skrajnie lewicowego trustu mózgów, Stanby Zjednoczone - jak czarne w zadaniach szachowych - zawsze przegrywają.
Jakim cudem więc jeszcze istnieją?
Lewica spędza wiele czasu na krytyce imperialistyczno militarnych dążeń USA, i w pełni ją pod tym względem popieram. Imperializm nie wynika jednak z liberalizmu, ale z socjalizmu, zarówno narodowego jak i marksistowskiego, co historycznie powinno być dość oczywiste nawet jeśli teorię socjalizmu omawia się jedynie wybiórczo. Aktywność USA w zakresie wolnego rynku to jedno, każde państwo ma prawo wchodzić w takie umowy jakie mu się podoba, a aktywność USA w zakresie obalania innych rządów to drugie. Lewicy wygodnie wszystko wrzucić do jednego worka, bo za jednym zamachem atakuje znienawidzony liberalizm jak i swoich nacjonalistycznych konkurentów do władzy nad aparatem przemocy państwa, ale tylko się w ten sposób marginalizuje bo nikt nie uwierzy lewicy że wolny rynek jest czymś złym, w sytuacji gdy jednocześnie wychwala nordyckie globalne korporacje zawdzięczające swoją pozycję właśnie kapitalizmowi i wolnemu rynkowi.
Amerykanom potrzebne w krajach Ameryki Łacińskiej zarówno liberalne podejście do gospodarki, jak i władza polityczna w odpowiednich rękach. Liberalizacja gospodarki i handlu na amerykańskich zasadach daje zyski amerykańskim firmom, ale także produkuje biedotę oraz nielicznych bogaczy. Amerykanie próbują utrzymać taki układ, albo popierając demokrację tam, gdzie wygrywają partie bogaczy, albo popierając dyktatorów tam, gdzie do władzy dojdą reprezentanci biedniejszych warstw.
Nie można oddzielić gospodarki od polityki, choćbyś chciał. Wolny rynek potrzebuje otoczki instytucjonalnej, którą zapewnia państwo.
a Bush to "narodowy komunista", chciałeś pewnie dodać.
Bełkot jaki tu serwujecie wyrasta z waszego braku znajomości faktów. Kapitaliści zawsze pragnęli mieć za sobą władzę wspierającą ich interesy i broniącą ich wpływów gospodarczych. Toteż wykorzystują oni państwo często do imperialnego umacniania korzyści płynących z ich panowania nad surowcami, fabrykami.
Tworzysz bzdurne aksjomaty. Socjalizmem w żadnym wypadku nie można nazwać takiego światowego mechanizmu w którym rdzenna ludność danego napadniętego państwa przez inne państwo jest ograbiana przez kapitalistów.
Korzyści wyłącznie z tytułu takiej napaści ponosi światowa burżuazja, bazująca dodatkowo na narodowym podtekście wykorzystania do własnych celów ludzi pracy.
Kiedy Kara Mustafa - wielki wódz Krzyżaków
Szedł ze swym wojskiem przez Alpy na Kraków
Do obrony ojczyzny będąc zawsze skory
Pobił go pod Grunwaldem król Stefan Batory...
Jak mówi William I. Robinson, wymachując sztandarem demokracji można "przeniknąć do wnętrza społeczeństwa obywatelskiego i zagwarantować sobie nad nim kontrolę", poprzez dominację opartą na pozorach konsensusu. "Amerykańscy stratedzy stali się pilnymi uczniami Gramsciego i pojęli, że władzę powinno sprawować społeczeństwo obywatelskie", pod warunkiem jednak, że wcześniej podzieli się je na grupy i wspólnoty o rozbieżnych interesach.
Jak najbardziej można oddzielić gospodarkę od polityki, tylko trzeba chcieć, a chcą tego jedynie liberałowie. Socjaliści tego nie chcą, ani narodowi ani marksistowscy. Jest to podobna historia do tej jak kiedyś mówiono że nie da się oddzielić gospodarki od religii.
Powinieneś też się lepiej zastanowić nad tym co mówisz. USA prawie nie mają ceł z wyjątkiem na produkty rolnicze i metalurgiczne. Skoro mówisz że "liberalizacja gospodarki i handlu na amerykańskich zasadach daje zyski amerykańskim firmom", to powinieneś porzucić swoje lewicowo-merkantylistyczno-protekcjonistyczne poglądy na wolny handel.
Bush to narodowy socjalista. Słowo komunista jest zarezerwowane dla skrajnych socjalistów marksistowskich, tak samo jak słowo faszysta jest zarezerwowane dla skrajnych socjalistów narodowych.
