jeden z niewielu trzeźwo myślących "państw" w Europie.
może być w kłopotliwej sytuacji. Jako Słowianin jestem rzecz jasna po stronie Słowaków, ale prawdę mówiąc przyznanie im w Trianon Podunajskej nížiny inaczej severnej časti Kisalföldu było wobec Madiarów wielką niesprawiedliwością. II RP próbowała jakoś pogodzić ze sobą te dwa bliskie nam - jakkolwiek z różnych względów - narody.
próbowała też godzić ogień z wodą, czyli Węgry z Rumunią. Ale odniosła przejściowy sukces na kierunku słowackim, kiedy to wykorzystując Układ Monachijski odebrała Słowacji różne obszary. Nie tylko części Orawy, Spisza, z kawałkami Tatr włącznie, ale jakieś dziwne miejsca wzdłuż całej południowej granicy - a to koło Krynicy, a to w Beskidzie Niskim. Odzyskanych obszareczków było circa about 20. Ze zdobyczy tych ostatecznie u Macierzy ostał się teren przez który przebiega tzw. Kolejka Bieszczadzka, położony już na innym wododziale. Ale dlatego się ostał, że to - bodaj w 1959 - wymieniono z CSRS na tereny koło Harrachova, w Sudetach. Ale wcześniej to polskie podboje terytorialne skutkowały udziałem Słowacji w agresji na Polskę w 1939 i przydzieleniem temu państwu jakichś tam skrawków naszego dzisiejszego Spisza i Orawy. Dla tamtejszej ludności słowacka okupacja nie była przesadnie uciążliwa. A potem, jak w miarę dynamicznego rozwoju PRL narastały kłopoty z zaopatrzeniem, to tym milej wspominano słowackie czasy.
przyjaźń ze Słowacją,niestety miała swoje przeszkody np. wspólna agresja z Niemcami i ZSRR na Polske w 1939.Ale co do kwestii kosowskiej to brawo
Bardzo dobre stanowisko. Uznanie secesji Kosowa to nic innego jak zatwierdzenie prawa dżungli w stosunkach międzynarodowych. Nie ma zgody na barbarzyństwo!
wejście Polski na Jaworzynę, Głodówkę, Suchą Górę w 1938 roku było wielkim błędem. Tym większym, że licznie istniały wtedy na Słowacji postawy propolskie. Ale tak to bywa, gdy polityką zagraniczną kierują ludzie zupełnie nieodpowiedni. Można się tylko zastanawiać, czy rzeczywiście była to tylko pomyłka...
Olgierd (chyba) Terlecki, publicysta napisał o J. Becku książkę "Dyplomacja artylerii konnej". Za PRL'u. Ja to przeglądałem. Autor nie szalał odnośnie bohatera, aliści - o ile pomnę dobrze - to napisał m. in., że był ten Beck z zawodu oficerem konnej artylerii. No, to co tu więcej gadać? I pamiętam, że papa ministra, pocztowiec, "Bek" się pisał. Synek "c" dodał, że niby korzenie holenderskie, czy jakoś tam. Zresztą wcześniej Polska Litwę do nawiązania stosunków przymusiła, manus militari grożąć, Hitler na traktat Wersalski mocz coraz dosadniej oddawał, Mussolini do "imperium" Abisynię włączył, to czy my gorsze być mieli? A ponadto to my wiemy w 2008, co się się potem stało. Wtedy to takie proste nie było.
z tej krótkiej lekcji historii.
Dzisiaj też nie jest to sprawa prosta. Ale uznanie Kosowa jest głupotą i widać to już dzisiaj, niestety.
No cóż, jeżeli u steru państwa stoi wnuk "dziadka z Wehrmahtu", a polityką zagraniczną zawiaduje afgański rambo i jankeski wyrobnik z dobrym jedynie nazwiskiem..., no to czego, psiakrew, oczekiwać?
Jeszcze pierdniemy za tę awanturę...
Twój. Ty stawiasz wóz przed koniem, ja konia przed wozem. Albańskie Kosowo jest rzeczywistością. Z rzeczywistością trzeba się pogodzić, nie zaś udawać, że nie ma. Taką rzeczywistością były Czerwone Chiny Mało-Tse-Tunga. Bardzo się te Chiny nie podobały USA. I w końcu je uznały, ale po ilu latach? A ponoć Mało od samego początku awanse USA czynił, ale go nie chciały. A jak se Jugole Kosowo autonomiczne zrobiły, to same ziarno Kosowarskiej niepodległości zasiały. I wyrosła roślina. Słaba, ale się rozwinie. A znasz Ty historię Polski zaraz po 11.11.1918? Zdaniem moim gorzej państwu nowemu było, niźli Kosowu, ale przetrwało. I też tą Polskę naszą pouznawali. To i coraz to nowi uznawać będą.
to właśnie koń za wozem i historia Polski nie ma tu żadnych analogii.
Rzeczywistość kreują ludzie, historię głównie politycy. Tu - głupki nie mające wyobraźni...
Z wiedzą historyczną na temat stanowienia wspomnianych państw to ty, i owszem, jesteś zaznajomiony, tyle że bardzo słabo. Ale pogratulować dobrego samopoczucia.
Nemo przypomina owego optymistę, co to trafiwszy na cmentarz, natychmiast stwierdził, że widzi tu same plusy...
jestem niespotykanie słaby w historii i zakwestionować tego mi się nie da. A co do tych plusów samych na cmentarzach, to też tak myślałem. Niestety, trafiłem raz na mizar tatarski w Bohonikach, innymi razami na żydowskie nekropolie i w konsekwencji tych wizyt opymiz mi nieco spadł. Ale nadal trzyma się mocno.
reakcyjny, skorumpowany reżimowy "rząd" Islandii uznał niepodległość Islandii. Myślę, że tutejsza Lewica.pl da zdecydowany odpór soldatesce islandzkiej.