mogliby się przerzucić na dietę wegetariańską?
ZIELONY 2004
ciastka.
Niestety, w takim kraju jak Polska, wynagrodzenie doręczyciela skazuje go na status parweniusza. Uniknąć tego można tylko w jeden sposób: nie zostawać listonoszem. Akurat w Gdańsku są na stanie inne posady.
Gdzie ta lewica broniaca ludzi pracy??
I znów pytam gdzie i co na to wodzowie LID?
No i nie mówcie, że mają to w d... .
Bo się towarzysze znów osmieszycie
by uniknąć posady parweniusza? Bo piszesz: "W takim kraju jak Polska, wynagrodzenie doręczyciela skazuje go na status PARWENIUSZA. Uniknąć tego można tylko w jeden sposób: nie zostawać listonoszem".
To jak zostać normalnym pracownikiem , np w Gdańsku, gdzie są wolne posady.... Mogę zostać "Laskowikiem", ino niech mi wypas niech dadzą....
Zdobyć "Gazeta.Praca.Gdańsk". Wirtualnie tyż można. A tam wakansy różniste opisane. A z tym doręczycielem to jest i tak, że i psy gryźć chcą, łotrowie obrabnować, przełożeni każą ciężką torbę wlec. Opady atmosferyczne wszelakie na łeb lecą. Z daleka się od tego trzymać.
wirtualnie, to my se mogymy pogodać o rzici Maryni, a tyż niy wiym, czy Marynia sie tego życzy...
Zresztom, o czym my godomy? Wakansy opisane w jakiejś gazecie nijak mają się do polskiej rzeczywistości. Bo wirtualna Hyjdla może szwendać się po Polsce, jak lubi, ale że nie lubi, bo nie ma możliwości lokomocyjnych (np.) i chęci (do bycia kimś-czymś), bo nie jest mobilna (np.), itp... to jedzie do Irlandii - ma bliżej...
Więc Hyjdla fandzoli na forum z Nemo o rzici Maryni, która to rzić pojemna jest i wiele zniesie. Nawet torby listonosza i zanieczyszczenia atmosferyczne...
Czy Ci się to Hyjdla podoba, czy nie, ale brak mobilności Polaków stanowi duży problem. Tak dla nich, tak dla kraju. Ludzie (nie wszyscy, ale multum) przywykli do spędzania całego życia w jednej okolicy. Wystawiają, po pijaku ze szwagrem i with the little help of the friends zajebiste domiska na posiadanych siedliskach. Konstrukcja a la niemiecki Wał Atlantycki ('40 - '44) na brzegu Kanału La Manche. Domki ładne, przynajmniej z zewnątrz, okolica tyż, a roboty w okolicy ni ma. Vide, na przykład, miejscowość Wizna, nad Narwią, przy ujściu Biebrzy. I siedzą w tych twierdzach i płaczą nad flaszkami, że bezrobocie. Że żyć (tj. pić) za co nie mają. Ale przenosić się to i nie chcą. To oni są jak ród dinozaurów tuż tuż przed upadkiem komety. Ty, widzę - mentalnie - też.
I wina leży nie tylko po stronie ludzi, ale także beznadziejnej sytuacji gospodarczej kraju. Tylko straceniec zasuwa na drugi koniec Polski, zabierając ze sobą rodzinę, by tam ponownie urządzać się za 1000-1500 złotych. A tam już czeka na niego mieszkanie, albo i willa. Poza tym ja nie widzę niczego nagannego w tym, że ludzie "przywykli do spędzania całego życia w jednej okolicy". Może dlatego nie mamy takiej przestępczości, jak np. w Jankesolandii, gdzie budowane są chaty z papyndekla, albo mieszka się w przyczepach, a dzieci włóczone są od stanu do stanu?
Ty się o moją mentalność nie martw, Nemo. Ja jestem już wprawdzie za stara na wędrówki ludów, ale jeszcze na tyle kreatywna, że mam kilka fachów i radę se daję... I tu widzę wyjście z bezrobocia - wielozawodowość, cywilizowane płace, a nie turystyka w poszukiwaniu roboty...
o mentalność Twą. Zły człowiek jestem. A Ty ze swoja kreatywnością itp. to masz tyle wspólnego z sierotami po PRL'u, co Rakowski czy inny Urban. I nie mam wątpliwości, że owi chcą dla tych sierotek dobrze. Ty też chcesz.