"odpowiedzialne wycofanie z Iraku, w pierwszym możliwym terminie pozwalającym Irakijczykom na bezpieczne przejęcie zarządzania własnym krajem"
Bush mówi to samo.
mi się zdaje, czy Obama mówi językiem dokładnie przeciwstawnym wobec krytyków hegemonicznych dyskursów, rewolucjonistów antypatriarchalnych i dekonstruktorów heteronormatywności?
A jeśli tak, to jakie wnioski?
Może i w Polsce przydałaby się lewica, w której języku byłoby miejsce na wspólnotę i wartości?
To dla mnie hasło-klucz do poglądów lewicowych. Wynika wprost z zasady równości. Musimy odważnie odwoływać się do wartości równości i obrony słabszych, przeciwko prawicowym wartościom które preferują zwykle silniejszych, a na słabszych mówią "klasa niższa" która musi ugiąć się przed silniejszymi- i trwać na swojej uniżonej pozycji, konserwowanej przez prawicę.
Demokracja sprowadzać się powinna do wyboru wartości, bo wyborcy nie są w stanie wnikać w szczegółowe programy.
Ja jestem kulturowym konserwatystą;)
Oczywiście jeszcze zależy, o jakiej wspólnocie mówimy i o jakich wartościach.
Pytanie: czy za slabszych uwazasz tez takich np. moherow?
jeden już tam kiedyś coś mówił na temat snów i go zastrzelili. Może to bardzo niebezpieczne marzyć w Ameryce?
Oceniając na chłodno szanse Obamy to wydaje się ze sa one iluzoryczne, zwłaszcza ze finansowana jest przez te same nacje które finnsowały kampanię męża Clinton. Z drugiej strony w sztabie Obamy jest ten który przełamał hegemonię Włochów i doprowadził do wyboru papieża Polaka. Być może że Brzezińskiemu uda się również to co na "zdrowy rozum"jest niemożliwe czyli wyboru Afromerykanina na fotel prezydenta USA. Wprawdzie Obama może jest mało wyrazisty, ale osobiście wolę Go niż wyrazistą Clinton, która będąc zobowiązaną przparłaby Nas w kwestii roszczeń żydowskich tak, jak jej mąż przyparł szwajcarów popierając roszczenia żydów.
Wątpię w szansę Obamy na zajęcie Białego Domu, ale nawet jeśli - to "soł włot"? Mamy zachwycać się i dawać za wzór oficera wysłanego przez generałów korporacyjnej Ameryki na odcinek multi-kulti tolerancji?
Bez kpin - Obama ani na jotę nie podważa logiki amerykańskiego systemu. I o ile zgadzam się z Alfabetem co do bełkotliwości CZĘŚCI propozycji polskiej alter-lewicy (zwłaszcza jej fake-lewicowej odmiany, latoś mocno obrodzonej), to żadną miarą nie ma najmniejszego sensu drążenie bajki "lewego" skrzydła amerykańskiego establishmentu.
Uprzedzając słowotok Abecadła o "oderwanej lewicy" - akurat amerykańscy populiści w rodzaju Nadera czy nawet Buchanana (pomijajac niesmaczne wątki nacjonalistyczne) mają ten język całkiem udatny.
Serio, gdybym miał wybór między Obamą a jakimś biuchananopodobnym konserwatystą antykorporacyjnym to skłaniałbym się ku temu drugiemu (choć wolę trzeciodrogowy populizm naderowski).
przy okazji, bo dyskusja TUTAJ http://lewica.pl/forum/index.php?fuse=messages.16011
chyba padła, a ja musiałem ją (i forum) na jakiś czas opuścić i straciłem "ciągłość" -
Koleżanki i Koledzy z tamtego wątku bardzo trafnie wymienili kilka wad wskaźnika PKB, ja od siebie dodam tylko jedną rzecz: podany przez Ciebie przykład to nie PRODUKT KRAJOWY tylko DOCHODY INDYWIDUALNE.
Przepraszam, że podgrzewam starego pieroga, ale chyba nikt tego tam nie zauważył.
Wydaje mi się zresztą, że całkiem trafna, jeżeli nie, to poproszę o kontrargumenty. Dyskusja rzeczywiście się urwała bo artykuł zjechał na dół, ale wcale mnie nie przekonały obiekcje V.C. czy zig_zaca.