Bardzo dobrze prawisz że "Kapitaliści zawsze pragnęli mieć za sobą władzę wspierającą ich interesy i broniącą ich wpływów gospodarczych". Ale nie wszyscy kapitaliści, a tylko ci którzy są stosunkowo mniej efektywni od konkurencji, ci którzy się konkurencji boją, a nie ci którzy wiedzą że mogą zaoferować niższe ceny. Przeważnie dotyczy to dużych korporacyjnych molochów próbujących poprzez system koncesji, licencji, kosztownych regulacji, państwowo wymuszanych karteli, ceł oraz otrzymywanych państwowych subwencji (tzw. corporate welfare - w Polsce największe dotacje dostały ostatnio zdajsie HP i LG) zmniejszyć lub całkowicie wyeliminować presję konkurencyjną ze strony firm bardziej efektywnych, czy to lokalnych czy zagranicznych.
I to właśnie jest socjalizm narodowy. Skrajne przykłady to New Deal Roosvelta czy międzywojenny faszyzm Włoski, gdzie poprzez państwowo wymuszanych karteli w całych branżach przemysłu był wyeliminowany mechanizm konkurencji zapewniając istniejącym korporacjom łatwy zysk.
Socjalizm marksistowski różni się od tego narodowego tylko formalnie. Socjalizm narodowy co prawda zachowuje na papierze własność prywatną, ale w obu rozwiązaniach o wszystkim decyduje arbitralnie urzędnik i polityk, wolny rynek nie służy już Kowalskiemu ale skoncentrowanym grupom interesu kontrolującym aparat przemocy państwa.
Czy ty w ogóle czytasz co ty piszesz? Już zrozumieliśmy twój główny przekaz że liberał to samo ZŁO, ale może się wreszcie zdecydujesz jak liberał się nie rozwija a jednocześnie jest poszukiwanym na rynku pracy towarem, jak liberał jest egoistą a jednocześnie ma szerokie koneksje rodzinne i towarzyskie, jak liberał nie kocha ale ma wspaniałe partnerki, dlaczego liberał chce wyłupić wszystkim innym oczy a jednocześnie nie ma wobec innych żadnych uczuć?
Wygląda na to że stworzyłeś sobie złego liberalnego wilka aby wytłumaczyć sobie całe zło świata. Wytłumacz mi w takim razie czym się różnisz od PiSiurów?
Po pierwsze: jak liberałowie chcą oddzielić gospodarkę od polityki? Coś mnie się zdaje, że poprzez wygranie wyborów i wprowadzenie odpowiednich ustaw.
Po drugie: ano właśnie. idealny wolny rynek polega na tym, że nie stosuje się przemocy, przestrzega umów, dopuszcza się swobodę działalności gospodarczej. do tego są potrzebne sądy, prawo chroniące własność, policja, stanowione w procesie politycznym.
Zastanów się - polega to na tym, dopuszcza się przymus ekonomiczny, chociaż ogranicza fizyczny. Otóż pomijając kwestie efektywności i sprawiedliwości takiego rozwiązania, pilnuje tego państwo. A żeby właśnie taka wizja roli państwa zwyciężyła, a nie jakaś inna niedobra, to trzeba ludzi przekonać i wygrać wybory. A potem trzeba się u władzy trzymać, żeby nie przyszli jacyś socjaliści i sprawy nie wtrącili swoich trzech groszy. No chyba, że mamy Pinocheta.
Upieram się, nie można oddzielić gospodarki od polityki.
Mówię liberalizacja handlu i gospodarki na amerykańskich zasadach, po to jest liberalizacja tylko z nazwy. Prawdziwemu liberałowi podobać się zbytnio nie powinna. Co z tego, że nie będzie ceł na produkty rolne, skoro Amerykanie dotują swoich farmerów? Co to za liberalizacja gospodarki, kiedy prywatyzuje sie naturalne monopole, jak dostawy wody, i potem firma może sobie ceny dyktować? Jaką pozycje ma Chile w negocjacjach z USA, kiedy USA może mu zagrozić, że miedzi nie kupi? (Stiglitz kiedyś o takim przypadku napisał)
Nota bene: być może bardziej jestem liberalny, niż ty. Bo socjalizm dla mnie socjalizm to logiczna konsekwencja liberalizmu :)
Spadł kiedyś w lipcu śnieżek niebieski,
szczekały kotki, miauczały pieski...
Na tej samej zasadzie mógłbyś argumentować że nie da się oddzielić państwa od religii tylko dlatego bo państwo musi być aby nie pozwolić komukolwiek zmuszać innych do wyznawania danej religii.
Bawisz się bez sensu słowami, dobrze wiesz że przez oddzielenie państwa od gospodarki można mieć na myśli jedynie zaprzestanie przez państwo działań wtrącania się w dobrowolne akty kapitalistyczne, tak samo jak nie wtrąca się w dobrowolne akty religijne.
