a przychodnie lekarskie nawet w najmniejszych miasteczkach. Antybiotyków nie dawali ówcześni lekarze na czuja, ale kierowali do laboratoriów na wymaz i badanie posiewu, na jaki antybiotyk jest on odporny a na jaki na dane bakterie chorobowe reagują. Do okulisty nie czekało się w kolejce miesiącami, Centrum Zdrowia Dziecka było zbudowane w celu ratowania życia dzieci z całej Polski i skupiało najlepszych specjalistów wszelkich kierunków medycznych.Dzieci leczono tam BEZ względu na zasobność portfeli rodziców. To są fakty! Może ktoś chce mimo wszystko z nimi dyskutować? W PRLu zamknięto mi drogę do awansu zawodowego, podwyżki w pracy dostawałam tylko ustawowe. Ale nie mam zamiaru kłamać,że było inaczej, niż było.
Gdy jeszcze ja chodziłem do szkoły podstawowej w latach 90-tych, gabinet stomatologiczny i lekarski na tym poziomie edukacji, był normą. Potem przyszedł czas na reformy, gdzie pozbawiono dzieci szkolnych usług stomatologicznych a następnie rolę gabinetu lekarskiego ograniczono do minimum.
Bo przecież trzeba było "ciąć koszty" i likwidować zdobycze socjalne Polski Ludowej.
chrzanicie.
Przypadkowo znałem gościa, który w dzieciństwie chorował na astmę. Medycyna PRL była w stanie mu zaproponować tylko paliatywy. Przeżył dlatego, że moczarowcy wygnali za pochodzenie znajomą jego rodziców, która ze zgniłego Zachodu przesyłała dla niego pełnowartościowe lekarstwa.
I wy ośmielacie się wychwalać PRL-owską służbę zdrowia!?
Służba zdrowia w PRL zapewniała POWSZECHNY dostęp do PODSTAWOWEJ opieki zdrowotnej. Inaczej mówiąc, kładziono nacisk na profilaktykę. W sumie póki w III RP ciągnięto tamtą tradycję uzupełniając ją w miarę możliwości o nowoczesne metody leczenia, nie było tak źle. Gorzej, że teraz wszystko zmierza do leczenia na średnim europejskim poziomie dla wybranych (może nie dla ścisłych elit, ale powiedzmy dla 10-15% społeczeństwa), odpuszczenia sobie profilaktyki i pozostawienia reszty społeczeństwa na lodzie.
To może w szkołach, w okresie PRL-u ale i jeszcze w latach 90-tych nie były robione okresowe badania dzieciom, dzieci nie myły sobie zębów specjalną pastą która miała spowodować trwałość szkliwa, nie było wizyt lekarskich?
Mój dziadek, w PRL-u nie zdołał zostać wyleczony, ponieważ chorował akurat na taką odmianę raka z którą w Polsce ówcześnie nie potrafiono sobie poradzić więc dobrze wiem akurat jaka ta służba zdrowia ówczesna była.
Nie oznacza to że miała ona same minusy.
Wtedy poza tym budowano szpitale i przychodnie. Dziś je się zamyka.
Tym bardziej, że podstawowe zbiegi dentystyczne są niby ''za darmo'', a chyba nikt z moich znajomych, ja także, nie korzysta z państwowych gabinetów dentystycznych. Czyli płacimy 2 razy.
Tak swoją drogą to mój dziadek niedawno się dowiedział, że chociaż cale życie zabierali mu składkę na zdrowie to musi zapłacić za ''szufladkę''. Państwo może mu dać (tzn. może zamówić na za 3 miesiące) ''szufladkę'' z czterema zębami przednimi. Ten sam gabinet zrobi mu za kasę kompletną szufladkę na pojutrze!!!!!!!!
To jest skandal! Na co ten człowiek tyle kasy płacił przez calł życie? Naprawdę lepiej w tym złodziejstwie dążyć do tego, by kasa została w naszych portfelach. W Szwecji to działa, u nas najwyraźniej kasa znika w tajemniczych okolicznościach:/
Wszyscy płacili na wskazówki Sachsa i Sorosa dla Leszka Balcerowicza dotyczące tego jak mają wyglądać przemiany ekonomiczne po roku 1989.
choroby, bo to leki kapitalistyczne? I może jeszcze powiesz,że teraz mamy lepszy ustrój i nikt już nie umiera i nie choruje? Czy na jakiej podstawie krytykujesz stan medycyny PRLu?
a mieszkając również w Stanach leczyła się i tam. I też nic nie dało. Współczesna medycyna zajmuje się głównie wycinaniem i zszywaniem. Choroby były,są i będą. A w PRLu bezsprzecznie było i bezpieczniej i przyjemniej chorować. Z astmą i pylicą kierowano do uzdrowisk -na ubezpieczenie. Ciężkie przypadki chorobowe są zawsze, ale czy to wina systemu politycznego?
więc komentarze nany nt. dostępności i jakości leczenia stomatologicznego oraz tzw. profilaktyki w tamtych czasach pozoastawiam bez komentarza, dołączam je do kolekcji perełek lewego absurdu...
