To domena idealistów. W praktyce każdy socjalizm/komunizm jest narodowy i imperialistyczny. To tak samo jak z religiami (bo i socjalizm/komunizm to religia).
Tylko kapitalizm i liberalizm jest internacjonalistyczny zarówno w teorii jak i w praktyce, bo zakłada otwieranie granic dla ludzi i handlu zamiast je zamykać, czyli dokładnie ta przebrzydła globalizacja utrudniająca tworzenie autarkicznych systemów totalitarnych.
przecież sam Budda niczego takiego nie mówił,że będzie inkarnować ponownie;Budda dostał absolutne boskie oświecenie przerywając tym samym krąg inkarnacji i nie miałby się po co fatygować na ziemię ponownie- ma swoich żołnierzy w postaci mnichów, którzy zamiast się modlić zgodnie z nakazami prawdziwego Buddy, by dostać oświecenie, zajmują się polityką i chcą przywrócić lamaizm z jego kastowym pańszczyźnianym systemem. Faktem historycznym jest również,że Hitler pobierał swoje nauki u lamów, od nich wziął również pomysł na zastosowanie symbolu ukośnej swastyki, mającej u buddystów jako symbol poważanie. Wolny Tybet? Dla kogo Tybet i co to oznacza dziś "wolny"?
Chińska sprawa , odpuśćmy sobie
Hehe, stara śpiewka socjalistów na każdy temat, czyli "macie prawo do wolności, a jakże, ALE tylko wtedy jeśli I TU LISTA CECH IDEALNEGO PAŃSTWA".
Tyle niezmiennie jest warte "prawo do wolności" socjalistów. Teoria jak w socjalistycznej telewizji, a w praktyce do gułagu.
jliberze. Twój pean na cześć internacjonalizmu kapitalizmu jest wzruszający. A taka dajmy na to I woja światowa to nie był przypadkiem konflikt narodowych kapitalizmów? A cała masa innych wojen? Imperializm cały polega właśnie na takim konflikcie. Przemyśl to sobie.
że zacznie się produkować sługus jankeskiego kapitału, który nie posiada odrobiny refleksji, nie widzi że w zdaniu "Tylko kapitalizm i liberalizm..." zawarta jest, czysta totalitarna wiara religijna w jedynie słuszny system.
Każda ideologia jest religią, a szczególnie niebezpieczną jest neo-liberalizm, czyli kult silnych nad słabszymi.
Jak się nie ma w co uderzyć to się uderza w stare wyświechtane słowo socjalizm i odmienia przez wszystkie przypadki, tak, tak jilbert twórz, twórz, słomianych ludzików, a później ich naparzaj... ha ha ha...
A teraz pytanie:
Po czym poznać zamordysę, totalitarystę?
Odp: Po ilości użytych w wypowiedzi słów i zwrotów "tylko", "jedynie prawdziwy/słuszny", "nie ma alternatywy".
Teraz Olimpiada. Właśnie przekonanie, że komuniści ją dobrze zorganizują, jest inspiracją dla całej tej awantury. A może lepiej obecnie solidaryzować się Irakijczykami, którzy chcą wyrzucić ze swego kraju okupantów?
Lewicowy internacjonalizm socjalizmu był podyktowany sprzeciwem wobec zbrodni nacjonalizmu i kosmopolitycznych korporacyjnych monopoli (wszelkich form kapitalizmu w tym neoliberalizmu) które rozpętywały w imie zysków szowinistyczne chisterie. Sympatycy rozmaitych sekt neoliberalnych w tym UPR nie potrafią jak sądze tego pojąć.
NEOLIBERALIZM=KOSMOPOLITYZM+IMPERIALIZM
Imperializm kapitalistyczny jest jaskrawym przykładem na to jak jeden kapitał, stojące za nim wielkie machiny finansowe dla zdobycia większej ilości rynków zbytu, pozyskania sobie wsparcia lokalnych kapitalistów, posłuży się każdą kartą przetargową w starciu z innym kapitałem, gospodarką innego kraju.
Jest to otwarta walka kapitałów w świecie kapitalistycznym i prowadzić ona będzie zawsze do wywoływania sztucznych konfliktów gdzie "demokratyczni" politycy będą głosić mowy o swojej wyzwolicielskiej misji albo do wyciągania na powierzchnię od dawna znanych problemów jak chociażby sytuację Tybetańczyków.
Kapitaliści potrzebują przelanej krwi by mogli zasiać ziarno swojej przyszłej dominacji nad klasą robotniczą na całym świecie.
Kapitalizm jest przełożeniem interpretacji świata boskiego na świat realny gdzie to pieniądz, nowy bóg ma rzekomo być jedynym celem ludzkości.
W tymże świecie w wyniku mechanizmów jakie wypływają z gospodarki o naturze kapitalistycznej, kapitaliści posługują się wszelkimi środkami by szczuć przeciwko innym kapitalistom, prowadzić z nimi ekonomiczną rywalizację, przy okazji obciążając jej skutkami klasę pracującą.
na rzecz dążeń niepodległościowych występowała jakaś Socjaldemokratyczna Partia Tybetu, no od biedy jacyś komuniści czy, powiedzmy, świeccy nacjonaliści. Kiedy jednak słyszymy tylko głos faceta uważającego siebie za wcielenie Boga, i nie słychać jakiejś refleksji na temat niedawnej, ponurej teokratyczno-feudalnej przeszłości, to jakoś trudno się zdobyć na sympatię...
I wojna swiatowa to tryumf merkantylistycznego protekcjonizmu i imperializmu. Gdy jest wolny handel i wolny przeplyw ludzi, nie ma wojen.
Twoja schizofrenia sięgnie nieba jeżeli powiesz mi że twojej definicji zamordysty nie można zastosować do autorów większości artykułów na tym portalu nie mówiąc o komentatorach.
Te swoje trywialne i banalne wypowiedzi które opisują wszystko i jednocześnie nic bierzesz z jakiejś książeczki w stylu "jak być szczęśliwym?".
Podyktowana chwalebnymi rzeczami to jest każda ideologia bez wyjątku. Niestety dobre chęci nie wystarczą. Socjalizm był jak najbardziej internacjonalistyczny tylko co z tego skoro to właśnie socjalizm przoduje w gospodarczej autarkii i wymyślił najbardziej zaawansowane metody zabijania ludzi na granicach.
Koloryzujesz oczywiście jak w tanim brukowcu, ale miłym dla mnie zaskoczeniem jest że przyjmujesz poprawną libertariańską definicję "klasy", dzięki czemu dość poprawnie widzisz rzeczywistość. Wbrew Marksowi, a przynajmniej wbrew temu co napisał zanim zdefiniował "klasę" na końcu III tomu Kapitału, dostrzegasz że kapitaliści nie są żadną zwartą "klasą" o wspólnych interesach ale ciągle między sobą konkurują. Bardzo ładnie, tak trzymać.
komunizm czy socjalizm?Te pojęcia nie są wymienne.zresztą gdzie obecnie mamy socjalizm?Wietnam,Laos i Chiny to mieszanka konserwatywnego neokonfucjanizmu w wersji "prymityw" i neoliberalnej gospodarki
oczywiście jest to tylko marzenie i nieuzasadnione, przyjęte z góry, fantazje.
liberalizm i wolny rynek wywołuje wojny, ponieważ
te dwa abstrakty, jeśli wdrożone, powodują:
1. że osoby zamożne się bogacą, a osoby biedne biednieją jeszcze bardziej.
2. rynek preferuje silniejszych, a poniża słabszych, dotyczy to relacji w skali człowiek-człowiek, firma-firma, państwo-państwo, w konsekwencji
3. osób biednych przybywa, rodzą się konflikty na tle ekonomicznym między klasami, warstwami, rodzą się konflikty między państwami o zasoby, o zasady (silniejsi zawsze narzucają swoje warunki słabszym)
liberalizm to hiperutopia, która zakłada, że obie strony transakcji są sobie równe i zawsze odnoszą korzyści
A lewica.pl go jeszcze przedrukowuje?
Mówię o tym co zrobili realni ludzie w realnym świecie powołując się na te same ideały co Ty. Nazywaj sobie to jak chcesz. To że z czasem niektórym z nich znudziło się żyć na skraju śmierci głodowej i wprowadzają obecnie elementy wolnorynkowe to nieuniknione, przecież ludzie to nie ćmy, jakiś rozum mają, ile można żyć w świecie wyobraźni.
