chrześcijan? Słowo daje, że nie ma takiego słowa jak "ewangelikalnych".
Oj jest takie słowo jak najbardziej. Ewangelikalni to nurt protestantyzmu podkreślający mocno autorytet Biblii wywodzący się z pirtyzmu i tzw. Wielkiego Przebudzenia. Nazwa ma odróżnia ich od tradycyjnych kościołów ewangelickich. Do ewangelikalnych zaliczamy np. baptystów, zielonoświątkowców czy Kościoły Chrystusowe.
Miało być oczywiście "pietyzmu", a nie "pirtyzmu".
Myslalam, że to powinno byc 'ewangelicki',a to faktycznie nie to samo. Podobnie myślala, że baptyści to ewangelicy. I wyszła na jaw moja ignorancja w dziedzinie chrześcijańskich kościołów protestanckich ;)
Jako antywolnościowcy, macie z Huckabee także wiele wspólnego. Na przykład nie popiera on wolnego rynku, a jedynie "fair trade", czyli "uczciwy" handel.
http://www.mikehuckabee.com/?FuseAction=Issues.View&Issue_id=5
Innymi słowy, setki tysiące urzędasów oraz cła na granicach szczęśliwie zostają aby konsument przypadkiem nie kupował zbyt tanich produktów z zagranicy.
najczęściej pracownikiem. Jeśli więc zamnkniemy fabrykę na 1000 osób, tylko dlatego że za granicą kupi się towar o 10 groszy taniej, to przepraszam, ale oszczędności u 100.000 konsumentów będą dajmy na to po 1 zł miesięcznie, a straty u pracowników i firm pośrednich (uszczuplenie zasobów pracy i obrotów) rzędu 4.000.000 zł miesięcznie nie licząc ubytku majątku trwałego i innych aktywów, to się NIE OPŁACA! Tylko nie pieprz mi tu o tym, że ktoś ten towar z zagranicy musi sprowadzić, więc tam się zwiększy zatrudnienie. Nic z tego z kilku powodów:
1. zwiększenie obrotów firm importowych nie pociąga za sobą zwiększenia zatrudnienia
2. płace w handlu są 2 a nawet 3 razy niższe niż płace przy produkcji
3. wartość dodana w handlu w odniesieniu do zaangażowanych aktywów jest kilka razy mniejsza niż w produkcji
gdyz Huckabee jest jedynym , wśród powaznych kandydatów, prawdziwym konserwatystą.
http://www.mikehuckabee.com/
I like Mike !!!
I ty naprawdę wierzysz że coś udowodniłeś używając liczb wyssanych z palca?
Zwolnienie pracownika oznacza że zamiast na jego pensję, pieniądze wydawane są na coś innego (albo przez właściciela firmy albo przez konsumentów oszczędzających na tańszych produktach). Nikt sobie tych pieniędzy nie wsadza w skarpetkę. Dlatego zwolnienie pracownika oznacza że pojawia się dla niego inne miejsce pracy gdzie indziej, tym razem bardziej produktywne.
ale twoje teorie są nieporównanie bardziej abstrakcyjne i nieżyciowe.
Zakładasz mianowicie, że:
1. w każdej chwili w gospodarce istnieją wolne zasoby kapitału, które są w stanie zrównoważyć likwidację istniejącego majątku produkcyjnego, przez powstanie nowej firmy, oczywiście powstanie tego przedsiębiorstwa nastąpiłoby w miezmiernie krótkim czasie (liczonym w najwyżej w tygodniach).
takie założenia są nonsensowne, ponieważ zakup importowany zastępujący oznacza WYPŁYW środków z kraju, względnie trwałe wyparcie rodzimych producentów z rynku, redukcję obrotów w firmach kooperujących z zlikwidowanym przedsiębiorstwem (a nawet ich likwidację), a także (co uparcie pomijasz) zmniejszenie aktywów wytwórczych, a więc umniejszenie obrotów i wartości dodanej przyszłych okresów (bo maleje zasób kapitału, przy podobnej produktywności). O efektach dekompletacji i dekapitalizacji majątku trwałego nie piszę, bo za dużo na jeden post
2. zakładasz nieświadomie, że konsumenci wydadzą "zaoszczędzone" środki na produkt krajowy, bowiem tylko w takim wypadku mozna mówić o zastępowalności miejsca pracy produkcjnego., tymczasem mogą oni wydać te pieniądze produkt importowany (w ramach istniejącej sieci sprzedaży, zatrudnienia i przewozów!), który znów pogorszy bilans handlowy, jeśli jest płynny kurs walutowy, to spowodowuje to obniżenie się wartości krajowej waluty, a więc i obniżenie siły nabywczej, impuls inflacyjny, który w jakiejś części zje te "zaoszczędzone" wg ciebie pieniądze przez konsumenta
1. Tak, w każdej chwili są wolne zasoby kapitalu, czyli oszczędności. Gdyby ich nie było, nie byłoby rynku kredytów. Nie wierzę że nie masz wiedzy że istnieje takie coś jak możliwość pożyczek/kredytów bankowych?