Jeżeli jakieś państwo dotuje swoje produkty aby sprzedawać je innym po zaniżonych cenach, to oczywiście zyskują na tym konsumenci innych krajów kosztem podatników kraju dotującego. Może być to bolesne dla producentów z krajów dotowanych, niczym się to jednak nie różni od sytuacji gdy kraj dotowany jest nieefektywny w produkcji danego dobra i bardziej się opłaca go importować, rozwijając w zamian inne bardziej opłacalne gałęzie gospodarki. Na dobrowolnym handlu każdy kraj zawsze się bogaci niezależnie od tego skąd się te tańsze dobra biorą, czyli liberalizacja jednostronna jest równie korzystna (a nawet bardziej, dla kraju dotowanego) niż obustronna - teoria korzyści komparatywnych się kłania.
Ja rozumiem że w Polsce ludzie zdają się być bardzo podatni na prokapitalistyczne manipulacje mass-mediów lecz to co wypisuje niejaki jliber przerasta tę socjotechniczną indoktrynację kapitalistyczną serwowaną przez medialne środki nacisku.
Faszyści byli skrajnymi nacjonalistami a nie "skrajnymi narodowymi socjalistami".
Takie uproszczenia stosują tylko ludzie bezradni wobec argumentów drugiej strony.
Faszyści nie tyle że formalnie akceptowali własność prywatną lecz ogromnie wierzyli iż to ona pomorze im dozbroić armię, stworzyć takie warunki rozwojowe które zwiększą siłę państwa i jego aparatu by zapobiec nastrojom rewolucyjnym klasy robotniczej. Narodowi radykałowie mając problem z robotnikami uznali że należy ich interesy klasowe przymusowo spajać z interesami kapitalistów, by więzi narodowe nie zostały zachwiane.
Do tego celu dążąc mieli w zwyczaju wprowadzać zasady korporacjonizmu gdzie robotnicy ciężko pracując mieli czuć moralny obowiązek wobec swych "braci", burżujów.
Burżuazje narodowe na takie zachcianki narodowych radykałów zawsze przystawały ponieważ to w jakiś sposób zawsze zabezpieczało ich interesy. Poza tym jak wiadomo kapitał chociażby niemiecki już po okresie kryzysu kapitalistycznego lat 1929-1933 zachowując tkankę narodową, robił interesy z zagranicznym kapitałem, korzystając z jego wsparcia, nowinek technicznych.
Ideologia faszystowska i jej bardziej skrajna pochodna która rozwinęła się w Niemczech prezentują sobą dość niespójne teoretycznie założenia.
Z jednej strony ta ideologia stawia na przywiązanie do wspólnoty krwi i ziemi jakimi ma być połączony naród.
Z drugiej strony promuje ekspansywność narodową polegającą na ujarzmianiu narodów słabszych, mniej predysponowanych, mniej konkurencyjnych na tym wolnym rynku walki narodowej.
Faszyzm nie ma w sobie pierwiastków socjalistycznych ani komunistycznych. Jest to reakcja na ideologią komunistyczną z której do dziś nie potrafią się wytłumaczyć siły stojące za jej rozwojem czyli burżuazje narodowe wspomagane przez kapitalistów zagranicznych.
Burżuazja w żadne sposób nie jest ograniczana ani tym bardziej sama się nie ogranicza chyba walką z konkurentami na rynkach.
Państwo stwarza warunki rozwoju dla burżuazji co czyni burżuazję prawdziwą władzą państwową, która korzysta z zapewnianych jej przez fikcyjny rząd przywilejów.
Burżuazja stojąca za rządami do gabinetów poszczególnych ministerstw wstawia ludzi dbających by przygotowywane były prokapitalistyczne ustawy.
Aparat przemocy nominalnie znajduje się w rękach urzędników państwowych lecz tak naprawdę jest orężem w rękach kapitału.
Taki się ukonstytuował wolny rynek na świecie ponieważ burżuje walcząc ze sobą stosują różne chwyty, czasami w mniemaniu utopijnych liberałów, niedozwolone.
Wolny rynek nigdy nie miał służyć Kowalskiemu lecz tym co w wyścigu szczurów są najbardziej konsekwentni w dążeniu do bycia przy władzy, dużych pieniądzach. Własność prywatna deprawuje i demoralizuje ludzi co czyni ich wzajemnie wykańczającymi się ekonomicznie maszynami.
Słowo "socjalizm" zarówno w socjaliźmie narodowym jak i marksistowskim istnieje dlatego że jego idelogia stawia społeczeństwo (society) na pierwszym miejscu, czyli wartości społeczne są ważniejsze od indywidualnych, a nie po to aby opisać konkretne rozwiązania które temu celowi mają służyć.
Oczywiście że używają one różnych, przynajmniej pozornie, metod, aby osiągnąć swój cel społecznego dobrobytu, ale liberał od razu widzi ich cechy wspólne, czyli pogarda dla indywidualizmu, arbitralne rządy biurokracji, brak wolnego rynku, brak wolności osobistych i politycznych, i wie że różnice są w większości formalne.