Wolny rynek preferuje nie tyle silniejszych, ale efektywniejszych, czyli produkujacych taniej lepsze produkty (proszę tylko bez subiektywnych czy emocjonalnych opinii o konkretnych produktach i usługach, każdy ma inne, i o to właśnie chodzi). Każdy po prostu produkuje to w czym jest względnie najbardziej efektywny. Nikt nie jest bezrobotny nawet jeśli wszystko robi gorzej od wszystkich. Nawet taka osoba ma dużo lepiej na wolnym rynku niż poza nim. Teoria korzyści komparatywnych się kłania. Oczywiście to nie znaczy że nikt nie straci danej pracy, wolny rynek musi być dynamiczny aby ciągle spełnić tą obietnicę maksymalnej efektywności zatrudnienia przy zmieniających się technologiach i pragnieniach konsumentów. Gospodarka to jednak bardzo skomplikowany system zależności, ludzie wychowani na prostackich bajkach w dzieciństwie nie rozumieją dlaczego muszą zmienić pracę skoro byli "grzeczni", więc dochodzą do wniosku że skoro są owieczkami to musi być jakiś wilk, i tak powstają ideologie socjalistyczne.
Socjalizm zaś preferuje silniejszych, bo jest to absolutna władza totalitarnej elity nad resztą.
W ten sposób widać że Twoje punkty 1-3 to bzdura. Owszem, ludzie i firmy ze sobą konkurują, firmy jako narzędzia produkcji są likwidowane, powstają nowe, ale ludzie są zawsze coraz bogatsi, wszyscy. Biorąc pod uwagę dwa państwa libertariańskie nie ma możliwości konfliktu państwo-państwo bo państwo nie ma żadnych interesów poza obroną przed fizycznym atakiem na własnych obywateli. Zasoby państwo kupuje na wolnym rynku, niezależnie kto jest ich dostawcą.
Liberalizm zakłada że obie strony transakcji są "równe"? Skąd to wytrzasnąłeś?
Ja wiem że nie mogę się równać za takim Eu-geniuszem jak ty.
Każdy mówi o sobie, rozumem że jesteś schizofrenikiem co oczywiście widać w twoim zburzonym odbiorze rzeczywistości szczególnie w kompletnym braku empatii, ale na prawdę nie ma potrzeby przypominania o tym w kółko.
Wracając do sprawy nie zauważyłem zbyt dużej częstości występowania w/w zwrotów u innych, oczywiście po za tobą. Chyba nie traktujesz tej definicji w sposób całkowicie formalny, jeśli jest inaczej to niestety może to być objawem schizofrenii. Ja nie jestem Wujkiem Dobra Rada i nie będę mówił co masz robić, ewentualnie nie robić. Nich twój jasny umysł ci podpowie. Wypowiedzi skierowane do ciebie biorę z książeczki zwanej "jilber", jestem takim "lusterkiem". Może zobaczysz w nim siebie?
O widzę że masz problem z byciem szczęśliwym, czy lekarstwem ma być wiara neo-liberalna?
Czyżbyś miał traumatyczne dzieciństwo? To chyba tłumaczy skąd u ciebie tę chęć posiadania i władania. W przezabawnej książeczce "Mały Książę" jest taki bankier który posiada i liczy gwiazdy, bo nikt inny nie wpadł na pomysł ich posiada, ty mi go przypominasz.
NEOLIBERALIZM = AGRESJA = CHĘĆ DOMINACJI = BEŁKOT
Wiedza o buddyźmie na poziomie szkolnej katechezy z gimnazjum. Weź przykłąd z Dalajlamy który stwierdził iż chrześcijaństwa nie rozumie więc się o nim nie wypowiada. Z taką wiedzą lepiej tez się tak nie wypowiadaj na temat buddyzmu.
Każdy z nas ma naturę buddy, a w momencie oświecenia stajemy się buddami. Nawet pies ją ma, tylko z oświeceniem ma problem.
Budda historyczny - Siakjamuni był jeden. W buddyźmie boga nie ma, są tzw bóstwa, ale znaczenie tego słowa odbiega od naszego rozumienia. Dalajlama jest manifestacją bodhisattwy współczucia Awalokiteśwary, który odradza się aby udostępniać wyzwalające z cierpienia nauki innym czującym istotom (za wikipedią). Symbolika buddyzmu, w szczególności tybetańskiego jest dosyć zawiła.
Odnośnie inkarnacji polecam zorientować się o znaczeniu słów : mahajana i bodhisattwa.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Bodhisattwa
zamiast prawic dyrdymały.
Wasza oporność na pewne fakty jest wręcz tragiczna. Kto chce przywracać w Tybecie stan sprzed inwazji chińskiej? Chyba tylko wy! Jeszcze tuż przed inwazją w Tybecie były wprowadzone reformy gospodarcze i ustrojowe, właśnie zmieniające ustrój Tybetu który wy tak chełpicie. Chińczycy uniemożliwili zobaczenia jej owoców.
Podaj mi skąd znasz TAKI FAKT HISTORYCZNY JAKOBY HITLER MIAŁ POBIERAĆ NAUKI U LAMÓW???? Dziecko, święty mikołaj nie istnieje! A zapomniałem faktycznie a Hitler był potężnym magiem!
Owszem naziści wysłali do Tybetu wyprawę w poszukiwaniu czytsej aryjskiej rasy - był taki dokument na National Geografic. Wrócili z niczym, a ich dokumentacja jest jedną z ciekawszych relacji o Tybecie niepodległym. Sfastykę zapożyczyli ze względu na symbolikę.
Wstyd z taką ignorancją...
Pozdrawiam :)
Po prostu staraj się mieć bardziej konkretne merytoryczne argumenty, uzasadniać swoje wypowiedzi, stać cię na więcej niż ogólniki typu statystyka częstotliwości zwrotów.
Ngałang Sangdrol nie czuje się ofiarą. Przecież zwyciężyła: nie załamała się, nie popełniła
samobójstwa, nie podpisała oświadczenia, że Tybet jest częścią Chin. Nie wyrzekła się
Dalajlamy. Ale bycie ofiarą to teraz jej publiczna rola.
Rola, którą przyjęła świadomie. To kolejne, wcale nie mniejsze od poprzedniego poświęcenie dla
Tybetu. Jeździ po świecie i opowiada dziesiątki razy swoją historię, precyzyjnie opisuje tortury.
Potrafi to robić jak kronikarz, po prostu relacjonując fakty. I cały czas powtarza, że to, co jej
robiono, dzieje się w każdej chwili. Także teraz, kiedy rozmawiamy. Dzieje się setkom innych
więźniów. Dlatego nikt, kto słucha tej opowieści, nie ma moralnego prawa odmówić im pomocy.
Ona – Ngałang Sangdrol – jest najlepszym dowodem na to, że pomóc można: wyszła na wolność po
odbyciu połowy dwudziestojednoletniego wyroku tylko dlatego, że uparcie domagały się tego ONZ,
Parlament Europejski, pozarządowe organizacje broniące praw człowieka na całym świecie i
dyplomacje wielu krajów, szczególnie USA. I zwykli ludzie w dziesiątkach tysięcy petycji słanych do
chińskich władz.
Ngałang
Drobniutka jak dziecko Ngałang Sangdrol jest najsłynniejszą więźniarką Tybetu. Gdy odzyskała
wolność, miała 24 lata, z których blisko 11 spędziła w więzieniu. Jej współwięźniarki, które wyszły
wcześniej, mówiły, że jest tak harda, iż prawdopodobnie nie przeżyje więzienia – strażnicy ją
zatłuką. Sama też była o tym przekonana.
Można ją pytać o tortury. Ale nie o uczucia. Wtedy wycofuje się albo zmienia temat. Próbowałam
się dowiedzieć, jaka jest, kiedy nie walczy. Na przykład, co lubi? Co jej sprawia przyjemność? Nie
zrozumiała pytania. Wtedy pomyślałam, że Chińczycy jednak zabili jakąś część Ngałang Sangdrol.
Z więzienia zwolniono ją w 2002 r., w połowie odbywania kary. Chiny chciały stworzyć korzystną
atmosferę dla spotkania prezydenta Jiang Zemina z George’em W. Bushem. Zawsze przed
podobnymi spotkaniami zwalniają jakiegoś znanego więźnia – mają ich pod dostatkiem.
Ngałang stała się znana po tym, jak ona i trzynaście innych mniszek z najcięższego w Tybecie
chińskiego więzienia Drapczi nagrały w 1993 r. napisane przez siebie pieśni o wolności, Tybecie i
Dalajlamie. Kasetę udało się przemycić na zewnątrz, trafiła też na Zachód, a śpiewające więźniarki
stały się symbolem oporu Tybetańczyków i okrucieństwa komunistycznych Chin. Ngałang była z
nich najmłodsza – miała 15 lat. Jej niemal samobójczy opór wobec więziennych władz szybko stał
się legendarny. Ale nie miała pojęcia, że jest bohaterką. Do czasu zwolnienia sądziła, że wszystko,
co robi, pozostaje tylko między nią, więźniami i strażnikami.
