Bardzo dobry w warstwie krytycznej ale dużo słabszy gdy chodzi o program pozytywny. Ruch emancypacyjny ma się dobrze? Nie sądzę. Sprowadza się on do partykularnych żądań płacowych różnych grup społecznych, przy czym regułą jest, że każda grupa uważa tylko swoje żądania za uprawnione, dezawuując zarazem żądania wszystkich pozostałych. Jarek przywołuje przykład Argentyny 2001 r. No właśnie. Ulica krzyczała "Precz z wami wszystkimi" - i co się zmieniło?
Bardzo ciekawy tekst, szkoda że tak skromny objętościowo.
Autor pisze:
> Można zmienić świat nie przejmując władzy...
Interesujące byłoby rozwinięcie tej tezy.
...nic ując...
Dam Urbańskiemu dobrą radę - jeśli ktoś uważa, że ma z Axelem Springerem porachunki i że "nie powinniśmy" tam wysyłać tekstów, to niech ich po prostu na zawołanie Springera nie pisze i nie wysyła.
Brawo Urbański! Tetst cenny jednak bardziej jako prowokacja niż jako głos w dyskusji. Sam fakt, że Dziennik tego nie wydrukował świadczy o tym, jaką grę pozorów uprawiali.
Co do treści, zgadzam się, że odnowiona lewica będzie musiała być zakorzeniona w oddolnym ruchu, gdy jednak ten warunek będzie spełniony, można myśleć o udziale w władzy.
Efekt był taki, że w Argentynie przejęto sporo zakładów pracy, w których wprowadzono samorządność pracowniczą.
Weźmy więc przykład odwrotny - co znaczącego dał Włochom udział we władzy Rifondazione Communista i innych partii radykalnej lewicy?
Dyskusyjne wydaje się twierdzenie autora
> iż koncepcja zmiany społecznej musi narodzić się w dyskusjach "na dole", na dzielnicach i w zakładach pracy, a nie na partyjnych salonach, wśród intelektualistów, na łamach dodatków do opiniotwórczych dzienników.
Może właśnie przeciwnie, sensowna, przemyślana koncepcja zmiany społecznej musi powstać w mózgu ruchu lewicowego, jego intelektualnej awangardy.
Problemem jest tylko zachowanie więzi społecznych pomiędzy awangardą, a bazą dla zapewnienia komunikacji, zrozumienia i zaufania.
Oddolna walka różnych grup pracowniczych i związkowych zwykle o własną michę nie gwarantuje pozytywnych zmian w skali makro.
Osobno nic istotnego się nie zdarzy.
Bycie lewicowcem polega w dzisiejszej Polsce na wykupieniu prenumeraty "NIE" i "Faktów i Mitów", regularnym pojawianiu się na Paradzie Równości oraz dostawianu spazmów podczas słuchania Sierakowskiego czytającego Żirzka. Cała ta niby-lewica jest śmiechu warta.
bez pomysłu programowego na miarę uwarunkowań XXI wieku.Pojęcie lewica zostało tak samo zeszmacone jak zeszmaciły się wszelkie partyjki i partie bezkarnie mianujące się jako lewicowe.
autor do oddolnych ruchów zalicza walkę z marginalnym "faszyzmem", w której IP bierze czynny udział?
J.Urbański i M.Piekarski jakoś inaczej traktują Agorę niż Springera? Bow ich wypowiedziach drukowanych w Gazecie Wyborczej nie spotkałem nieprzychylnych wypowiedzi wobec siedziby Agory.
A co to za durne kryterium? Marksa na pewno nie można do tego podciągnąć, bo jego roczne dochody mieściły go zdajsie w najbogatszych promilach ówczesnego społeczeństwa, choć rzeczywiście nie zarabiał tych pieniędzy sam, ale żył na koszt innych (pod tym względem rzeczywiście socjalista), czyli rodziny (syn zamożnego prawnika w końcu), wielbicieli, ale przede wszytkim Engelsa, który był bogatym przemysłowcem.
który właśnie dzisiaj zarejestrował w warszawskim sądzie swoje "korytko" pod nazwą Polska Lewica...
Miałam dziś nie pić, ale polecę po dwa "Dębowe"...