To że ty za prawdziwie "socjalistyczne" wartości (czyli służące społeczeństwu) uważasz jedynie te marksistowskie, to mnie nie dziwi, podobnie jak to że nacjonaliści uważają za "socjalistyczne" są jedynie te które są narodowe.
Tak jak mówiłem, nie ma czegoś takiego jak spójna klasa "burżuazji", mająca wspólne interesy. Są firmy mniej lub bardziej efektywne, te pierwsze chcą jak najmniej wolnego rynku a te drugie jak najwięcej wolnego rynku. Aparat przemocy państwa do wykorzystywania innych, do ograniczania konkurencji, wykorzystują tylko te mniej efektywne.
chciałbym zauważyć, że religia przymierzana jest na maturę, do Czestochowy jeżdżą wycieczki pocztowców, a jak przejeżdża papież, to nie mogę kupić piwa. No, ale na pewno liberałowie też chcą tutaj rozdziału, więc sie niepotrzebnie czepiam.
Ale do rzeczy. Nie bawię sie słowami, tylko próbuję się uwolnić spod ich zasłony. Był sobie kiedyś feudalizm. W feudalizmie naturalne było, że chłop pracował i oddawał część owoców swojej pracy feudałowi. Feudał go bronił, sprawował nad nim sąd i wyzyskiwał, ile się dało. Otóż ten system, w którym decyzje ekonomiczne, i sporo innych nie były podejmowane swobodnie, był uznawany za naturalny, natomiast zaczątki kapitalizmu budziły opór.
Wy, liberałowie, uważacie "rozdział" państwa i gospodarki za naturalny. A polega on na takim, a nie innym sposobie ingerencji państwa, takiej, a nie innej ramie instytucjonalnej. Mówię: ingerencji, bo w doskonałym systemie wolnorynkowym strajki byłyby nielegalne, czy nie? Ale niech będzie, że to nieingerencja, to nieważne w tym momencie. Otóż niektórzy uważają, że system wolnorynkowy można ulepszać, np. odbierając część środków kapitałowi i przesuwając ją do pracowników. Wtedy kapitał dalej prowadzi swoje gry, choć z mniejszymi środkami, a państwo się do nich nie wtrąca, jak w Twoim cudownym śnie. Ale pracownicy zyskują środki pozwalające na podejmowanie decyzji. Zwiększa się wolnośc znacznej grupy społecznej. I to jest lepsze, choć upieracie się, że tamto jest "naturalne". A takie, zmiany można przeprowadzić i utrzymać poprzez proces polityczny.
Różne grupy społeczne od zawsze próbowały walczyć o swoje interesy w procesie politycznym. Rządy to nigdy nie była jakaś inżynieria, to zawsze była polityka właśnie, starcie interesów.
liberałowie lubią zapominać, że do rozkręcenia poważnej działalności gospodarczej nie wystarczy sam kapitał. Potrzebny jest jeszcze czas - na rozbudowę aparatu produkcyjnego, nawiązanie więzi z kooperantami i klientami, procedury prawne - miesiące. I potrzebna jest także nadzieja przyszłego zysku w niepewnym świecie. dlatego kapitaliści często jako sygnał traktują obecny popyt albo działania innych kapitalistów.
Jeśli w dwa kraje konkurują i jeden zastosuje dość długo dotacje, przemysł drugiego upada. Ale to nie jest tak, że potem się podnosi, jak wańka wstańka, kiedy dotacje sie skończą. Dotowany przemysł zajmuje rynki zbytu, uzyskuje korzyści skali, konsumenci przyzwyczajają się do marki.
Zaraz mi powiesz, że kapitał z upadłej branży przenosi się do innej i tam sobie to odbija. Ale potrzebny jest czas, oraz istnieje niepewność, która zawsze może zapobiec inwestycji.
Poza tym dotacje mają w rolnictwie kojący wpływ na zawirowania rynku. Jak sie okazuje każdy rozdrobniony, wysoce konkurencyjny rynek jest też niestabilny. To podwaja niepewność. dlatego jakieś ceny minimalne, albo dotacje się przydają. Jak twierdził Tobin, bez sztywności cen wahania gospodarki byłyby głębsze.
W systemie libertariańskim prywatne szkoły będą mogły sobie mieć na maturze nie tylko religię ale nawet plucie na odległość, jeżeli ich rodzice uważają że jest to krytyczna wiedza dla ich dzieci.