Ja pragnąłem zwrócić uwagę tylko na to ze wtedy medycyna ogólnie (nie tylko w PRL-u) nie była na tyle rozwinięta by lekarze mogli pomóc mojemu dziadkowi.
Zdaję sobie sprawę że uzdrowiska i sanatoria były dostępne dla wszystkich z funduszu ubezpieczeniowego.
W tzw. nowych już "słusznych" czasach czeka się i czeka na to aby móc się znaleźć w sanatorium.
Ja nie neguje tego iż PRL, w aspekcie służby medycznej wiele oferował.
Uważam że np. lekarze którzy dziś tak walczą o podwyżki a zarabiają często po ponad 10 tysięcy złotych, okrywają się hańbą i chcą te ostatnie zdobycze PRL-u zniszczyć.
że na zgniłym Zachodzie nawet cytryny były kwaśniejsze. Szczególnie w Niemcach. A jak przeczytałam o paliatywach, to aż mi się mozg poszerzył z wrażenia... szczególnie w lewej półkuli.
Ten Al-facet to zna się na wszystkim...
uczciwie pracowała na pobierane miesięcznie wynagrodzenie,to i poziom stomatologii byłby wyższy. Nie każdy był sabotażystą i nie każdy olewał swoją pracę jak ona. Uczciwi ludzie nie zasłaniają się systemem politycznym, ale zapracowują na swoje pieniądze. Nasza dentystka w szkole była super.
Faktycznie służba zdrowia była priorytetem. A fluoryzacja zębów raz w miesiącu i szkolne gabinety dentystyczne z wiertarką - za przeproszeniem - na pedał, to raczej powód do płaczu nad kondycją PRL-owskiej służby zdrowia. Chociaż jedno trzeba czewonym oddać: płyn Lugola podawali prawie na czas ...
w tym czasie co były u nas wiertarki na pedał -bez przeproszenia- to na Zachodzie były dokładnie takie same, tylko trudniej dostępne dla pacjenta; częstsze fluorowanie zębów byłoby szkodliwe i nie wiem ,dlaczego chciałbyś pozatruwać dzieci; budowa Centrum Zdrowia Matki Polki trwała tyle,bo stale coś unowocześniano,teraz jest "ztransformowane" ale to ci nie przeszkadza. Rozumiem twoją zawodową nienawiść do PRLu, każdy dziś zarabia gdzie może, ty możesz widocznie tylko własnym zaprzaństwem dojść do jakiegoś grosza, no i niech ci będzie. Ciężka praca przed tobą: przeorać historię, to już lepiej zawracać kijem Wisłę. Bóg z tobą,maluczki.
"Przeżył dlatego, że moczarowcy wygnali za pochodzenie znajomą jego rodziców, która ze zgniłego Zachodu przesyłała dla niego pełnowartościowe lekarstwa".
Inaczej mówiąc, gdyby nie "wygnali" tej znajomej, to mógłby nie przeżyć. Czyli były jednak jakieś plusy i w tym PRL.
On musi ganić PRL. Inaczej ani nie może, ani mu zwyczajnie nie wypada. Tego wymaga odeń jego pozycja, kariera, stosunki, dobre imię.
zarzut bez sensu, bo jak w sam raz piszę słusznie czy nie, ale niepoprawnie politycznie.
Służbę zdrowia PRL cenię za bezpłatną dostępność. Kiedy jednak czytam bezkrytyczne laurki na jej temat, przypomina mi się druga strona medalu.
Wiertarki - z przeproszeniem - na pedał na Zachodzie wycofano na początku lat 70-tych. Chętnie wysyłano je do Polski, towarzysz Edward płacił za nie jak za zboże (w końcu nie swoimi dolarami tylko zgniłych kapitalistów). Fluoryzacja w szkołach raz w miesiącu żeby nie przesadzić z fluorem - dobry żart, równie dobrze można teraz myć zęby raz w tygodniu, twierdząc, że dba się o higienę. Rozumiem, że jesteś sierotą po PRL-u i wciąż śnisz po nocach o taniejących lokomotywach i wspaniałym maśle solonym w bloku, ale nie musisz publicznie obnosić się z własnymi tęsknotami. Trzeba uczciwie powiedzieć, że dolary zgniłych kapitalistów zostały przez towarzysza Edwarda roztrwonione.