Aha, artykuł bardzo fajny, z jajcem.
.
będzie startować w przyszłorocznych wyborach do europarlamentu. I chyba o dżem tu chodzi albo inne powidła, no nie, millerze-iracki killerze?
Szczegolnie za fragment o tym ze redakcje springerowskich pism trzeba podpalic a nie publikowac tam teksty.
Tak samo jak tandente są te efekciarskie frazy o paleniu gmachu redakcji, do której zaraz potem wysyła się tekst i skamle o druk, tak samo tandente są stosowane w programowej części artykułu fałszywe dychotomie, kiepskie paradoksy a w końcu ślepe i głuche "plany zaradcze". Okazuje się, że start z listy Samoobrony jest "kompromitujący" (to takie mrugnięcie oczkiem, że my to nawet jak będzie trzeba, to dla jaj się zbuntujemy i coś, splifa albo redakcję, spalimy, ale żeby zadawać się z brudasami i wieśniakami to nie my! żenada), "zmieniać świat" można "bez władzy" (logicznie rzecz biorąc, sformułowanie to jest wewnętrznie sprzeczne - zasadnicza zmiana porządku oznacza de facto "władanie" rzeczywistością, choć oczywiście niekoniecznie przez instytucje państwa), a na dokładkę jeszcze "wszelki protest jest antysystemowy" (bez jednoznacznego określenia, czy za system postrzegamy przede wszystkim państwo, czy może jednak kapitał - także gdy demontuje pewne tegoż państwa funkcje dla społeczeństwa przydatne, a czyni to m.in. przy użyciu PROPRYWZTYZACYJNYCH strajków). Jest wery git a będzie jeszcze bardziej, tylko czytajcie Boella a nie Żiżka, a jakoś to wszystko będzie.
Tak bezrefleksyjnego tekstu nie widziałem tu dawno.
Ma rację , dyskutowanie na łamach Dziennika jest bezcelowe...
F*ck Bush, Giulliani, Fox News & springer;)
Ale twierdzenie o tym że świat można zmieniac bez przejmowania władzy to samooszukiwanie się....
Jiiber, wiem że dla was liberałów celem życia jest posiadania i słodkie roztopienie się w komercyjnych ,,brandach''.
Ale nie twierdź na swoim przykładzie że to uniwersalna natura ludzka...
To że wy liberałowie sprzedalibyście własną matkę by dostac się do kasy i posad , nie znaczy że stanie się to wartością uniwersalna
You can fool some people sometimes, but you cant fool all the people all the time;) Marley;)
Tyż se coś założę, jak takie zero do kwadratu może, to Hyjdla tyż...
A na serio - przydałoby się coś dużego przeciwko Lewiatanowi.
Choćby na dzień kobiet.
http://www.rp.pl/artykul/56598,101002.html
Wychodzi na to, że samo zgłoszenie partii do ewidencji jest wolne od opłaty sądowej. Płaci się tylko za późniejsze wypisy i odpisy z ewidencji.
"Chávez, nowy bożyszcze części lewicy, której kwestia skuteczności odebrała zdolność do właściwej oceny sytuacji, to epizod (...)".
To zakrawa na jakiś początek raczej beznadziejnej modlitwy, w której modlący się, nie radząc sobie z faktami, znajduje tylko jedno wyjście - pomniejszyć je, zmarginalizować - i funduje sobie taką właśnie optymistyczną "projekcję".
Castro też będzie niebawem "epizodem"?
A dajże lewicowy Boże anarchistom kiedykolwiek, w jakiejkolwiek epoce stać się "epizodem" na miarę Castro. Szczerze im i nam wszystkim tego życzę.
"(...) koncepcja zmiany społecznej musi narodzić się w dyskusjach "na dole", na dzielnicach i w zakładach pracy, a nie na partyjnych salonach, wśród intelektualistów".
Od kilkuset lat bywa akurat odwrotnie, może Autor wyjaśni, czemu miałoby się to zmienić? Tym bardziej że swe bezradnie życzeniowe myślenie okrasza defetystyczną mantrą:
"Zasady gry zarówno na poziomie krajowym, jak i globalny są ustawione tak, aby nic się zmienić nie mogło, a w każdym razie niezbyt wiele".