Religia
Rozmawiałyśmy w warszawskiej restauracji, w przerwie między licznymi spotkaniami, na których
Ngałang przekonywała, że chińska okupacja wciąż jest tak samo okrutna i że Tybetańczycy
potrzebują, aby wszyscy ludzie dobrej woli wciąż upominali się o ich prawa. Ngałang jeździła ze
spotkania na spotkanie, więc pomyślałam, że może jest głodna. Zamówiła wrzątek i rosół. Wrzątek
wypiła, rosołu nie dojadła. Nie sprawiała wrażenia osoby, której robi różnicę, co je.
Ngałang mówi tylko po tybetańsku. Angielskiego dopiero się uczy. Zresztą wszystkiego dopiero się
uczy, bo większość świadomego życia spędziła w więzieniu. Z wolności wspomnień ma niewiele: –
Byłam raczej niesfornym dzieckiem. Do szkoły chodziłam przez jakieś trzy lata. Poza tym grałam,
jak inne dzieci, w „zośkę”, miałam kochających rodziców. Pochodzę z bardzo patriotycznej rodziny.
Rodzice często opowiadali, jak było w Tybecie przed przyjściem Chińczyków: że ludzie nie
głodowali, nie siedzieli w więzieniach, mogli praktykować religię. Mogli być dumni z tego, że są
Tybetańczykami.
Została mniszką, gdy miała 11 lat. – To była moja decyzja, ale rodzice przyjęli ją z radością –
mówi. W Tybecie taka decyzja – niegdyś naturalna, bo taki sposób praktykowania religii wybierało
ok. 25 proc. społeczeństwa – jest dziś aktem nieposłuszeństwa wobec chińskich władz. Religia jest
nierozerwalnie związana z tożsamością narodową, bo przez wieki Tybetem rządzili dalajlamowie,
będący jednocześnie najwyższymi hierarchami duchowymi. Na buddyzmie oparta była nie tylko
państwowość, ale i cała kultura Tybetu.
Ngałang zdecydowała o pójściu do klasztoru w czasie, gdy w Lhasie trwały najsilniejsze od
kilkudziesięciu lat antychińskie zamieszki. Ich przywódcami byli mnisi i mniszki. Był rok 1989: w
Polsce odbywały się wolne wybory, w Lhasie wprowadzono stan wojenny. Setki osób zginęło i trafiło
do więzień.
Dwa lata później, gdy miała 13 lat, postanowiła z kilkunastoma innymi mniszkami zorganizować
demonstrację. Zawołać: „Wolny Tybet”, „Niech żyje Dalajlama”, może zdążą jeszcze zaśpiewać
jakąś pieśń. Tyle można zrobić, nie stosując przemocy.
– Widziałam, jak Chińczycy wchodzą do klasztorów, jak traktują mniszki, nieważne: staruszki czy
małe dziewczynki. Były zamykane, bite bez żadnego powodu. Zamiast zgłębiać dharmę (nauki
buddyjskie), miałam zajęcia z reedukacji politycznej. Podjęłam wtedy decyzję, że muszę coś robić
dla Tybetu. Demonstracja to była jedyna możliwa dla mnie rzecz. Decyzję podjęłam świadomie.
Wcześniej poradziłam się ojca. Powiedziałam, że chcę demonstrować, i spytałam, czy jego zdaniem
to się na coś przyda. Powiedział, że tak. Dzień przed demonstracją rozmawiałam też z kobietą,
która za takie właśnie wystąpienie spędziła kilka lat w więzieniu. Torturowano ją. Powiedziała mi:
„Skoro chcesz pójść na demonstrację, powinnaś wiedzieć, co cię czeka”. I opowiedziała mi wszystko
o torturach. Byłam więc przygotowana.
Więzienie
Za demonstrację Ngałang spędziła dziewięć miesięcy – bez sądu i wyroku – w okrytym najgorszą
sławą lhaskim areszcie Guca, gdzie torturami wymusza się na aresztantach denuncjowanie
współtowarzyszy. – Doświadczyłam więcej, niż się spodziewałam. I wytrzymałam. To dodało mi
odwagi – mówi. Była za młoda, by stanąć przed sądem, więc ją wypuszczono. W tym czasie do
więzienia za działalność niepodległościową trafili jej ojciec i brat. Matka umarła. Władze zabroniły
Ngałang wrócić do klasztoru.
Mając 15 lat, poszła na kolejną demonstrację mniszek. Tym razem została uznana za wystarczająco
dorosłą i dostała wyrok: trzy lata.
– Nie sądziłam, że wyjdę żywa. W ogóle nie przewidywałam takiej możliwości. Wiedziałam tylko
jedno: więzienie to kolejne miejsce, gdzie mogę robić coś dla Tybetu. I robiłam, dopóki fizycznie
mogłam – opowiada. – W więzieniu najgorsze jest to, że nigdy nie wiesz, co się stanie: czy cię będą
bili, jak, kiedy. Nie wiadomo, co strażnikom przyjdzie do głowy. Tych pomysłów więźniowie boją się
najbardziej. Poza tym – codzienna praca. Normy są tak wyśrubowane, że praktycznie zaharowujesz
się na śmierć. W Drapczi pracowałyśmy w szklarni. Jest tam tak koszmarnie gorąco, że pocisz się,
zanim wejdziesz. Stosuje się środki owadobójcze, przed którymi więźniowie w żaden sposób nie są
chronieni. Mamy je w gardle, w nosie, w oczach. Do tego koszmarny smród. Nawozi się ludzkim
kałem, który trzeba wybierać z dołów kloacznych. Jedna więźniarka wchodzi do takiego dołu,
wybiera kał rękami, napełnia wiadro i podaje drugiej. Ma go wszędzie: na twarzy, we włosach, w
ustach.
Tortury
Ngałang nieustannie okazywała nieposłuszeństwo. Nie wstawała, kiedy strażnicy wchodzili do celi,
odmawiała śpiewania komunistycznych pieśni, oddawania czci chińskiej fladze, organizowała
protesty.
Mnichów i mniszki strażnicy starają się poniżać bardziej niż innych więźniów. Torturami usiłują
wymuszać wyrzeczenie się Dalajlamy, profanowanie symboli religijnych – np. każą zawijać kał do
nawożenia szklarni w thangki – płócienne święte obrazy. Mniszki bywają gwałcone przy użyciu
elektrycznych pałek. Historyczne określenie „chińskie tortury”, dzięki nowoczesnej technice i
ludzkiej pomysłowości, ożyło we wzbogaconych formach: bicie odbywa się np. na klęczkach, z
brodą opartą na poręczy krzesła. Więźniów wiesza się też za wykręcone i związane na plecach ręce,
wyrywając je ze stawów barkowych. W takiej pozycji parzy się również oczy, wrzucając do ognia
strączki chili.
Więźniów używa się też do celów pseudomedycznych. Pobiera się im – oczywiście bez znieczulenia
– płyny ustrojowe, np. płyn mózgowo-rdzeniowy, który służy do wyrobu leków. A także krew, co
dla niedożywionych i wycieńczonych pracą skazanych, na wysokości, na jakiej położony jest Tybet,
może skończyć się śmiercią.
Te i inne praktyki opisane są szczegółowo w raportach organizacji pozarządowych i działającego od
1997 r. specjalnego koordynatora Departamentu Stanu USA
ds. Tybetu, które powstają na podstawie relacji byłych więźniów. Niektórym udaje się uciec do
Indii, gdzie w specjalnym ośrodku leczeni są z traumy psychicznej po torturach. Jeden z mnichów,
który w więzieniach spędził ponad 20 lat, zdołał nawet przemycić kilka narzędzi tortur.
Błogosławieństwo
Nie prosiłam Ngałang, żeby opisała mi tortury. Przez jedenaście lat doświadczyła zapewne
wszystkiego, co można. Chciałam wiedzieć, jak to przetrwała? Czy nienawidziła strażników? Była
mniszką, a buddyzm nakazuje współczucie dla wszystkich czujących istot. Szczególnie dla tych,
które postępują źle, bo to znaczy, że gromadzą złą karmę na następne wcielenia (karma to coś w
rodzaju przeznaczenia: dobre i złe uczynki każdej istoty wracają do niej w tym lub w następnych
wcieleniach w postaci dobrych i złych okoliczności czy zdarzeń). A nienawiść to przecież
gromadzenie złej karmy. – Było i jest we mnie wiele gniewu, nie jestem Dalajlamą. Ale dzięki Jego
błogosławieństwu i naukom udało mi się nie nienawidzić, nie życzyć nikomu krzywdy. Nigdy nie
pragnęłam i nie pragnę zemsty – mówi.