Cały spór o to co ma być na maturze, o to co mają uczyć szkoły jest zbyteczny i wynika z istnienia państwowego systemu edukacji. Te decyzje powinny być podejmowane przez konkretne szkoły, czyli ostatecznie przez rodziców jako ich klientów. Zauważ przy okazji że sprywatyzowanie szkół to zupełnie osobna kwestia od tej czy państwo powinno biednym dzieciom zapewnić edukację. Innymi słowy, do tego aby państwo żywiło biednych nie są potrzebne państwowe piekarnie.
Strajki byłyby jak najbardziej legalne w systemie libertariańskim, nikt nikogo nie zmusza do pracy, ale oczywiście legalne byłoby także natychmiastowe zwolnienie tych pracowników, chyba że nie jest to zgodne z konkretną umową pracy oczywiście, choć wątpię czy jakiś pracodawca chciałby podpisać umowę pracy pozwalającą pracownikowi nie pracować a jednocześnie otrzymywać pensję.
Używanie argumentu o "naturalności" pewnego systemu, robione często przez libertarian, jest moim zdaniem rzeczywiście niefortunne. Bierze się to oczywiście z filozoficznej tradycji prawa naturalnego rozwiniętego przez Locka. Umożliwia to takiemu np Mike Hubenowi "obalanie" idei libertariańskich w gruncie rzeczy poprzez stwierdzenie że on zadnych praw naturalnych nie zna. I ma rację. Jednak rozwiązania libertariańskie wcale nie są lepsze dlatego bo są "naturalne", ale dlatego że dają lepsze rezultaty według kryteriów stosowanych przez ich... przeciwników. Libertarianizm prowadzi do największego bogactwa właśnie klasy robotniczej, w długim terminie kapitaliści otrzymują jedynie naturalną stopę procentową wynikającą z preferencji czasowych (czyli nic nie zarabiają) a zyski przedsiębiorców dążą do zera. Innymi słowy, jeżeli przedsiębiorcy przestaną ciągnąć w pewnym momencie ludzkość do przodu poprzez nowe produkty i usługi, ich zyski spadną do zera.
Mówisz o niepewności w kapitaliźmie. Niepewność, ryzyko, niebezpieczeństwo złych inwestycji to nie jest cecha kapitalizmu. To jest cecha ŚWIATA w którym żyjemy. Wprowadzając socjalizm, ingerencje państwowe w wolny rynek, wydaje ci się że zastępujesz wolnorynkowy chaos działaniem planowym. Mylisz się jednak, bo właściciel każdej prywatnej firmy jak najbardziej planuje, i to często tak że po nocach nie śpi bo ryzykuje własne pieniądze. Biurokraci natomiast nie tylko niczym nie ryzują, ale też i zysk firmy, czyli pozytywny wpływ jej istnienia na społeczeństwo uwidoczniony poprzez dobrowolne zakupy jej produktów, nie jest dla nich żadną istotną motywacją. O ile prywatny właściciel, w ramach swojej prywatnej konsumpcji, może zatrudnić kogoś tylko dlatego bo jest z rodziny zamiast bardziej efektywnej osoby z zewnątrz, tego typu akcje będą zawsze minimalizowane przez główne pragnienie, pragnienie zysku. W przypadku biurokratów jego prywatny zysk, oraz jego rodziny, staje się celem nadrzędnym. W ten sposób jakiekolwiek interwencje państwa w gospodarce zmniejszają jej efektywność, a tym samym spowalniają bogacenie się klasy robotniczej, których płace w długim terminie dążą do opłacalności ich zatrudnienia poprzez konkurujących między sobą przedsiębiorców. Im bardziej się opłaca przedsiębiorcom zatrudnić pracownika, tym szybciej płace idą w górę. Przedsiębiorcy są jak sępy wyrywające sobie zyskownych pracowników w celu osiągnięcia wyższych zysków, podbijając ich płace. Ale oczywiście jak państwo narzuci 80% podatki, przeróżne kosztowne regulacje, tony biurokracji, to już zatrudnianie pracowników nie będzie tak opłacalne i ich sytuacja na rynku pracy automatycznie się pogarsza.
Mówisz, że "Jeśli dwa kraje konkurują i jeden zastosuje dość długo dotacje, przemysł drugiego upada."
Który konkretnie przemysł, która branża? Ta którego produkty są dotowane przez inne państwo? Bardzo możliwe. Po co daną rzecz produkować skoro inny kraj chce nam zrobić prezent. Nie możesz jednak mówić że ogólnie cały przemysł upada, wszystkie branże, bo zamiast upadłych rozwijają się inne bardziej opłacalne. Przecież jeśli otrzymujemy coś za darmo, taniej możemy produkować inne rzeczy. To jest tylko kwestia przesunięcia czynników wytwórczych, tym zajmują się przedsiębiorcy kierowani chęcią zysku, niech cię o to głowa nie boli. Ty, jako pracownik, przychodzisz już tylko na nowe gotowe jeszcze bardziej produktywne i opłacalne miejsce pracy i dzięki zwiększonej produktywności gospodarki możesz jeszcze więcej czasu przeznaczyć na swoje socjalistyczne narzekanie.