Jeżeli jakiś "majątek" jest likwidowany, oznacza to że używanie go przestało być opłacalne. Skoro tak, wykorzystywanie innych środków produkcji (praca, inny kapitał) do produkcji dóbr z użyciem tego "majątku" jest marnotrastwem.
2. Aby cos zaimportować, trzeba najpierw coś wyeksportować, to dwie strony tego samego medalu. To co nazywasz "pogorszeniem" bilansu handlowego to okresowe wachania na skutek nie brania pod uwagę w obliczeniach (pseudo)"bilansu handlowego" takich rzeczy jak kredytowanie obywateli jednych państw przez inne, albo transfery kapitału (aktów własności do firm).
Gdy import chwilowo rzeczywiście przewyższa eksport (biorąc pod uwagę wszelki przepływ pieniędzy), rzeczywiście prowadzi to do obniżenia kursu krajowej waluty, czyli jej siły nabywczej WZGLĘDEM innych walut, co powoduje powrót do stanu równowagi między importem a eksportem.
To jednak nie ma żadnego związku z inflacją. Pamiętaj że wzrost cen danych produktów (np importowanych) to jeszcze nie inflacja, bo w wolnorynkowej gospodarce wzrost cen jednych produktów musi być zrekompensowany spadkiem innych. Inflacja może zaistnieć tylko przy zwiększaniu podazy pieniadza przy stałym na niego popycie, czyli jest tworzona przez banki centralne. Greenspan czy Balcerowicz "walczą" z inflacją którą tworzą.
Tacy fundamentaliści rynkowi jak ty powodują że czuję się dumny z tego że jestem socjalistą.
Dziękuje ci:)
Dzięki takim jak ty, mogę chodowac w sobie obraz prawicowców jako bezmyślnych, obłudnych materialistow.
Jesteś dla mnie idealnym wcieleniem Innego;)
Tak, a rano jem na śniadanie niemowlęta.
Wydaje ci się że jestem złym człowiekiem bo myślisz że nie popieram zbożnych celów (pełne zatrudnienie, wysokie płace, kultura, nauka, środowisko, rozwój technologii itp). Wręcz przeciwnie. Ja nie tylko czepiam się socjalizmu dlatego że stosuje niemoralne środki (przemoc państwa) do osiągnięcia tych dobrych celów. Co gorsza, te środki przynoszą skutki dokładnie odwrotne do tych celów. I znam aparat ekonomiczny (szkoła austriacka, www.mises.org, www.mises.pl) który to pokazuje.
Jeżeli to co szkoła austriacka prezentuje jest prawdą, to to ty popularyzujesz idee które czynią zło, a nie ja. Nie nazywam cię jednak złym człowiekiem, bo być może mniej bajek w dzieciństwie oglądałem, i mniej mam tendencji do sprowadzania wszystkiego do walki dobra ze złem. Po prostu wiem że błądzisz, choć cele masz te same co ja.
ad. 1
aby wziąć kredyt trzeba mieć majątek niezastawiony :) decyzja o udzieleniu należy do banku. jeżeli zamyka się fabryki z powodu niskiej konkurencyjności gospodarki, to banki zaostrzają kryteria przyznawania kredytów, a więc można nie dostać go
ad.2
sam sobie kręcisz węzeł na szyi. można importować więcej niż eksportować i jednocześnie system bankowy kredytować przez zagranicznych "inwestorów" czy pożyczki tak właśnie się dzieje z Polską od 18 lat, co sam rozpatrzyłeś jako jeden z wariantów tyle, że:
kredyt to nic innego jak DŁUG. majątek zaś to nic innego jak aktywa pomniejszone o zadłużenie.
Mamy więc taki oto mechanizm
Konsument "oszczędza" 1 zł, sprowadza się towary z zagranicy --> robi się ujemne saldo wymiany --> fabrykę równocześnie się likwiduje --> ludzie tracą środki utrzymania, budżet traci wpływy podatkowe --> majątek produkcyjny ulega zmniejszeniu --> ujemny bilans powoduje, że system bankowy się zadłuża --> zadłużenie się oznacza, że gospodarka jako całość umniejsza podwójnie swój majątek: raz przez zlikwidowanie części środków produkcyjnych (fabryka), dwa przez zadłużenie się za granicą na import
Oto jest wspaniała ekonomia jlibera. oszczędność 1 zł konsumenta jest ważniejsza, niż zmniejszenie majątku liczone w dziesiątki milionów zł.