Ból? – Ból, cierpienie to sprawa karmy. Skoro cierpi cały naród, cierpię i ja. To oczywiste. Ja
mogłam swoje cierpienie ofiarować Tybetowi i byłam z tego dumna. Zdecydowałam, że tak będzie, i
trzymałam się tego zawsze, w każdej sytuacji.
Poniżenie? Ngałang odrzuca to z oburzeniem. To tak, jakbym sugerowała, że ją złamali: –
Chińczycy chcieli, żebyśmy się czuli poniżeni. Mówili: „Wy, Tybetańczycy, jesteście śmieciami”. Ale
ja w każdej sytuacji byłam dumna, że jestem Tybetanką. Starałam się wobec strażników nie
podnosić głosu, zachować spokój, nie dać się wyprowadzić z równowagi. A kiedy mnie bito –
możliwie najdłużej utrzymać się na nogach. To wszystko jeszcze bardziej ich złościło.
W 1996 r. Ngałang trafiła na pół roku do karceru za to, że wraz z innymi mniszkami nie wstała, gdy
do celi weszła delegacja aparatczyków Komunistycznej Partii Chin. Powiedziała, że nie okaże
szacunku tym ludziom, skoro oni zabraniają okazywania szacunku duchowym przywódcom Tybetu.
W karcerze siedziała w całkowitej ciemności, cały czas drżała z zimna, bo nie dano jej nie tylko
koca, ale nawet ubrania. Nie zwariowała dzięki modlitwie. Uplotła sobie malę (tybetański różaniec)
z wyprutej z koszuli nitki i tak intensywnie recytowała mantry, że zapominała nawet o jedzeniu. –
Cały czas widziałam nad głową Dalajlamę. Było ze mną Jego błogosławieństwo.
Za zlekceważenie chińskich dygnitarzy dostała dodatkowe osiem lat więzienia. Razem z trzema
latami za demonstrację i sześcioma za nagranie kasety było ich już siedemnaście. W 1998 r.
dostała kolejne sześć lat za udział w proteście przeciwko wciągnięciu na więzienny maszt chińskiej
flagi z okazji 1 maja. Podczas tego protestu zakatowano na śmierć dziewięciu więźniów.
Ani Ngałang Sangdrol, ani inni więźniowie nie mieli pojęcia, że ich dramatyczne gesty odbijają się
echem w świecie. – Po nagraniu kasety Chińczycy prowadzili w więzieniu dochodzenie, więc
wiedziałyśmy, że w Lhasie ludzie musieli jej słuchać. Nie torturowano nas wtedy, więc zapewne
znane były nasze nazwiska i władze nie chciały mieć problemów, gdyby coś się z nami stało. Ale nie
miałyśmy pojęcia, że kasetę wywieziono za granicę i że ktokolwiek interesuje się naszą sprawą.
Wolność
Ngałang była chora i osłabiona. Prześladowały ją niezwykle silne bóle głowy.
Kiedy w październiku 2002 r. wezwano ją do więziennej komendantury, nie sądziła, że oznacza to
coś innego niż powtarzający się co jakiś czas rytuał przesłuchań.
– Powiedziano, że jeśli napiszę dobry raport o tym, jak mi było w więzieniu, to mam szanse na
zwolnienie ze względu na stan zdrowia. Opisałam więc, co prawda bez szczegółów, tortury, bicie,
głodzenie. Oni to przekreślili. „Było, minęło, nie ma znaczenia” – powiedzieli. I kazali napisać:
„Tybet jest częścią Chin”. Odmówiłam i pomyślałam, że już po sprawie.
Po kilku dniach znowu wezwano ją do komendantury: – W gabinecie siedział sam komendant
Drapczi. Zapytał, jak się czuję. Opowiedziałam o moich dolegliwościach. Zapytał, czy podpiszę
oświadczenie, że nikomu nie opowiem, co działo się w więzieniu. Zgodziłam się. Wtedy pytali o
kolejne rzeczy: czy jeśli zostanę zwolniona, podporządkuję się wszystkim poleceniom władz, będę
raz w miesiącu meldować się w więzieniu itd. Na wszystko się zgodziłam. Natychmiast
wyprowadzono mnie za bramę, nawet nie pozwolono pójść po moje rzeczy – opowiada Ngałang.
Potem przez cały dzień wozili ją po rozmaitych posterunkach i biurach, robili zdjęcia, zdejmowali
odciski palców, a w końcu odwieźli do domu. Obok była mała restauracja, którą przerobiono na
posterunek policji, żeby mieć ją pod kontrolą 24 godziny na dobę.
Po zwolnieniu Ngałang pamięta głównie ból głowy. Tak silny, że nie mogła w ogóle nią poruszać.
Gdy już nie musiała się „trzymać”, kompletnie opadła z sił. Była w takim stanie, że rodzina
poprosiła mnicha o odprawienie rytuałów przed nadchodzącą śmiercią. Potem tego mnicha
aresztowano i torturowano przez kilka dni sądząc, że uczestniczył w spisku.
Kiedy rozeszła się wiadomość, że Ngałang jest wolna, sądzono, że umiera. Władze chińskie często
zwalniają umierających więźniów, bo nie chcą sobie psuć statystyk zgonami w więzieniu.
Ale Ngałang nie umarła. Była w areszcie domowym przez pięć miesięcy. – Jeśli pozwolono mi wyjść,
cały czas szła za mną policja. Jeżeli dostałam pozwolenie odwiedzenia klasztoru, zawożono mnie
tam policyjną suką. Znajomi bali się ze mną kontaktować, bo to oznaczało poważne kłopoty.
Gniew
Ciągle miała bóle głowy i problemy z żołądkiem. Władze zdecydowały się więc pozwolić jej na
leczenie za granicą, o co zabiegały organizacje obrońców praw człowieka. Któregoś dnia zjawiła się
policja, wsadzili ją do radiowozu i powieźli na lotnisko, skąd poleciała do Pekinu.
Po drodze zrobiło się jej niedobrze. Zatrzymano samochód. I wtedy okazało się, że jej eskorta to
nie dwójka policjantów w radiowozie, ale z dziesięć samochodów, które zatrzymały się jak na
komendę. Na to wspomnienie Ngałang śmieje się do rozpuku. Pierwszy raz swobodnie i wesoło: –
Tak bardzo się mnie bali! Chińskie imperium posyła za małą Ngałang legiony tajniaków! Cały aparat
tajnej policji postawiony na nogi!
Co czuła, kiedy znalazła się w USA?, w wolnym świecie? (Ngałang niecierpliwi kolejne pytanie o
uczucia): – W Tybecie za głośne powiedzenie, że jest się Tybetańczykiem, Chińczycy potrafią
wymierzyć surową karę. W wolnym świecie mogłam to mówić na głos do woli. Więc powiedziałam,
że jestem dumna, iż jestem Tybetanką. Mogłam powiedzieć dokładnie wszystko, co myślę na temat
sytuacji w Tybecie. I mówiłam. To było niezwykłe uczucie. Dziękowałam Jego Świątobliwości
Dalajlamie za to, że dostałam taką możliwość.
Ale ta wolność jest tylko dla mnie. W Tybecie zostało bardzo wielu, którzy wciąż przechodzą to co ja
i jeszcze gorsze rzeczy. Dlatego nie znajduję radości w wolności. Ale cieszę się z niej, bo mogę
znowu robić coś dla Tybetu.
Ngałang nie chciała odpowiedzieć, czy cieszyła się z wygodnego łóżka, dobrego jedzenia, jak
podoba się jej świat pełen najrozmaitszych gadżetów, które wszystko ułatwiają i uprzyjemniają: –
Tybetańczycy nie walczą o to, żeby mieć dobre jedzenie czy wygodne łóżka – ucina. – Dla mnie
wielkim odkryciem było, że cały system państwa może się opierać na demokracji, na poszanowaniu
godności i prawdy.
Nie jest do końca twarda. Kiedy zorganizowano jej spotkanie z Dalajlamą, zobaczywszy go –
zemdlała.
Teraz pracuje w Waszyngtonie dla pozarządowej organizacji International Campaign for Tibet.
Zbiera informacje, pomaga tworzyć strategię działań. I jeździ po świecie, żeby dawać świadectwo.
Ciągle boli ją głowa.