Każdy potrzebuje nadziei
Różnimy się co do analizy istoty panującej rzeczywistości ponieważ ty zachowujesz naiwną wiarę w absolut liberalizmu.
Najważniejszą wartością dla ponad trzech czwartych ankietowanych Polaków jest szczęście rodzinne. Tuż za nim wymieniają zdrowie oraz spokój i uczciwe życie. Niemal wszyscy Polacy chcą mieć dzieci - wynika z sondażu Centrum Badania Opinii Społecznej (CBOS), który PAP otrzymała w piątek.
zaden (j)libertarianski czy (j)liberalny system nie jest nastawiony na te wartosci i dlatego w ogole nie nalezy sie przekmowac tym co wypisuje jliber
moze on pisac elaboraty na 10tys linii tekstu, a nie zmieni rzeczywistosci, ze wiekszosci Spolecznestwa nie obchodzi liberalna sprawiedliwosc posiadaczy (kapitalu)
od tego musimy zaczac, ze jako Spolecznosc potrzebujemy systemu (poki co rzadu), ktory bedzie realizowal te wlasnie wartosci, czyli sprawial ze w tym miejscu, w ktorym zyjemy (Polska) bedziemy chcieli dalej zyc (a nie emigrowac) z poczuciem, ze zmierzamy w kierunku zdrowego, spokojnego, uczciwego, szczęśliwego życia naszych rodzin
- RODZIN - nie Kowalskiego, spolki z o.o., czy tez jakiegos ponadnarodowego koncernu
chcemy rzadu, ktory np. w sporze PZU vs. Eureko, bedzie myslal o rodzinach Polskich pracownikow PZU i rodzinach Polskich klientow ubezpieczalni i reszcie Polskich rodzin, ktorym dzialalnosc tej instytucji moze sie przyslozyc, a nie o tym ktora instytucja ma "racje" wg kapitalistych regol umow i traktatow -
chcemy rzadzacych myslacych o szczesciu naszych dzieci , ktorych moze jeszcze nie mamy, ale mozemy miec, a nie o aktualnym potencjalnym zysku jednego czy drugiego przedsiebiorcy
.
Libertarianizm ma dokładnie te same cele co socjaliści, różnimy się jedynie używanymi środkami. Upragnione przez ciebie szczęście rodzin ZALEŻY właśnie głównie od zysków przedsiębiorców, a nie od tego że rząd będzie o szczęściu tych rodzin myślał, bo rząd nic nie produkuje a jedynie pasożytuje, a to że większość społeczeństwa ma to głęboko w poważaniu i nie potrafi tych związków zrozumieć, to ja się nie dziwię, inaczej byśmy nie mieli takiego bagna w Polsce jakie mamy.
No właśnie tyle jest warta "analiza istoty panującej rzeczywistości" Pawła Marelsa Lenckiego, nie mówiąc już o matce nadziei Tomka Sosnowskiego.
Żeby dowiedzieć się "czego ludzie chcą" na poziomie ogólnym, nie trzeba robić żadnych badań opinii publicznej, tylko wystarczy zajrzeć do podręcznika psychologii. Co zaś do konkretów, to "rząd" (domyślam się że chodzi Ci szerzej o władzę publiczną) z reguły działa w interesie grup społecznych, które reprezentuje, a nie żadnych "rodzin". Coś ci się z mafią pomyliło.
co do pierwszych dwóch kwestii, to właściwie nie miałem zamiaru o tym dyskutować. I tak odchodzimy od tematu.
co do rozdziału gospodarki od polityki moge się zgodzić, że niezgodności między nami wypływają z odmiennego użycia terminów. O ile ty się zgodzisz, że każdy system gospodarczy potrzebuje politycznego umocowania.
Natomiast co do dotacji, to w moim poście próbowałem od razu odpowiedzieć na ten zarzut, o którym wiedziałem, że go postawisz. Widocznie nie wypowiedziałem się jasno. Rzeczywiście, w prymitywnym modelu ekonomicznym dotowane towary z kraju A są prezentem dla konsumentów kraju B. A kapitał kraju B przenosi się do innych branż. Kraj B rozwija inne branże i jest tanio zaopatrywany w branży, którą rozwija kraj A. Sama korzyść.
Ale to nie takie proste. Kapitał, aby przenieść się do innej branży, musi uzyskać informacje o tej branży, nawiązać kontakty, to kosztuje.
Porzucenie produkcji jest także porzuceniem kapitału umieszczonego w maszynach, doświadczeniu, kontaktach. stratą jest.
Na przeniesienie kapitału potrzebny jest czas, tym więcej, im bardziej skomplikowana produkcja. Kolejne straty.