Ty sobie człowieku musisz zdawać sprawę, że zmeniejszenie majątku produkcyjnego oznacza spadek w przyszłym okresie wytworzonego PKB. Aby powstrzymać ten spadek, trzeba zainwestować, a więc zabrać z bieżącej konsumpcji. Tak więc dzięki twojej cudownej ekonomii, tenże konsument "oszczędza" 1 zł, ale staje się bezrobotnym, zabierają mu mieszkanie (dorobek życia), rozpada się rodzina, a pozostałym pracującym obnizają pensję, by sfinansować nowe "inwestycje" na pokrycie uszczuplenia zniszczonego majątku.
ad3. szkoła austriacka
to nie jest jedyna szkoła w ekonomii, to nie jest jakaś wyrocznia
natomiast ty traktujesz ją jak świątynię wiedzy tajemnej, nienaruszalnych świętych dogmatów (prawd wydumanych), prezentujesz indyferentyzm ekonomiczny i jednocześnie ekskluzywizm ideologiczny (wyjaśniam ci ten termin; jesteś przekonany, że tylko twoja sekta ma rację, a miliardy ludzi w przeszłości, teraźniejszości i przyszłości to debile, bo myślą inaczej niż ty i twoi austriaccy kapłani)
Acha, i nie nazywaj mnie prawicowcem bo mam tyle samo wspolnego z lewica (wolnosci osobiste) co z prawica (wolnosci gospodarcze). Oczywiscie w teorii, bo w praktyce tylko libertarianie sa konsekwentni w podazaniu za obiema rodzajami wolnosci (znasz jakis realny socjalizm gdzie sa legalne homo zwiazki? znasz jakis kraj rzadzony przez skrajna prawice gdzie jest calkowity wolny rynek?).
1.
Nie ma czegoś takiego jak "niska konkurencyjność" gospodarki OGÓLNIE. To jest tylko takie bezmyślne bredzenie współczesnego meainstreamu. Gospodarka może być niekonkurencyjna jedynie w produkcji konkretnych produktów. Może poczytaj sobie o prawie przewagi komparatywnej np:
http://prawo.uni.wroc.pl/~burawski/index_pliki/PKomparatywna.doc
http://ekonomia.opoka.org.pl/eaz/787.1,Ekonomia_od_A_do_Z_Przewaga_komparatywna_i_przewaga_absolutna.html
Nawet jeśli dany kraj byłby absolutnie mniej efektywny we wszystkich możliwych dziedzinach produkcji, dalej korzystny będzie dla niego udział w międzynarodowym handlu, i dalej będzie w nim pełne zatrudnienie.
2.
Jasne, dlatego że ktoś oszczędził 1zł, likwiduje się kapitał warty miliony złotych.
Wolny rynek jest do niczego.
Znowu to samo bredzenie. Stary co to ma niby być? Może ja też spróbuję?:
Państwo opodatkowuje gospodarkę na miliardy złotych, a daje komuś 1 zł.
Państwo jest do niczego.
Na jakim to jest poziomie? Przedszkolaka? Gorzej. Niedorozwiniętego umysłowo.
Oszczędności na tańszych produktach z importu idą oczywiście w miliony albo nawet miliardy złotych. Fabryki w kraju są oczywiście zamykane, ale tylko po to aby za te oszczędności otworzyć nowe, produkujące produkty które są opłacalne według prawa korzyści komparatywnych. Możesz jedynie tyle kupić za granicą ilą sprzedasz (tak samo jak w życiu), i naruszenie tego balansu jest regulowane przez kurs walut. Oczywiście, można się zadłużać za granicą, jeśli ktoś chce ci tam udzielać kredytu. To już jednak problem konkretnych ludzi albo firm (nie wiem co rozumiesz przez "system bankowy się zadłuża" - jeżeli jakieś banki się zadłużają, to ich problem), ale nie całej gospodarki.
3. Moim marzeniem jest aby wreszcie maintream i socjaliści poważnie wzieli się poważnie za obalanie szkoły austriackiej, zamiast ją ignorować.
Dlaczego to jest moim marzeniem? Bo szkoła austriacka obaliła tezy neoklasyków, monetarystów, keynesistów czy socjalistów już ponad 100 lat temu, i jeżeli ma rację, to jest bardzo źle z całą współczesną myślą ekonomiczną.
Dwa problemiki:
1. niestety ale w ekonomiii 1x 100.000 =/ 100.000. Chodzi tu o to, że oszczędności mogą posłużyć inwestycjom tylko wtedy jeżeli są skomasowane w większą kwotę. Znów zjawiska progowe, negowane przez neoliberałów wszelkiego rodzaju. Oszczędności groszowe wielu tysięcy konsumentów rozmyją się na różne produkty i usługi wielu firm, w żaden sposób nie przyniosą inwestycji.