W Indiach, gdzie Dalajlama mieszka na politycznej emigracji i gdzie w oparciu o napisaną przez
niego demokratyczną konstytucję działa tybetański rząd emigracyjny, jest wiele tybetańskich
klasztorów. Czy Ngałang myśli, żeby znowu być mniszką? – Kiedy poszłam do klasztoru, chciałam
zgłębiać dharmę, żeby przeobrazić swoją świadomość. Teraz nie nadaję się na mniszkę, bo jest we
mnie gniew.
Gniew też można przeobrazić. Ale Ngałang chyba tego nie chce. To dzięki niemu może tak, jak
pragnie, robić coś dla Tybetu.
Dziękuję za pomoc Adamowi Koziełowi z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, na której zaproszenie
Ngałang Sangdrol przyjechała do Polski.
Ewa Siedlecka
Mechanizm gospodarki kapitalistycznej sprowadza się do jednej podstawowej zasady jaką jest uzależnienie kapitalisty od nagromadzania coraz to większej ilości dóbr materialnych kosztem przede wszystkim siły roboczej która mu podlega.
Istotnie kapitaliści są klasą ponieważ łączy ich jeden wspólny mianownik jakim jest głęboki szacunek dla kapitalistycznej formy własności i rozwiązań które mogą ich stawiać w uprzywilejowanej pozycji wobec proletariatu.
Kapitaliści potrafią oczywiście zwierać swoje szyki jeżeli zagraża im niebezpieczeństwo ekonomiczne, utrata majątku który zawłaszczyli od klasy robotniczej, kolizja interesów z innym, kapitałem.
Kapitalistyczna forma posiadania napędza pazerność i skutkuje i polubownym łączeniem się kapitalistów w większe formaty gospodarcze w celu stworzenia realnych podstaw do dalszego istnienia, bardziej grupowego i też zdaje się na tą rywalizację maluczkich, którzy uczestnicząc w tym kotle kapitalistycznym chcą wygryźć z gry większych kapitalistów lecz nie mając tak naprawdę ku temu większych środków, nie dokonują ich wytrącenia z gry lecz starają się im sprzyjać ponieważ zaczynają dochodzić do wniosku że w ich interesie również leży dalsze funkcjonowanie kapitalistycznego ładu.
To jest właśnie realny wolny rynek, z jednej strony materialny bo w jakiejś tam mierze udaje mu się funkcjonować, z drugiej strony oparty na regułach, które tak naprawdę pokrywają się z istotą religii, z tymże w kapitalizmie tą hierarchiczność, to pewne oddanie się „wyższej” potędze, wyznaczają ramy rządów pieniądza.
Wolny rynek w ustroju kapitalistycznym, jest poparty skłonnością do prawidła wyzysku ekonomicznego, nieustępliwością w pogoni za towarem którym staje się nawet ludzka materia.
Nie odwołując się do terminologii bajkowej, przysłowiowej trzeba dodać że to nie jakieś stwory stoją za panującym ładem a uwarunkowania społeczno-gospodarcze i ich skutki.
Pewność zatrudnienia, oczywiście obowiązujące przy tym prawo do wolności wyboru wykonywanego zawodu, sprawia iż człowiek czuje się bardziej dowartościowany a jego egzystencja nie jest obarczona prymitywną wędrówką w celu znalezienia środków do życia.
Człowiek wędrując musi się relaksować a nie obciążać dodatkowymi napięciami emocjonalnymi które się odbijają na jego psychice.
Zależności wynikają z faktu posiadania przez kapitalistę narzędzi produkcji, maszyn, czyli wolności do ujarzmiania owoców pracy robotnika w ramach burżuazyjnego prawa.
Przymusowy przepływ ludzi związany z reorientacją kapitału na lokalizację produkcji wyzwala w ludziach negatywny stosunek do takich postępowań burżuazji i to również stwarza płaszczyznę do konfliktu.
Świat w okresie 1914-1918 był areną walk, usłużnych kapitałowi mocarstw o wpływy gospodarcze i geopolityczne, kolonialne. Burżuazja już wtedy próbowała pójść na całość i dokonać pierwszego światowego uwolnienia swych ekonomicznych zamiarów.
Był to oczywisty imperializm burżuazyjny, gdzie to kapitałem klasy robotniczej posługiwano się w celu zasilania kieszeni przemysłowców., fabrykantów, finansistów i bankowców.
Kapitalizm w końcu preferuje taki stan rzeczy gdzie to co bardziej konkurencyjny w nic nie robieniu osobnik ma prawo do uprzedmiotowienia siły roboczej, jej upodlenia.
Z obawy przed wybudzeniem się świadomości proletariackiej, kapitał próbuje stwarzać pozory bardziej ”demokratycznej” walki jaką jest wystawianie przezeń w wyborach własnej reprezentacji politycznej.
Będąc on dodatkowo umocowany w aparacie administracyjnym ugruntowuje on swoją pozycję, staje się siłą praktycznie w każdym segmencie panowania dominującą.
Ta kompozycja zwierania własnych szeregów ponad podziałami pewnej rywalizacji ekonomicznej w obrębie własnej klasy powoduje wytwarzanie się elit kapitalistycznych.
Robią to kapitaliści tylko po to by zapewnić trwałość panującym stosunkom społeczno-gospodarczym.
źdzbło w cudzym oku widzisz, a belki we własnym nie...
,,Niewidzialna ręka rynku'' to tylko inaczej uzasadniona ,,Niewidzialna ręka Boga''
Liberałowie to odmiana deistów
Jednocześnie są otwarci na wszelkie religie skupiona na ,,ja'' stąd popularnosc buddyzmu wśród zachodnich liberałow... i Gazety Wyborczej:)
Dla was zarabianie pieniędzy jest rownoznaczne z łaską Bożą:)
Tymczasem Jezus patrzył z pozycji podmiotowej biednego, czego nigdy nie zrozumiecie...
historia ludzkości jest historią wojen klasowych. obecnie trwa walka klas w kapitalizmie, a przejawia się ona m. in. wojnami. Kapitalizm rodzi konflikty, które przybierają różne formy od strajku po wojnę. Tylko zniesienie kapitalizmu umożliwi trwały pokój i polepszenie sytuacji życiowej całych społeczeństw, a nie tylko burżuazji. Liberalizm to ideologia burżuazji, bo broni ich interesów. Komunizm to ideologia klasy robotniczej i reszty pracujących.
Niewidzialna ręka rynku ma tyle samo wspólnego z Bogiem co niewidzialna ręka ewolucji. W obu przypadkach tak naprawdę nie ma żadnej ręki, jest po prostu proces który można opisywać wysokopoziomowymi metaforami ale wynikający z wielu pojedyńczych oddziaływań elementarnych. To określenie pojawiło się tylko jeden raz w Bogactwie Narodów jako analogia mająca pomóc zrozumieć wyniki interakcji wielu ludzi, ale jak każda analogia ma swoje ograniczenia. To że obalisz taką analogię czy metaforę nie znaczy że obalisz samą ekonomię.
Zdefiniuj najpierw co to znaczy "klasa", a potem przejrzyj co napisałeś. Najlepiej posłuż się libertariańską wersją napisaną przez samego Marksa na samym końcu III tomu swego Kapitału.
Chrześcijaństwo 2000 lat temu określono by dzisiaj ruchem alterglobalistycznym, antykapitalistycznym. Ojcowie Kościoła bez wyjątku gardzili jakimkolwiek handlem i prywatną własnością, przejęli to od filozofów Greckich. Doprowadzili tym przecież do upadku cesarstwa rzymskiego po tym jak przejęli stery jako oficjalna religia. Dopiero jak widzieli że się wszystko wali św Augustyn w Państwie Bożym zaczyna przychylnie patrzeć na handel, było już jednak za późno. Średniowieczni scholastycy byli już często dużo bardziej zaawansowani niż Adam Smith, "sprawiedliwa cena" była definiowana najczęściej po prostu jako cena rynkowa, także dużo się zmieniło, ale do dzisiaj jak się słucha papieża na tematy gospodarcze to wypisz wymaluj socjalista.
Im więcej państwo wtyka nos w gospodarkę, tym bardziej mamy sytuację którą opisujesz, czyli socjalizm narodowy. Socjalizm marksistowski jeszcze bardziej pogarsza tą sytuację, bo prowadzi do absolutnej już władzy urzędnika nad gospodarką.
jeżeli uważasz,że wiesz wszystko najlepiej,no to wiedz sobie, wiedz.Może będzie ci kiedyś dane zrozumieć to,czego jeszcze pojąć nie możesz. Nie wykluczone,że jest z tobą tak, jak z tym facetem co przyszedł do lekarza i mówi:
-panie doktorze,mam straszne wzdęcia ale bezdźwięczne i bezwonne.