I na "amen": "(...) skoro nie udało się lewicowym rządom w Europie, dlaczego miałoby się udać w Ameryce?".
A czemóż to lewica na kontynencie południowoamerykańskim miała by być gorsza? Bo za mało tam białych i nadmiar kolorowych?
Krańcowa bezradność.
Nie do wiary... Jak ktoś zakłada handel obwoźny beretami, albo sc posiadającą hurtownię klozetów, albo zoo produkujące mydło i papier toaletowy, to musi ponosić jakieś koszty w urzędach albo sądach... A jak ktoś zakłada se handel "żywym towarem" (duszami, umysłami, marzeniami, wiarą, uczuciami, ideałami... itp. ludzkimi) to nic nie płaci? Niepojęte...
Kurde, nawet w kk za chrzest się płaci, nawet mój ślubny za mnie w USC skromne koszta poniósł (u farorza tyż), a jak się będę chciała od niego uwolnić, tyż za to zabuli... A to kwadratowe zero nic nie zapłaciło? Ino za późniejsze wypisy i odpisy z ewidencji? Niepojęte!!!
Nie będę "millera rżnąć", zapiszę się do koła gospodyń wiejskich, choć żem z miasta...
pierwsza intuicja była jak najbardziej słuszna. serio :)
że chodzi nie o podpalenie, tylko o rajcowanie.
A co powiesz o siedzibie gazety codziennej, która od roku 1989 promowała wszystkie antypracownicze inicjatywy w Polsce?
"Chávez, nowy bożyszcze części lewicy, której kwestia skuteczności odebrała zdolność do właściwej oceny sytuacji, to epizod (...)".
- To zakrawa na jakiś początek raczej beznadziejnej modlitwy, w której modlący się, nie radząc sobie z faktami, znajduje tylko jedno wyjście - pomniejszyć je, zmarginalizować - i funduje sobie taką właśnie optymistyczną "projekcję".
Castro też będzie niebawem "epizodem"?
- A dajże lewicowy Boże anarchistom kiedykolwiek, w jakiejkolwiek epoce stać się "epizodem" na miarę Castro. Rzecz jasna, w sensie znaczenia. Szczerze im i nam wszystkim tego życzę.
"(...) koncepcja zmiany społecznej musi narodzić się w dyskusjach "na dole", na dzielnicach i w zakładach pracy, a nie na partyjnych salonach, wśród intelektualistów".
- Od kilkuset lat bywa akurat odwrotnie, może Autor wyjaśni, czemu miałoby się to zmienić? Tym bardziej że swe bezradnie życzeniowe myślenie okrasza defetystyczną mantrą:
"Zasady gry zarówno na poziomie krajowym, jak i globalny są ustawione tak, aby nic się zmienić nie mogło, a w każdym razie niezbyt wiele".
I na "amen": "(...) skoro nie udało się lewicowym rządom w Europie, dlaczego miałoby się udać w Ameryce?".
- A czemóż to lewica na kontynencie południowoamerykańskim miała by być gorsza? Bo za mało tam białych i nadmiar kolorowych? Co to za "logika"?
Krańcowa bezradność.
Mechanizm zagłady jest bowiem trywialny.
Zabrano polskim czerwonym paniczom kasę, to koniec z polską lewizną.
I tyle właśnie była ona warta.
ze wysylanie do Dziennika tekstow i pisanie o jego podpalaniu to naprawde zenada.
Mnie jednak zastanawia pewna inna mysl. Zdaniem Jarka lewica "Zbiera żniwo po zachodnim eksperymencie socjaldemokratycznym i wschodnim eksperymencie komunistycznym." A co gorsza nic sie nie nauczyla i nadal sklania sie do "programu odrestaurowania państwa dobrobytu." Co jak co, ale porownywanie osiagniec zachodniej socjaldmeokracji z eksperymentem komunistycznym (wiedzac, ze autor ma do niego zdecydowanie negatywny stosunek) zakrawa na paranoje. I to utyskiwanie, ze chce sie odbudowac panstwa dobrobytu. Az chce sie zawolac - co w zamian?