"Szumi drętwa mowa jak muszla klozetowa"(Sztaudynger)
co ty pisujesz w realu i czy jesteś poprawny, czy niepoprawny. Swą opinię, może i faktycznie ciut przejaskrawioną, opieram wyłącznie na twoim tworcziestwie portalowym. Tu zaś (odnoszę czasami takie wrażenie) z tą twoją niepoprawnością polityczną niekiedy bywa jak z krytyką władzy w czasach PRL - dobrą wtedy gdy jest jej reklamą.
moja żona skończyła studia w 1998 roku...obecnie sporą cześć jeje pracy zajmuje wydłubywanie peerelowskiego amalgamatu z paszcz pacjentów, których państwowa peerelowska służba zdrobia nie potrafiła zoaopatrzyć w powszechnie znane na zachodzie od lat 60-tych wypełnienia z kompozytów światłoutwardzalnych...
rozumiem, że lokowanie majątku w złocie powszechnie praktykowane przez peerelowską państwową stomatologię, stanowić ma dowód zamożności obywateli w tamtych czasach, a powszechne wtedy (a i teraz) zwłaszcza na wsi spróchniałe pieńki i 90% ubytki były efektem powszchnego leczenia i profilaktyki...
i jeszcze jedna sprawa, tzw. fluoryzacja jest ok, tylko, że to czym wtedy fluoryzowano już 30 lat temu było w krajach bardziej zaawansowanej medycyny uznane za substancję szkodliwą w połaczeniu z owczesnym poziomem fluoru w wodzie pitnej (powszechne plamy na zębach jako efekt hiperfluoroczegośtam)...
kontunuuj nana specjalistyczną propagandę, dobrze sie pośmiać wieczorem....
"państwowy" dentysta zaraibiał wtedy tyle co kierowca cieżarówki w zjednoczniu budowlanym..zaiste motywowało to do pracy po latach ciężiej nauki...
a ludzie i tak chodzili leczyć zęby prywatnie, ciekawe dlaczego, hehe...
Jestem ciekaw co właściwie ma motywować kierowce do jego ciężkiej pracy,którą jest bez wątpienia bardziej stresująca,bardziej odpowiedzialna niż praca stomatologa ? Czy to ,że musiał się na zawodowego kierowce krócej uczyć ? Bo przecież nie płaca.Smieszne te oczekiwania,że po studiach należą się ekstra i do końca życia przywileje płacowe.
jeśli dla twojej żony te studia były ciężkie mogła przecież je zmienić. Np. na filologię klasyczną. Może lżej by jej szło z Homerem czy Cyceronem w oryginale.
Ja szkolnego stomatologa widziałem może 2 razy na oczy. Przez całą podstawówkę (lata 80-te)chodziłem do prywatnego dentysty i dzięki temu mam wszystkie zęby w całkiem niezłym stanie. Szkolni sadyści woleli rwać trzonowce, niż je leczyć.Nana żyje w świecie wirtualnym, bo podobnie jak inne sieroty po PRL-u nie może sobie dać rady w normalnej Polsce. Bylejakość PRL-u bardzo jej odpowiadała.
Widzę, że jestem ok. 20 lat starszy od Ciebie. I wyobraź sobie, że w życiu jeszcze nie byłem u dentysty prywatnie. Nie mam czterech 6 (lubiłem słodycze) i 4 zęby z plombami. Nie wiesz, czy ci prywatni to dają jakąś gwarancję dobrego leczenia? Z tego co do mnie dochodzi, to raczej nie.
a ja pierwszy raz w zyciu u prywatnego dentysty poszedlem dopiero jak bylem na studiach. Wczesniej w podstawowce i liceum co pol roku bylem na przegladzie u szklnej dentystki. Panstwowo robilem sobie tez aparat na zeby.
W 1973 r.aby uzyskać zaliczenie I roku na Uniwersytecie Wrocławskim musiałem przedłożyć do dziekanatu zaświadczenie o całkowitym wyleczeniu swego uzębienia.Sprzęt jakim dysponowała przychodnia akademicka (szybkoobrotowe z chłodzeniem) pozwolił mi wreszcie wyzbyć się strachu przed dentystą. Dziwne, że tą "wstrętną PRL" stać było na takie przychodnie, pewnie dlatego że wówczas nikt nie mówił o "cięciu kosztów" w tym takze społecznych aby napychać kieszenie pewnej kategorii, których zachłaność jest jak horyzont- nigdy niezaspokojona.
Cztery wyrwane i 4 plomby. Ja mam wszystkie, a ostatnia plomba pochodzi z 1995 r. Można powiedzieć, że zęby zjadłeś na PRL-u ...
amalgamat "przyszedł" razem z "nowoczesną zachodnią technologią".
Szumienie narodu tak sobie szumi,szumi, ale jak zwykle wychodzą z tego jedynie szumowiny.