2. no chłopie to żeś teraz poleciał z tym bankiem. Jeśli system bankowy ma kłopoty to cała gospodarka ma kłopoty, bo banki to podstawowe źródło dostawy pieniądza i podstawowy mechanizm krążenia pieniądza... przynajmniej we współczesnej gospodarce, a nie jakimś tam wydumanym tworze z marsa skzoły austriackiej.
1. Słyszałeś o czymś takim jak bank? Wiesz do czego między innymi służy ta instytucja? Zbiera ona właśnie drobne oszczędności aby potem je zyskownie inwestować (lub udzielać pożyczek na inwestycje). Milion złotówek więcej w depozytach to milion złoty więcej na inwestycje.
Nie potrzeba nawet banków. Pieniądze, nawet najdrobniejsze, nie znikają tak po prostu z gospodarki tylko dlatego że są drobne. Stosując twoją logikę ad absurdum można by powiedzieć że powinny nagle zniknąć wszystkie monety bo przecież są one drobne i nic się za nie osobno nie da kupić.
To co zresztą prezentujesz to bardzo typowy socjalistyczny mit. Korzyści z efektów przemocy państwa (subwencji, dotacji, ceł itp) są zwykle bardzo łatwo widoczne (nowe miejsca pracy, utrzymanie opłacalności starych miejsc pracy itp), a koszty są rozproszone na miliony osób w drobnych kwotach. Gdyby podsumować te drobne kwoty, okazałoby się, że koszty znacznie przewyższają korzyści. Stąd właśnie Thor twoje wyssane z palca głupoty o "oszczędzonej złotówce" która nijak się niby ma do milionowych, łatwo widocznych korzyści z interwencjonizmu państwa.
2. We współczesnej gospodarce "system bankowy" to rzeczywiście nie jest wolny rynek ale zbiór prywatnych banków skartelizowanych przy pomocy państwowego monopolu na pieniądz. Państwowy bank centralny, choć rzadko bezpośrednio korzysta ze swego monopolu do kreacji pieniądza, poprzez ustalenie stopy procentowej oraz poziomu wymaganych rezerw, pośrednio decyduje o ilości wykreowanego z powietrza pieniądza przez banki prywatne, co mu w praktyce umożliwia tworzenie inflacji. Bank centralny, państwowy monopol na pieniądz, oraz system rezerw częściowych są więc odpowiedzialne za jakiekolwiek "kłopoty systemu bankowego".
(*_*)
Pamiętaj że określenie "austriackie gadanie" pochodzi od regulaminu austriackiej Izby Delegatów Rady Państwa, gdzie posłowie mogli mówić co się im podoba bez przerywania.
Innymi słowy, w "austriackie gadanie", czyli zamydlanie oczu obywatelom przez polityków aby sprzedać im rozwiązania społeczne gdzie zyski są skoncentrowane i widoczne a koszty rozproszone (mimo że dużo większe), to wierzycie wy, nie ja.
Nie wdając się w szczegóły, gdyż nie czuję się aż tak kompetentny jak wy - wszystko moim zdaniem sprowadza się do odpowiedzi na pytanie- kto ma ratować ta upadającą fabrykę? I za czyje pieniądze?
Odpowiedź socjalistów będzie pewnie taka: "jasne, że społeczeństwo, poprzez państwo, bo to w końcu interes ogólnospołeczny."
I jako osoba uważająca się generalnie za lewicowca (no, powiedzmy alterglobalistę) powiem: już wolę libertarian. Od tego jest rynek, by nierentowne firmy upadały, od tego jest państwo, by bezrobotnym zapewnić minimum socjalne i możliwość przekwalifikowania się jeżeli jest taka potrzeba.
Nie mam najmniejszego zamiaru utrzymywać kogoś, kto produkuje gorzej, wolniej, taniej, o ile zachowana jest prawdziwie wolna konkurencja, zagraniczna firma przestrzega norm socjalnych i nie jest dotowana przez swój kraj.
Interes ogólnospołeczny ucierpi bardziej, jeżeli pokażemy ludziom, że będziemy dotować ich zakłady pracy tylko dlatego, że są "nasze", niż że kilka z nich upadnie.
Oczywiście konkurencja z takich krajów jak Chiny to inna bajka, trzeba się przed nią bronić, gdyż uczciwa to ona nie jest - wykorzystywanie quasi-niewolniczej siły roboczej trzeba tępić. Ale skoro rzucacie przypadki hipotetyczne, tez sobie na to pozwolę:)
jliber obejrzyj ten film.
http://video.google.com/videoplay?docid=-1887591866262119830
a,potem pogadamy