Doktor dał pacjentowi lek i kazał przyjść za tydzień.Pacjent:
-panie doktorze, w dalszym ciągu mam wzdęcia, bezdźwięczne ale już śmierdzące.
Na co pan doktor:
-nos już ma pan podleczony, teraz zajmiemy się uszami.
twego świętego dalajlamę ograli jak neptka, zgubiła go pycha i wiara,że jest k i m ś. Jest nikim. Posłużyli się nim do osiągnięcia swoich celów i teraz dalajlama ogłasza każdemu,czy chce słyszeć, czy nie,że jest przeciwny bojkotowi igrzysk w Pekinie. Tyle się modlił i tak głęboko medytował, a nie zrozumiał, o co toczy się gra i że on będzie w niej najwyżej użytecznym idiotą odstawionym w swoim czasie w niebyt. No cóż, WIARA czyni cuda,PRAWDZIWA wiara.
Nana - prosty z ciebie człowiek... żeby nie powiedzieć prostak. To tak ale ty nie musisz nic wiedziec o cudzych religiach, ignorancja to taka cudowna rzecz... btw. Może łaskawie powiesz mi jaka to jest ta PRAWDZIWA wiara? szkoda chorego człowieka, sługusa ideologii którego nie stać ani na poszeżenie swoich choryzontów ani na autentyczną autorefleksję.
N.W. jestem pod wrażeniem... mam nadzieje że to twoja własna wiedza a nie tylko wiki.
Warto tylko dodać że buddyzm tybetański, lamaistyczny to inaczej Wadżrajana- jeden z odłamów buddyzmu, o bardzo skomplikowanych (często nawiązujących do lokalnych etniczności) praktykach. Dalajlama nie jest tu oczywiście żadną inkarnacją boga tylko Bodhisttwy istoty która celowo zdecudowałasię nie dostąpić najwyższego oświecenia by módz (praktykując ostateczne współczucie) nieść pożytek i naukę reszcie istot. Nauki buddyjskie (również Wadżrajana) w swoim skrajnym egalitaryźmie i głoszniu równości wszystkich istot w oświeceniu tak naprawdę każdy znas, każda żywa istota jest buddą) wydaje mi się, że powinny być bliskie sercu każdego socjalisty :)
Niewiedza i igorancja to najgorsi wrogowie umysłu więc koledze nanie radzę poszeżyć trochę wiadomości z zakresu religioznastwa..
Btw. http://mahajana.net/
Pozdrawiam
kiedy samemu pisze się w języku ojczystym: "poszeżenie swoich choryzontów" oraz "módz" (sic!!!)...
Popisuj się swoją bezbrzeżną wiedzą (taką nieograniczoną brzegami, wiesz?), ale najpierw formułuj ją w poprawnej polszczyźnie. POSZERZAJ SWOJE HORYZONTY, aby MÓC definiować prostactwo innych...
"Przyganiał kocioł garnkowi", "uczył Marcin Marcina, a sam głupi jak..." - znasz te polskie przysłowia, Throzz?
lamaizm jest skomplikowany? a pocóże to? to tak jak ordynacja wyborcza w Stanach Zjednoczonych. Religie są wymysłem człowieka i powstały w wyniku działania ludzkiego mózgu. Wiara jest ponad tym i nie może podlegać ludzkiemu osądowi. Wszytko inne służy do robienia kasy, co widać nie tylko u nas.
Ale tak to jest gdy się pisze w gniewie, człwiek nie patrzy jak pisze tylko klepie w ten klawikord :)... oczywiście moje problemy z polską ortografią nie mogą usprawiedliwiać problemów nany z podstawami wiedzy o religiach. Może żeczywiście niesłusznie się uniosłem ale posty urzytkownika nany do złudzenia przypominają mi artykuły nijakiego księdza Dziewieckiego które co jakiś czas wypuszcza w sieć podając się za katolickiego specjalistę od buddyzmu, pomawiając tą religję a jednocześnie nie posiadając nawet elementarnej wiedzy na jej temat. I o ile ja potrafię publicznie przyznać się do ignorancji w zakresie gramatyki i ortografii języka polskiego to czy nana potrafi to zrobić z religioznastwem.
P.S. Lamaizm jest skomplikowany bo silnie związany z pierwotnymi wierzeniami rdzenej, wiejskiej ludności z regionu północnych indii, tybetu i nepalu. W odrużnieniu od innych szkół buddyjskich lamaizm rozwijał się w biednych, wijskich regionach gdzie (podobnie jak chrześciajństwo w europie) synkretyzował (mam nadzieję że jest takie słowo :) się z zastanymi tradycjami i wierzeniami. Z tąd w Wadżrajanie tyle mitologizmu i "szamanizmu" jedak całkiem sporu ludzi na świecie nosi tą religię/ wiarę w sercu co biorąc pod uwagę wyjaśnienia Nany legitymizuje ją jako PRAWDZIWĄ WIARĘ.
Jeszcze raz pozdrawiam, przepraszam że pisałem w gniewie i gorące dzięki dla hyidli za lekcję pokory.
tym bardziej że dysleksja ma podłoże genetyczne i jest niestety dziedziczna... (*_*)
Jest sposób na w miarę poprawne pisanie (przynajmniej w internecie). Instaluje się jakieś coś (ponoć wtyczka Fierefox? w przeglądarce szukać?), co "poprawia na czerwono" błędy ortograficzne (rzeczowe i składniowe - nie). Nie pytaj się mnie o szczegóły, bo ja się znam na komputerach, jak dziewica na sztelongach...
Z tego co tu wyczytałam i obejrzałam (film z tłumaczeniem Thora), to lamaizm posiadający buddyjską "bazę" i pierwotne "nadbudowy" (albo na opak!) jest anachronizmem religijnym, filozoficznym, politycznym i ekonomicznym... Ze swoją średniowieczną kastowością, niewolnictwem i ubezwłasnowolnieniem LUDZI, traktowanych jak zwierzęta, nadaje się do skansenu i lamusa, a nie by go krzewić i utrwalać w jakiejkolwiek postaci.
Tragnicznie jest czytac posty ludzi którzy nie mają swojego zdania a jedynie powtarzają słowa innych. "Innych" to pojemny "worek" określeń. Wiem i czytałem prace na temat Tybetu i buddyzmu mające swoje źródła w relacjach misjonarzy chrześcijańskich. Papier w mojej ubikacji ma większą wartość.
Na poczatek tylko przytocze moi drodzy lewicowi zaślepieni i ogłupieni swoim antyreligijnym fanatyzmem przyjaciele kilka faktów.
Dalajlama przy pierwszym kontakcie z ideologią socjalistyczną był pod jej głębokim wrażeniem, jako ideologi najbliżeszj buddyzmowi. Kontakty z Mao i chińczykami dały mu do myślenia.
Jeżeli już czapiać się buddyzmu to lepiej w Tajlandii i tych okolicach, gdzie faktycznie za daleko się posunął i miesza w polityce(buddyzm tradycji therawada). Z drugiej strony z tych okolic pochodzi pierwsza synteza socjalizmu z naukami buddyjskimi (dharmą).
Szczególnie dla ludzi o lewicowych poglądach ciekawym może być obserwacja tego co się dzieje z w tamtej części świata. Mam tu na myśli Nepal i Buthan. W szczególności ten drugi, państewko buddyjskie, które drobnymi kroczkami stara sie wkraczać do naszego kochanego kapitalistycznego świata, a nie chce skończyć jak Nepal. I reszta jemu podobnych. Temat jest szeroki i cięzko o materiały, ale naprawde ciekawy. Odsyłam do książki "W obronie szczęścia" Matthieu Ricard.
Hasło : Narodowe szczęście brutto ważniejsze jest od produktu narodowego brutto - jakże skąd inad miłe naszym sercom nei jest auorstwa żadnego anty alter globalisty o korzeniach socjalistycznych, ale ministra finansów tego szarlatańskiego buddyjskiego państewka.
Można by tu jeszcze coś napisać ale nie miejsce na to. Poszukać i poczytać każdy może.
Sam przyznaje że buddyzmowi najbliżej do lewicowej mysli.
Polecam książkę "Uważność na targowisku. Globalny rynek i masowa konsumpcja a świadome życie" Wydawnictwa Santorski. Polecam bo jest to zbiór esejów w skrócie mówiąc przedstawiających podejście buddyzmu do wspołczesnego świata i jego problemów. Przeczytajcie a potem wyciągajcie wnioski.