Po pierwsze - PKB rzeczywiście odzwierciedla bardziej siłę gospodarki niż dobrobyt indywidualny, ale też przedstawione w artykule badania właśnie tego pierwszego dotyczyły. Co to za "najnowocześniejsza gospodarka" (myślę o Szwecji) która wytwarza per capita dwie trzecie tego co najlepsi konkurenci.
Dalej. Oczywiście, że wskaźnik PKB nie ujmuje pewnych kwestii takich jak praca domowa czy wolontariat, ale żeby potraktować to jako zarzut, należałoby udowodnić, że 1. owe nie ujęte prace pracują na dobrobyt 2. w gospodarkach o wyższym PKB ich wartość per capita jest niższa niż w gospodarkach o niższym PKB. Co do pierwszego mam wątpliwości. PRL-owska gospodyni domowa spędzała godzinę dziennie na zmywaniu, podczas gdy dziś wystarczy wstawić naczynia do zmywarki i nacisnąć guzik. Uważasz, że ta pierwsza sytuacja powinna znaleźć odzwierciedlenie we wskaźnikach opisujących wytwarzanie dóbr i usług na zasadzie "pracuję, więc powstaje wartość"? Co do drugiego - wyystarczy spojrzeć na aktywność społeczną Amerykanów czy Niemców, porównać to z polskim tumiwisizmem w tym względzie i zaraz się okaże, komu ujęcie aktywności społecznej w PKB mogłoby pomóc, a komu zaszkodzić. Idąc dalej. Zbrojenia - owszem, gdyby pochłaniały 30% PKB, rzutowałyby na interpretację tego wskaźnika, ale że pochłaniają w najbardziej wojowniczym i non-stop prowadzącym wojny kraju zachodnim - w USA - coś koło 2% PKB, nie ma o czym w ogóle mówić.
Jasne, że PKB per capita nie jest idealnym wskaźnikiem odzwierciedlającym dobrobyt kraju. Tyle tylko, że kraje "bogate" są bogate m.in. tym, że od dziesiątków, czasem setek lat gromadzą kapitał materialny, społeczny, kulturowy itd. i "nowobogaccy" muszą to nadganiać, a tego nie da się zrobić bez wytwarzania dóbr i usług w większej ilości niż konkurenci.
wole demokratow bo z nimi zawsze latwiej sie dogadac a jesli amerykanie wybiora republikana to USA zaatakuja Iran na bank!
nowoczesna gospodarka to dla mnie taka, która potrafi - w stopniu większym niż inne modele - spełnić potrzeby społeczeństwa (materialne, edukacyjne, zdrowotne, kulturalne, środowiskowe). PKB mówi de facto o sumie wydanych (przez rząd, przedsiębiorstwa i obywateli) na wszystko pieniędzy, nawet jeśli są to wydatki przeznaczone na bohaterską walkę np. ze smogiem, korkami, chorobami cywilizacyjnymi, zniszczeniami wywołanymi przez katastrofy naturalne i nie). Ja osobiście czniam "siłę wzrostu" z powodu której miałbym harować jak wół w nadgodzinach, gnić w korku i tracić tam czas, wydawać fortunę, żeby załapać się na "wakacje w naturalnych plenerach", no i oczywiście prywatną poliklinikę trującą mnie chemią w celu pohamowania postępów raka - oczywiście wyśmiewam tu "rozwój" w stylu amerykańskim. Porównując listę krajów "rozwiniętych" wg PKB z listą państw o najwyższym poziomie dobrobytu czy jakości życia widać wyraźnie, gdzie więcej się produkuje, a gdzie lepiej się żyje.
sił wytwórczych do swojego schematu, zgodnie z którym lepiej (bo przyjemniej) jest leżeć pod gruszą i podziwiać obłoczki na niebie niż zasuwać przy tokarce. Twojej domyślności pozostawiam proste pytanie, czym się skończy taki konflikt między rozwojem sił wytwórczych a blokującymi ten rozwój stosunkami społecznymi :-).
P.S. Koszty środowiskowe, zdrowotne itp. już są uwzględnione w PKB, albowiem PKB uwzględnia koszty ponoszone przez podmioty gospodarujące, także pośrednio.
Już wiem dlaczego mam popierać Jacka Johnsona a nie Johna Jacksona.
Nokia, Saab, Concorde, TGV - to tak z grubsza kilka przykładów innowacyjności w gospodarkach "mniej produktywnych" i "bardziej etatystycznych" od amerykańskiej.