Każda nowa inwestycja wiąże się z niepewnością, która może ją powstrzymać. Kapitał wcale nie musi zostać zainwestowany gdzie indziej.
Zwłaszcza, że upadek jednej branży powoduje bezrobocie i spadek popytu. Ponieważ o inwestycjach często decyduje aktualny popyt, ten wolny kapitał może nie zostać zainwestowany.
Jestem przeciwnikiem dotacji. dotowanie kapitalistów wydaje mi się jedną z poważniejszych niesprawiedliwości. W porównaniu z innymi sposobami wydatkowania publicznych pieniędzy jest też nieefektywne. Jednak czasem to działa.
Zapominasz o kosztach kraju dotującego. Aby rozdawać towary za darmo innym, trzeba odebrać od ust własnym obywatelom, albo podatkami (w tym inflacyjnym) albo osłabiając własną walutę (co przeważnie uzyskuje się drukując puste pieniądze i kupując za nie dewizy, czyli znowu tak naprawdę podatek inflacyjny).
Innymi słowy, dotowane towary z kraju A rzeczywiście powodują rozwój branży dotowanego towaru w kraju A, ale kosztem wszystkich innych branż kraju A.
Merkantylizm nigdy nie "działa", merkantylizm to ograbianie narodu kosztem specjalnych grup interesu lobby eksporterów oraz zagranicznych konsumentów.
Co do twojej metodologii, radzę każdą proponowaną teorię, aby zweryfikować jej poprawność, postawić zawsze na tle uniwersalnej prawdy że nie ma darmowego lunchu, to naprawdę pomaga.
Dotacje bierze się z podatków, dotowany przemysł zyskuje, podatnik traci. Ale kraj B traci zatrudnienie w jednej z branż i niekoniecznie zyskuje w innej. Kraj A odzyskuje pieniądze, które wydał, sprzedając towary w zdominowanej branży.
To analogiczne do cen dumpingowych. Bogata firma traci forsę na wyparcie konkurenta z rynku. A potem sobie ją odzyskuje.
A co do darmowego lunchu to faktycznie go nie ma, ale w mikroekonomii. W makroekonomii już bywa, jeśli istnieją niewykorzystane zdolności produkcyjne i istnieją kłopoty z koordynacją. Ja wiem, na pewno nie znosisz keynesizmu i ogóle uważasz, że Keynes umarł. Ale to wciąż poważny, może najpoważniejszy nurt współczesnej ekonomii, obok monetaryzmu i teorii realnego cyklu koniunkturalnego. Tą ostatnią trudno stosować, bo ona zakłada nie robienie niczego. A monetaryzm wychodzi również od modelu IS-LM.
A w ogóle, to ty pewnie jesteś zwolennikiem Hayeka?
Słowo dumping jest używane przez mniej efektywną konkurencję aby usprawiedliwić użycie aparatu przemocy państwa przeciwko bardziej efektywnej.
Nie było jeszcze historycznie przypadku aby jakaś firma uzyskała trwale dominację na rynku przez użycie dumpingu. To czy w ogóle kiedykolwiek jakakolwiek firma użyła dumpingu, jest bardzo wątpliwe, bo można pokazać że się to żadnej nie opłaca. A jak użyła to na własną szkodę jedynie. Terminu dumping można też łatwo nadużywać odpowiednio definiując co jest "produktem". Np. można powiedzieć że Microsoft stosuje "dumping" bo "rozdaje" przeglądarkę internetową za darmo z systemem. Ta logika jest bardzo płodna, można np według niej powiedzieć że sprzedawca samochodów dumpinguje każdą jego śrubkę za darmo, itd, itp. Płodne, czyli konkurencja chwyci się tego typu propagandy z zapałem.
Firma obniżając ceny poniżej kosztów produkcji, traci na każdej sprzedaży. Pamiętaj teraz że jeżeli firma obniża ceny, zwiększa się popyt na jej produkty, a zwiększona sprzedaż oznacza że się wykrwawia szybciej niż przy normalnym popycie. Konkurencja może tymczasowo zmniejszyć produkcję, poczekać aż firma dumpingująca się wykrwawi. Choćby nie wiem jak była wielka, prędzej czy później skończą jej się pieniądze na wyrzucanie w błoto i będzie musiała podnieść ceny. Konkurencja wtedy zwiększa produkcję i wszystko jest po staremu, oprócz tego że firma dumpingująca straciła tonę forsy robiąc prezent konsumentom.
Jednak często słyszeliśmy, słyszymy i będziemy słyszeć w mediach o dumpingu. Każda mniej efektywna firma będzie tak krzyczeć. Szczególnie lobby firm krajowych danej branży będzie głośno krzyczeć o dumpingu firm zagranicznych, bo im najłatwiej zabronić opłacalnej sprzedaży poprzez cła, na szkodę konsumentów swojego kraju oczywiście.