Hmm, nasuwa mi się jedna rzecz. Przy waszej wierze w czyjeś chore słowa przytocze jedną z podstawowych nauk Buddy Siakjamuniego. Kalama sutra : Nie wierzcie w jakiekolwiek przekazy tylko dlatego, że przez długi czas obowiązywały w wielu krajach. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że wielu ludzi od dawna to powtarza. Nie akceptujcie niczego tylko z tego powodu, że ktoś inny to powiedział, że popiera to swym autorytetem jakiś mędrzec albo kapłan, lub że jest to napisane w jakimś świętym piśmie. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że brzmi prawdopodobnie. Nie wierzcie w wizje lub wyobrażenia, które uważacie za zesłane przez Boga. Miejcie zaufanie do tego, co uznaliście za prawdziwe po długim sprawdzaniu, do tego, co przynosi powodzenie wam i innym.
Swoją drogą bardzo podoba mi się określenie Dalajlamy, który nazywa buddyzm "nauką o umysle". No i nawet nie
wiecie ile w tym prawdy. Jedni nazywają buddyzm religią, inni systemem filozoficznym. A prawda jak zwykle leży po środku :)
NANA
Napisałaś takie głupoty, że faktycznie troche się uniosłem, ale dziecko, to ty się nadełaś i nie czujesz swojego smrodu. Bardziej chodziłoby mi o to żebys poświęciła odrobine czasu i przyjrzała się jakiemuś tematowi, a dopiero potem wydawał opinie. Obok ignorancji próżność?
O J.Ś. Dalajlamie NIC nie wiesz i NIC nie wiesz o jego poczynaniach. Ani w "Wiadomościach" ani w TVN24 o tym nie informują. Jest mi dane śledzić to już pare lat i wiem że głupszego osądu niż ty wydałaś stwierdzić jest ciężko. Zresztą na tym forum jest jeszcze kilka równie "oświeconych" teorii.
Czy mam jeszcze pytać o źródło tego "historycznego faktu" dotyczacego Hitlera?
Równie naiwne jest Wasze traktowanie świata w czarno - białych barwach. Ludzie obudźcie się!
Throzz - jak to mówią katolicy : wiara w nieistnienie boga jest dopiero silną wiarą :) I w takich osądach jak Nany to jest właśnie najśmieśniejsze. Drzewiecki drzewieckim, ale wystarczy popatrzyć na swoistą hipokryzje JPII w jego dialogu religijnym. Głównie w stosunku do religii spoza kręgu starego testamentu. Słynne "przekroczyć próg nadziejii".
HYJDLA - czepianie się ortografii? Morze i rażomce w otrzy ale dajcie sobie spokój z takimi wycieczkami osobistymi. Czy może przy braku argumentów byle jaki argument jest dobry? Czsami ignoransja wobec ortografii wykracza poza nas samych i są to czynniki obiektywne - do czego i ja się przyznaje chociaż staram się sam korygować.
Podaj o który film chodzi, bo już kilka tutaj przywoływano.
Zastanawia mnie wasza oporność na fakt że mówicie o sprawach które miały miejsce 40 lat temu i że nie miały one prawa się zmienić. Jakby to był jakiś dogmat buddyzmu, którym takie słowo nie istnieje. BUDDYZM to nie KATOLICYZM. Warto to zrozumieć. Dalajlama poweidział kiedys takie coś : jeżeli nauka wykluczy istnienie reinkarnacji, to buddyzm tez go wykluczy.
Pozdrawiam :)
widocznie trafiłam w dziesiątkę skoro aż tyle czasu i energii poświęcasz na żałosne "odkręcenie" tego,co napisałam. Dalajlama wiedział, jaka bieda panowała w Tybecie, a jednak mu to nie przeszkadzało leniuchować w luksusowym pałacu i przyjmować hołdy zabawiając się w bóstwo buddyjskie. Budda WYRZEKŁ się bogactwa by oświecenie otrzymać, dalajlama opływa w luksusy a oświecenie mu dynda i wisi. Z pewnością są jeszcze tzw. prości ludzie żyjący wg nauk Buddy, ale przecież nie buddyjska arystokracja z Lhasy. Reprezentujesz sobą fanatyzm buddyjski i niczym się on nie różni od innych fanatyzmów- naiwny biedaku.
szczególnie kiedy ktoś zarzuca ignorancję innym, a sam sadzi byki jakich ja na oczy jeszcze nie widziałam. Poza tym wyjaśniliśmy sobie tę kwestię z Throzzem,więc mógłbyś się nie "wtrancać". To po pierwsze.
Po drugie - buddyzm w czystej postaci na pewno jest interesującą filozofią. Jednakże w Tybecie panoszy się lamaizm, a to się ma ponoć nijak (albo niewiele) do nauk grubaśnego Buddy.
I po trzecie - masz link do tego filmu, se popatrz.
http://www.youtube.com/watch?v=QAP_G61j5xw
NANA
Najwyraźniej straciłem ten czas Nano. W prtzeciwieństwie do ciebie nie potrafie powiedzieć o kimś "idiota" i skończyć na tym temat, ale starałem się wyjasnić twoje błędne myślenie.
Ani słowa nie zrozumiałaś z tego co napisałem, bo nawet tego nie chciałaś. Nie wysunełaś żadnego konkretnego podpartego czymkolwiek argumentu z którym można by dyskutować. Motałaś się tylko tymi samymi hasłami w które święcie WIERZYSZ (a jak sama przyznałaś wiara czyni cuda). Fanatyk? Kogo ty tak nazywasz? Życze Ci wyzwolenia się z twojego ciasnego i mrocznego światka, zobacz świat takim jakim jest.
Przykro mi odpisywac dalej.
Ile lat miał Dalajlama kiedy chińczycy wkroczyli do Tybetu? Co podewziął Dalajlama po przejęciu pełni władzy w wieku 16 lat? Wiesz? Nie wiesz.
"Budda WYRZEKŁ się bogactwa by oświecenie otrzymać" no i jedno zdanie wystaczy w którym roji sie od farmazonów i nierozumienia tematu. Może lepiej milczeć?
Czy ty wiesz chociaż co to jest oświecenie? Możesz czymś podeprzeć ten zarzut? Na temat ciemnych stron buddyzmu, nie tylko tybetańskiego, wiem więcej od ciebie.
Przypominasz mi człowieka który wierzy w to że ziemia jest płaska i całe życie szuka jej krańca. Przynajmniej ma cel w zyciu, którego święcie broni.
Udowodniłaś mi że czas przeznaczony na tłumaczenie ci czegokolwiek jest czasem straconym, więc na tym poprzestaje bo i nie chce mi się dlaej komentować.
Chociaż już z twojego postu przebija iskierka nadzieji, ale co z nią zrobisz zalezy tylko do ciebie.
HYJDLA
Czy to takie wtrącanie się? Zastrzegłem tylko że mam podobny problem, tak na zaś, a merytorycznie taki zarzut ni c specjalnie nie wniósł.
Kluczowa sprawa - użyłaś słowa "PONOĆ" a to tak jak ze słowem PRAWIE z pewnej reklamy piwa. Uniwesalizm buddyzmu ma to do siebie że jesli pojawi się w jakimkolwiek kraju i w sposób naturalny połączy się z miejscową kulturą, nie traci swojego pierwotnego przesłania, celu i charakteru. Proszę bardzo poczytaj teksty therawadinów z Tajlandii, mahajanistów (zen) z Japoni czy wadżrajanistów z tybetu. Dostrzeżesz jedno - wynik jest ten sam, dojście do niego różnorako różne (choć i tak w pewnych granicach).
Pozdrawiam :)
M.W. - ja już za stara jestem, żeby zgłębiać tajniki czegoś co mi się przyda jak dziura w kabzie. Poza tym pisałam tu już wielokrotnie, że najbardziej interesującą jest dla mnie lektura książki kucharskiej i ew. biblii (jestem przy zdaniu: "Na początku był chaos").
Z uniwersalizmem buddyzmu jest jak z uniwersalizmem chrześcijaństwa. By zawładnąć umysłami i pugilaresami maluczkich można pójść na drobne ustępstwa i przymknąć oko na ludowe zabobony. A lamaizm, po obejrzeniu filmu, jakoś nie przypadł mi do gustu...
Co zaś do ortografii i wysławiania się w ogóle, to uparcie będę twierdzić, że jest to nie tylko wyznacznikiem wykształcenia, kultury osobistej, oczytania ale i patriotyzmu. I z tego ostatniego rzeczownika możesz się śmiać, ale ja tak uważam...
Tyż pozdrawiam (*_*)
"Budda WYRZEKŁ się bogactwa by oświecenie otrzymać" i to jest historycznie umocowane. Jeżeli tego nie wiesz, to na czym ten twój buddyzm polega? Czy ja ci mówię,żebyś się zmieniał? Czy ja cię do czegoś namawiam? Dla mnie jesteś naiwnym biedakiem i tyle. A ty uważaj się za co chcesz. Jest mi to całkowicie obojętne.
