - tak twierdzi np. o New Deal). Pomijam już, że to klisze, ale przecież idee są po to, żeby je realizować politycznie, a nie nimi upajać. Wot...
odnoszę nadal wrażenie, że nie rozumiesz tekstów, ktore komentujesz.
Przecież za "podręcznikowe, śmiechu warte formułki" uznajesz wierne przytoczenia z "Antynomii myśli mieszczańskiej".
Filozofia Hegla, według Lukacsa jest "absolutną kulminacją" nie byle jakiego, tylko nowożytnego racjonalizmu.
Łączy ją z nim dążenie do pełnej racjonalizacji świata, czyli do przekształcenia danych w skonstruowane przez podmiot i jego kategorie poznawcze.
Tyle, iż Hegel bardziej konsekwentnie niż Fichte czy nawet Schelling stawia w centrum metodę dialektyczną.
Podejrzewam w dalszym ciągu, iż nie rozumiesz, co znaczy "jakościowo-materialny" charakter kategorii Heglowskiej logiki dialektycznej.
Pewnej wskazówki mogłyby Ci tu dostarczyć - przywołane przez Lukacsa - Heglowskie terminy "konkretnego pojęcia" i "totalności".
Warto też zwrócić uwagę na - również przez Lukacsa cytowane -dziełko Laska Fichtes idealismus und Geschichte. Na początek wystarczy zdanie, które Lukacs przywołał dosłownie. Widać z niego, iż "Samoprzekształcające się pojęcia" były Heglowi potrzebne właśnie do zniesienia irracjonalności treści.
Na pewno fałszywy trop wyznaczają deklamacje o próbie "sprostania tym rzeczom" - czyli chyba irracjonalności - przez Hegla. Szestowa? Bierdiajewa?
Wydaje mi się, że przywiązałeś się do poglądu o jAkimś absolutnym zerwaniu Hegla z myślą mieszczańską. A przecież, jeśli Hegel nie należy do kultury mieszczańskiej, to gdzie jego miejsce?
W pragrafie o fetyszyzmie, Marks oczywiście jest spradkobiercą klasycznej filozofii niemieckiej (od "Dialektyki transcendentalnej" do "Fenomenologii ducha".
Ale też rekonstrukcja tego związku nie wymaga karkołomnych tez, które stawiasz.
Z grubsza biorąc i najkrócej jest tak:
1. Istnieje stary racjonalizm nowożytny (do Kanta włącznie), który jest dla Lukacsa wyrazem racjonalności urzeczowionej. Kant co najwyżej bezwiednie wyostrza ten fakt (rzecz sama w sobie, formalizm estetyki i inne).
2. Następnie obserwujemy wzrost znaczenia "zasady sztuki" oraz próby wykroczenia poza ten typ racjonalności po
Kancie - Lukacs musi dopiero dowieść że bez proletariatu są one strategicznie chybione.
Dlatego dialektyka jawi się właśnie jako to, co nowe, inspirowane już nowym modelem naznaczonym przez tenże wzrost znaczenia "zasady sztuki" (stąd te niuanse z formą treścią i materią, które podkreślam w przypadku dialektyki - forma dialektyczna jest inspirowana nową formą estetyczną)
Cyt:
s. 315. "metoda dialektyczna odsyła poza społeczeństwo mieszczańskie"
Albo inny fragment, który akurat mam:
"Jeżeli człowiek jest w pełni człowiekiem tylko tam, "gdzie się bawi", to można wprawdzie opierając się na takiej zasadzie ująć wszystkie treści życia i w tej formie – która jest formą estetyczną, jakkolwiek szeroko by się ją pojmowało – wydrzeć je śmiercionośnym oddziaływaniom mechanizmu urzeczowiającego. Jednak można je temu uśmierceniu wydrzeć tylko o tyle, o ile stają się treściami estetycznymi. To znaczy: albo świat musi ulec estetyzacji, co jednak oznacza wyminięcie właściwego problemu, gdyż nieco innym sposobem ponownie przekształca podmiot w czysto kontemplacyjny [...]. Albo też zasada estetyczna zostaje podniesiona do rangi kształtującej zasady samej rzeczywistości przedmiotowej: wtedy jednak poszukiwanie oglądającego intelektu musi prowadzić do mitologizacji (przypadek Schellinga)"
Słowem: Jak widać w odniesieniu do idealizmu "po Kancie" argumentacja Lukacsa musi być już bardziej zniuansowana, ekwilibrystyczna wręcz. Proletariat ma zrobić to co idealistom się nie mogło się udać (w uproszczeniu).
Hegel był przedstawicielem myśli mieszczańskiej, a już zwłaszcza jako człowiek. Tyle że jego dialektyka ma dla Lukacsa wymiar przyszłościowy. Nie ma jakiegoś albo - albo. Tradycja albo totalne zerwanie. Po prostu porewolucyjna myśl mieszczańska wytworzyła coś nowego, co rozsadza ramy, które proza świata mieszczańskiego dla odmiany tłumi (przykład: pesymizm powieści dziewiętnastowiecznej). Tak by mógł powiedzieć Lukacs.
że zasadę estetyczną zainaugurował już Kant w trzeciej Krytyce. Zresztą jego rozum praktyczny też wyraża sprzeciw - choć oczywiście nieskuteczny - wobec urzeczowienia.
Ba! Sama koncepcja podmiotu transcendentalnego jak wytwórcy swojego świata usiłuje przełamać urzeczowienie, choć konkluzje Krytyki czystego rozumu już mu się podporządkowują.
Choć może tylko do pewnego stopnia.
Ba! Zwróciłbym uwagę na wcześniej przez mnie cytowaną tezę Lukacsa, że wytwarzanie świata przez podmiot jest Zasadą wcześniejsżą niż krytycyzm kantowski. Niejako immanentnie przenika ono całą filozofię nowożytną.
Aczkolwiek, klasyczna filozofia niemiecka, a w jej ramach - Hegel, wprowadzają, oczywiście, pewien postęp jakościowy. Do wcześniejszych doktryn, mają się może trochę tak, jak stereometria do planimetrii?
Historia myśli mieszczańskiej byłaby więc zarazem ciągła i nieciągła.
kategorii prozy mieszczańskiego świata był nie kto inny, jak Hegel.
Od Hegla do Schopenhauera, zaś od nich do Wagnera nie jest tak daleko. Czy Hegel, wbrew powierzchownym deklaracjom, nie był większym pesymistą niż Balzac i Stendhal (choć może nie Flaubert?)
I nawet ty na uboczu zaczynasz pisać sensowne rzeczy. Lepiej późno niż wcale.
Salaos et dona ferentes