A co do pytania czyim jestem zwolennikiem. Heyka czytałem do tej pory tylko Road To Serfdom (Droga do zniewolenia). Wspaniała książka, pokazuje jak socjalizm zawsze i niezmiennie MUSI prowadzić do totalitaryzmu, jako zupełnie odrębny proces niezależnie od tego czy jest to system ekonomicznie efektywny czy nie.
Jeśli chodzi o myśl ekonomiczną, to jestem jak na razie pod największym wrażeniem Murray Rothbard'a, przeczytalem jego America's Great Depression (Wielki Kryzys w Ameryce - czyli jak stworzenie FED w 1913 i następująca po tym generacja pustego pieniądza w USA w latach 20tych doprowadziła do kryzysu lat 30tych), An Austrian Perspective on the History of Economic Thought (Historia myśli ekonomicznej z perspektywy Szkoły Austriackiej - po prostu genialne, najciekawsze jest to jak Smith/Ricardo/Mill wrzucili rozwój ekonomiczny na błędny tor na prawie całą dekadę i umożliwili pośrednio powstanie potworka marksizmu, względem tego co robili już przed nimi średniowieczni scholastycy lub włoscy i francuscy ekonomiści tacy jak Cantillon, Say czy Turgot), Man, Economy, and State (Człowiek, gospodarka i państwo) - wykład ekonomii pełną gębą, wszystko logicznie się trzyma, wszystko po kolei od ludzkiego działania, wreszcie człowiek rozumie jak to się wszystko kręci, a na deser wspaniała analiza i kategoryzacja przemocy państwa.
Jesli sie wypada z rynku, to potrzeba czasu, żeby na niego wrócić. I od nowa zainwestowanych pieniędzy.
Nie wiem, dlaczego zakładasz, że większy nie przetrzyma czasu potrzebnego na wyparcie mniejszego z rynku. I nie odbije sobie tego potem, skoro na rynek trudno wejść. A ty to po prostu zakładasz.
zaczynam się zresztą powtarzać, bo wydaje mi się, że nie obaliłeś moich argumentów.
Zobacz na przykład co robią od wielu lat Chiny, poprzez skupowanie dolara obniżali kurs swojej waluty, na masową skalę dotując amerykańskiego konsumenta. Czy było wiele upadków firm i zwolnień pracowników w USA w związku z importem tanich towarów z Chin? Mnóstwo. Czy wzrosło w USA bezrobocie? Ani trochę, dalej jest w okolicach 4-5%, czyli po prostu rozwinęły się nowe branże, często z dużo bardziej zaawansowanymi technologiami, albo na wyższym poziomie zarządzania (outsourcing zamiast samej produkcji). Co z tego mają Chiny? Owszem, ich eksporterzy się rozwinęli, ale USA za to rozwinęła dużo nowocześniejszych branż. A teraz Chiny zostały z bilionami dolarów rezerw walutowych których wartość leci na mordę, i to jeszcze tak na serio nie próbowali ich jeszcze chińczycy sprzedać. A eksport tradycyjnych towarów w USA już zaciera ręce. Oto potęga i elastyczność wolnorynkowej gospodarki, nawet 1% tej elastyczności nie osiągniesz przy pomocy biurokratów i polityków.
Nawet jeśli większy to wytrzyma, to i tak nic to nie zmieni, bo zawsze musi liczyć się z pojawieniem się nowych konkurentów jak tylko podniesie ceny powyżej kosztów produkcji. To dlatego jakiekolwiek akcje "antymonopolowe" albo "antykartelowe" aparatu przemocy państwa są znowu tak naprawdę walką między konkurentami go lobbującymi. Pamiętaj, urzędnik aby zarobić na życie nie musi robić NIC, bo sprzedaż jego usług jest zapewniona przez aparat przemocy, czy się stoi czy się leży, więc jeśli coś robi to tylko dlatego bo akurat dostał od kogoś dodatkowo do kieszeni. Innymi słowy, tak, duża firma może sprawić prezent konsumentom, podobnie państwowy aparat przemocy może taki prezent zrobić konsumentom innych krajów kosztem własnego narodu, ale dawanie prezentów nie ma wpływu na prawa ekonomii.
Twoje zmartwienia co do elastyczności wolnego rynku może zostaną rozwiane gdy uświadomisz sobie że są na nim miliony osób zmotywowanych jak s...syn (marchewka w postaci zarobku + kijek w postaci ryzyka utraty kapitału) aby zarobić na każdej najmniejszej nawet różnicy między cenami środków produkcji a dóbr konsumpcyjnych. Tymczasem twoje zmartwienia są bardziej oparte na systemie gdzie parę osób mających wszystko w d... planuje centralnie cały proces produkcji narodu w dodatku bez możliwości kalkulacji ekonomicznej.