Hyjdla
Zmiłuj się! Treść tych kłamstw jest wygodna, więc ją akceptujesz? Na koniec propagandówy tekst : studiuj historie a nie środki masowego przekazu. To własnie wole robić, ale w wydaniu obrzydliwej toporenj kłamliwej propagandówy! Padnijmy na kolana przed chińczykami bo tych złych tybetańczytków dorzynają? Stek bzdur podparty materiałami propagandowymi nakręconymi po zajęciu Tybetu? Dlaczego nie zastanowisz się nad prawdziwą wartością tego filimku tylko akceptujesz te banialuki, mało tego ewidentnie przekazane pod reżim chiński?
Moja wiedza o Tybecie i buddyźmie tybetańskim nie wzieła się z jakichkolwiek świętych tekstów, lub nauk ichszych nauczycieli ale z wielu źródeł, wielu nietybetańskich i nie buddyjskich. Mam się rozpisywac z wykładem na ten temat? Bez sensu i tak się rozbije o mur waszej ignorancji. Mam podawać linki? I tak do nich nie zajrzycie. To przykre doświadczenia z tej dyskusji. Zawsze posądzałem ludzi o lewicowych poglądach o otwarte umysły, poglad ten przykro zrewidowałem. Za to dziękuje.
Jeżeli nie masz woli dociec prawdy i wolisz podcierać się kłamstwami - twój od cholery problem, tylko może z tego względu nie staraj się wydawać osądów, bo w swej kłamliwej konstrukcji moga innych zaboleć.
Dzisiaj ortografie miałem gdzieś. Przed taki stereotyp wole przedłożyc szacunek dla drugiego człowieka.
Poprostu szkoda już cokolwiek pisać...
NANA
Twoje "umocowanie historyczne" czy też może histeryczne już znam z twoich "historycznych faktów". Dziecko, dobrze jest rozumieć co się pisze i co się czyta. Z takim betonem nadajesz się tylko do Korei Płn.
Prowokujesz mnie do tego abym znowu musiał coś ci wyjaśniać, czego i tak nie zrozumiesz. Darujmy sobie, szkoda czasu.
Pyskówka w łapaniu na słowa jest dobra u nastolatków i tak tez moge całą twoją logike argumentacji zakwalifikować.
Tym bardziej ja nie mam zamiaru cię do czegokolwiek namawiać, ale w takich przypadkach odbrobina refleksji i dobrej woli umożliwiłaby ci pozbycia się tego ładunku nienawiści, zbudowanego na kłamstwach. Twoja sprawa jak żyjesz, ale uświadom sobie jak wiele osób w ten sposób krzywdzisz. Masz patent na prawde? Ty ją znasz? Starałem się ci udowodnić tylko że bardzo daleko ci do prawdy, do której mi jest poprostu bliżej (bo więcej wiem, a ty wiećej wiedziec nie chcesz - bo tak wygodniej). A w dzisiejszych czasach dociec prawdy nie jest łatwo, o ile się wogóle da.
Ignorancję i oporność wielu osób na tym forum moge porównac tylko do rodziny radia maryja. A zawsze myślałem że ideały lewicowe związane są przede wszystkim z szacunkiem dla drugiego człowieka. A tu? Taka sama hipokryzja jak w rm.
Mam prośbę, jeżeli odpiszesz na ten mój post - napisz wreszcie coś mądrego.
Pozdrawiam :)
PS. I tak nie wytrzymałem. NANA, korygując twoje informacje o buddyźmie z katechezy szkolnej, informuję cię iż stan majątkowy nie ma absolutnie znaczenia dla doświadczenia oświecenia. Gdybys jakkolwiek znała historie Buddy Siakjamuniego to bys wiedziała o tym. Po czynach i słowach go poznasz, nie po stanie konta. Strasznie to naiwne z twojej strony. Po drugie: co i od kogo dostał Siakjamuni? Troche już ta dyskusja trwa to i wypadałoby naprawde coś więcej się dowiedzieć.
Podzielam zdanie M.W. To przykre, że osoby mieniące się lewicowcami, jednocześnie taką miłością dzarzą chińskie władze. Czyżby do ich gorącego poparcia wystarczyło, mające niewiele wspólnego z prawdą, nazywanie się "komunistami" i pewien wzrost stopy życiowej w Chinach? Nic innego się nie liczy? Czy wzrost stopy życiowej w Chile za Pinocheta wystarczył by go poprzeć? Lewicowiec powinien wręcz instynktownie stawać po stronie słabszych. W tym sporze nie ma najmniejszej wątpliwości, kto jest słabszy.
Wklejam komentarz do tego filmu (historycznego aspektu) z innego forum :
"Należałoby zacząć od tego, że dynastia Juan (Yuan) nie była, jak to określił niedouczony autor filmu: "jedną z najbardziej nowoczesnych CHIŃSKICH dynastii". Dynastia Juan była dynastią rdzennie MONGOLSKĄ, jej założycielem był Wielki Chan Kubiłaj (wnuk Czyngis-chana) który nawet języka chińskiego nie znał ni w ząb, nie wspominając o obyczajach czy etosie konfucjańskim, które były dla Kubiłaja całkowicie obce.
Podbite przez Mongołów Chiny (konkretnie dwa duże chińskie królestwa Jin oraz Sung + kilka pomniejszych chińskich księstw) stanowiły wtedy jeden z kilku chanatów imperium mongolskiego, które (za wyjątkiem Indii i Birmy na południu oraz Lewantu i Bizancjum na zachodzie) rozciągało się od wybrzeży Wietnamu, Chin i Korei, poprzez Tybet, Syberię, Azję Centralną i Iran, aż po tereny ówczesnych Węgier, obejmując także całkiem pokaźne obszary Ukrainy i Rusi.
Cała władza w ówczesnych Chinach skupiona była w rękach mongolskich najeźdźców. Kolejną warstwę społeczną Cesarstwa Juan tworzyli urzędnicy wspomagający mongolski reżim, kupcy oraz dowódcy wojskowi, którymi byli najczęściej Persowie, Arabowie, Ujgurzy i Turcy. Rodowici Chińczycy z podbitych królestw Jin i Sung stanowili w czasach mongolskiej dynastii Juan najniższą warstwę społeczną.
Jak podaje John Man w książce "Kubiłaj-Chan władca największego imperium w dziejach":
"W dziesięciostopniowej skali, w jakiej Mongołowie klasyfikowali chińskich poddanych, konfucjańscy [rdzennie chińscy] uczeni znaleźli się na dziewiątym miejscu, za prostytutkami, i wyżej tylko od znajdujących się na samym dole żebraków".
Takiego upokorzenia ze strony Mongołów nie zaznali nawet Tybetańczycy, którzy w porównaniu z podbitymi przez Kubiłaja Chińczykami mogli cieszyć się względną autonomią w swoim kraju podarowaną im przez Mongołów. Dość wspomnieć, że jednym z głównych doradców Kubiłaja był tybetański uczony Phagpa pochodzący z buddyjskiej szkoły Sakja.
Fakt, że Tybet figurował w granicach Cesarstwa Juan na mapach z XIII wieku wynikał jedynie z tego powodu, że Tybet stanowił wówczas część wielkiego imperium mongolskiego Kubiłaja, podobnie jak częścią tego imperium były podbite przez Mongołów Chiny (aczkolwiek Tybetańczycy pod władzą Kubiłaja dysponowali znacznie większą autonomią polityczną niż Hanowie z terytorium byłych rdzennie chińskich królestw Jin i Sung).
Powiedzenie, że Juan była dynastią chińską, to tak, jak powiedzenie, że hitlerowska władza na terenie Generalnej Guberni była władzą polską.
Po upadku imperium Mongołów i mongolskiej dynastii Juan, władza nad chińską częścią podzielonego Cesarstwa Juan przeszła w roku 1368 w ręce dynastii Ming. Jej rządy trwały trzy wieki. Była to ostatnia dynastia rdzennych Hanów (Chińczyków) w Chinach, ponieważ kolejna dynastia Qing była dynastią mandżurską i to pod jej zwierzchnictwem Chiny powiększyły znacznie swoje terytorium, jednak Tybet nigdy nie wchodził w jego skład. W tych czasach istniało już tybetańskie państwo ze stolicą w Lhasie rządzone przez Dalajlamów oraz kilka pomniejszych księstw w Kham, których władcy byli niezależni, tak od Dalajlamów, jak też od cesarzy z mandżurskiej dynastii Qing."
I co z Waszą WIARĄ? Hipokryzja?
Pozdrawiam :)